Victoria Scott
Kamień i sól
Victoria Scott Kamień i sól Wydawnictwo IUVI
Reklama.
„Kamień i sól” to druga część historii w stylu „Igrzysk śmierci” z dodatkiem „Pokemonów”. Opowieść w sumie oparta na prostym schemacie walki Dobra ze Złem. Teoretycznie podział jest prosty – uczestnicy – z małymi wyjątkami – należą do „tych dobrych”, a organizatorzy to zło wcielone. Tyle, że im dalej posuwa się akcja powieści, tym więcej pytań nasuwa się czytelnikowi – a także, na szczęście, i Telli – czy aby na pewno granica pomiędzy jasną a ciemną stroną jest tak bardzo widoczna. A że Victoria Scott postanowiła z oklepanego tematu zrobić coś w miarę oryginalnego, to ten podział nie uczyniła aż tak łatwym, nie idąc, na szczęście, w kierunku – „bo on od początku był zły”. A dużo bardziej chciała pokazać, co taki Piekielny Wyścig może zrobić z ludźmi.
Tella tylko z pozoru przypomina Katniss Everdeen znaną rzeszom czytelników z trylogii „Igrzyska śmierci”. To może być pewne zaskoczenie dla wszystkich sięgających po tę książkę, bo choć jest wzorowana na nieustraszonym Kosogłosie, to o ile ta pierwsza walczy po to, by przeżyć – ostatecznie nawet kosztem współzawodników, co świetnie było widać zwłaszcza w drugiej części, o tyle bohaterka „Kamienia i soli” zachowuje się co najmniej nieracjonalnie próbując ochronić ilu tylko się da rywali. Tam gdzie Katniss bez wahania sięgnęłaby po broń, Tella chce osiągnąć efekt pokojowymi metodami. To taka pacyfistka– a takich bohaterów rzadko spotyka się w roli głównych postaci w książkowych dystopiach.
„Spędziliśmy wiele dni na odpoczynku i rekonwalescencji. Omówiliśmy ten wyścig na wszystkie możliwe sposoby. A przede wszystkim obserwowaliśmy i czekaliśmy na następną przeszkodę. Zanim zostaliśmy uczestnikami, wierzyliśmy w przyszłość. Teraz żyjemy chwilą i wiemy, że nie będzie jutra, jeśli nie zdobędziemy go dzisiaj.”
Niewątpliwą zaletą tej powieści jest wartka akcja. Od pierwszych stron mknie na łeb na szyję, dając złapać oddech czytelnikom tylko na chwilę. Nawet gdy bohaterowie nie muszą walczyć z przeszkodami, muszą mierzyć się między sobą, zastanawiać się, czy organizatorzy znowu nie zmienią nagle zasad, muszą także oceniać swoje możliwości, planować taktykę – nawet gdy potencjalnym przeciwnikiem jest obecny sojusznik. A pojedynki słowne, owe testy psychologiczne wyszły Victorii Scott nawet lepiej niż niektóre sceny żywej akcji.
„- Jak wy to robicie? - Cotton chodzi tam i z powrotem po jaskini. - Jak możecie udawać, że jest okej, kiedy ci ludzie robią wszystko, żeby nas złamać? Nie zauważyliście, że od wyścigu na oceanie jest już tylko gorzej? Każdego dnia coraz gorzej! Czasem nie wiem, czy w ogóle chcą, żebyśmy przeżyli!”
Zakończenie jest takie jakie powinno być – pełne napięcia, zaskoczenia dla czytelników, trochę gorzkie, ale pozostawiające czytelnika przed pytaniem – co dalej. Victoria Scott poszła w dobrym kierunku stawiając na końcówkę w stylu thrillera, która trochę może zbyt mocno zeszła w ostatnich zdaniach na powieść młodzieżową, ale cóż, autorka nie mogła wszystkich wątków zostawić otwartych. Należy mieć tylko nadzieję, że Victoria Scott nie planuje napisać trzeciego tomu – bowiem to na czym się książka skończyła, jest najlepszym zakończeniem możliwym dla jej książek, rozwijając historię dalej, ta chcąc czy nie chcąc pójdzie w stronę „Kosogłosa”. A jak każdy dobrze wie, to nie była świetna powieść.
Marta Kraszewska

Czy chcesz dostawać info o nowych wpisach?