Reklama.
29 stycznia 2016 r. „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł Marii Kruczkowskiej pt. „Tajskie magiczne lalki”. Autorka opisała w nim szaleństwo, jakiemu ulegli ostatnio Tajowie. Otóż kupują oni lalki, które nazywają look thep – „anielskie dziecko” i traktują je jak członków rodziny. Rozmawiają z nimi, wożą w wózkach i zabierają wszędzie ze sobą - w podróż (jedna z linii lotniczych pozwala kupić lalce bilet), do restauracji (lalkom, tak jak gościom, też podaje się jedzenie), na spacer. Tajowie, prosto ze sklepu biegną z lalką do świątyni, aby mnich ją ożywił, umieszczając w niej ducha dziecka. "Właściciel „żywej lalki”, dogadzając jej, oczekuje, że w zamian przyniesie mu szczęście, zdrowie i bogactwo” pisze Maria Kruczkowska.
Lektura tego artykułu podsunęła mi pewien pomysł – a może i my zainwestujemy w takie osobiste lalki? Pomijając aspekt czarnej magii – takie przytulanki mogłyby nam bardzo pomóc w rozładowaniu stresu, w jakim żyjemy od 25 października 2015 roku.
Załóżmy, że kupimy sobie np. słodką, malutką kaczuszkę. Przyniesiemy ją ze sklepu do domu i… nareszcie możemy takiej kaczuszce powiedzieć wszystko, co czujemy. Że nie podobają nam się zmiany, jakie wprowadza pan Jarek, że nie zgadzamy się na łamanie prawa i konstytucji. Ja na ten przykład mogłabym powiedzieć tej kaczce, że to nieprawda, iż on i jego koledzy nie wybierali sędziów Trybunału Konstytucyjnego, że sędziowie tam pracujący mają wysokie kwalifikacje, również moralne, nie służą żadnej partii i wbrew głoszonym opiniom dużo pracują, czego dowodem są statystyki. I że sparaliżowanie Trybunału narusza prawo i jest niezgodne z prawem unijnym. A przecież większość Polaków jednak chce w Unii zostać.
Myślę, że zdobyłabym się także na osobiste wyznanie. Powiedziałabym że jestem w psychicznym dołku, bo czuję się nieustająco gwałcona. Bo gwałcone są wartości, które cenię i które są dla mnie ważne, moje widzenie Polski i jej miejsca w Europie i świecie, mój światopogląd i moje wyobrażenie państwa demokratycznego, z trójpodziałem władzy, rządzonego zgodnie z prawem i w oparciu o Konstytucję. Dodałabym, że mam dosyć ciężkiej atmosfery, nocnych obrad Sejmu (bo ciągle coś przepychają i spać nie można), brutalności, agresji, kłamstw, braku szacunku, pogardy oraz demagogii.
Lalki – kaczuszki przydałyby się też innym. Osoby zwalniane z telewizji lub radia mogłyby takiej kaczce wyjaśnić, co czują, kiedy po 25 latach rzetelnej, dziennikarskiej roboty nagle słyszą, że nie pasują do koncepcji. Mogłyby też razem z lalką oglądać nowe „Wiadomości” i na bieżąco oceniać serwowaną tam codziennie propagandę. Wspólnie mogłyby też zmieniać kanały, oglądać „Fakty” lub inne informacje i porównywać, analizować, wyciągać wnioski. Kaczuszki mogliby sobie też kupić kierownicy i dyrektorzy służb cywilnych – może byłoby im lżej po ostatniej fali zwolnień? Mogliby wyrzucić z siebie żal, złość i wszystko, co tam w środku siedzi.
Coś tak czuję, że lalki kaczuszki szłyby jak woda. Mało tego! Asortyment przydałoby się rozszerzyć! Weźmy na przykład taką lalkę Błyszczyk – ładniutka, zgrabniutka, okrąglutka... Przypominałaby nam pana Mariusza. Co z taką lalką zrobić? Na przykład można w nią włożyć czujnik internetowy, który by nam podpowiadał, że nasza stronka na fejsie jest śledzona. Albo taki czujnik telefoniczny, który „w razie co” puściłby sygnał „rozmowa kontrolowana"… No i taka lalka, po nieoczekiwanej kontroli „wiadomo kogo” mogłaby nas wysłuchać, pocieszyć, uspokoić.
Można też by kupić lalkę Zibi – zgrabną, z ciemnymi włoskami, w okularkach – taką a’ la pan Zbigniew. Kochana, słodka, niezastąpiona i sprawiedliwa. Trzymać w domku, tak na wszelki wypadek, gdyby jakiś prokurator, w jakiejś sprawie, wezwał nas do siebie. Taka laleczka, to mógłby być również nasz amulecik - talizmanik na szczęście. Taki „odgromnik” na wszelką niesprawiedliwość.
Można też by kupić lalkę Zibi – zgrabną, z ciemnymi włoskami, w okularkach – taką a’ la pan Zbigniew. Kochana, słodka, niezastąpiona i sprawiedliwa. Trzymać w domku, tak na wszelki wypadek, gdyby jakiś prokurator, w jakiejś sprawie, wezwał nas do siebie. Taka laleczka, to mógłby być również nasz amulecik - talizmanik na szczęście. Taki „odgromnik” na wszelką niesprawiedliwość.
Co by tu jeszcze… A może laleczkę – broszeczkę – taką na wyjazdy zagraniczne, żeby ładnie wypaść i dużo mówiąc nic nie powiedzieć, albo antosie-kłoposie – na wypadek, gdybyśmy mieli ochotę w nocy włamać się gdziekolwiek. Albo lalkę yaki-taki – o tak, tę lalkę to można pokazywać młodym i tłumaczyć, jak się zachowywać nie należy.
Można też taką „polską lalkę” dawać w prezencie. Dla każdego coś innego. Np. osobie, która mówi za dużo i w nieodpowiedni sposób – można sprezentować taką laleczkę-krysieczkę.
Myślę, że znajdą się również kolekcjonerzy. Dla takich byłaby oferta w postaci 235 niemych laleczek, bez wyrazistych rysów buzi, które symbolizowałyby wiodący nas ku świetlanej przyszłości klub poselski. No, może kilka laleczek z tej masy "perłowej" coś by mówiło, ale reszta ani mru-mru.
Myślę, że znajdą się również kolekcjonerzy. Dla takich byłaby oferta w postaci 235 niemych laleczek, bez wyrazistych rysów buzi, które symbolizowałyby wiodący nas ku świetlanej przyszłości klub poselski. No, może kilka laleczek z tej masy "perłowej" coś by mówiło, ale reszta ani mru-mru.
Albo Laleczka Teddy – z toruńskim pierniczkiem w zębach. Z tą laleczką można by posłuchać sobie znanego z politycznych przebojów radia. Późno już, myślę że resztę laleczek zaprojektuję innego wieczoru. No i muszę swoją kaczusię nakarmić… Najlepiej jakimś smakowitym konflikcikiem.
Walentyna Rakiel-Czarnecka