Zanim Frank grany przez Ala Pacino zatańczy z Donną (w tej roli Gabrielle Anwar) słynne tango w filmie „Zapach Kobiety”, wypowiada zdanie, którego sens zrozumiałam dopiero po jakimś czasie nauki tanga.
– A więc Donna, tańczysz tango?
- Kiedyś chciałam się nauczyć, ale…
- Ale Michael, nie chciał…
- Michael… To na niego czekasz?
- Jego zdaniem tango jest histeryczne…
- To Michael jest histeryczny. (…) Chcesz się nauczyć tanga?
- Teraz? Chyba bym się bała…
- W tangu można się mylić, to nie jest życie. To jest łatwe i dlatego takie wspaniałe. Jeśli się pomylisz, po prostu tańczysz dalej. Dlaczego więc nie spróbować?
Scena, w której Frank tańczy z Donną przeszła do historii nie dlatego, że robią to tak pięknie, ale dlatego, że ich taniec fantastycznie oddaje naturę tanga. On, niewidomy, ale z niezwykłą charyzmą i głodem życia. Ona nieśmiała i przestraszona, odważna jednak na tyle, by pójść za instynktem i zatańczyć. Tango bowiem nie jest o krokach, ale o zaufaniu kobiety do mężczyzny. Bez niego nie jest w stanie zatańczyć.
Tango jest o dotyku, bliskości, byciu tu i teraz, i wyrażaniu tego poprzez kroki. Tego wszystkiego doświadczyłam podczas miesiąca intensywnej nauki tanga. Nic od dawna nie sprawiało mi większej przyjemności i trudności zarazem, i nic tak nie zmieniło mojego myślenia o relacjach kobiety i mężczyzny.
Mieć marzenia...
ale nie mieć na nie czasu
Przypadek typowy i dlatego beznadziejny, czyli życie w wiecznym niedoczasie. Już sama myśl o tym, że miałabym poświecić resztki swojego wolnego czasu na naukę czegokolwiek, sprawiała, że odkładałam to w nieokreśloną bliżej przyszłość. Tyle, że tango było we mnie od zawsze. W muzyce Astora Piazzolli, którego zdarzało mi się namiętnie słuchać, czy pieczołowicie ułożonej liście ulubionych tang na Spotify. Ale chyba najbardziej w wyobraźni. Zresztą konia z rzędem temu, kogo wyobraźni tango nie porusza.
Okazja do tego, żeby zmierzyć się z marzeniami zdarzyła się dzięki redakcyjnemu projektowi
#NauczSięWMiesiąc. 10. dziennikarzy, 10. jednomiesięcznych wyzwań, które będziecie mogli śledzić co tydzień, w każdy weekend w BLISS. W organizacji całości pomógł nam serwis
SkillTrade.org, dzięki któremu możecie uczyć się różnych umiejętności całkowicie za darmo, wymieniając się z ludźmi tym co potraficie i lubicie robić najbardziej.
Tak trafiłam pod skrzydła moich tangowych nauczycieli – Kasi Galon i Bartka Powrózka, którzy tańczą tango od wielu lat.
Niewinne początki
Zazwyczaj ludzie wyobrażają sobie tango argentyńskie jako nieco ekstatyczny, pełen emocji taniec. - Kiedy wspominam swoje początki, pamiętam, że sama byłam pełna tych wyobrażeń, opowiada Kasia podczas naszego pierwszego spotkania. - Tymczasem tango jest długą drogą, a pierwsze czego uczy się kobieta, to tylko i wyłącznie podążania za partnerem.
- Tak, podążania, odpowiada Kasia. W tangu mamy ścisły podział ról. Partner prowadzi, partnerka podąża, co oznacza, że w trakcie tańca nie inicjuje kroków. Tańczy jedynie to, o co ‘poprosi’ ją partner. Potem, w miarę upływu czasu i nauki, to zaczyna się nieco mieszać. Partnerka ma momenty, które może inicjować, czy zaznaczać swoją obecność, ale zawsze po uzgodnieniu z partnerem. - Ucząc się tanga, uczymy się nowego języka – porozumiewania z partnerem poprzez ciało. Mamy do tego różne elementy, które pozwalają partnerowi odczytać, co się z nami dzieje. Ale musimy również przestrzegać reguł, aby być dla niego czytelnymi. Partner bowiem ma znacznie bardziej skomplikowaną rolę – prowadzi, pilnuje rytmu, muzyki i porządku na parkiecie, bo tańczymy wśród innych par, a przy tym wszystkim to my – kobiety, jesteśmy najważniejszym elementem w całej tej układance.
