W szkole przetrwania zawsze uczą, żeby zachować spokój?! Cokolwiek będzie się działo mówią: zachowaj spokój, nie panikuj, nie daj ponieść się emocjom!!! Wpadasz do przerębla z lodowatą wodą, jesteś w buszu bez ognia i ogarnia cię ogłuszająca cisza, żenisz się i stoisz przed ołtarzem! Nie panikuj, to przetrwasz ☺.
Mój szef zawsze mawiał w chwilach słabości, że dobre jest to, że już gorzej być nie może. Jego teoria ma wiele wspólnego z „przetrwalnikami”, niezależnie czy tlenowymi czy beztlenowymi. Jakoś trzeba dać sobie radę i dostosować do panujących warunków. Przetrwać fizycznie lub psychicznie? Chyba to drugie jest gorsze od pierwszego. Zdaje się jednak, że to pierwsze trudniej wytrenować, bowiem to drugie jest raczej działaniem po omacku. Patrz: politycy. Jakże często muszą się dostosować do sytuacji nieprzewidzianej - z zaskoczenia podanej strawy bez złożonego zamówienia. A tu trzeba zachować zimną krew, jak przy podaniu czarnej polewki, by dziewczę wybrane godnie i z klasą pożegnać ☺. Ale jakże zachować spokój, gdy kryzys jak żubr tuż za rogiem się czai. W tym przypadku, piana na ustach raczej niż z kufla występuje ☺.
Grecja, a za nią podobno Hiszpania i Portugalia pogrąża się w kryzysie. To kraje potencjalnego ryzyka, choć i w tym przypadku mamy do czynienia z mistrzem skifu od przetrwania. Tam nikt nie panikuje ☺. W jednej restauracji widziałem kiedyś napis „Damy Radę”, a pod nim „Dajcie co macie”, to do załogi ☺. U nich koniec świata tylko geograficzny na Cabo da Roca. Ostatni skrawek Europy, gdzie i polskie, jak się okazało, znamię widnieje?
Portugalczycy z należytym spokojem owy „koniec ziemi matki” pielęgnują.
Jak więc tam żyć, ktoś kiedyś zapytał? Po portugalsku, odpowiadam. Piękny krajobraz z malowniczymi górami i porośniętymi zielonym drzewostanem wyżynami. Nakreślone nań są wąskie i kręte uliczki ciągnące się aż po horyzont. Klimat śródziemnomorski, szczególnie na południu, w zimie temp. max. spada do 10 stopni. A leżeć na plaży można aż do września, czasem nawet w październiku jak kogoś nie odstraszy temp. 24 stopni. Aż 13 miejsc jest wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, z czego 9 to zabytki architektoniczne. Ludzie …spokojni do potęgi... bo mają swoją kuchnię i wina. Na marginesie, 2 regiony upraw też są na owej ważnej liście ☺.
Kuchnia portugalska zaskoczyła mnie swoja prostotą. Dania bardzo często pożywne, jednogarnkowe i gotowane. Na południu dużo ryb i owoców morza, centrum to już dominacja mięsa i serów, których w Portugalii nie brakuje. Różnorodność produktów Portugalczycy zawdzięczają przybywającym tu w zamierzchłych czasach przeróżnym cywilizacjom. Rzymianie zostawili tu oliwki, winorośl, figi, migdały, Maurowie owoce cytrusowe i ryż, a podróżnik Vasco da Gama dzięki morskim wyprawom zaopatrzył rodzimą kuchnię w przyprawy z Indii i dalekiego Wschodu. Ściągnął nawet afrykańskie papryczki piri piri, które dzisiaj wymieszane z oliwą i octem stanowią nieodłączny element większości posiłków.
Najważniejszym posiłkiem dnia w Portugalii jest obiad i kolacja. Na śniadaniu, o czym się przekonałem, królują tosty, plasterki wędlin i sery. Lepiej więc poczekać na ucztę popołudniową.
Czy można skosztować Portugalii w Lizbonie, Porto czy Faro? Pewnie tak, ale ja odwiedziłem miejsca mniej znane, prawdziwe, mam nadzieję. Sintra, Mafra i dalej na południe do malowniczego Quinta de Sant'Ana, gdzie jadłem, gotowałem i próbowałem wina od jednego z najlepszych i najwyżej ocenionych winiarzy w zeszłym roku.
Spokojnie... tak to zapamiętałem. Wszystko powoli, w swoim czasie i nigdzie się nie spiesząc, no może tylko lekka nerwówka panowała gdy pojawił się wine maker i zatwierdził zbiory Sauvignon Blanc.
Każdy region w Portugalii ma swoje charakterystyczne danie. Ale narodowym produktem jest Bacalhau. Solony i suszony dorsz, który konserwowany zaczął być w ten właśnie sposób w XVI w. Dzisiaj spożycie dorsza jest tu tak duże, że zaczęto go sprowadzać z Norwegii. Maczany w słonej wodzie i suszony na słońcu może spokojnie leżeć miesiącami. Zyskując dzięki temu specyficzny aromat i konsystencję stał się jednym z wyznaczników kuchni portugalskiej. Mówi się, że przepisów na Bacalhau jest tyle, ile dni w roku. Chyba jest z nim troszkę tak jak z naszym bigosem. Co kadencja, to inny, ale jak zawsze „odbija się” tak samo. Jak więc wygląda drugi garnitur Bacalhau?
Należy go przygotować, to znaczy wymoczyć w zimnej wodzie, co najmniej 3 dni i co najmniej 3 razy w ciągu dnia zmieniając wodę. Porwany na strzępy większe lub mniejsze może wreszcie być ubrany w dodatkowe składniki. Widok rozłożonych płatów, jak zdjętych z krzyża i leżących na europalecie w supermarkecie… tylko z rymem dobrze wygląda ☺. Ale na szczęście przekonać nas może to, że można go też dostać już odsolonego i wymoczonego, gotowego do użycia. Krokiety z sosem oliwkowym, pulpety, dorsz z piwem to tylko niektóre wariacje. Ale najbardziej popularna jest zapiekanka z ziemniakami, cebulą, oliwkami i jajem na twardo. Chociaż muszę przyznać, że moja wersja z duszoną papryką, młodym ziemniakiem, cebulą i kolendrą też zdobyła uznanie w oczach szefa kuchni.
Portugalia to także kraina zup i gulaszy serwowanych najczęściej z ziemniakami i rybami. A gdy dorsz nas wystraszy to …spokojnie… mamy jeszcze grillowane sardynki. Koniecznie dla wystudzenia emocji popijane schłodzonym portugalskim białym winem.
Kryzys przychodzi dopiero wtedy, gdy trzeba wyjeżdżać, choć muszę przyznać, że cisza i spokój panujący w Portugalii trochę mnie męczyły i nie wiem czy potrafiłbym tam żyć. Jednak przyznaję, że udam się do Portugalii na pewno jeszcze raz, bo smaku za pierwszym nie poczułem ☺.