Reklama.
Niewykluczona jest też kolejna epidemia, czego dowodem były wybuchy SARS, MERS czy eboli oraz innych chorób zakaźnych w ciągu ostatnich lat. Cieniem na przyszłości kładzie się też cyberwojna i działania organizacji niepaństwowych, wywołujące konflikty i chaos od Bliskiego Wschodu po Afrykę Północną i Subsaharyjską. Na dodatek zmiana klimatu już teraz powoduje znaczące szkody, a gwałtowne zjawiska pogodowe stają się coraz częstsze i zabójcze.
Ale to Europa może stać się centralnym punktem geopolityki w 2016 r. Na przykład może się okazać, że greckie wyjście ze strefy euro udało się tylko odwlec w czasie, a nie całkiem oddalić – bo z powodu reformy emerytalnej i innych reform strukturalnych Grecja będzie na kursie kolizyjnym z europejskimi wierzycielami. Grexit może być z kolei początkiem końca unii walutowej, bo inwestorzy zaczną się zastanawiać, który z członków – niewykluczone, że nawet tych najważniejszych (np. Finlandia) – jest następny w kolejce do wyjścia.
Jeśli rzeczywiście dojdzie do opuszczenia przez Grecję strefy euro, bardziej prawdopodobne stanie się wyjście Wielkiej Brytanii z UE. W porównaniu z poprzednim rokiem prawdopodobieństwo Brexitu wzrosło z kilku powodów. Niedawne zamachy terrorystyczne w Europie doprowadziły Wielką Brytanię do większej izolacji, podobnie jak kryzys migracyjny.
Partia Pracy pod wodzą Jeremy’ego Corbyna jest bardziej eurosceptyczna. A premier David Cameron sam zapędził się w kozi róg, żądając unijnych reform, na które nie mogą się zgodzić nawet sympatyzujące z nim Niemcy. Dla wielu Brytyjczyków UE wygląda jak okręt, który tonie.
Gdyby miało dojść do Brexitu, upadłyby też kolejne kostki domina. Szkocja mogłaby zdecydować o wyjściu z Wielkiej Brytanii, co doprowadziłoby do rozpadu kraju. To mogłoby zachęcić inne ruchy separatystyczne – być może na początek w Katalonii – do bardziej zdecydowanej walki o niepodległość. Kraje skandynawskie mogą dojść do wniosku, że skoro Wielka Brytania wyszła, one też lepiej poradzą sobie poza Unią.
Jeśli chodzi o terroryzm, już sama liczba lokalnych dżihadystów oznacza, że nie należy pytać, czy, ale kiedy i gdzie dojdzie do następnego zamachu w Europie. Kolejne akty terroru mogłyby drastycznie osłabić nastroje konsumenckie i biznesowe, tłamsząc tym samym delikatne ożywienie europejskiej gospodarki.
Rację mają także ci, którzy twierdzą, że kryzys migracyjny stanowi egzystencjalne zagrożenie dla Europy. Ale problemem nie jest milion przybyszów, którzy przybyli do Europy w 2015 r. Problemem jest 20 mln kolejnych, którzy po utracie domu w desperacji uciekają przed przemocą, wojną domową, życiem w kraju, który utracił państwowość, pustynnieniem i gospodarczym upadkiem dużych obszarów Bliskiego Wschodu i Afryki. Jeśli Europa nie będzie w stanie znaleźć skoordynowanego rozwiązania tego problemu i uszczelnić wspólnej zewnętrznej granicy, to traktat z Schengen przestanie mieć rację bytu i powrócą wewnętrzne granice między państwami członkowskimi UE.
Tymczasem zmęczenie oszczędnościami i reformami na obrzeżach strefy euro – i wśród członków UE spoza strefy euro, takich jak Węgry czy Polska – zderza się ze zmęczeniem planami ratunkowymi w państwach stanowiących trzon Unii. Partie populistyczne z lewej i prawej strony sceny politycznej – które łączy wrogość wobec wolnego handlu, migracji, muzułmanów czy globalizacji – zyskują na popularności w całej Europie.
W Grecji rządzi Syriza; w Portugalii do władzy doszła lewicowa koalicja; a wybory w Hiszpanii mogą doprowadzić do znacznej niepewności politycznej. Skrajnie antyimigranckie i antymuzułmańskie partie zyskują na popularności w krajach stanowiących trzon Wspólnoty, m.in. w Holandii, Danii, Finlandii i Szwecji. We Francji skrajnie prawicowy Front Narodowy w grudniu omal nie wygrał w kilku regionach, a jego szefowa Marine Le Pen może nieźle wypaść w wyborach prezydenckich w 2017 r.
Z kolei we Włoszech premier Matteo Renzi jest atakowany przez dwie antyeuropejskie partie populistyczne, które rosną w sondażach. W Niemczech ciemne chmury zbierają się nad przywództwem kanclerz Angeli Merkel po jej odważnej, choć kontrowersyjnej decyzji, by pozwolić na wjazd do kraju blisko milionowi osób szukających azylu.
Krótko mówiąc, rośnie dystans między tym, czego Europa potrzebuje, a tym, czego chcą Europejczycy, i ten rozziew może zwiastować poważne kłopoty w 2016 r. Strefa euro i Unia Europejska stoją w obliczu wielu zagrożeń, które wymagają zbiorowej reakcji. Obserwujemy jednak, że jej członkowie w coraz większym stopniu kierują się interesem narodowym, osłabiając przez to możliwość przyjęcia ogólnoeuropejskich rozwiązań (kryzys migracyjny to najbardziej tragiczny tego przykład).
Europa potrzebuje większej współpracy, integracji, podziału ryzyka i solidarności. Tymczasem Europejczycy najwyraźniej idą w stronę nacjonalizmu, bałkanizacji, rozdziału i dezintegracji.

Nouriel Roubini, wykładowca w Stern School of Business przy Uniwersytecie Nowojorskim i prezes firmy konsultingowej Roubini Global Economics, za prezydentury Billa Clintona był członkiem zespołu doradców ekonomicznych Białego Domu.