Prawicowi politycy, a za nimi popierający ich dziennikarze, odkryli wielki spisek. Spisek pomiędzy mediami tak zwanego „głównego nurtu” a rządem - ów rząd, przez alokowanie budżetów reklamowych kontrolowanych przez siebie spółek skarbu państwa, finansował, te właśnie „głównego nurtu” media. W zamian za szczodrość rządowej ekipy, usłużni dziennikarze odpłacali się rządzącym pochlebnie o nich pisząc.
Nie tylko od lat obserwuję polską scenę polityczną, ale od 25 lat prowadzę jeden z największych domów mediowych w Polsce. Znam ten rynek od środka. Sam go kształtuję. Z całą odpowiedzialnością niniejszym oświadczam – intryga ta to wierutna bzdura, ale po kolei.
Bzdura numer jeden – media głównego nurtu wspierały rząd PO. To nieprawda. Według badań Laboratorium Badań Medioznawczych Uniwersytetu Warszawskiego prowadzonych na zlecenie KRRiTV w trakcie kampanii media publiczne rzetelnie relacjonowały debatę publiczną poświęcając tyle samo czasu głównym adwersarzom bez przewagi ocen pozytywnych lub negatywnych dla każdego z nich. Według raportu „najbardziej stronnicze i krytyczne wobec jednego komitetu wyborczego, natomiast aprobujące inny komitet, były materiały Dzisiaj TV Republika oraz Informacji dnia Telewizji Trwam”.
Media prywatne wyraźnie faworyzowały polityków Prawa i Sprawiedliwości poświęcając im 2,5 razy więcej czasu w programach publicystycznych (10 godz. 26 min do dla PO i 25 godzin 42 min. dla PiS). Z żalem przyznał to ostatnio Jacek Żakowski pisząc, że gdyby nie zauroczenie PISem większości dziennikarzy w trakcie kampanii , partia ta nie doszłaby dzisiaj do władzy. To media głównego nurtu przekonywały Polaków, że nie ma czego się bać, że PIS złagodniał, że Antoni Macierewicz nie będzie ministrem obrony.
To ci dziennikarze miesiącami grali na sensacyjnych taśmach nagranych przez kelnerów, których zawartość eksploatowali miesiącami, by podbić wyniki oglądalności swych programów, choć taśmy te, poza skandalem obyczajowym, dowodziły odwrotnej do powszechnie lansowanej, sensacyjnej tezy – w restauracjach, prominentni politycy nie kręcą lodów, nie sprzedają Polski pod stołem, nie kradną i nie mataczą. Owszem klną jak szewcy, gadają kompletne bzdury i opowiadają tragicznie nieśmieszne dowcipy, ale zarzutów prokuratorskich nikomu nie postawiono i nawet najbardziej zajadła komisja śledcza ich dzisiaj nie postawi.
Aferę taśmową media nadmuchały do granic. Dlaczego? Dlatego, że dobra wiadomość to żadna wiadomość. Media są jak zombie - karmią się aferami, skandalami, przekleństwami i rozpaczą. Nadmuchują błahe problemy by budować sensację, a za nią słupki oglądalności, czytelnictwa. Sorry, taki biznes. W naturalny sposób dziennikarze podchwycili każdą piłkę, rozdmuchali każdy news, by wygrać w konkurencyjnej grze o widza. Wyobraźnię wyborców zaczęły kształtować napędzające się w wyścigu o sensację Wiadomości z Faktami. Wynik znamy. Teraz już nikt się nie nudzi. Dziennikarze szczęśliwi, w każdym razie ci, którzy nadal mają pracę, nie muszą nic dmuchać. Tematy i sensacje walą drzwiami i oknami. Ciepła woda w kranie się skończyła. Definitywnie. Dobra zmiana?
Mit drugi – rząd terroryzował domy mediowe. (Sakiewicz dla Polska the Times 15.01.2016.) Otóż drogi Panie redaktorze – nikt nigdy mnie nie terroryzował. W ciągu ostatnich 25 lat pracy dwa razy miałem do czynienia z próbą korupcji, raz oszustwa, ale nigdy z naciskiem politycznym, czy to ze strony reklamodawców prywatnych, czy państwowych. Domy mediowe działają na podstawie liczb i wyłącznie liczb. Obliczamy opłacalność każdego medium i każdego tytułu, porównując ceny reklam do czytelnictwa i oglądalności. Tam gdzie są one niekorzystne, nie zamieszczamy reklam. Biznes reklamowy do tej pory, był wolny od polityki. Jedyną wskazówką moich klientów na ten temat było to, że chcieli od polityki właśnie być jak najdalej. Dlatego stosunkowo trudniej było ich namówić na reklamę w „Na temat” i w „Gazecie Polskiej”. Ale i tak liczby zazwyczaj wygrywały. Nie dziwię, się, że prowadzona przez Pana gazeta słabo radziła sobie na rynku reklamy. Pańskie wypowiedzi świadczą o tym, że nie ma Pan o tym rynku większego pojęcia. Moja firma od lat prowadzi szkołę mediów i reklamy, dla mediów właśnie i reklamodawców – zapraszam na korepetycje.
Mit trzeci – PO wyprało, poprzez spółki skarbu Państwa, ogromne pieniądze. Fronda w nagłówku krzyczy: „Gigantyczna kasa od PO dla mediów na reklamę”. Ministerstwo Skarbu Państwa ujawniło, że spółki skarbu państwa wydały na reklamę w ciągu ośmiu lat rządów PO kwotę 356 milionów złotych. Apeluję do reżimowych dziennikarzy – nie ma się czym podniecać. Po pierwsze kwota ta przypada na blisko 250 spółek. Oznacza to, że jedna spółka rocznie wydawała na reklamę 178 tys. PLN. To mniej niż cena jednej reklamy w przerwie meczu Polska – Niemcy.
