Konferencja władz Regionów Warszawskiego i Mazowieckiego Nowoczesnej o zmianach w ustroju miasta Warszawy.
Konferencja władz Regionów Warszawskiego i Mazowieckiego Nowoczesnej o zmianach w ustroju miasta Warszawy. Nowoczesna, Łukasz Kamiński
Reklama.
Wizja, że Warszawa może stać się wielką metropolią wydaje się kusząca. Powiększenie stolicy o okoliczne gminy zwiększa obszar stolicy (pięciokrotnie, z 500 km kw. do ponad 2,5 tys. km. kw.) oraz liczbę mieszkańców (z 1,7 mln do ponad 2,5 mln).
Z pozoru to wzmocnienie i rozrost. Pozornie może się też wydawać, że zyska każdy. 32 gminy, które mają być włączone w granice stolicy i tak mają już silne codzienne związki z miastem. Ich mieszkańcy dojeżdżają do pracy w Warszawie, miastu zaś przydadzą się nowe tereny na rozwój, inwestycje i mieszkania.
Ale to nieprawda. Bo w istocie chodzi o wyborczy podstęp. Jego ubocznym skutkiem będzie zaś niestety paraliż stolicy i groźba pogorszenia jakości życia mieszkańców.
Chytry skok na fotel
Gdyby rzeczywiście chodziło o ludzi i rozwój aglomeracji, wystarczyłyby ustawa metropolitalna i poprawienie zarządzania w mieście.
Ustrój Warszawy wymaga korekt, a proporcje pomiędzy centralizacją a decentralizacją zawsze można poprawiać. Stolicę łączy z gminami podwarszawskimi wiele interesów. Kwestie komunikacji, usług i innych wspólnych spraw mogą być jednak rozwiązane przez zwykłą współpracę gmin w ramach metropolii warszawskiej. Tak, jak jest w przypadku Górnośląskiego Związku Metropolitalnego i jego ustawy metropolitalnej, który pozwala ustalić wspólną strategię rozwoju dla 13 największych miast Śląska i Zagłębia. Albo Obszaru Metropolitalnego Gdańsk – Gdynia – Sopot. Warszawa przecież od 2014 r. ma porozumienie z 29 gminami w sprawie utworzenia podobnego obszaru.
Ale PiS gra o władzę, a nie o dobro mieszkańców Warszawy i przedmieść. Ma nieduże szanse na fotel prezydenta, nawet biorąc pod uwagę błędy PO i obecnej ekipy ratusza. Chce te szanse matematycznie poprawić. Więc manipuluje okręgami.
Kolos na kruchych nogach
„Dekret Sasina” sprawi, że miastem będzie potwornie trudno zarządzać. Pogorszy się więc jakość życia. Poza wszystkim, Warszawa nie jest politycznym łupem, ale organizmem którym trzeba sprawnie administrować. Już w obecnym ustroju trudno podejmować decyzje. W 2016 r. zrealizowane zostało w Warszawie zaledwie 68 proc. inwestycji. Zaledwie kilometr rocznie budowanych linii metra, odwlekana przez lata budowa szpitali i spalarni śmieci – to są miary obecnej efektywności rządzenia stolicą.
Już teraz 18 dzielnic Warszawy nie tworzy spójnej całości. A o ile interesy mieszkańców Wawra czy Ursusa są różne od interesów mieszkańców Ochoty czy Śródmieścia, o tyle interesy gminy Błonie mają się nijak do interesów gmin centralnych. Weźmy choćby transport. Mieszkańcy centrum Warszawy walczą dziś o czyste powietrze i nie chcą napływu samochodów do miasta, a mieszkańcy Łomianek – domagają się autostrady. Prezydent miasta w nowych granicach będzie musiał szukać konsensusu, co może skończyć się impasem decyzyjnym.
33 gminy w Warszawie oznacza piekło sporów i swarów wokół potrzebnych inwestycji. To rozbicie dzielnicowe i osłabienie władzy prezydenta. Czy nie dość płynie wniosków z ustroju Warszawy w latach 1994 - 2002 r., gdy istniała gmina Warszawa Centrum, otoczona wianuszkiem dzielnic? Samodzielne gminy „wianuszka” nie chciały wtedy uczestniczyć w kluczowych projektach. Skutkiem były trudności z ich realizacją. Teraz może być tak samo, ale w większej skali, i z jeszcze większą biurokracją. PiS wierzy bowiem w ręczne i odgórne sterowanie, z kart tego projektu spływa wręcz chorobliwa podejrzliwość wobec samorządowców i mieszkańców.
Poza tym, dziś warszawskie dzielnice, choć bez osobowości prawnej, mają równy status. W nowym systemie będą zaś gminy i dzielnice. To będzie rodziło konflikty pomiędzy jednostkami – zwłaszcza tymi sąsiadującymi ze sobą o różnym statusie.
Warszawa stanie się molochem na glinianych nogach – miastem niemożliwym do rządzenia. W tej mętnej wodzie na pewno będzie łatwo robić polityczne interesy. Ale dobrze zarządzać będzie bardzo trudno.
Wcale nie lepszy poziom życia
Nadzieje na wyższy poziom życia także mogą okazać się płonne. Zapowiedzi inwestycji, budowa dróg, tańsze bilety MZK i jeden zbiorowy bilet, niższe podatki, darmowe przedszkola – obietnice brzmią dobrze i składa się je łatwo.
Ale mieszkańcy zamożnych podwarszawskich gmin (Lesznowola z dochodem 7959 zł na mieszkańca, Podkowa Leśna – 6578 zł i Nadarzyn – 6185 zł) słusznie mogą obawiać się zmniejszenia dochodu per capita, czyli obniżenia poziomu usług. Zaś gminy uboższe (Wołomin – 2877 zł, Zielonka – 3088 zł) będą utrzymywane przez Warszawę, której dochód na mieszkańca wynosi 7970 zł.
