
Zajrzałem do artykułu Wikipedii o samolocie Vans RV6A. Ilustrowny jest kilkoma zdjęciami lecących RV6. Przetarłem oczy... Na jednym z nich, ktoś kiedyś uwiecznił, jak startujemy z bratem ze zlotu dziesięciu tysięcy samolotów lotnictwa eksperymentalnego i ogólnego w Oshkosh, WI, do Nebraski, by potem kontynuować podróż w kierunku całego wybrzeża zachodniego USA od San Diego do Seattle, a dalej do Vancouver i z powrotem do Toronto nad kanadyjskimi Górami Skalistymi. To był impuls, by opowiedzieć o podróżach po Ameryce. Chciałbym zacząć od mozaiki najświeższych wrażeń, z wyprawy do jednego z najróżnorodniejszych stanów wschodniego wybrzeża Ameryki Północnej.
W barwnym kolorowym pióropuszu Ameryki, albo jak kto woli na plakacie malowanym czystymi akrylami, stan Nowy Jork ma chyba największą gamę kolorów i wątków. Jest tak za sprawą jego serca, NYC (New York City). Miasto to kiedyś wzięła nauczycielka z mojego liceum ze stolicę USA. Nie oburza mnie to: Waszyngton jest tylko Warszawą, podczas gdy Nowy Jork Krakowem, Poznaniem i Gdańskiem jednocześnie! Jak Toronto w Kanadzie. Są to magnesy, centra wydarzeń. Z drugiej strony, w stanie NY są rozległe, piękne i mało uczęszczane miejsca zamyślone, czyste, dzikie i surowe. Nie rozumiejące pośpiechu nowojorczyków. Jeziora pełne ryb i ciszy. Adirondack i północny kraniec Apallachów.
Najważniejsza dla podróżnika jest sama możliwość latania, wyboru trasy i czasu lotu, i zmiany tychże zgodnie ze swymi potrzebami i fantazją, nawet już w czasie lotu. Wolność prawie absolutna, ograniczona tylko jedną rzeczą.
To ta druga, nieodłączna strona medalu. Technika, owszem, pomaga bardzo. Pomoce radionawigacyjne, służby meteo i kierowania lotami, przyrządy pokładowe, wiedza pilota o aerodynamice i pogodzie, o przepisach i zwyczajach lotniczych, o samolocie i jego możliwych przypadłościach. Jak też umiejętność nawigowania. To jednak nie zapewnienia bezpieczeństwa, jedynie je wspomaga. Najważniejsza jest umiejętność przewidywania i odpowiedniego reagowania zawszasu. Współpraca z innymi uczestnikami wielkiej przygody lotniczej, na ziemi i w powietrzu. Właściwe decyzje. Odwaga nielecenia lub zawrócenia, kiedy lot staje się niebezpieczny. Te umiejętności i doświadczenia nie są wyjątkowe i elitarne, są udziałem setek tysięcy lotników na świecie. Popełniają czasami drobne błędy, ale je przemyślą i będą na przyszłość na nie uczuleni. Nie dadzą się porwać lawinie nieodwracalnych pomyłek. Nie zginą "śmiercią lotnika" - to taki ulubiony polski eufemizm, od którego w kieszeni odbezpiecza mi się ołówek automatyczny. Ukrywa niemiłą prawdę o przyczynie śmierci wielu pilotów krajowych, o niebezpiecznych praktykach i błędnym wyszkoleniu.
O tym mówiłem i odpowiednie statystyki przytaczałem cztery lata temu. Ciągle martwi mnie, że nie są to rzeczy w kraju znane i alarmujące. Siedem razy. To olbrzymia różnica. Latając intensywnie, polski lotnik lub pasażer lotnictwa ogólnego dosłownie gra w rosyjską ruletkę. Nie znalazłem ani słowa o tym na błyszczących okładkach polskich, graficznie bardzo ładnych, magazynów lotniczych.
