Fot. Kamil Łukasz (za zgodą autora)
Reklama.
Nie ma bredni, których ludzka przebiegła małpa nie opowie sobie, żeby zachować swój tak zwany styl życia, co jest zresztą nazwą na wyrost, bo to zwykły gatunkowy behawioryzm ewolucyjnego odpadu, jakim jesteśmy. I tak od kilku tygodni dowiadujemy się, że drzewa nie dostarczają tlenu, (że o wiele lepiej robią to silniki diesla), że nie chłodzą (tym zajmują się klimatyzatory), że w ogóle to tylko dzięki oceanowi (drzewa nie mają z tym nic wspólnego) oddychamy tlenem (mimo, że i ten umiera), że rola drzew w retencji jest żadna (o wiele lepiej robią to wyłożone kostką miasta), a nawet, że rola tlenu w oddychaniu jest przeceniana (serio!). O przekręcie globalnego ocieplenia nie wspominamy, podobnie jak o życiodajnej roli smogu.
Ale to nie koniec idiotyzmów. Pierwszym i naczelnym, jest wiara, że ludzie rżną te drzewa dla pieniędzy. Stąd próby przekierowania całego zła w stronę pazernych deweloperów – trzeba jakoś zracjonalizować ten obłęd, niemożliwie przecież, żeby sympatyczny pan Tadzio wyciął dziesięć dwustuletnich dębów bez powodu.
Prawda jest inna, rżnie się z tysiąca przyczyn (o ile zdążę, chciałbym je kiedyś precyzyjniej opisać). Są wśród nich i pieniądze, ale na ostatnim miejscu. Warto jednak mieć na względzie, że najbardziej nawet pazerny deweloper nie osiąga przy cięciu tej radochy, która chłopka roztropka oszałamia, kiedy pod piłą tak zwanych pilarzy z tak zwanych firm zajmujących się tak zwaną pielęgnacją drzew pada coś, co rosło dwieście lat - nieme tajemnicze piękno, którego siła przechodzi na oprawcę. Tak, nawet on to rozumie. Jego przodkowie znali tę magię.
Oto z domostw wyłaniają się zombie, którzy sadzili dwustuletnie dęby. To nasze – mamy do nich prawo - jęczą ciągnąc za sobą zakupione w markecie piły. Wytniem je, a potem posadzim las, który za pięćdziesiąt lat będzie cieszył nasze oczy.
Taki to liberalizm, taki ściek globalizacyjny. Boli? Musi boleć. Za permisywizm, za postmodernizm, za aborcję, za bóle w krzyżu, za wieczny niepokój, za lot smoleński, za podagrę, za impotencję, za wyklętych, za to, że mimo modłów śmierć rządzi niepodzielnie.
Że tak się będzie kończył świat, w którym kończy się wzrost gospodarczy, to było mniej więcej do przewidzenia. Można było próbować odciągać tę katastrofę w czasie, można było pozwolić w miarę normalnie, w rozgrzewającym się do białości świecie, żyć jeszcze jednemu, dwóm pokoleniom. Można było. Ale piękna romantyczna Polska, Polska Kochanowskich, Mickiewiczów, Rejów, Słowackich, Norwidów, Szopenów i nieprzebytych lasów to dziś oddział zamknięty wypełniony po brzegi pacjentami oscylującymi między dwoma stanami – agresją i autoagresją. Na czymś ją trzeba rozładować.
Jadę drogą, przy której jeszcze kilka lat temu rosły pszenica, żyto, jęczmień. Teraz już tylko kukurydza. Ale zanim się zazieleni, przy rowie w środku pola dwadzieścia, może trzydzieści wyciętych topól. Nikt tego drewna nigdy nie zbierze, nie spali, nie przemieli. Bo przecie nie po to się rżnęło. J…ć sowy, dzięcioły, wiewiórki, pszczoły i trzmiele! My tu są pany, polskie pany!
Głupiec mówi – za czterdzieści lat będę tu miał nowy las. Wyciąłem i se posadzę. Chciałbym tego głupca zapytać, jak chcesz zobaczyć ten las, skoro już masz czterdzieści. Kiedy w jego cieniu bawić się będą twoje dzieci i wnuki, ale zdaję sobie sprawę, że nie ma już potrzeby pytać o to.
Jest jeszcze nadbudowa katastrofy. Imię jej wolność, albo – jak kto woli – liberalizm. Chłopek roztropek godzi się, że nie może na SWOJEJ NIERUCHOMOŚCI zbudować czego chce, kopać czego chce, robić czego chce, bo mu tego milion ustaw zabrania, ale zakazanie mu wycięcia wiecznie zagrażających jego życiu, bezpieczeństwu i samochodom drzew, to zamach na najbardziej fundamentalne wolności, większy nawet niż likwidacja konstytucji, sądów, demokracji, edukacji i darmowej służby zdrowia.
Ale jeśli ta katastrofa coś przypomina to nie żadne tam liberalizmy i kapitalizmy (nawet palenie indonezyjskich lasów pod uprawę palmy olejowej ma jakiś tragiczny sens), a raczej kampanię tępienia wróbli z czasów chińskiego wielkiego skoku. Agresję homo sapiens trzeba gdzieś przekierować, bo przecież nie codziennie prowadzi się wojny.
Ale nie martwcie się, chłopki roztropki Polski i całej Ziemi (o tak, jesteście internacjonalistami), za sto, dwieście lat, będą tu rosły takie lasy, że hej! Dziś, póki co, drzewa Wasze! Tylko powietrza wspólne.
PS Wiadomo już mniej więcej, że ewentualna nowelizacja ustawy tej rabacji nie zakaże. Trzeba ją będzie jeno rejestrować. Deweloperowi sprzeda się za jakiś czas. Nikt się nie zorientuje. A zatem, chłopy, piły w dłoń!
PPS Wszystkich, którzy liczą na to, że wycinka ustanie w okresie lęgowym, spieszę zapewnić, że Polacy wycięliby drzewa nawet gdyby w ich gałęziach mieszkały żar-ptaki i przechadzały się między nimi jednorożce. Depcząc przy tym kwiat paproci i inne paskudztwa.
PPPS Już po napisaniu tekstu, pojawiły się nowe okoliczności dotyczące zdjęcia. Jeśli Czytelnicy pozwolą, odniosę się do nich w kolejnym wpisie.