- To brzmi całkiem jak taniec gauchos… – Nic podobnego, odpowiada Kasia. Tango, to taniec, który uwalnia w mężczyźnie mężczyznę, a w kobiecie kobietę. Kobieta w tangu jest niezwykle wyrazista. To dla niej partner robi wszystko, co sprawi jej przyjemność. To na jej potrzebach jest skupiony. Na tym, żeby było jej dobrze w tańcu. Dlatego zupełnie nie mogę zgodzić się z tym, że jest to samczy taniec. Tango w żadnym momencie nie jest egoistyczne. Tango jest całkowicie empatyczne.
Kilka dni później spotykam się z Bartkiem. Nauczyciel rozpoczyna zajęcia od wytłumaczenia, na czym polega kontakt, dzięki któremu można zatańczyć tango. Przykłada dłoń do mojej dłoni, mówiąc – to jest dotyk. I rzeczywiście, nasze dłonie zaledwie się dotykają, by chwilę później zacząć wzajemnie na siebie napierać. To właśnie jest kontakt, mówi Bartek. W tangu najważniejsze jest, aby go utrzymać, ponieważ to właśnie on pozwoli ci odczytać intencję ruchu, jaką daje partner i podążyć za nią. Więc podążam.
Mój nauczyciel delikatnie przesuwa dłoń w moją stronę, robiąc jednocześnie krok do przodu i moje ciało robi krok do tyłu, zupełnie jakby słuchało się jego, nie mnie. Bartka dłoń porusza się w prawo, a ja podążam za nią robiąc krok do boku. Tak powoli zaczynamy przesuwać się po parkiecie. Ruch za ruchem, krok za krokiem. Czuję się jak cień, mgiełka. Dosłownie. Pierwsze trzy godziny upływają nam po prostu na takim właśnie chodzeniu i przenoszeniu ciężaru ciała z nogi na nogę, od którego zaczyna się każde tango.
Lekcja druga, czyli kontrolę zostaw w domu
Aby kobieta mogła podążać za partnerem, musi przestawić się z myślenia na odczuwanie. Brzmi banalnie, ale tango to taniec całkowicie improwizowany, w którym nigdy nie wiadomo, jaki będzie kolejny krok. Jest tylko tu i teraz. Żeby więc móc go zatańczyć trzeba zaufać partnerowi, w pewnym sensie oddać się mu, uwalniając swoje ciało z ciasnego gorsetu kontroli. To niewykonalne kiedy próbujemy myśleć i analizować.
– Przestań zastanawiać się jaki będzie następny krok, pokrzykuje na mnie Bartek. - Skup się na tym co robię teraz, na tym co próbuję ci przekazać, dodaje.
Pierwsze, nieskończenie długie schody. Okazuje się, że myśli trudno wyłączyć. Uparcie powracają podpowiadając niepytane, że mój nauczyciel najpewniej chciałby mi właśnie powiedzieć, że powinnam zrobić krok do przodu albo zatrzymać się. – Nie. To nie ten ruch, mówi stanowczo Bartek. – Skoncentruj się, zamknij oczy, nie oceniaj. To nieistotne co było przed chwilą, ważne jest to co zrobisz teraz. – Spróbuj to poczuć! Te słowa słyszałam na każdej lekcji. Powracały do mnie natrętnie i momentami traciłam nadzieję, że to się kiedykolwiek zmieni.
Tango bowiem potrafi dostarczyć ogromnej frustracji. Nie bez powodu mówi się, że jest niezwykle trudne i wymagające. Już sama odpowiedź na pytanie dlaczego, jest skomplikowana. Nie da się jej sprowadzić do jednego zdania. Po pierwsze, oprócz kontaktu nauka polega na odpowiednim ustawieniu kręgosłupa i miednicy, a zatem całej sylwetki. Kobiece ciało w tańcu wygląda pięknie i zmysłowo. Jest jakby wygięte w łuk.
