Ten, kto usłyszy kilka pierwszych dźwięków z tej płyty, od razu zapamięta je na całe życie. Tak jak potrafi zanucić Komedę, który pozostaje w człowieku od pierwszego usłyszenia, tak również w tym przypadku będzie z radością do nich powracał. Aż w końcu zacznie się wręcz modlić o zachowanie doskonałej pamięci, bowiem jest więcej takich genialnych momentów na płycie "Wings", nagranej przez duet Adam Pierończyk i Miroslav Vitous. I w tym sedno sprawy.
Blog naTemat muzyki, która chciałbym, by dotarła zarówno do tych, którzy mówią, że się na niej znają, czyli prawie wszystkich, i tych, którzy twierdzą, że się nie znają, czyli nielicznych
W tym sens ich nowego albumu? To znaczy w czym?
Mówiąc najkrócej, aby wreszcie wznieść się ponad jakiekolwiek schematy, ograniczające istotę ludzką bardziej niż przyciąganie ziemskie.
Jak mi się zdaje, aby tak się stało, najpierw trzeba nauczyć się dokonywać prawdziwej syntezy wszystkiego, co nas dotyka, nie odrzucając czegokolwiek pod wpływem emocji.
Niezmiernie ciekawym wydaje się kolejny moment tego procesu, w którym zdolność korzystania z wielu rzeczy na raz - w rozumieniu, że zdajemy sobie sprawę z naszych słabości, akceptujemy ich istnienie, a co więcej, w jakimś stopniu pozwalmy im także stanowić o naszej oryginalności - przekłada się na prawdziwe tworzenie.
Może nie byłoby to tak intrygujące, gdyby nie indywidualność każdego twórcy. To ona sprawia, że otrzymujemy od niego dzieło wykraczające poza ramy powszechności, czy chociażby samej powtarzalności.
Pozwolę sobie na odwagę w stwierdzeniu, jakoby w takim właśnie momencie znajdowali się panowie Adam Pierończyk i Miroslav Vitous.
Nie twierdzę, że wreszcie dojrzeli, biorąc pod uwagę ich wcześniejszą twórczość. Raczej szukali siebie, by zrealizować projekt opierający się na nałożeniu dwóch muzycznych światów, będących najlepszym przykładem, jakie znaczenie ma indywidulane podejście do materii muzyki.
Swoje mistrzostwo opierają na wielu elementach, nie tylko doskonałym warsztacie wykonawczym. Tak, może po części reprezentują podobną filozofię tworzenia muzyki, lecz proszę się zastanowić, czy nie jest ona wynikiem różnych doświadczeń, a także dwóch podobnych, lecz w dalszym ciągu nie tych samych kultur.
Moim zdaniem, właśnie dzięki tej bliskości i zarazem różnorodności uzyskali niesamowitą głębię swojej muzyki. Naprawdę niesamowitą!
Na przykład proszę posłuchać wspomnianej, pierwszej kompozycji "Enzo And Blue Mermaid". Mogę ją opisać w następujący sposób:
Pojawia się Adam Pierończyk, zaczynając swoją wypowiedź słowami "bo u nas tak to wygląda, o czym mówiłeś". Chwilę później zaczyna grać Miroslav Vitous, kontynując niby wcześniejszą opowieść, której nie byliśmy świadkami, bo działa się tuż przed rozpoczęciem płyty.
Nie czujemy się jednak zagubieni, że weszliśmy w środek ich rozmowy. Powiem więcej, mamy do czynienia z jednoczesną wymianą refleksji obu muzyków oraz niezwykle sugestywną retrospekcją, dającą pełny obraz tego, co przeżywają.
Proszę zwrócić uwagę na "Full Moon Sky” . Tu z kolei najpierw pojawia się bas, ale zaledwie po chwili saksofon zaczyna podkreślać jego melodykę, jakby chciał jego pięknem wypełnić całą przestrzeń, w której się znajdujemy.
Piszę "przestrzeń, w której się znajdujemy" z taką samą świadomością, z jaką Adam Pierończyk i Miroslav Vitous stawiają dla niej granice, zdając sobie sprawę, czym w swojej istocie jest tytułowe "unoszenie się na skrzydałach".
Mógłbym opisywać każdy z utworów, zachwycając się lekkością ich grania, a zarazem ciężarem gatunkowym rozważań na temat unoszenia się coraz wyżej i wyżej - a jedno z drugim wydaje się nierozłączne, i co ważniejsze, nad wyraz uniwersalne, bo dające możliwość dotarcia do naprawdę szerokiego grona słuchaczy.
Mógłbym poświęcić akapit na opis spokojnego ich szybowania, w którym gubi się poczucie czasu, a narasta przekonanie, jak bardzo powinniśmy na nowo zacząć doceniać perspektywę patrzenia na toczące się wydarzenia, innych ludzi, a przede wszystkim samych siebie.
Skrócę jednak rozważania, dochodząc do ostatniego aspektu sprawy wznoszenia się ponad schematy, czyli do znaczenia "rozmowy" w opisywanym przeze mnie procesie.
Nie wchodząc w zbyt wiele szczegółów, zaznaczyłem jedynie syntezę oraz indywidualizm, jako elementy najważniejsze w tworzeniu czegoś wyjątkowego, by zakończyć wspomnianą "rozmową", nadającą ostateczny kształt prawdziwemu dziełu.
Bez konfrontacji własnych przypuszczeń, przemyśleń i twierdzeń, nie jesteśmy w stanie zweryfikować, czym tak naprawdę jest obraz widziany naszymi oczami.
A jeszcze doskonalej, gdy rozmowa stanowi o danym obrazie, sztuce teatralnej, filmie, muzyce.
Rozmowa Adama Pierończyka z Miroslavem Vitousem to niezaprzeczalnie wyraz najwyższego stopnia wtajemnicza, rozważanego zarówno na poziomie sztuki, jak również zwykłego ludzkiego uduchowienia.
Uczmy się od nich w takim razie, jak słuchać, zapamiętywać, rozmawiać...
...uczmy się tego za każdym razem, gdy powróci do nas - nagle i niespodziewanie - któryś z motywów z płyty "Wings". A jest ich mnóstwo do zapamiętania - proszę mi wierzyć.