Nie ma sprawy ważniejszej w perspektywie nadchodzących lat, jak odpowiedzieć na wyzwania demograficzne. To problem starzejącej się Europy, to problem Polski.
Ta odpowiedź musi mieć wszechstronny charakter. Bo z jednej strony, to kwestia równowagi między pokoleniami - tak potrzebnej zarówno dla stabilnego rynku pracy w Polsce, w przyszłości, jak i dla bezpieczeństwa emerytalnego osób starszych. Im więcej osób będzie pracowało, i im więcej będzie wchodziło w młodym wieku na rynek pracy - tym większa będzie stabilność i równowaga: także w ubezpieczeniach społecznych. A z drugiej strony - dobra polityka rodzinna jako odpowiedź na wyzwania demograficzne sprzyja poprawie jakości życia. Jakość życia zaś - jest kluczowym celem i sensem polityki społecznej. Bo w niej zawiera się zarówno ograniczanie wykluczenia społecznego i biedy, jak i swoboda wyboru modelu życia wśród najbliższych.
Czy program "500 plus" może przynieść efekty demograficzne ?
Nie ma pozytywnej odpowiedzi na to pytanie, choć można powiedzieć, że dopiero czas pokaże. Program "Rodzina 500 plus" wymaga więc dokładnego monitoringu pod kątem tego, czy rzeczywiście poprawi wskaźniki demograficzne. Różne badania społeczne pokazywały w ostatnich miesiącach, że nawet zwolennicy tego programu - tylko cześciowo wierzą w jego sprawczości na rzecz dzietności. Bo to też nie jest tak - że dopływ gotówki jest głównym bodźcem dla posiadania dzieci: i to więcej niż jednego. Chyba, żeby zrobić tak, jak Orban na Węgrzech, gdzie wsparcie zaczyna się od 3 dziecka - ale wynosi równowartość 500 euro.
Program oczywiście przyniesie różne korzyści socjalne rodzinom. Wsparcie dochodowe zawsze takie korzyści przynosi - ludzie mogą kupić lepsze ubranie dla dzieci, książki do nauki, zapewnić lepsze wakacje, kupić nowy sprzęt domowy, poprawić jakość codziennego bytowania. Choć niektóre rodziny te pieniądze zmarnują, a mechanizmów kontroli nie ma. Rodzą się jednak wokół tego programu "pewne zasadnicze ale".
Potrzebna jest pewność i stabilność takiego rozwiązania, jeśli miałoby one spełniać poważne zadania społeczne. I co ważniejsze - ludzie mieliby w oparciu o program "500 plus" długofalowo planować. Nie ma tej pewności - bo nie ma trwałego źródła i mechanizmu finansowania. I nawet wicepremier Morawiecki mówił o projekcie na kredyt. Premier Szydło odpowiedziała, że to jest inwestycja. Tak - inwestycja, ale na kredyt. I nie jest jasne, czy każdego roku będzie można ten kredyt zaciągać i na jakich zasadach. A nawet jeśli tak, to jakim kosztem - coś wytniemy z zadań, podniesiemy podatki. Budżet się nie rozciągnie magicznie, i nie wygląda na to, by wskaźnik PKB miał podskoczyć dwukrotnie.
Przyjmuję jednak, że działania w tej dziedzinie to inwestycja. Lecz, czy to naprawdę będzie inwestycja i to z odpowiednim zwrotem - zdecydują zupełnie inne czynniki.
Ten projekt społeczeństwo polubiło - przeszło 80% różnych badanych ( choć akceptacja dla rocznego urlopu rodzicielskiego sięgała 92%) wyraźnie go docenia. Nie jest więc łatwo go zmieniać. Był dobrą kombinacją odczuwanych potrzeb i celów społecznych oraz marketingu. W przeciwieństwie do wielu dobrych rozwiązań na rzecz rodziny wprowadzanych w ostatnich latach ( przyrost liczby żłobków i przedszkoli, godziny dodatkowe za złotówkę w przedszkolach, świadczenia różnego typu, roczny urlop rodzicielski, edukacja w przedszkolach wyrównująca szanse, ułatwienia w pozyskiwaniu opiekunów dla dzieci - lista jest długa, a koszty roczne ok. 20 mld ) - nie miały one dobrej oprawy komunikacyjnej. Bo adresatem byli różni odbiorcy i różne grupy beneficjentów. A przy programie "Rodzina 500 plus" odbiorcą stał się każdy. To było kluczowe, taki był i jest przekaz, i mniejsza o szczegóły techniczno-dostępowe. Utrwaliło się przekonanie, że to jest dla każdego.
Więc może się okazać, że to rozwiązanie zapisze się na trwałe w mentalności społecznej. Skoro tak - to trzeba je unieść, ale myśleć o korektach oraz uzupełnieniu. Szukać sposobu, żeby to realnie była inwestycja.
Dlatego uzupełnienie tego programu jest kluczem. Najistotniejsze może się okazać to, co zbudujemy dookoła tego projektu. To zatem oznacza, że jeśli chcemy naprawdę poprawić jakość życia polskich rodzin oraz równocześnie odpowiadać na wyzwania demograficzne - musimy utrzymywać i rozwijać to, co zostało parę lat temu zaczęte, właśnie za rządów PO-PSL. Z czasem może się okazać, że skutki wynikające z funkcjonowania tych uzupełniających działań - są długoterminowo lepsze dla ludzi i dla demografii, niż samo "500 plus". Czyli "uzupełnienie" zamieni się w alternatywę. Póki co jednak, trzeba zadbać, by bardziej prawdopodobne wsparcie dla poprawy demograficznej było rozwijane.