Jak mówi Kasia, ta na początku niewygodna pozycja, po paru miesiącach nauki zaczyna być naturalna i komfortowa. Jednak początki są po prostu bolesne. Parogodzinne lekcje kończyłam zazwyczaj leżąc na twardej podłodze z podciągniętymi na żebra nogami, dając w ten sposób odpocząć moim plecom.
Po drugie, pamiętając o kontakcie i trzymając ciało w ryzach, uczymy się kroku podstawowego, który w tangu kobieta robi do tyłu. Nie jest to zwykły krok, chociaż na taki wygląda. Stopy suną po parkiecie jedna za drugą, praktycznie nie odrywając się od podłogi. Tancerze złączeni w objęciu wyglądają całkiem jak koty z gracją balansujące na cienkiej linie. Zanim tangueros nauczą się prawidłowo go wykonywać, czyli panować nad właściwym przeniesieniem ciężaru z nogi na nogę, często mijają długie miesiące, a nawet lata.
Po trzecie, próbując zapanować nad technicznymi podstawami, uwagę koncentrujemy na kontakcie, po to by poczuć intencje partnera. Jeśli tylko go stracimy, natychmiast przestajemy się orientować w tym, co właśnie się dzieje.
Na tym właściwie polegają pierwsze kroki w tangu. Ćwiczyłam to wszystko w nieskończoność, kompletnie nie widząc efektów. Bartek okazał się wymagającym nauczycielem. Nie dawał forów, nie chwalił, nie roztkliwiał się, po prostu powtarzał – jeszcze raz, spróbuj jeszcze raz, jeszcze raz... I tak na każdej kilkugodzinnej lekcji.
Pierwsza milonga, czyli zatańcz albo zgiń
Mając tak ambitny cel, lekcje miałam kilka razy w tygodniu. Większość z Bartkiem, część z Kasią. Do tego, od czasu do czasu, dochodziły zajęcia grupowe. Fizycznie – wyczerpujące. Z biegiem dni, moi nauczyciele stawiali przede mną kolejne wyzwania. Do jednego z nich należała milonga, czyli popularnie mówiąc tangowa potańcówka albo jak kto woli - dancing, na którym ludzie po prostu spotykają się by tańczyć tango.
Warszawa jest największym i najlepszym ośrodkiem tanga w Polsce. Na szczęście ta gorączka, nie ogranicza się jedynie do stolicy. Tango ma się świetnie w Trójmieście, Poznaniu, Wrocławiu, Łodzi, Krakowie czy Rzeszowie i jeszcze kilku innych miastach w Polsce. W samej tylko Warszawie można zatańczyć na kilku, czy wręcz kilkunastu milongach w tygodniu.
W lecie całkiem jak przed wojną, tańczy się na świeżym powietrzu (na Placu za Żelazną Bramą, w Łazienkach czy Pomoście 511), a przez cały rok w pięknych, klimatycznych salach Pałacu Kultury czy Złotej Milongi, jednego z moich ulubionych miejsc. Do tego dochodzą tak zwane maratony tanga organizowane co najmniej kilka razy do roku. Jest więc w czym wybierać.
Zazwyczaj ludzie przychodzą na pierwszą milongę po około pół do roku nauki. Wcześniej po prostu nie są w stanie zatańczyć. Kiedy więc przekroczyłam próg Złotej po dwóch tygodniach lekcji, nogi miałam jak z waty, a świadomość, że podczas tangowego dancingu obowiązuje specyficzny savoir-vivre dotyczący proszenia i przyjmowania zaproszenia do tanga (tak zwane cabeceo), była paraliżująca. W kulturze tanga argentyńskiego obowiązuje głęboko zakorzeniony zwyczaj komunikowania się za pomocą wzroku i sygnałów niewerbalnych.
Argentyńczycy przywiązują ogromną wagę do godności osobistej i wyrażania uprzejmości, dlatego cabeceo chroni obie strony przed jej narażaniem i odmową tańca wprost wyrażaną słownie. Cabeceo jest inicjowane przez mężczyznę, który kieruje wzrok na kobietę. Ta może odwrócić głowę, co oznacza, że nie chce z nim tańczyć. Jeżeli jednak podtrzymuje kontakt wzrokowy, to jest to znak przyjęcia zaproszenia. Mężczyzna, nie spuszczając wzroku, podchodzi do niej i eskortuje ją na parkiet. Tak właśnie zaczyna się tango.
