Dziś Krzysztof Klenczon skończyłby 72 lata. Na zawsze będzie kojarzony z przebojami Czerwonych Gitar. Słusznie, bo nie bez powodu weszły one do kanonu polskiej muzyki rozrywkowej. Jednak był to artysta przez wielkie "A", który miał do zaoferowania znacznie więcej.
Wiele czasu minęło zanim go w pełni doceniłem, a raczej poznałem jego muzyczną drogę. W Czerwonych Gitarach z jednej strony grał rockandrolla przypominającego to, co w Anglii kilka lat wcześniej grali Beatlesi. Z drugiej, jego piosenki miały oryginalną melodykę, która czerpała z tradycji muzyki polskiej, słowiańskiej. Dzięki talentowi Klenczona i Krajewskiego "polscy beatlesi" nie byli zwykłą kopią zachodnich grup, a czymś naprawdę oryginalnym.
Po rozstaniu z Czerwonymi Gitarami Klenczon grał bardzo ostrą jak na tamte czasy muzykę w grupie Trzy Korony. Takie piosenki Krzysztofa jak np. Bierz życie jakie jest, zaskakują ciężarem i mocą gitarowych riffów. Było to pójście pod prąd na polskiej scenie, które musi budzić szacunek.
W lipcu ubiegłego roku zostałem zaproszony do zagrania na koncercie "Klenczon legenda" w Szczytnie. Wraz z zespołem przygotowaliśmy własną wersję przeboju "Gdy kiedyś znów zawołam cię". Mimo nowego aranżu, chcieliśmy oddać klimat dawnych lat, stąd skorzystaliśmy z dwóch gitar Jolana (sprzęt tej czechosłowackiej marki był szeroko wykorzystywany przez polskich bigbeatowców).
Po raz pierwszy naszą wersję utworu zagraliśmy na wspomnianym koncercie. Dzieliliśmy scenę z Bernardem Dornowskim z najsłynniejszego składu Czerwonych Gitar. Podszedł do mnie i pogratulował fajnej aranżacji – to był jeden z najprzyjemniejszych komplementów jakie usłyszałem w życiu! Od tamtej pory co jakiś czas gramy „Gdy kiedyś znów zawołam cię” na naszych koncertach. Rejestracja tej piosenki jest dla mnie ważna również dlatego, że jest to pierwsze nagranie zespołu, w którym można usłyszeć wokal naszej skrzypaczki - Patrycji.