Politycy PiS nie są przygotowani do sprawowania władzy, ani w resortach siłowych, a tym bardziej w ministerstwach i komisjach sejmowych odpowiedzialnych za gospodarkę. O polityce zagranicznej oraz dyplomacji nie ma nawet co wspominać. Było do przewidzenia, że trzeba będzie stawić czoła obietnicom wyborczym i takim sprawom, jak górnictwo. Wygląda jednak na to, że prezes Kaczyński przez osiem lat ustawiał żołnierzyki na domowej podłodze, bawiąc się w stratega, a resztę miał gdzieś. I teraz też ma wszystko gdzieś.
Od żadnej władzy, która przejęła wartę, nikt nie oczekuje, że nagle po wygranych wyborach zaczną wdrażać w życie obietnice w postaci ustaw. Chociaż PiS zapewniało, że gotowe projekty są już gotowe. Zaczęło się natomiast od rozstawiania żołnierzyków przez Jarosława Kaczyńskiego, ale już nie na domowej podłodze lecz w gabinetach ministerstw siłowych.
Baju, baju, baju nocą
Od czasu do czasu przez ostanie trzy miesiące pisowskie władze mówiły - pamiętamy o was, o 500 zł na każde dziecko. Projekt ten w ustach premier Szydło zmieniał się wielokrotnie. Ostatecznie program 500 plus przegłosowano. Projekt ma dwie strony medalu i nie należy go w całości skreślać. W skrócie. Dla jednych będzie do zastrzyk gotówki, który zostanie dobrze wykorzystany. Pytanie, czy rzeczywiście przyczyni się do wzrostu demograficznego w dobrym tego sława znaczeniu? Czy kobiety nie pozostaną w domach, a pół tysiąca złotych nie stanie się głównym źródłem dochodu dla wielu rodzin, często dysfunkcyjnych? I w końcu, czy budżet państwa, to udźwignie? Odpowiedź brzmi – nie. Stąd zapis w ustawie budżetowej na ten rok o powiększeniu długu publicznego o kolejne 30 mld zł. Później zacznie się szukanie pieniędzy na ten projekt, kolejne zadłużanie państwa, przesuwanie środków, kosztem innych inwestycji.
Obietnic było wiele i co jakiś czas będą upominać się o nie kolejne grupy zawodowe, emeryci, renciści czy młodzi ludzie po ukończeniu studiów. Ale oprócz obietnic, którymi PiS sypało jak z rękawa podczas kampanii wyborczej są przecież jeszcze sprawy bieżące. Po to, żeby pokazać, że PiS ma receptę na wszystkie bolączki Polaków powstał przed wyborami parlamentarnymi w 2011 roku gabinet cieni z premierem Glińskim na czele. Kaczyński jednak przegrał wówczas starcie z PO. Kandydatka na premiera, Beata Szydło skupiła się natomiast na recytowaniu obietnic o Polsce, jako kraju mlekiem i miodem płynącym. A przez osiem lat bycia w opozycji PiS skupiło się głównie na siedzeniu w ławach sejmowych.
To nie kompromis, to ultimatum
Ratowanie branży obędzie się bez zamykania kopalń i naruszania górniczych interesów – zapowiadało Prawo i Sprawiedliwość w kampanii wyborczej. Zabieg bezbolesny i bardzo optymistyczny. Górnicy nie mieli podstaw, by w obietnice nie wierzyć. Albo tniemy płacę, albo zamykamy kopalnie. Jeśli te nie zgodzą się na obniżenie pensji, do nowej spółki dołączy tylko siedem z jedenastu kopalń – to dzisiaj propozycja rządu Szydło. I to będzie pierwsza grupa zawodowa, która może przyjechać bardzo szybko do Warszawy. Wszystko mogłoby odbyć się w oparciu o prawdziwe kompromisy, rzetelne i jasne informacje ale do tego potrzeba specjalistów, których w rządzie Beaty Szydło najzwyczajniej nie ma.
W 2003 roku związkowcy stracili panowanie nad tłumem. Śląscy górnicy podłożyli ogień pod gmachem Ministerstwa Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej. Protestowali przeciwko decyzji Kompanii Węglowej o likwidacji czterech kopalń. Dziesięć tysięcy ludzi przerwało kordony policyjne. Rozwścieczeni górnicy rzucali, tym co wpadło im w ręce.
Nie życzę rządowi PiS takiej sytuacji. Została przywołana, po to, aby pokazać, że obiecywać jest łatwo. A wyborczy pakiet socjalny PiS łącznie z bieżącymi, trudnymi do rozwiązania problemami, to tykająca bomba, która może wybuchnąć w każdej chwili.