Wracając jednak do mojej pierwszej milongi, gdyby nie zaprzyjaźnieni znajomi z lekcji i Kasia, która motywowała mnie do tańca, zginęłabym żywcem. Pochłonąłby mnie parkiet, a orkiestra zagrałaby z tej okazji skoczne tango (milongę).
Jednak tango tańczą naprawdę świetni ludzie, którzy mając w pamięci własne pierwsze kroki, potrafią podać wspierające ramię udając, że zupełnie nie czują, jak bardzo masz spięte ciało, nogi z ołowiu i kompletny brak poczucia równowagi – jednym słowem, jakim kompletnym drewnem jesteś. Jest jednak coś, co pozwala o tych wszystkich ułomnościach zapomnieć. To serce.
W tangu kobieta się zmienia
Tango jest dialogiem, a kontakt sekretnym językiem. Dystans między partnerami jest jak niewidzialna siła, która trzyma ich w obręczach objęcia. Partnerzy tańczą twarz przy twarzy, złączeni w intymnym uścisku. On kreuje przestrzeń, do której ją zaprasza. Ona do niej odważnie wkracza. Nie dba przy tym o to, co robią jej stopy. Podąża jedynie za jego prowadzeniem. Krok za krokiem, krok za krokiem. On porusza się w cieniu jej stóp, szturmując jej przestrzeń. Partnerka nie wie jaki będzie jego kolejny ruch. Nie może go przewidzieć. Jest całkowicie zależna od intencji partnera, odpowiadając jedynie na jego prowadzenie.
To wzajemne wsłuchiwanie się w swoje ciała, pochłanianie sygnałów z nich płynących, buduje między partnerami niezwykłą intymność. Świat zewnętrzny znika, kiedy para jest głęboko złączona poprzez ciała i muzykę. Istnieje tylko ten krok, ten ruch, ten moment.
Nie bez powodu tango jest jedną z form terapii dla związków. Kobiecie pozwala bowiem odkryć, że oddanie kontroli mężczyźnie jest nie tylko uwalniające ale też niezwykle przyjemne. Świat się nie kończy, wręcz dopiero zaczyna, ponieważ on, widząc jej zaufanie staje się dokładnie takim jakim zawsze chciał być. To poruszające dla obu stron doświadczenie, które może odmienić. Nie od razu, nie natychmiast. Przenosząc doświadczenie z tańca do życia buduje się nie tylko bliskość i intymność ale przede wszystkim pewność siebie i zaufanie, że można pięknie w tym życiu wspólnie zatańczyć.
Mówi się, że dobrego tanga doświadcza się wtedy, kiedy zatańczą emocje. Można być początkującym tanguero, który stawia pierwsze kroki, być jeszcze na bakier z techniką, ale tańczyć pięknie. Bo tańczy serce. Wyobraź sobie, że masz jedynie trzy minuty, by spędzić je z miłością twojego życia? Co byś zrobił? Zatańczyłbyś tango.
Grande finale, czyli czego nauczyłam się w miesiąc
Tango to nie przygoda na miesiąc. To przygoda na wiele lat życia. W miesiąc można wiele, ale to zaledwie ułamek tego co pozostaje do poznania i doświadczenia. Naszym celem było nauczenie mnie podstaw techniki i utrzymywania kontaktu na tyle, abym mogła zatańczyć. Każdy, kto tańczy tango, wie, jak bardzo ambitny był to cel, biorąc pod uwagę czas, w jakim mieliśmy to wyzwanie zrealizować oraz fakt, że dotąd z tańcem nie miałam nic wspólnego.
Dzięki intensywnej pracy jaką włożyli w moją naukę Kasia i Bartek, po kilkudziesięciu godzinach lekcji rozłożonych w czasie, tańczę. Jeszcze nieśmiałe i nieporadne, ale jednak tango. Wiem też na pewno, że swoją przygodę będę kontynuowała, bo jak się okazało tango to moja bajka.
Daje mi nie tylko wiele przyjemności ale przede wszystkim radość i poczucie, że robię dla siebie dobre rzeczy. Że mam dzięki temu fajne życie.
