Sprawa Bolka zatacza coraz szersze kręgi. Prasa zagraniczna pisze o tym szczegółowo. Polska znów jest na pierwszych stronach gazet na całym świecie. Czy o taki rozgłos chodzi architektom tak zwanej „polityki historycznej”? Niezależnie od tego jak skończy się afera z teczkami Kiszczaka – jedno jest pewne, Polska na niej bardzo dużo straci.
Wizerunek Polaków jako narodu rozmontowującego komunizm, bohaterski zryw robotników przeciw dyktaturze, wielki ogólnonarodowy ruch społeczny, który był początkiem końca istnienia najdłużej funkcjonującemu systemu totalitarnemu we współczesnym świecie… Nasza narodowa legenda właśnie na oczach świata wali się w gruzy. Wałęsa jest dobrem narodowym. Niezależnie od tego, czy i jaka część jego biografii opisana w teczkach komunistycznej bezpieki, okaże się prawdą. Jako najbardziej rozpoznawalny symbol polskiej walki o wolność należy się mu szczególna ochrona. Nie kwestionuję prawa do odkrywania prawdy historycznej. Nie chcę nikomu, w imieniu dobra wizerunku Rzeczpospolitej, zamykać ust. Pomysł ustawy o zniesławieniu narodu polskiego jest mi szczególnie obcy, nawet gdyby miał zastosowanie w przypadku oczerniania naszej narodowej legendy. Myślę jednak, że z prawdą o Lechu Wałęsie trzeba obchodzić się jak z każdym symbolem narodowym - ze szczególną ostrożnością i rozwagą. Publikacje ubeckich teczek bez 100% pewności o ich autentyczności, o tym, że podpisy Lecha nie zostały na dokumentach sfałszowane, uważam za skrajny objaw wandalizmu politycznego. Jak widać nie ma takiej ceny, której nie można zapłacić w doraźnej walce politycznej o polską pamięć. Nagle wartość w postaci dobrego imienia narodu, naszej historii i osiągnięć, zniknęła. Jak widać, polityka historyczna może dotyczyć jedynie poległych bohaterów. Bohaterów żywych można dowolnie oczerniać i szargać ich pamięć i dorobek. Nie ma świętości ani szacunku, gdy chodzi o pisanie historii od nowa. Politycy Prawa i Sprawiedliwości obnażyli całą swoją małość, całą hipokryzję. Andrzej Duda z zakłamanym uśmiechem triumfu, Mateusz Morawiecki przypisując sobie prawo do oceny zasług Lecha Wałęsy, Waszczykowski nazywając go marionetką służb. Mam wrażenie, że wszyscy oni zbyt prędko ogłosili zwycięstwo nad legendą. Brak umiaru może ich wkrótce zgubić. Kto teczkami wojuje, od teczek zginie. Jest parę powodów, dla których Lech może z tej batalii wyjść zwycięsko.
Fałszywki czy oryginały
Po pierwsze, może okazać się, że duża część dokumentów jest podrobiona. Swoją drogą wydaje mi się to dość dziwne. Przez tyle lat, gdy reputacja Lecha Wałęsy była najcenniejszym dobrem opozycji wobec reżimu, gdy był symbolem spajającym resztki ruchu w stanie wojennym, gdy był naszą niezłomną nadzieją, bezpieka nie zdecydowała się na wykorzystanie tych materiałów? Byłyby wtedy dla nich po prostu bezcenne. Dziś zastanawiam się, po co prokurowali słynną prowokację – rozmów Lecha z bratem w czasach internowania? Była ona prymitywna, nieudolna i bezsensownie nieskuteczna, tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, jakoby UB była w posiadaniu dokumentów jednoznacznie kompromitujących przywódcę Solidarności. Po co wielka operacja fałszowania dowodów na współpracę z władzami, mająca na celu zapobieżenie przyznania Lechowi pokojowej Nagrody Nobla? Po co podrabiać, gdy ma się oryginały? Jakie miny będą mieli dzisiejsi oskarżyciele, kiedy okaże się, że generał Kiszczak wykonał kolejną, ostatnią tym razem - bo zza grobu, prowokację?
