Reklama.
Minęło kilka lat. Szkoły w większości przypadków wykonały ogromną pracę nad sobą, żeby móc przyjąć młodsze dzieci. Zmieniły się klasy, a nauczyciele przeszli wiele dodatkowych szkoleń. Ważne jest to, że do ubiegłego roku wszystkie decyzje podejmowali rodzice wspólnie z psychologami i pedagogami przedszkoli i poradni. Nie miałam poczucia, że rodzicom odbiera się wolność i prawo do decydowania o losach dziecka. Ja sama, ale też wielu moich kolegów, odbyliśmy liczne rozmowy z zaniepokojonymi rodzicami, odpowiedzieliśmy na setki pytań. Decyzje były podejmowane z namysłem, rozważnie. Podobnie rzecz się miała w ubiegłym roku, kiedy rodzice mniej dojrzałych do pójścia do szkoły dzieci zgłaszali się do poradni o odroczenie obowiązku szkolnego. Tak było. A co się dzieje teraz? W zamieszaniu wokół Trybunału Konstytucyjnego, teczek SB i zmian w państwowych stadninach koni nieomal cisza zaległa nad dziećmi u progu edukacji.
Uchwalona na koniec roku ustawa o wprowadzeniu (ponownie) obowiązku szkolnego w wieku 7 lat niesie za sobą sporo konsekwencji. W centrum mojego zainteresowania nie znajdują się kwestie ilości miejsc w przedszkolach, finansowania szkół, czy etatów nauczycieli. Mnie interesuje, to co polski system edukacji zafundował młodym ludziom, celowo nie piszę dzieciom, bo mam wrażenie, że kiedy używamy tego określenia myślimy o jakiejś gorszej kategorii ludzi. A dziecko, to człowiek z takim samym prawem do samostanowienia jak dorosły.
Co się będzie działo w tym roku? Do szkoły we wrześniu pójdą siedmiolatki. Moim zdaniem tym samym wyrażamy zgodę na marnowanie potencjału i tracenie najlepszego czasu na naukę. Bo nigdy później człowiek nie uczy się w takim tempie jak w wieku kilku lat. Przecież większość z nas w 3 lata opanowuje język. A ile zajęło Wam nauczenie się (o ile się udało!) biegle angielskiego albo francuskiego? Lata, a efekt często daleki od ideału. Pozostawię jednak dyskusję o wieku rozpoczęcia edukacji. Przeraził mnie inny zapis w znowelizowanej ustawie. Otóż jak można przeczytać na stronie Ministerstwa Edukacji Narodowej:
"Dziecko, którego rodzice złożyli wniosek, w roku szkolnym 2015/2016 kontynuuje naukę w klasie pierwszej szkoły podstawowej. W tym roku szkolnym nie podlega ono klasyfikacji rocznej i promowaniu do klasy drugiej szkoły podstawowej oraz nie otrzymuje świadectwa szkolnego promocyjnego."
I dalej:
"Jednocześnie prawo umożliwia korzystanie przez to dziecko z wychowania przedszkolnego w trakcie trwania roku szkolnego. Jeżeli odpowiednio dyrektor przedszkola lub szkoły podstawowej albo osoba kierująca inną formą wychowania przedszkolnego wyrazi na to zgodę, dziecko – na wniosek rodziców złożony do 31 marca 2016 r. – zamiast kontynuowania nauki w klasie pierwszej do końca roku szkolnego 2015/2016 uczestniczy w zajęciach wychowania przedszkolnego."
Co oznacza ten zapis? Czy faktycznie to oddanie szacunku rodzicom, ich mądrości i wolności w podejmowaniu decyzji dotyczących edukacji dziecka? Serio?