Interesy Warszawy w obecnych granicach i włączanych gmin są rozbieżne. PiS będzie sprzedawał zmianę jako „wyrównywanie różnic”. Ale jest jasne, że podatki warszawiaków pójdą na peryferia, kosztem stołecznych dzielnic. A one ciągle wymagają inwestycji: np. Wawer nie wszędzie ma jeszcze kanalizację. Bogatsze gminy podwarszawskie zarządzanie częścią z usług (transport, zagospodarowanie przestrzenne) będą zaś musiały przekazać do aglomeracji.
Na tej zmianie mogą stracić wszyscy: i mieszkańcy Warszawy, i gmin podwarszawskich. Budżet inwestycyjny miasta (1,8 mld w z 2016 r.) trzeba będzie rozdzielić na znacznie większy obszar. Nie będzie zaś nowych źródeł dochodu, które Warszawa uzyskałaby np. ze zmianą statusu na województwo.
Konsekwencji finansowych nikt uczciwie nie policzył. Są zapewnienia, że – jak zwykle – będzie to „dobra zmiana”. Naiwnością byłoby jednak w to wierzyć.
Gdzie narodził się ten pomysł?
I ostatnia sprawa – najważniejsza. Kto pytał o zdanie mieszkańców? To bardzo poważna zmiana, która powinna być skonsultowana z mieszkańcami stolicy i podwarszawskich gmin.
Czy poseł Jacek Sasin przygotowując projekt radził się jakichś ekspertów? Na jakich przesłankach oparte są wyliczenia skutków tego projektu? Czy ktoś w ogóle ogarnia wszystkie jego konsekwencje? Czy raczej jest to wizja godna szefa wodociągów miejskich w Ząbkach, który nie rozumie wszystkich skutków tego, co proponuje?
Można w ciemno zakładać, że propozycja nie była konsultowana z warszawiakami i mieszkańcami mazowieckich gmin. Tak radykalne projekty warto jednak omawiać, bo obywatele powinni mieć wpływ na swoje sprawy. O chęci przyłączenia się do danego miasta powinni zdecydować zainteresowani członkowie wspólnot, a nie Sejm.
Obywatele Marek, Ząbek, Łomianek i pozostałych gmin i powiatów powinni wypowiedzieć się w referendach czy chcą stać się warszawiakami, a skutki zmian powinny być policzone i znane wszystkim. Nowy podział to nie rysowanie kredą na chodniku i „gra w klasy”, ale decyzja która zmieni życie kilku milionów osób.
Jako mieszkańcy musimy się bronić
Miasta rozrastają się i wchłaniają przedmieścia – to jest naturalne. Także konsolidacja i poprawianie zarządzania jest w metropoliach pożądana. Procesy te jednak zazwyczaj są rozciągnięte w czasie. Nowe przedmieścia przyłącza się wtedy, gdy stają się funkcjonalną częścią miasta. Nowoczesne miasta poprawiają też przede wszystkim warunki życia w centrach, bo rozwój przedmieść jest bardzo kosztowny. Nie bez przyczyny Londyn z 8 mln mieszkańców ma 1,5 tys. km kw. powierzchni. A w „Wielkiej Warszawie” będziemy mieli sporo pól: w gminie Błonie grunty rolne to 89%, w Ożarowie Mazowieckim – 86%, a w Lesznowoli – 71% powierzchni.
Projekt PiS to eksperyment na żywym organizmie. Gwałtowna, skokowa zmiana. Nieprzemyślana, o nieznanych konsekwencjach. „Rozwodnienie” miasta, zniszczenie lokalnych wspólnot i więzi budowanych przez lata.
Stworzenie wielkiego organizmu miejskiego „dekretem Sasina”, wbrew mieszkańcom i zdrowemu rozsądkowi, może mieć gorsze skutki od sławetnego dekretu Bieruta. W takim kształcę, to będą gigantyczne koszty, i gigantyczna porażka.
Złośliwość podpowiada, że Jacek Sasin powinien na własnej skórze przekonać się, jaki gorset szyje szefowi ratusza i jaki los gotuje mieszkańcom. Obstawiam, że po kilku miesiącach zostałby jako prezydent Warszawy wywieziony na taczkach. Lepiej jednak, byśmy nie musieli się o tym przekonywać. Nie trzeba się sparzyć, by nie wkładać ręki do ognia.
Bezkrytyczni zwolennicy PiS przyklasną każdemu pomysłowi. Ale mieszkańcy Warszawy i podwarszawskich gmin powinni się dwa razy zastanowić. Raz, nad poparciem tych zmian, a dwa, czy warto głosować na PiS., który ma gdzieś głos i interes ludzi. Tu nie chodzi o „abstrakcyjny” Trybunał Konstytucyjny. Ta zmiana dotyczy naszych dzielnic, placów, ulic i domów. Naszej przestrzeni, bohaterskiego i ukochanego miasta i przedmieść, naszego codziennego życia.
Warszawa może być metropolią na miarę Wiednia czy Berlina, z porównywalną jakością życia i usługami dla obywateli. Przedmieścia Warszawy mogą być spokojne i kwitnące, a cały region rozwijać się w harmonii. Ale nie sprawi tego nieprzemyślany ukaz wydany za plecami mieszkańców, wbrew ich woli i interesom. Już sama propozycja tej ustawy i sposób jej przedstawienia to jawne upokorzenie mieszkańców Warszawy i podwarszawskich gmin. Dlatego ten projekt powinien być wycofany z Sejmu, a nad ustrojem stolicy – odbyć się uczciwa debata.