Reklama.
Tym sposobem przez ostatnie (co najmniej) trzydzieści lat była przede wszystkim indywidualna i zbiorowa hiperkonsumpcja. Sama w sobie była jednak niewystarczająca, bo zbyt płytko wnikała w indywidualną i zbiorową świadomość. W świecie Zachodu wypełniaczem świadomości stały się najróżniejsze formy społeczeństwa otwartego, permisywizmu, egalitaryzmu. Wszystkie bez wyjątku odklejone od potrzeb realizowania agresji i dominacji.
Dominacji przeradzającej się u tak inteligentnych stworzeń, jakimi są homo sapiens, w czystą i zupełnie już niekontrolowaną nienawiść. Dlatego całkowitym banałem jest dziś powiedzieć, że to wielki powrót wypartego, będący jednocześnie całkowicie oczywistym, co też całkowicie nieprzyznanym triumfem psychoanalizy.
Powrót wypartego oznacza, że możemy zdjąć maski, które nosiliśmy w świecie Zachodu od końca II wojny światowej. Świat Wschodu i Południa zwalnia również z upodabniania się do nas, co za tym idzie, zbrodnie dokonujące się w różnych częściach świata przestają mieć jakiekolwiek znaczenie i nic dla świadomości tak zbiorowej jak indywidualnej nie znaczą.
Współczesna ucieczka od wolności, jest (podobnie jak udoskonalona bakteria odporna na nowy antybiotyk) modyfikacją poprzednich. Tym razem jednak współtowarzyszy jej inny znaczący czynnik. Jest nim całkowicie oczywisty fizykalny fakt wyczerpywania się możliwości życia na Ziemi. Panaceum (frenetyczna konsumpcja) okazało się być jednocześnie całkowicie bezpośrednią przyczyną śmierci (koniec zasobów, koniec wzrostu, globalne ocieplenie, szóste masowe wymieranie). Oczywiście w przypadku małp homo sapiens śmierć nigdy nie odbywa się ot tak sobie. Nie wystarczy zwykłe zrzucanie bomb. Konieczne są tortury, czy też jej swoista grywalizacja, jak ma to obecnie miejsce na Filipinach. Nie ma najmniejszych wątpliwości, iż nawet jeśli nie uruchomimy w ciągu najbliższych kilku lat (a nawet za chwilę) wojny globalnej, to lokalne okrucieństwa i katastrofy humanitarne będą przybierać na sile. Już dziś w wielu miejscach świata ludzie doznają niewyobrażalnych cierpień.
Choć bezpośrednim skutkiem Brexitu, pojawienia się autorytaryzmów, najpierw rosyjskiego, potem węgierskiego, tureckiego, polskiego i wreszcie amerykańskiego jest ostatecznie absurdalna polityka Zachodu wobec migracji ze świata Wschodu i Południa, to przyczyną podświadomą, co za tym idzie najsilniejszą, jest stosunek do Realnego. A Realne jest takie, że Ziemia (a my wraz z nią) umieramy. Wobec absolutnej niemożności zahamowania procesu, wracamy do sprawdzonych wzorców radzenia sobie ze śmiercią – religii, silnych wodzów, nieskrępowanego manifestowania agresji i nienawiści.
Między innymi dlatego tak jałowe są wszelkie próby tłumaczenia triumfu „wielkości” na gruncie ekonomicznym. Również dlatego impet autorytaryzmów tylko powierzchownie skierowany jest dziś w stronę genderyzmu, praw kobiet, praw człowieka i obywatela. Zasadniczym ich celem jest dziś zapewnienie swoim beneficjentom (a także, a może przede wszystkim, autorom) pewności, że koniec nie nadchodzi, że śmierć nadal jest do przezwyciężenia. Podstawowym wrogiem na drodze jest zatem nie gender, multi-kulti, czy zwykła otwartość, ale nauka.
Dlatego wszelki dyskurs, wszelka debata, które pomijają opisane okoliczności, czy będzie to debata o tym, co po Polsce PiS (o ile taka będzie), co po Trumpie, Brexcie, co z Unią Europejską, co z imigrantami, jest - poza doraźnym rozładowaniem narastającego w wyrzuconych poza obręb autorytaryzmów mniejszościach napięcia - pozbawiona sensu. Albo pogodzimy się z realnością ustaleń nauki, która mówi całkowicie wprost o nadchodzącej zagładzie, i uczynimy z tejże nauki narzędzie walki z tyranami zamkniętego świata, albo – wszyscy - którzy nie akceptujemy takiego obrazu świata – dajmy sobie spokój.