Otwarty, autentyczny, swobodnie mówiący o swoim pochodzeniu, życiu czy orientacji seksualnej. Wyłamuje się ze schematów. Z większości schematów. O czym jest historia Michała? Jest o wolności. Tak w całości. O życiu według własnych zasad, o braniu na siebie odpowiedzialności, o mówieniu w imieniu tych, których głos jest słabszy. Michał mówi zawsze i ma gdzieś czy ludzie zgadzają się z jego poglądami. Nic więc dziwnego, że jego styl jest taki jak On. Pod prąd, wbrew zasadom, kolorowy, ale na swój sposób uporządkowany. I jeszcze jedno. Jeśli myślicie, że jest otwarty – nic bardziej mylnego. Faktycznie, rozmawiamy o wszystkim, ale w gruncie rzeczy Michał jest milczący…
- W sposobie bycia podobno jestem prawdziwy, łącznie z tym, że jeśli mam opierdolić dyrektora to robię to.
Pewnie dlatego czuje szacunek…
Oczywiście, może mu się nie podobać to, co powiem. Każdemu może się nie podobać. Ale zazwyczaj jest tak, że jeśli jest to twój szef, to siedzisz cicho. Ja nie umiem. Bo to nie jest tak, że udział czy wina jest tylko po jednej stronie. Zawsze jest po dwóch. Więc nie możesz przyjmować wszystkiego na siebie, bo tak zwyczajnie nie jest. Większość kładzie uszy po sobie.
No nie gadaj, jeśli tak masz i o tym mówisz, to znaczy, że jesteś tego świadomy…
Tak, oczywiście, tak naprawdę mam to z domu, a dokładnie od mamy. Jak jej się coś nie podoba, to jej się nie podoba i nie będzie mówiła ‘spoko’ kiedy nie jest ‘spoko’.
Jesteś asertywny, czy walisz między oczy?
To zależy z kim rozmawiam i czego to dotyczy. Sytuacja z dziś. Jestem w Dzień Dobry TVN. Spotykam Agnieszkę Jastrzębską i zaczynamy rozmowę o jej nowym programie (Kto poślubi mojego syna). Pyta mnie, jak program? Odpowiadam, że beznadziejny. Bo mnie się nie podoba. To nie znaczy, że program jest zły, bo może milionom będzie się podobał. Ale mnie się nie podoba, więc dlaczego mam mówić, że jest inaczej, albo udawać, że go nie widziałem, albo, że jest w porządku… Poza tym, pracowałem w teatrze, a tam obowiązuje rzeczywistość krótkiej piłki. Albo jesteś do dupy, albo jesteś super.
Kinga Rusin powiedziała, że jesteś jej brakującym ogniwem. To mi utkwiło w głowie, bo mam takie wrażenie, że Ona rzadko mówi o kimś tak dobrze. A tak na marginesie, wbrew obiegowym opiniom, ja ją lubię.
Jak się czujesz jako mniejszość (śmiech)
Wiesz co … (śmiech), często wchodzę w polemikę i muszę uzasadnić dlaczego ją lubię (śmiech), ale wracając do tematu, Ty jej pewnie też ‘walisz prosto z mostu’…
Tak, mówimy sobie prawdę. Ale tak całkiem serio, będąc znaną dziennikarką, matką dwójki dzieci, kobietą po rozwodzie, zostajesz wystawiona na próbę ogniową. Spali się, czy się nie spali… Takie właśnie mamy społeczeństwo. Nie jest łatwo być zarówno kobietą sukcesu, jak i super matką. Próbując to pogodzić, masz wtedy cały system zachowań, który jednych denerwuje i irytuje, a innym odpowiada. Zwłaszcza jeśli w pracy starasz się dawać z siebie wszystko. Więc w tym kontekście, myślę, że to, co Kinga miała na myśli, to fakt, że uświadomiłem jej, że w życiu jest czas na wszystko. Również na to, by wyjść z roli matki i kobiety biznesu, i po prostu zacząć żyć.
Ach, czyli chodziło o życie…a Ty byłeś tym kimś, który Jej tę potrzebę uświadomił…
Tak, spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, robiliśmy te rzeczy, na które Kinga nie miała czasu. Teatr, milongi, drinki, nocne łażenie, przemieszczanie się po mieście. Dla Kingi to było odkrycie. Wiesz, dużo ludzi tak ma, że nie wolno, że nie wypada, a co inni pomyślą, itd. Ale to jest tylko od nas zależne, co zrobimy z naszym życiem.
Jest coś takiego – mówię to z perspektywy kobiety trzydziestoparoletniej, która coś już tam przeżyła – że jak wejdziesz w ten kierat związku, rodziny i obowiązków, to przestawiają Ci się priorytety i zapominasz o życiu. Rozmawiałam ostatnio ze znajomą, która jest w podobnym wieku, rok po rozwodzie, i która z euforią odkryła niedawno, jaki seks jest wspaniały… Więc przyjemność życia przychodzi do nas wraz z doświadczeniami i dojrzałością, żeby nie powiedzieć z wiekiem.
