Wczoraj dowiedzieliśmy się, że kolejny z bohaterów „afery madryckiej”, Adam Rogacki, został wynagrodzony przez Prezesa PiS ciepłą posadą. Ma dołączyć do rady nadzorczej spółki PL.2012+, zarządzającej Stadionem Narodowym. Wcześniej podobną „nagrodę” otrzymał Mariusz Antoni Kamiński, który został prezesem Polskiego Holdingu Obronnego. Po fali oburzenia i krytyki szybko jednak podał się do dymisji. Ale PiS nie tylko na tym najwyższym poziomie udowadnia, że w skuteczności znajdowania pracy dla kolegów jest godnym następcą Platformy Obywatelskiej i PSL.
Liberał, polityk, poseł. Doktor filozofii, kiedyś przedsiębiorca
Dobra zmiana na posadach dzieje się również lokalnie. Tu często docenia się młodych, ambitnych i lojalnych – niekoniecznie doświadczonych. W moim rodzinnym Krakowie w ostatnich dniach ogłoszono dwie nominacje. Była radna PiS, 31-letnia Małgorzata Popławska, została wiceprezeską Krakowskiego Parku Technologicznego. Jej partyjny kolega, Łukasz Kmita, były pracownik biura poselskiego jednego z posłów PiS, będzie z kolei szefował krakowskiemu oddziałowi KRUS (o tych nominacjach na natemat.pl pisała już Kalina Chojnacka
Krakowskie zmiany kadrowe krytykuje oczywiście Platforma Obywatelska – ta sama Platforma, której „listy wstydu” opublikował już ponad 2 lata temu Puls Biznesu. Dziennikarze PB przedstawili wtedy 428 nazwisk działaczy PO oraz krewnych i znajomych, którzy dostali posady opłacane z publicznych pieniędzy – czyli z naszych podatków. Według szacunków PB tylko przez 5 lat rządów PO osoby z listy zarobiły co najmniej 200 milionów złotych. Wśród nich pojawiło się 2 byłych ministrów, 11 wiceministrów, 4 senatorów i 11 posłów. Podobna lista powstała dla PSL-u. Koalicja PO-PSL dopracowała więc i dobrze przetestowała metody obsadzania stanowisk. PiS po prostu je stosuje. Ale to nie tylko domena rządzących partii. W Krakowie równie skutecznie działa prezydent miasta, Jacek Majchrowski, znany z tego, że troszczy się o „swoich” ludzi. Przykłady? Proszę bardzo – kilka z krakowskiego magistratu:
1. Marcin Kandafer – bliski współpracownik prezydenta, który nie sprawdził się w szefowaniu Wydziałem Informacji. Miejsce dla niego znalazło się w radzie nadzorczej Krakowskiego Holdingu Komunalnego. Nie było łatwo. Żeby umieścić tam socjologa (bo nim jest z wykształcenia Kandafer) trzeba było zmienić statut spółki.
2. Jacek Matuszek, który zasłynął jako najgorszy w historii dyrektor Wydziału Edukacji. Kiedy stracił stanowisko, trudno było znaleźć dla niego coś satysfakcjonującego. Skończyło się na chwilowym wicedyrektorowaniu w krakowskim ZOO.
3. Cecylia Wołoch i Andrzej Bielski – dyrektorzy Wydziału Podatków i Opłat. Jak okazało się, że w tym czasie, kiedy powinni być przy swoich biurkach w urzędzie, prowadzą szkolenia, dorabiając sobie tym samym do pensji, trzeba było usunąć ich ze stanowisk. Ale przyjaciół nie zostawia się w biedzie – daleko nie odeszli. Wołoch została wicedyrektorem innego wydziału, a Bielski – głównym specjalistą ds. prawno-podatkowych w Biurze Skarbnika Miasta.
O niektórych personalnych decyzjach prezydenta Majchrowskiego trudno powiedzieć, żeby były wynikiem wdzięczności. Przykładem jest Jan Tajster – znany w mieście były dyrektor krakowskiego Zarządu Dróg i Komunikacji, który przed laty przysporzył już Majchrowskiemu problemów. Tajster ma na koncie kilka głównie przetargowych afer, z których musiały się tłumaczyć władze miasta, i 12 aktów oskarżenia. Dotyczą one m.in. korupcji, przekraczania uprawnień, poświadczenia nieprawdy i mobbingu. Nie przeszkodziło to jednak prezydentowi Majchrowskiemu w uczynieniu go latem ubiegłego roku dyrektorem Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu. Po medialnej burzy Tajster stracił stanowisko. Krakowianom dotąd trudno zrozumieć, z jakiego powodu w ogóle je dostał.
Oparte o władzę potężne biura pośrednictwa pracy stały się normą. Zmienić to może tylko stworzenie od nowa zasad obsadzania stanowisk opłacanych z publicznych pieniędzy – na zasady, które są w pełni przejrzyste, gwarantują uczciwe konkursy i zamykają drogę do zatrudniania według partyjnego klucza. A przeciętny Kowalski na dzień dzisiejszy może tylko jedno: pamiętać. Przede wszystkim przy wyborczej urnie.