W cywilizowanych demokracjach, władze zaczynają swoje prace po wyborach nad problemami niecierpiącymi zwłoki. Przygotowują resorty odpowiedzialne za gospodarkę, obsadzając w nich ministrów, którzy znają się na rzeczy. W przypadku rządu Szydło są to w większości karierowicze, nie mający pojęcia o przydzielonych im obowiązkach. Jeśli znajdzie się już jakaś „perełka” i mówi, jakie są realia, dostaje rozkaz od prezesa za pośrednictwem Szydło – zrób coś z tym natychmiast. Rządowy pomysł podatku obrotowego rozwścieczył wszystkich handlowców. Sklepikarze czują się oszukani. PiS uderzył tym samym w drobnych przedsiębiorców, których jest mnóstwo w mniejszych polskich miastach, tam gdzie upadły duże zakłady pracy. W ustawie budżetowej nie znalazły się pośród wielu innych złożonych obietnic: obniżka podatków, obniżka VAT czy zmniejszenie składki rentowej. A ponad 1100 zł jednoosobowe firmy nadal będą odprowadzać do ZUS.
Tym czasem pierwsze dni po 25 października ubiegłego roku, zanim został jeszcze powołany rząd, Kaczyński rozpoczął od spełniania wyborczych obietnic danym swoim ludziom. Zbigniew Ziobro, Mariusz Kamiński czy Antoni Macierewicz otrzymali, to na co czekali niecierpliwie. Później zaczęło się zamieszanie wokół Trybunału Konstytucyjnego i wprowadzania ustaw kontrowersyjnych, niezgodnych z konstytucją, zapowiadanie komisji śledczych. Smoleńsk wraca na tapetę. W między czasie rozpoczęły się protesty KOD w obronie wolności i demokracji. Ludzie manifestują regularnie już w blisko 40 polskich miastach i zagranicą. Miejscowości przez, które przejdą marsze z dnia na dzień przybywa. Należy pamiętać, że wolność i bezpieczeństwo daje nam również stabilizacja życiowa, zawodowa, praca i pewna przyszłość. Więc niech Jarosław Kaczyński nie liczy na to, że KOD przestanie protestować.
Polska znalazła się w rękach szaleńca. Prezes PiS wykreował ludzi, którzy dzięki niemu znaleźli się na najbardziej eksponowanych stanowiskach w kraju, jak prezydent RP czy premier. Wybrał ich nieprzypadkowo. To osoby wyciągnięte z kapelusza, które były wcześniej „trampkarzami” w lidze politycznej, posłuszne jednostki dyspozycje, miernoty cierpiące na brak sukcesów. Wcześniej nikt o nich nie słyszał. Dzisiaj myślą, że złapali pana Boga za nogi.
Bolesne wyczekiwanie
Jakże musi być wąski zakres myślenia tych ludzi, jaka krótkowzroczność. Zostali ewidentnie wystawieni nie na jeden „strzał” ale na serię pocisków o dużym kalibrze. A ciężkie działa będą dopiero wytoczone. Kaczyński nie obroni Dudy i Szydło. Tak jak nie kiwnął nawet palcem, kiedy premier tłumaczyła się przed PE. Sam prezes wie, że jego wizja Budapesztu w Polsce oddala się. Wcześniej miał jeszcze Kukiza pod ręką, ale ten nie dostał tego czego chciał, czyli TVP2, więc odwrócił się od Kaczyńskiego, krytykując rządy PiS z dziką rozkoszą. Zgrzyty są już w samej koalicji PiS, SP, PR. Podobnie, jak w latach 2005 - 2007, największym zagrożeniem dla PiS jest sam PiS z prezesem na czele. Pozostałe kluby parlamentarne ustawiają się póki co na pozycjach i czekają. Cisza i spokój działają niezwykle psychologicznie na Kaczyńskiego, przyzwyczajonego do pyskówek oraz ataków. Niepewność go drażni. Opozycja czeka aż wcześniejsze wybory parlamentarne wyjdą od niego samego, tak jak było ostatnim razem. Prezes, tak jak wtedy, będzie przekonany, że wygra je w cuglach. A być może zdobędzie nawet większość konstytucyjną.
Rozpoczął się etap wyczekiwania, patrzenie na sondaże i na potykanie się pisowskiej władzy o własne nogi. Obserwowanie nieudolności rządu. Słuchanie posłów czy ministrów doskonale kompromitujących się.
To cisza przed burzą. Upadek będzie bolesny. Chociaż spadanie to podobno też forma lotu. Czyli po prostu wyciąganie wniosków na przyszłość. To jednak nie dotyczy PiS. Jedno jest pewne i przykre. Największym beneficjentem tego wyborczego rozdania jest o. T. Rydzyk, w ramach „programu 20 plus”.