Dlaczego prawica wierzy komunistycznym aparatczykom? Po drugie, ja po prostu funkcjonariuszom UB nie wierzę i nigdy nie wierzyłem. Naprawdę dziwi mnie bezkrytyczny stosunek prawicowych polityków, historyków i publicystów do dokumentów i relacji funkcjonariuszy. Rozumiem bałwochwalczy stosunek prawicy do „służb”, ale żeby aż tak nabożnym szacunkiem i estymą darzyć komunistyczną bezpiekę? Przecież była ona elementem na wskroś skorumpowanego, zgniłego niewydolnego systemu. We wszystkich instytucjach kraju dochodziło do takich samych patologii. Fałszowanie planów, ich realizacji, raportów, sprawozdań i wszelkiego typu informacji, było nagminne. Nie wierzę, by SB była od takich praktyk wolna. Funkcjonariusze dostawali plany okresowe, które mieli zrealizować tak, jak dyrektorzy kopalń i wszyscy uwikłani w planowy system zarządzania państwem. Wszyscy, prawie bez wyjątków, plany te w terminie wykonywali, a nawet przekraczali. W przypadku oficera SB fałszowanie statystyk i sprawozdań było szczególnie łatwe. Ich praca była słabo kontrolowana, a wypłaty często nierejestrowane. Teczki TW można było zakładać do woli, zwiększając szansę na awans lub wymarzone wczasy w Bułgarii. Nie rozumiem, powodu, dla którego wyznawcy Prawa i Sprawiedliwości, tak krytyczni dla komunizmu w Polsce, są tak bezkrytyczni dla owoców pracy tajnych służb pracujących na jego usługach. Zapewniam was, były one tak samo skorumpowane, niewydolne, źle zarządzane, niekompetentne i nieprofesjonalne, jak cała reszta tego systemu. Przestańcie je tak nabożnie czcić. Nie ma powodu.
Oporne krojenie historii
Po trzecie, efekt propagandowy operacji Bolek jest przeciwny do zamierzonego. Jarosław ze swymi akolitami, chciał napisać historię na nowo. Zniszczyć mit Lecha i Solidarności. Postawić fundament pod nową historię, która zaczęłaby się w zeszłym roku. Historię wyzwolenia z postkomunistycznego jarzma skorumpowanych, nie pisowych elit. Historię ze sobą w roli głównej i bratem - wielkim męczennikiem sprawy. Jak się chce przejść do historii jako wizjoner, naczelnik narodu, sprawca dziejów, a talentu i wizji nie staje, nie pozostaje nic innego, niż skroić historię na nowo. Opluć ją i skarlić do własnych rozmiarów, tak, żeby pasowała do wątłej postury i zawistnego, mściwego charakteru wodza. Otóż ta operacja jakoś nie wychodzi. Materia stawia opór. Krojenie się zacina. Ludzie licznie opowiedzieli się za Lechem. Opowiedzieli się za prawdziwym bohaterem, nawet gdyby okazało się, że był ułomny, popełnił błędy, mało tego, czyny haniebne. Ponieważ nie wszyscy ludzie są tak małego ducha jak kandydat na zbawcę narodu. Ludzie potrafią wybaczyć słabości. Chrześcijańskie wartości, wbrew pozorom, nie są im obce. Potrafią się zachować w oczach wodza nieprzewidywalnie – nie mścić się, nie szukać rewanżu, wybaczyć i docenić. To nie jest żądna zniszczenia autorytetu tłuszcza, która każdego wciągnie w swe bagno. Wiele wskazuje na to, że opinia publiczna opowie się za swoim bohaterem, nawet gdyby miała to być jego historia o zerwaniu z przeszłością, o wyzwoleniu z pułapki własnych błędów. To także piękna historia – historia wielu z nas, historia naszej ojczyzny.
Kompromitacja
Po czwarte w końcu, to ostateczna kompromitacja idei polityki historycznej w wydaniu Andrzeja Dudy i innych polityków PiS. Nieudolne próby zamknięcia ust paragrafem wszystkim wytykającym nam, Polakom, liczne przypadki zbrodni na Żydach w czasie II wojny światowej, hucpa z odebraniem profesorowi Grossowi medalu, kult żołnierzy wyklętych – postaci często co najmniej dwuznacznych – to w świetle dominującej wśród prawicowych publicystów interpretacji najnowszych dziejów Polski, oceny naszego najważniejszego bohatera współczesnej historii, szczyt zakłamania. Pudrują oni z uporem godnym lepszej sprawy, wstydliwe często karty z naszej dawnej historii obrzucając błotem współczesny symbol zwycięskiej walki w imię najwyższych ideałów. Z jednej strony mam do wyboru wierzyć Lechowi Wałęsie, bohaterowi mojej młodości, wierzyć w Solidarność, którą jego postać uosabia… Wierzyć w polską, bohaterską historię walki z komunizmem. Z drugiej strony wierzyć ubeckim teczkom, generałom reżimu, politykom Prawa i Sprawiedliwości, generałowi Kiszczakowi, Jarosławowi Kaczyńskiemu i Andrzejowi Dudzie… Wybieram Lecha. Po prostu.