Michał Rusinek - prowadzi Fundację Wisławy Szymborskiej, wykłada teorię literatury na UJ, pisuje i tłumaczy książki dla dzieci i dorosłych. Mieszka w Krakowie.
Podobne pytania musieliśmy - my, czyli zarząd Fundacji Wisławy Szymborskiej - sobie zadać, kiedy przeczytaliśmy testament Poetki. Zobowiązała nas Ona między innymi do ustanowienia nagrody literackiej, co najmniej jednej. Wymyśliliśmy rozwiązanie najprostsze i najbardziej oczywiste: nagrodę dla najważniejszej książki poetyckiej roku, autorstwa żyjącego pisarza, w oryginale napisanej po polsku lub przetłumaczonej i wydanej w języku polskim. Decyzję tę konsultowaliśmy ze środowiskiem literackim, z organizatorami innych podobnych nagród w Polsce. Wciąż zadawaliśmy sobie pytanie, jak widziałaby tę nagrodę pani Wisława. O ile inne punkty testamentu i statutu Fundacji opracowała Ona i opisała dość precyzyjnie, o tyle obmyślenie nagrody zostawiła nam. Na podstawie zapamiętanych z Nią rozmów opracowaliśmy regulamin Nagrody im. Wisławy Szymborskiej.
Nagroda literacka to nie tylko statuetka i czek wręczane w błyskach fleszy. To także, a może nawet przede wszystkim, promocja książki, która - obłożona specjalną banderolą z nazwą nagrody - ma większe szanse, by zwrócić uwagę krytyków i trafić na listy bestsellerów. Im ważniejsza nagroda, tym zwykle większe przełożenie na sprzedaż: literaccy nobliści często więcej zarabiają na sprzedaży swoich książek po Noblu, niż wynosi sama nagroda.
Nagrody poetyckie mają nieco inny charakter. Rzadko bowiem przekładają się na znaczący - w sensie rynkowym - wzrost sprzedaży. Ewenementem, i to w skali światowej, była tutaj i wciąż jest Wisława Szymborska, której poezja po Noblu osiągała nakłady do tej pory zarezerwowane dla poczytnej prozy.
Poezja jest przecież znacznie mniej poczytna, nieomal z definicji. „Niektórzy lubią poezję” - pisała Szymborska. – „Niektórzy, czyli nie wszyscy./ Nawet nie większość wszystkich, ale mniejszość”. Nie ma co liczyć na to, że wymyślając kolejne nagrody poetyckie czy też inne działania promujące poezję odwrócimy tę relację. Tak będzie zawsze. Poezja jest trudniejsza w odbiorze, rzadko proponuje taką rozrywkę, jaką dać potrafi proza, więcej wymaga od czytelnika.
Może więc raczej, w tych niepoetyckich czasach powinniśmy promować prozę, i to tę najlżejszego kalibru? Wychodząc z założenia, że lepiej, by ludzie czytali cokolwiek, niż żeby zrażać ich lekturą tekstów hermetycznych i trudnych w odbiorze?
Podejdźmy jednak do sprawy matematycznie: relacji czytelnictwa prozy do czytelnictwa poezji nie odwrócimy. Ale mocno wierzymy, że każda forma promowania literatury, każda próba przebicia się przez kożuch popkultury z informacją o kulturze wysokiej, każdy sposób na przypomnienie, że istnieją książki - spowoduje zwiększenie liczby ludzi po książki sięgających. W tym także przecież liczby tych nielicznych, którzy lubią poezję.
Dlatego też wierzę w sensowność nagród poetyckich.