Przeciętny budżet roczny wszystkich spółek skarbu państwa wynosił 44.5 ml złotych rocznie. Oznacza to, że wszystkie razem wzięte wydawały około 5 razy mniej niż lider tego rynku – Aflofarm, prywatna polska firma. Wartość polskiego rynku reklamowego wynosi rocznie 6,5 miliarda złotych. Jak łatwo policzyć wszystkie spółki skarbu państwa stanowią znacznie poniżej jednego procenta wydatków – mniej niż jedną 100. Czy to wystarczy by kogoś na tym rynku sterroryzować? Panie Sakiewicz – strasznie jest Pan strachliwy! Państwo polskie jest marginalnym reklamodawcą. Wysokość wydatków reklamowych kontrolowanych przez nie spółek jest dla domów mediowych i samych mediów kompletnie marginalna. Dla biznesu bez znaczenia. O żadnym przekupstwie mowy być nie może. Zapewniam Pana, że nikt poważny tak tanio cnoty nie sprzeda. Jak widać prawicowi publicyści mają o ludzkiej moralności bardzo złe mniemanie.
Mit czwarty – rządząca partia opłacała się mediom „głównego nurtu”. Z wyliczeń ministerstwa skarbu państwa wynika, że PO głównie korumpowała swoje własne media – państwowe – na które przecież uprzednio zrobiła skok, wymieniając ich władze na sobie powolne. Udział TVP w wydatkach państwowych spółek wynosił blisko 39%. Jak widać skarb państwa bardzo faworyzował w wydatkach na reklamę …. siebie samego. Udział wszystkich stacji TVP w oglądalności wynosi bowiem prawie 31%, czyli znacznie mniej. To znaczy, że państwowi reklamodawcy ograniczali jak mogli wydatki w prywatnych mediach. Widać to jeszcze wyraźniej w budżetach radiowych. Państwowe radiostacje przy udziale 24%. w rynku słuchalności dostały aż 44% wydatków spółek państwowych. Internet i prasa jest jakby poza dyskusją bo z tego co wiem, rząd ostatnie wydawnictwo prasowe lata temu sprzedał, a wydawców internetowych nie posiada.
Po piąte – prawicowi publicyści formułą przekonanie, że media można kupić za pieniądze z reklam. Rozumiem, że takie przekonanie pan Sakiewicz wygłasza na podstawie własnego doświadczenia. Bo ja takiego doświadczenia nie mam. Kryptoreklama jest w mediach opiniotwórczych, gazetach i telewizjach zjawiskiem marginalnym. Lokowanie produktów i artykuły sponsorowane są poddane szczegółowym przepisom i Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji skrupulatnie kontroluje ich przestrzeganie. Słyszałem że przypadki kryptoreklamy się zdażały. Dziennikarz tracił pracę, gdy takie praktyki wyszły na jaw. Ja wiem, że to sobie trudno prawicowym wydawcom wyobrazić, ale w Polsce do tej pory funkcjonowało niezależne dziennikarstwo. Dziennikarzy się nie przekupuje. Ich się przekonuje. Praca firm PRowych, marketingowych i mojej własnej polegała na tym, żeby tak przedstawić racje swojego klienta, by były one dla dziennikarzy i dla odbiorców atrakcyjne, ciekawe i wiarygodne. Tym się różni kształtowanie opinii od propagandy lub przekupstwa. Ale dziękuję Panu za uświadomienie mi, jakie w Pańskim środowisku panują standardy. Teraz, jak rozumiem, nie trzeba będzie już nikogo do niczego przekonywać. Jeden telefon wystarczy.
I tak dochodzimy do sedna sprawy. Pan Sakiewicz i inni wydawcy prawicowych mediów muszą wskazać winnego swych „prześladowań”. Tym winnym jest, nie kto inny, niż świetnie znany „układ”. Przykro mi, że mierzycie wszystkich swoją miarą. Na razie jedyny znany mi układ to ten pomiędzy politykami PiS, mediami typu tygodnik ABC, w Sieci, w Polityce (Fratria) i ich zapleczem finansowym, w postaci pogrążonych w rekordowej, aferze finansowej Skokami (ponad 3 miliardy złotych strat).
Rozumiem, że teraz to będzie norma. Nie szukajcie układu u dziennikarzy, wydawców i polityków, którzy myślą inaczej. Nie wszyscy funkcjonują według waszych norm. Rozumiem, że się różnimy, ale to nie znaczy, że ten, kto nie podziela waszej wizji świata jest „komunistą i złodziejem”. Ludzie mają inne idee nie dlatego, że ktoś ich zastraszył lub przekupił, lecz dlatego, że w co innego wierzą. Mają inne wartości niż wasze. Nie macie monopolu na rację i jedyną prawdę. Ci, którzy waszej prawdy nie wyznają, robią to z przekonań. Nikt mediów nie przekupywał pieniędzmi spółek skarbu państwa. Nikt dziennikarzy nie korumpował. Nikt nie płacił uczestnikom manifestacji w obronie niezależności mediów. Jako ideowcy powinniście rozumieć, że można głosić poglądy dla idei, także te przeciwne waszym.
Szerzenie własnych racji za pomocą szantażu i przekupstwa skończy się waszą klęską. Dlaczego? Z prostego powodu – zawsze się tak kończy. Bez wyjątku. Prędzej lub później.
P.S. Beata Szydło wnioskuje do senatorów PiS o zgłoszenie poprawki do budżetu przeznaczającej 20 ml złotych w 2016 na szkoły mediów Tadeusza Rydzyka. Smutne post scriptum do tego tekstu. Pani Premier świetnie trafiła w kontekst.