Budować żłobki i przedszkola i rozwijać tani dostęp do nich, uczyć mężczyzn aktywności rodzicielskiej i zwiększać skalę "urlopu tacierzyńskiego", wspomagać pozycję opiekunów, promować wspólne zarządzanie rodziców urlopem wychowawczym, tworzyć lepsze warunki dla elastycznego łączenia pracy i funkcji rodzinnych, poprawiać jakość i dostępność usług publicznych: w edukacji, w systemie ochrony zdrowia, w pomocy społecznej. Długa lista. Ale najważniejsze - trzeba zwiększyć młodym ludziom startującym życiowo i zawodowo poczucie stabilności i pewności. To dotyczy form zatrudnienia, dostępu do różnych ścieżek rozwojowych ( od kredytów po opiekę zdrowotną - w tym także - możliwość in vitro) dla wszystkich pracowników bez względu na formę zatrudnienia, to dotyczy szans na wzrost wynagrodzeń związany z rozwojem i rosnącą wydajnością. I wreszcie - potrzebne jest budownictwo społeczne, mieszkania na wynajem, mieszkania dla młodych - duży, ale realistyczny projekt mieszkaniowy.
To jest najlepsza droga - i ona będzie przynosić efekty.
Potrzebujemy zatem w Polsce - szerszej polityki prorodzinnej, niż tylko "500 plus".
Gdybym oceniał przesłanki myślenia obecnie rządzących, to powiedziałbym: mogą się oni bać tej szerszej polityki. Bo ona - sprzyjając dzietności, nie powinna hamować zatrudnienia kobiet. Bo ona - sprzyjając dopływom finansowym do rodzin, nie zniechęcałaby do samodzielności na rynku pracy. Bo ona - dając rodzicom swobodę wyboru, na co pójdą pieniądze z transferu społecznego - nie powinna hamować uczestnictwa rodziców i ich dzieci w wyrównywaniu szans, a tym jest właśnie edukacja przedszkolna. Tymczasem jednak, mam wrażenie, że za tym projektem skrywa się taka swoista "prywatyzacja polityki rodzinnej" - damy pieniądze i to wystarczy.
Nie wystarczy - bo dzisiaj polityka na rzecz rodziny, ta demograficznie skuteczna - musi mieć charakter publiczny. Jeśli rodzina ma mieć swobodę wyboru, to oprócz pieniędzy potrzebuje różnego wsparcia - w usługach dla niej dostępnych. Dlatego cały projekt " Rodzina 500 plus" musi być otoczony różnymi politykami publicznymi.
Zamieszanie z wstrzymaniem posyłania 6 latków do szkół, co oznacza brak miejsc w przedszkolach dla 3 latków - pokazuje, że na razie brak rządowi takiego zintegrowanego podejścia. Likwidacja in vitro - też o tym świadczy. Wracająca promocja modelu rodziny - dosyć tradycyjnego z rolami kobiet i mężczyzn trochę sprzed lat: też nie będzie sprzyjała rozwiązywaniu problemów demograficznych. Już nie mówię o powrocie do niższego wieku emerytalnego, czy braku gotowości do zainicjowania rozsądnej i bezpiecznej dla Polski polityki migracyjnej. Tak a propos: badania pokazują, że licząca dzisiaj 500 mln mieszkańców Europa, w roku 2050 - z przemyślaną, ale otwartą polityką migracyjną będzie liczyć 522 miliony, ale bez migracji - 329 milionów.
Mnożę wątpliwości, ale nie podważam sensu projektu "Rodzina 500 plus". Podważam jego skuteczność w sprawie, którą uważam za najważniejszą - w odpowiedzi na wyzwania demograficzne.
Żeby polityka na rzecz rodziny w Polsce mogła być skuteczna - niezbędne jest przedyskutowanie na nowo zasady pomocniczości. Kto właściwie odpowiadać powinien za taką politykę i takie polityki, kto jest ich podmiotem, a co przedmiotem ? To nie są tylko teoretyczne rozważania. Człowiek, rodzina, związek partnerski - pełnić powinny kluczową rolę w tych politykach. To ludzie wybierają i decydują. Ale robią to w określonych warunkach. Te warunki zaś mogą wynikać z ram prawnych, modeli wsparcia społecznego, nakładów budżetowych, programów - o tym decyduje państwo. Ale o tym najważniejszym, praktycznym otoczeniu wspomagającym politykę na rzecz dzietności - decydują usługi publiczne. A o nich decydują samorządy - edukacja, pomoc społeczna, żłobki, przedszkola, karty Dużej Rodziny: to wielkie pole aktywności samorządu. Polski samorząd dojrzał do tych zadań i umie im sprostać. Ale polski samorząd wymaga uznania dla swojej niezależności, wymaga reformy organizacyjnej i finansowej - tak, by dochody samorządu mogły rosnąć tak, jak rosną zadania.
Dlatego niezbędna jest wspólna praca naukowców, analityków, polityków, samorządowców, organizacji społecznych, biznesu, kościołów ( piszę to z pewnym drżeniem) - ponad podziałami na rzecz nowej, opartej na istniejącym dorobku ( świat nie zaczyna się od PiS) polityki na rzecz rodziny. Polityki opartej na faktach, danych, analizach trendów i wzorców kulturowych, a nie stereotypach i ideologicznych uprzedzeniach.
Dyskusja, jaka niedawno odbyła się na ten temat w Instytucie Spraw Publicznych - jest dobrym początkiem.