No tak, tylko po cholerę tracić tyle czasu?
Bo czasami nie da się inaczej.
Da się!
A ja myślę, że nie zawsze. To zależy od wychowania, tego co wpoją Ci rodzice. Ja na przykład nie wyniosłam radości życia z domu, i sama musiałam się tego nauczyć, więc wierzę, że inni też tak mogą mieć – zwłaszcza kobiety.
No widzisz, więc wolność wyniosłeś z domu… a według mnie kobiety są wychowywane inaczej. Nam tego nie wolno.
Tak, ale to nie znaczy, że ja mogłem wszystko. Miałem obowiązki, ale też wybór, czy zrobię coś w dwie godziny i jeszcze trochę czasu mi zostanie, czy rozmienię ten czas na drobne i nic nie zostanie dla mnie… To jest tylko kwestia wyboru. Poza tym – wracając już do dorosłego życia – mam to szczęście, że praca jest moją pasją, więc ja się świetnie bawię będąc w pracy.
To masz szczęście, bo bardzo mało ludzi ma ten przywilej, że praca jest ich pasją.
A czyja to wina? Moja mama też chciała, żebym poszedł na takie studia, a nie inne.
Miała na Ciebie pomysł?
Oj tak, chciała żebym poszedł na medycynę, bo sama pracuje w służbie zdrowia, a tata, ponieważ jest inżynierem, wymarzył sobie dla mnie architekturę. No więc ja poszedłem na filozofię.
Taka wypadkowa dwóch kierunków (śmiech) medycyny i architektury…
Tak trochę jest. Mój dobry znajomy jest synem rabina w dużym mieście. Skończył kilka kierunków, między innymi prawo. Na sam koniec rzucił wszystko i skończył akademię sztuk pięknych w Jerozolimie, po czym stwierdził, że zostanie historykiem, specjalizującym się w historii Sudanu… A najlepsze jest to, że on zupełnie nie jest religijny. Wszystko jest kwestią naszego wyboru. Rodzice do niczego Cię nie zmuszą.
To prawda, ale czasem presja domu rodzinnego i presja społeczna są tak duże, że trudno dokonać wyboru według prawdziwych potrzeb, pragnień czy marzeń. I trzeba być naprawdę silnym, żeby się na to zdobyć.
To jest najtrudniejszy wybór i nawet nie ze względu na siłę, ale na fakt, że jeśli coś spieprzysz, to był to twój wybór. A my mamy taką tendencję, żeby odpowiedzialność za swoje życie przerzucać na innych „to oni mi mówili”, „to oni mi kazali” itd.
Pytanie czy potrafisz wziąć na siebie cały ciężar własnych decyzji?
Wiesz, wydaje mi się, że ludzie z natury nie znoszą odpowiedzialności…
Zgadzam się, ale nie wiedzą też tego, że jeśli ją już na siebie wezmą, i im się uda, to są tak fantastycznie z siebie dumni, zwłaszcza kiedy mogą powiedzieć „a pocałujcie wy mnie wszyscy w dupę… to jest w 100% moje i fuck off”. Sukces jest w 100% twój i porażka jest w 100% twoja. Musisz jedno i drugie unieść, ale to jest tylko i wyłącznie Twoje… na własne życzenie.
Jak Cię tak słucham, to myślę, że masz w sobie fajną dojrzałość…
Powiedz to mojej mamie, chcesz numer? (śmiech)
Mówię, o takiej życiowej dojrzałości, i nie dziwię się, że ludzie, którzy mają o sobie wysokie mniemanie, traktują Twój głos jako ważny.
No może… Myślę, że to sprawił teatr. Grając różne role i wcielając się w bohaterów, musisz zagłębić się w postać, zrozumieć ją, jej motywy, zachowanie… Musisz stać się tą osobą, żeby wiarygodnie ją zagrać i pokazać ten moment, w którym widz konfrontuje się z bohaterem. To pozwala na dużą wyrozumiałość dla innych ludzi. Bo w krótkim czasie, w swoim życiu, przeżywasz kilkanaście innych żyć. I rozumiesz dlaczego człowiek zachowuje się tak, a nie inaczej. Również to, że dużo podróżowałem po świecie pozwoliło mi poznać różnych, innych ode mnie ludzi…
Pamiętam jak robiliśmy program na wyspie Jawa (SOS dla Świata) i jechałem tam jako aktywista broniący zwierząt przed ludźmi, którzy są bestiami. I są. Tylko, że będąc z nimi, uświadomiłem sobie jedną rzecz – oni są tylko narzędziem w rękach potworów, czyli nas. Bo oni te okropne rzeczy robią na nasze zlecenia. Bo dzięki temu będą się mogli utrzymać, nakarmić swoje rodziny i wysłać dzieci do szkoły. I wyjeżdżając stamtąd, nie miałem do nich pretensji, ale do nas, do ludzi z państw cywilizowanych, którzy zarabiają pieniądze i aby zaspokoić własne fanaberie, zmuszają tamtych ludzi, do robienia rzeczy, które wykraczają poza ich chęci działania. Robią to bo muszą.