Wsiadając do samolotu ściskam w ręku kilka map, nieodłączny papierowy przewodnik po lotniskach, notatnik z numerami telefonów i miejscem do zapisywania w locie podawanych skrótowym, zwięzłym jezykiem informacji. Formalności i plany lotu w locie międzynarodowym zostały wypełnione, zajmuje to jednak sporo czasu - ponad godzinę.
W dużej dolinie na północnym krańcu Apallachów, blisko granicy kanadyjskiej, leży miasto o chyba najbardziej kuriozalnie nieproporcjonalnym lotnisku amerykańskim.
Jak okazuje się później, coś większego tu czasem lata. Raz czy dwa na dzień startuje z głównego terminala północnego duży odrzutowiec - z pasa 17, często z wiatrem! Lepiej więc uważnie słuchać Unicomu na 123.7 MHz przed wytoczeniem się na ten sam, lecz skierowany w przeciwną stronę pas 35.
Statystyka więziennictwa w USA: dwa do 2.5 milionów uwięzionych, plus ponad 4 miliony na przepustkach i pod kuratelą. Jeszcze dużo więcej aresztowanych i nie uwięzionych.
Prawie połowa osiemnastoletnich czarnych chłopaków była już co najmniej raz aresztowana, ponad jedna czwarta białych kolegów też. Siedzi co setny Amerykanin, od niemowlaków do staruszków. Porównanie z innymi krajami - przytłaczające. Dorównują USA jedynie mikroskopijne Seszele. Number 1 in the world.
Spektakularną ucieczkę odkryto 6 czerwca podczas porannego liczenia więźniów. Groźni przestępcy, którzy zostali skazani na dożywocie za zabójstwa zbiegli w nocy, mimo że ich cele były kontrolowane co dwie godziny. M.in. z ubrań wykonali manekiny, dzięki którym strażnicy byli przekonani, że więźniowie spokojnie śpią.
Wcześniej udało się im przy pomocy narzędzi elektrycznych wydrążyć otwory w stalowych ścianach a następnie tunel, którym wydostali się poza mury więzienia w Dannemora, przy granicy z Kanadą. W poszukiwaniach uczestniczy ponad 200 policjantów z psami, a także funkcjonariusze agencji federalnych. W obławie biorą udział także policyjne śmigłowce.
Tak naprawdę, to w końcu szukało mężczyzn tysiące policjantów.
Teraz kobieta przeprasza za to, co zrobiła. Jej kochanka po długim polowaniu znaleziono i zabito, drugiego uciekiniera znaleziono i postrzelono. Postmodernistyczne love story inaczej.
Najpierw niezapomniane mosty i skarpy rzeki Hudson, wzdłuż której lecimy od Albany na południe, do Nowego Jorku.
Lecimy wzdłuż Hudson na południe, aż do końca Manhattanu, do Statuy Wolności i dalej, do Verazzano Bridge.
Za mostem Waszyngtona zawracamy i powtarzamy kilkuminutową, ciekawą trasę wzdłuż rzeki (nie wolno nam na centymetr naruszyć przestrzeni powietrznej nad żadnym z jej brzegów, ani barier wysokości).
Obsesyjnie kręcimy się wokół stojącej na wysepce Liberty Island postaci znanej w języku lotniczym jako "the Lady"
Oglądamy żaglowce i wieżowce w zachodzącym słońcu. Odblaski nieba i słońca w szybach One World Trade Center (One World Observatory) - najwyższego budynku zbudowanego niedawno na miejscu zburzonych 14 lat temu dwóch wież WTC. Wysokość ok. 1770 stóp. Czy nie nie logiczniej (historyczniej) byłoby raczej 1779?
Jak się okazało, to 432 Park Ave, budynek za 1.3 mld dolarów zainspirowany przez kosz do śmieci z 1905 r. (ale nie byle jaki, modernistyczny wiedeński kosz do śmieci).