Eufemizm, bo określenie "kontynuuje naukę w klasie pierwszej szkoły podstawowej" oznacza zwyczajne powtarzanie klasy. Natomiast określenie: " zamiast kontynuowania nauki w klasie pierwszej do końca roku szkolnego 2015/2016 uczestniczy w zajęciach wychowania przedszkolnego" dziecko, które od września chodzi do szkoły, cofa do przedszkola. Nie potrafię uwierzyć, że takie pomysły stworzyli ludzie o wykształceniu psychologicznym i pedagogicznym. Bo jaki komunikat dostanie pierwszo lub drugoklasista? Otóż na samym początku swojej edukacji dowie się, że jest słabeuszem, że nie poradził sobie z nauka szkolna i musi jeszcze raz, od nowa uczyć się wszystkiego. Jednym słowem druzgocąca porażka na starcie. Jakie znaczenie dla rozwoju dziecka może mięć taki przebieg nauki, ale też całego rozwoju?
Zaczynają do mnie zwracać się rodzice, którzy wierzą w słuszność decyzji Ministerstwa Edukacji Narodowej o zmianie wieku rozpoczęcia nauki w szkole na 7 lat i zastanawiają się czy nie powinni zdecydować się na owo magiczne "kontynuowanie nauki w klasie pierwsze". Do psychologa trafia zapewne ci rodzice, którzy maja potrzebę dyskusji i szukają porad. Ale MEN nic nie wspomina o takiej drodze w swoich informacjach.
Początek nauki szkolnej stanowi dla dziecka ogromne obciążenie emocjonalne, to intelektualne ma o wiele mniejsze znaczenie niż nam dorosłym się często wydaje. Młody człowiek musi poradzić sobie z funkcjonowaniem w grupie, budowaniem relacji i pierwszych przyjaźni. Pojawia się też kwestia oceny. Nie ma znaczenia czy w szkole za dobrze wykonane zadania dostajemy cyfrę, literkę czy słoneczko. Zawsze jest to ocena, która raz jest źródłem radości i dumy, a raz porażki. Na szczęście w większości przypadków nauczyciele mają tego świadomość i nawet jak dziecko z czymś sobie nie radzi, potrafią powiedzieć mu to minimalizując poczucie klęski, nie zakłamując jednocześnie rzeczywistości. Bo z niepowodzeniami też musimy się nauczyć sobie radzić. Jest to równie ważne, jak mądre czerpanie siły z sukcesu. Zastanówmy się wiec, co poczuje dziecko, które przez kilka miesięcy chodzi do szkoły, zaprzyjaźnia się, odnajduje się w nowych sytuacjach, uczy mnóstwa nowych rzeczy i nagle dowiaduje się, że nie przejdzie do następnej klasy, albo wraca do przedszkola? Poczuje tylko jedno: że jest słabe, że jest nic niewarte, że nie poradziło sobie z nauką szkolną. I zapamięta to na całe życie. Ciężko mu będzie za kilka lat zostać liderem w grupie rówieśniczej, która wystartuje wspólnie w konkursie na najlepiej opracowane doświadczenie z fizyki, będzie się bać podjąć ryzyko startu w olimpiadzie. Może poczuć się gorsze od innych, niekochane, nieakceptowane, odrzucone, co w efekcie może przynieść negatywne skutki na całe życie. Później już na studiach albo w pracy nie opowie innym o swoim innowacyjnym pomyśle. Wyrośnie z takiego dziecka wycofany, zachowawczy i sfrustrowany dorosły. Tylko, dlatego, ze ktoś w 2016 roku postanowił w imię trwania przy swojej koncepcji systemu edukacji zlekceważyć potrzeby emocjonalne dziecka.
Dlatego mądrzy rodzice fantastycznych dzieci zastanówcie się na spokojnie, naradźcie z mądrym pedagogiem albo psychologiem nad tym, jaki wpływ na rozwój malucha będzie miało owo magiczne "kontynuowanie nauki", czyli mówiąc językiem z mojej podstawówki, kiblowanie drugi rok w tej samej klasie. Nie fundujcie swoim dzieciom, na początku ciekawego życia takiej porażki.