Na ten dzień Adam Nergal Darski czekał dwa lata. Wczoraj (tj. 17.12.2012) parę minut po 12, Nergal poznał 25-letniego Grześka Kajta, dzięki któremu pokonał białaczkę. My towarzyszyliśmy Adamowi i Grześkowi przed tym ważnym i bardzo emocjonującym spotkaniem oraz mogliśmy porozmawiać z nimi kilka godzin później.
Z Grześkiem spotkaliśmy się po raz pierwszy w niedzielę. Czekała nas wspólna podróż do Sopotu, gdzie następnego dnia miał poznać tzw. biorcę. Oczywiście nie miał bladego pojęcia, ze dwa lata temu oddał szpik właśnie Nergalowi. Podróż, która miała trwać godzinę, trwała ponad 12 godzin!!! Ale nie było na co narzekać. Mieliśmy więcej czasu na poznanie Grześka. Jaki jest? Kontaktowy, wyluzowany. Nie uważa, że decydując się na oddanie szpiku, zrobił coś nadzwyczajnego. Z zawodu inżynier wiertnictwa. Pracuje w kopalni. Prywatnie: szczęśliwy mąż i tata 2-letniego Wojtka.
Początkowo zapewniał, że w ogóle nie stresuje się spotkaniem. W poniedziałkowy poranek nie dało się jednak nie zauważyć, że emocje zaczynają sięgać zenitu. Ale nie tylko w przypadku Grześka. Po rozmowie z nim poszliśmy spotkać się z Nergalem. Od razu dało się wyczuć, że król ciężkich brzmień, na kilka minut przed pierwszym spotkaniem z dawca, któremu zawdzięcza życie, był kłękiem nerwów.
Grzesiek 3 godziny przed poznaniem Adama
Zarejestrowałem się dzięki namowom kumpla. Powiedział mi o fundacji DKMS i stwierdziłem: dlaczego nie! Było to chyba w marcu dwa lata temu. O tym, że mogę zostać dawcą dowiedziałem się we wrześniu 2010 roku. Kiedy więc usłyszałem w słuchawce pytanie: czy wciąż jest pan chętny oddać szpik, bez zawahania powiedziałem "tak". Po to się przecież zarejestrowałem! Komórki macierzyste pobrano mi z krwi obwodowej 16 i 17 grudnia 2010 grudnia. To nic nie bolało i już po kilku godzinach wróciłem do domu. Ale nawet gdybym miał mieć pobierany szpik z talerza kości biodrowej, nie zmieniłbym swojej decyzji. Nawet gdyby wszystko miało mnie boleć przez następne dwa tygodnie, to też bym nie cofnął się przed tym. To żaden koszt w stosunku do tego, że można komuś uratować życie! Nie uważam, że to, co zrobiłem jest bohaterskim czynem. Nie uratowałem nikogo z pożaru, nie ryzywkowałem życiem. Zrobiłem co zrobiłem i uważam, że każdy powinien rejestrować się obligatoryjnie. Patrząc z perspektywy czasu, oddanie szpiku nie zmieniło niczego w moim życiu ani we mnie samym. Podszedłem do tego całkowicie spokojnie. Może dlatego, że wszystko potoczyło się łatwo i szybko. Miałem wrażenie, że za łatwo... Przyjechałem, zrobiłem co miałem zrobić i na razie.
Czy miałem jakiekolwiek wyobrażenie biorcy? Nie. Wiedziałem, że ma 33 lata i traktowałem go jak każdego innego faceta w tym wieku.
Czy stresuję się dzisiejszym spotkaniem? Musiałbym użyć niecenzuralnych słów żeby to opisać (śmiech).
Adam 20 minut przed poznaniem Grześka
Spałem dziś może z dwie godziny. Ogrom emocji... Myślałem o dawcy. To cały czas powracało, to spotkanie wisiało w powietrzu i nareszcie dziś do niego dojdzie. Nie potrafię powiedzieć co teraz czuję, powiem jak to się wydarzy. Chcę mówić jak najmniej, bo być może nie jestem teraz w stanie dobrać odpowiednich słów.
Mam natomiast w głowie najważniejsze pytanie, które chcę mu zadać: jakie to uczucie podzielić się z kimś życiem? Domyślam się, że jest to kompletna moc. To, że wyrwałeś z siebie kawałek siły, energii i przekazałeś dalej, a to uzdrowiło drugą osobę. Nie wiem, czy cokolwiek może się równać z takim uczuciem.
