Reklama.
Piszę to bez satysfakcji. Nie rozumiem krytyki, jaka spadła na Nowoczesną za próbę wyjścia z impasu parlamentarnego. Mówiono o "układaniu się z PiSem", "dogadywaniu", a nawet "zdradzie narodowej". Miałam czasem wrażenie, że gdyby wręczyć niektórym do ręki broń, to stanęlibyśmy na krawędzi wojny domowej.
Żeby była jasność: ja PiSu nie lubię. Bardzo nie lubię. Ale od odpowiedzialnych polityków oczekuje się rozwiązań, a nie generowania konfliktów. Konflikt jest oczywiście łatwiejszy. Łatwiej obudzić w ludziach emocje i stanąć na barykadach. Trudniej - pomimo gigantycznych uprzedzeń - uporządkować sytuację zgodnie z interesem państwa.
W grę wchodzi zatem racja stanu i interes partyjny. Racją stanu jest ustabilizowanie sytuacji w Polsce i doprowadzenie do legalnego uchwalenia budżetu. Bez tego może się posypać cała polityka finansowa państwa. Interesem partyjnym jest odpowiedzenie na potrzeby elektoratu, który - być może - wcale kompromisu nie chce. Bo tak nienawidzi PiSu, że każdą próbę dialogu traktuje jako niewybaczalny błąd.
W Polsce mieliśmy wiele chlubnych tradycji porozumienia, które a priori wydawały się niemożliwe. "Solidarność" rozmawiała z komunistami. Złośliwi twierdzą, że gdyby był wtedy internet, nigdy by do "okrągłego stołu" nie doszło. Bo Wałęsę, Frasyniuka, Kuronia zalałaby fala hejtu. Zresztą, do dziś środowisko posła Kaczyńskiego podtrzymuje nastroje o tym, że w Magdalence doszło do zdrady Polski.
Zgadzam się z tymi opiniami, które wskazują, że w stosunku do PiSu trzeba stosować różne metody: protesty, blokowanie sali plenarnej, naciski w mediach, ale również rozmowy. Polityka bez rozmowy nie ma sensu. Przecież nasze wspólne dyżurowanie z Platformą w Sejmie sprawiło, że zaczęliśmy na siebie inaczej patrzeć, tworząc zalążki współpracy. Również z tego powodu wycofaliśmy się z rozmów z PiSem, bo brak udziału takiego partnera w negocjacjach nie ma sensu. Albo robimy to razem, albo nie robimy tego wcale.
Trochę dziwią mnie oczywiście wypowiedzi Schetyny, który nagle, po raz kolejny wzywa do rozmów, ale okej. Czy będzie to odczytywane jako "układanie się z PiSem", "zmienianie zdania" albo "labilność"? Zobaczymy.
Sytuacja w Sejmie jest bardzo napięta i dynamiczna. I może się okazać, że wiele osób, z różnych stron sporu zmieni jeszcze zdanie. Tak się dzieje, to naturalne gdy ze sobą rozmawiamy. Konsekwentnym można być tylko w upartym milczeniu. Ale czy o to chodzi? Czy milczeniem można rozwiązać konflikt?