Reklama.
Dzieje parlamentaryzmu w naszym kraju od zawsze były burzliwe. Komentatorzy zrzucali to na tak zwaną "młodość" naszej demokracji: ot, młodość musi się wyszumieć. Niestety, ustrój 4 czerwca - jeśli wierzyć umownej dacie, skończy 28 lat. Czyli powinien być tworem wykształconym i silnym, a niestety takim nie jest.
Po tym, co stało się z Trybunałem Konstytucyjnym i innymi strukturami oraz mechanizmami przypisanymi ustrojowi demokratycznemu w ostatnim czasie, wnosić można, że ustrój Rzeczypospolitej cofa się w rozwoju, albo jest martwy. Wspomniany Trybunał - w domyśle mający stać NA STRAŻY demokracji, został upolityczniony jeszcze przez PO, co potem z radością kontynuowała zwycięska partia, której Naród dał pełnię władzy.
Partia ta, wykorzystała dobrą wolę "suwerena"- a właściwie jego ułamka, który poszedł na wybory i zaczęłą się "panoszyć" - bo wszystko wreszcie temu sprzyja. Dlaczego? W chwili obecnej nie mamy prawdziwej opozycji i nie zanosi się na to, żeby jakakolwiek miała się pojawić, co upodabnia ustrój do dyktatury, odsuwając na dalszy plan tak zwaną demokrację. To właśnie opozycja w parlamentach wszystkich państw demokratycznych gwarantuje swego rodzaju równowagę systemu. Gdy jej brakuje, dzierżący władzę zaczynają wierzyć we własną wszechmoc, tracąc kontakt rzeczywistością, co możemy od dawna obserwować w Polsce. Lepiej - na razie nie będzie.
Platforma Obywatelska dołącza do SLD, bo podobną historię obie partie niegdyś rządzące krajem, piszą sobie na bieżąco. Lukę po tych dwóch chciała wypełnić Nowoczesna: partia kierowana przez Ryszarda Petru, który jest być może dobrym ekonomistą, ale niekoniecznie liderem politycznym. Ostatnio popełnił on błąd, który słono kosztuje nie tylko jego samego, ale i jego ugrupowanie. Błąd ten nie polegał na posiadaniu i organizowaniu sobie życia prywatnego, ale na nieprawidłowej reakcji na wywlekanie tegoż życia przed oczy milionów Polaków.
Inną sprawą jest śmieszność tej partii, w której najwyraźniejszy głos i najwięcej oleju w głowie zdają się mieć kobiety, a liderem i główną twarzą pozostaje jednak samiec, którego temperament nie pasuje do funkcji lidera politycznego. Temperament taki sam w sobie nie jest rzecz jasna niczym złym, ale wpływa na kolejne niepowodzenia ugrupowania i jego realną słabość.
Cóż dalej z "opozycją"... PSL po raz pierwszy od lat nie weszło do rządu. Przypuszczam, że dlatego działacze partii wdzięczą się do PiS-u, łagodzą konflikty i tłumią w zarodku ewentualną polaryzację, licząc, że może coś, kiedyś, gdzieś... ułoży się, dotrze i znowu będzie koalicja. O elektorat partia ta nie musi się martwić, bo de facto rządzi Polską od roku 1989, obsadzając kadrę urzędniczą i samorządową na terenie całego kraju. Ci urzędnicy oraz ich rodziny zatrudniani z ramienia partii przez lata, staną za nią murem, w obawie o własne stanowiska pracy oraz w trosce o zatrudnienie swoich dzieci...
Zatem kto rządzi Polską i jakie prognozy wysnuć można na przyszłość? Odpowiedź jest smutna. Rządzą nami ludzie skrajnie słabi, ale zapatrzeni w szeregowego posła, obdarzonego charyzmą większą od kogokolwiek w tym kraju. W partii rządzącej nie ma nikogo, kto odważyłby się sprzeciwić temuż posłowi, co pozwala działaczom PiS-u klepnąć każdą bzdurę, godzącą nawet w ustrój kraju. Najgorsze jest to, że ja rozumiem tok rozumowania szeregowego posła Kaczyńskiego, który jest starszym panem o długim stażu życia - także politycznego, ideowcem, patriotą starego typu, który "chce dobrze" i uważa, że ma stuprocentową rację, bo "jego prawda jest najjejsza". Ale już nie rozumiem młodego bądź co bądź prezydenta - doktora prawa, który klepie większość decyzji dyktowanych przez pryncypała, nawet, jeżeli łamią one prawo. Nie rozumiem też innych "polityków" PiS-u i ich zachłyśnięcia się tak zwaną władzą czy płynącymi z niej pieniędzmi, co pozwala im zatwierdzać największe populistyczne bzdury, które przedłoży im się do przegłosowania i obrony w mediach.
Co dalej z demokracją w naszym kraju? W chwili obecnej demokracja nie istnieje, nawet "teoretycznie". Brak nam też praworządności, choć posłowie partii rządzącej zaklinają rzeczywistość, twierdząc, że "właśnie teraz jest, a wcześniej jej nie było". I niestety, dopóki nie pojawi się prawdziwa opozycja, stan ten utrzyma się a nawet pogłębi. Ta opozycja - silna i merytoryczna - nie jest potrzebna "za jakiś czas", by wygrać wybory. Potrzebna jest "już", "teraz", by powstrzymać zapędy wiodącej partii, która przesunęła granice "zarządzania" państwem tak skutecznie, że może się to skończyć klasycznym puczem, lub jeśli ludzie nie wyjdą na ulice (a mam nadzieję, że tego nie zrobią), przekształceniem ustroju tego państwa w skrajną dyktaturę. Ubolewam, że przesunięcie to dokonało się z towarzyszeniem mediów, kompletną biernością instytucji które w konstytucji i innych aktach prawnych projektowane były jako struktury apolityczne - i wreszcie, przy milczącej zgodzie obywateli, którzy dali mandaty tym, którym dali.
Niewiarygodnie smutnym jest fakt, że "opozycja" odblokowała mównicę sejmową - ostatni bastion oporu, bo właściwie nie miała żadnego wyboru. Ani my - myślący inaczej niż poseł Kaczyński - tego wyboru także nie mamy i musimy biernie przyglądać się demontażowi państwa. Do następnych wyborów. O ile będzie na kogo głosować.