Nie obchodzi mnie kim on będzie i jaki będzie. Może mieć inny kolor skóry, mieć inne poglądy czy być gejem. Ja jestem ponad tym wszystkim. Jestem tutaj, bo wygrałem życie. Co się może z tym mierzyć? Nic! Niech będzie kimkolwiek, a moja wdzięczność i tak jest niezmierzalna.
Grzesiek 2 godziny po poznaniu Adama
To był dla mnie bardzo stresujący dzień. Ciężko mi powiedzieć co było najtrudniejsze. Chyba wszystko. To czekanie do godziny 12 było męką. Czas się ciągnął. Wszystkie media, które tu przybyły i przeprowadzały ze mną wywiady, to też był dla mnie szok. Ale mam nadzieję, że nie dałem plamy.
Łza mi się w oku nie zakręciła, ale były ogromne nerwy. Serce biło mi jak młot. Gdy poznałem Adama, w końcu poczułem ulgę. Poza tym moje podejrzenia się sprawdziły (śmiech).
Pierwsze wrażenie po poznaniu Adama i rozmowie z nim to kolokwialnie – swój chłop. Ale może nie piszcie tego, żeby nie zabrzmiało głupio (śmiech). Wszystko - z tego co o nim wiedziałem, z mediów, z wypowiedzi, które słyszałem - okazało się w 100 procentach prawdziwe. Konkretny facet.
Wymieniliśmy się już z Adamem numerami telefonów i jeśli Adam zechce odwiedzić mnie, przywitam go z otwartymi ramionami. Pozna też mojego synka Wojtka. Konkretnie się jeszcze nie umawialiśmy, ale on chce, ja też, więc jestem pewien, że spotkamy się jeszcze nie raz.
Może będzie też okazja zobaczyć na żywo jego koncert. Nie mam ukierunkowanego gustu muzycznego, słucham wszystkiego, ale ciężkie kawałki, w tym "Behemota" nie są mi obce. A wracając do samego przeszczepu: to, że akurat Adam jest biorcą nie zmienia tu nic. Jest mi bardzo miło, ale Nergal, nie Nergal, to jest człowiek. Dla każdego innego zrobiłbym to samo.
Adam 3 godziny po poznaniu Grześka
To spotkanie było sporym uderzeniem. Cieszę się, że przed poznaniem Grześka miałem okazję obejrzeć krótki film, w którym Grzesiek opowiedział m.in. o tym, jak został dawcą. To było dobre o tyle, że osłabiło trochę siłę uderzenia przed naszym spotkaniem face 2 face. To był baaardzo wzruszający moment. Teraz muszę to przemielić w swojej głowie. Ochłonąć.
Na szczęście udało mi się ukryć wzruszenie. To co czuje człowiek, który ma okazję poznać osobę, dzięki której żyje jest totalną abstrakcją. To jest ciężkie do nazwania i zdefiniowania.
Za parę godzin będziemy widzieć się z Grześkiem. Na bardziej neutralnym gruncie, bez tej całej medialnej otoczk i szumu. Będziemy mogli w ciszy i spokoju usiąść i pogadać.
Mimo, że dzisiejsze spotkanie było postawieniem kropki nad "i", wciąż będę namawiać ludzi do rejestrowania się w bazie DKMS Polska. Do końca mojego żywota będę związany z fundacją DKMS, której wiele zawdzięczam. Zawsze będę pacjentem po przeszczepie i zamierzam konsekwentnie wykorzystywać wszystkie moje środki, aby wspierać szerzenie świadomości wśród Polaków. Fantastyczne jest to, że osób chcących bezinteresownie ratować ludzkie życie jest coraz więcej.
Czy wypełniam jakąś misję? To jest zbyt duże słowo. Nie róbcie ze mnie misjonarza. Misja kojarzy mi się z indoktrynacją, a tego wolałbym uniknąć. Po prostu wiem, że nie ma nic złego w uświadamianiu innych. Jeśli mogę uwrażliwić kogoś na jakiś problem to dlaczego miałbym tego nie robić. Grzesiek uświadomił mnie w tym, że warto wierzyć w ludzi. Ja wierzę w człowieka i jego altruizm, który drzemie w każdym z nas. Udowodnił, że możemy być ponad podziałami i bezinteresownie pomagać innym.
Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego choć kilku czytelników zdecyduje się zostać potencjalnym dawcą szpiku.