Dla kogo jest tango
Tango może tańczyć każdy. Bez wyjątku. Ale najpiękniej tańczą go ludzie dojrzali. Na milongach, w których uczestniczyłam, miałam okazję przyglądać się parom w wieku siedemdziesięciu lat i więcej, których wbrew pozorom tańczy całkiem sporo. Ileż w nich było ekspresji!
Ale nie tej w postaci efektownych figur wykonywanych jedna za drugą. Było ją widać w emocjach pomiędzy partnerami. Na takie pary patrzy się jak na zaczarowane. Rozmawiają ze sobą, ale bez słów. Wibruje między nimi energia zmysłowości, smutku, tęsknoty czasem radości. Suma wszystkich życiowych doświadczeń ujęta w paru minutach tańca.
Ten, kto choć raz widział tak tańczących kobietę i mężczyznę, rozumie bez wahania, że w tangu nie chodzi o spektakularne wizualnie efekty. Tych dostarczają zawodowe pary nauczycieli, którzy tańczą ze sobą latami i którzy prezentują je najczęściej przy okazji specjalnych pokazów. Są wspaniałe, pokazują jak bardzo złożony i skomplikowany jest to taniec. Jednak tej spektakularności nie zobaczycie ani nie doświadczycie na milongach. Tu tango jest ciche, subtelne, zamyka się w mało efektownych krokach i pozostaje między partnerami.
Jak się uczyć i wybierać nauczycieli oraz gdzie tańczyć
Nie ma jednego uniwersalnego sposobu nauki dla wszystkich. Dla mnie najlepszy okazał się skok na głęboką wodę. Prawda jest jednak taka, że satysfakcjonujące efekty uzyskacie chodząc jednocześnie na lekcje prywatne, grupowe i oczywiście na milongi. Mimo, iż te ostatnie grożą zawałem serca dopóki nie oswoicie się z tańcem, to jednak dzięki nim właśnie najszybciej nauczycie się dobrze tańczyć. Podobnie jak nie ma jednego stylu tanga, tak nie ma jednego stylu prowadzenia przez partnera. Im prędzej zaczniecie tańczyć z różnymi partnerami i partnerkami, tym szybciej tango wejdzie wam w krew.
Wybór nauczyciela również pozostaje kwestią indywidualną. Moje dotychczasowe doświadczenie podpowiada, że bardzo ważna jest atmosfera jaką buduje trener oraz styl w jakim tańczy. Oprócz doskonałej techniki jaką oboje mają, to właśnie w podejściu Kasi i Bartka odpowiadało mi najbardziej. Oboje są niezwykle życzliwi, a na swoich zajęciach budują bezpretensjonalną atmosferę, do której ludzie lgną (
tu znajdziecie więcej informacji na temat organizowanych przez nich zajęć).
Dobrą atmosferę znajdziecie również na milongach w
Złotej Milondze oraz
Milondze Tu i Teraz. Ta pierwsza dodatkowo organizuje pokazy tanga zapraszając między innymi pary z zagranicy. Warto choć na jeden taki pokaz się wybrać. Zapewniam, że natychmiast połkniecie bakcyla.
Lekcje indywidualne tanga argentyńskiego kosztują od 80 do 150 zł za godzinę. Grupowe od 20 do 35 zł za jedne zajęcia, które trwają w zależności od szkoły, 1-2 godziny. Milonga to koszt 10-35 zł za bilet wstępu. Ceny maratonów tanga zaczynają się od 150 zł (zazwyczaj trwają pełne trzy dni, a na ich koszt oprócz wstępu, klimatycznego miejsca, składa się również wyżywienie, co jest istotne jeśli tańczy się przez całą noc i często większość dnia).
Szczególnie polecam klimatyczny Festiwal Magia Tanga w Brzegu oraz Łódź Tango Salon Festiwal. Zarówno pierwszy jak i drugi odbywają się raz w roku. Warto również dodać, obydwa festiwale cieszą się dużym uznaniem wśród tangowej społeczności.
Z tanga możecie czerpać przyjemność już od pierwszej lekcji, chociaż tych z was, którzy będą chcieli tańczyć naprawdę dobrze, czeka długa, ale fantastyczna droga.