Budynek stabilizowany jest hydraulicznie, na kilku najwyższych piętrach są zbiorniki wody, którą przepompowuje się zależnie od kierunku i siły wiatru dla likwidacji odchyleń i skręceń cienkiej bryły budynku. Jeśli ktoś ma ochotę, to są tam jeszcze do sprzedania apartamenty zajmujące całe piętro, ok. 300 m kw., w cenie od 50 do 95 mln dolarów (niestety, dolarów - ach, gdyby tak złotówek...!). Budowa 95 pięter kosztowała podobno 1300 milionów, zatem średnio 1300/95 = 14 milionów na piętro. A więc to świetny interes, jeśli tylko znajdzie się odpowiednio wielu młodych szejków arabskich i rodzimych przedstawicieli 0.1% populacji, którzy zakupią apartament zwany tu kondominum.
Lądujemy o zachodzie słońca w Teterboro, NJ, po drugiej stronie Hudson. Na lotnisku wzbudzamy wielkie zainteresowanie obsługi.
Pięciu pracowników Signature Aviation asystuje przy tankowaniu paliwa - tak mały samolot jak RV6 nie trafia tu często. Tu lądują swymi małymi odrzutowcami szefowie firm i bogatsi nowojorczycy i jersejczycy.
Rankiem z hotelu przy lotnisku shuttle podrzuca nas do autobusu i jedziemy na Manhattan wygodnym autobusem miejskim nr. 163.
Dalej eksplorujemy Wielkie Jabłko na piechotę i gorącym metrem. Ponieważ, jak wiadomo, w Ameryce pieniądze znajduje się na ulicy, schylam się i... faktycznie - od razu znajduję na 42. ulicy centa.
Jednym z naszych celów było nowojorskie muzeum sztuki nowoczesnej (MoMA), gdzie zawsze coś ciekawego można znaleźć, chociaż wiele eksponatów wisi tam na stałe i nie przyciąga tak uwagi, jak wystawy okresowe.
Niesamowite (po 2010 r.) wrażenie zrobiła na mnie rzeźba Magdaleny Abakanowicz. Kilka z jej prac wystawionych jest w osobnej salce. Materiałem było drewno brzozowe, płótno i inne materiały.
Metalowa płyta... wbita w pień drzewa. To dzieło z lat 80-tych nosi nazwę "Uskrzydlony pień". Symbolizuje napięcie pomiędzy przemocą i uzdrawianiem. A może coś innego. Teraz, w każdym razie, na pewno coś innego. Rzeźbę odbieram jako artystyczne przeczucie Smoleńska, którego ostrze wbiło się w historię, powodując niemałe pęknięcia.
Wydaje mi się nieznanym szerzej i celowo niezbyt reklamowanym przez Nowy Jork faktem, że WTC odbudowano.
Nie tylko odbudowano, ale uczyniono nieco wyższym, niż dawniej, choć wieża jest teraz jedna, a nie podwójna. Przechadzka po okolicach WTC jest bardzo ciekawa, gdyż One World Trade Center jest teraz ciekawszą architektonicznie bryłą, zaś jej platforma widokowa nie jest celem tak znanym i obleganym przez turystów, jak dawniej. Mimo to, podobno odwiedziło już nowy WTC pół miliona zwiedzających.
Prawdziwa magia rozpoczyna się o zmierzchu. Ekspresowa winda przenosi nas z o sto pięter w górę w czasie zaledwie 45 sekund. Po krótkiej prezentacji wideo i podniesieniu ekranów oczom zwiedzających ukazuje się Widok. Z wysokości budynku startujemy myślami do lotu nad wszystkimi zakątkami Manhattanu i okolic, gdzie bywaliśmy.
Siedzimy zaczarowani chyba godzinę, może dwie. Cienki strumień turystów w kawiarniach WTC wysycha, ale przybiera na mieście. Zbliża się dziesiąta, jedenasta.
Noc dobiegła końca, pora więc na sen. Łapiemy poranne metro.
Opuszczamy chwilowo stan Nowy Jork. Wracamy do Teterboro żółtą nowojorską taksówką przez tunel pod Hudson
W południe - powrót do Ontario na wysokości przelotowej 3.5 km n.p.m., przy górnym pułapie chmur także 3.5 km.
Ponad dwie godziny wśród niebieskości i bieli, w błogim oderwaniu od spraw ziemskich.