Czy to jest Twoja naturalna potrzeba, żeby dawać ważne komunikaty ludziom? Czy to zwyczajnie wynika z Twojej wrażliwości?
Z wrażliwości po części też. Joseph Campbell powiedział: “The privilege of a lifetime is being who you are.” To jest motto, którym każdy powinien się kierować, ale nie każdemu jest to dane. Sława jest przywilejem, który został mi dany, dlatego wypowiadam się w imieniu innych. Wywodzę się akurat z grupy mniejszości, różnorakiej mniejszości. Jestem ich przedstawicielem. Tak to czuję. Nie chodzi o konkretną mniejszość, na przykład nie staję tylko po stronie Żydów. Staję też po stronie Arabów, albo prawosławnych, bo to są grupy pomijane przez system. Ale ja mam tę możliwość i przywilej mówienia o tym głośno. Nie jestem samolubny, chociaż tak pewnie byłoby łatwiej, bo uniknąłbym wielu perturbacji, przez to, że ciągle muszę gadać. Więc wolę mniej zarobić, ale mieć prawo wypowiedzi. Wolnej wypowiedzi.
Przez cztery lata byłem honorowym ambasadorem Komisji Europejskiej do Spraw Wykluczeń. Żyjemy w bańce mydlanej, w której wydaje się nam, że Europa jest czymś cudownym. Nie chcemy widzieć tego, co się dzieje poza Europą. Mieszkamy w konkretnym mieście, dzielnicy, a właściwie to pod konkretnym adresem. I reszta nas nie interesuje – to bardzo wygodne. Ale to tak nie funkcjonuje.
Jadąc np. do Ghany, daję Ci rzeczowy dowód, że odpowiedzialnym za ich problemy jesteś ty. Ponieważ, to że ja wyrzucę coś za okno, nie znaczy, że to tam właśnie będzie leżało. Ten śmieć wędruje po całym świecie, a na koniec jest problemem w tym konkretnym miejscu, i to tam ludzie umierają. I to robimy my – Polacy, Europejczycy, ludzie na całym świecie.
A co myślisz o tej sytuacji z uchodźcami teraz? Słyszę bardzo różne zdania, ale najczęściej, że przyjadą i zrobią rozpierduchę…
Pytanie co zrobić, żeby jej nie zrobili. Jeżeli uważamy, że nie należy ich przyjąć, to tym samym mówimy, że te wszystkie narody, które przyjęły Polaków po II wojnie światowej, czy np. po otwarciu granic UE, zrobiły błąd. Też przeżyliśmy wojnę i jednak ludzie nam pomogli.
A nie uważasz, że ludzie obawiają się nie tyle ludzi co Islamu?
Ale mówimy o ludziach czy o religii? Myślę, że przede wszystkim brakuje rzetelnej wiedzy. Poza tym pytanie, czy pozwolimy na rozwój Islamu w naszym kraju? Polska nie jest państwem wyznaniowym, ale w praktyce jest. Dlaczego? Przecież to wbrew woli wielu Polaków w tej chwili, państwo dokłada się do budowy kościołów katolickich, płaci za religię w szkole, a księża nie płacą podatków. Dlaczego więc jakakolwiek mniejszość religijna miałaby nie przyjść i nie upomnieć się o zbudowanie im kościoła i te same przywileje, które mają Katolicy? Świetną anegdotę opowiadała mi Minister Administracji Rządowej, Reform i Spraw Kościelnych Norwegii. Kiedyś przyszli do niej Polacy, z prośbą o kościół. Odpowiedziała im, że nie ma najmniejszego problemu. Za jakiś czas przyszli znowu z pytaniem o to samo. Odpowiedziała im tak jak poprzednio, że jak najbardziej wyraża na to zgodę. Oni na to „to kiedy go wybudujecie?”. Pani Minister odpowiedziała im, że Norwegia jest państwem świeckim, więc jeśli Polacy chcą kościół, to niech kupią ziemię i zainwestują w jego budowę, a potem w utrzymanie.
Obyś miał ciekawe życie – tak mówi Roma Ligocka. Ty z pewnością je masz. Czy jest coś, czego chciałbyś jeszcze w życiu doświadczyć lub co chciałbyś przeżyć?
Tak, chciałbym przeżyć jakiś czas całkowicie uwolniony od systemu...