Jeszcze miesiąc temu myślałem, że posiadam wystarczającą wiedzę, by zabierać głos w dyskusji na temat radzieckiej interwencji w Afganistanie. Wydawało mi się również, iż orientuję się w specyfice tego państwa. Książka Aleksandra Lachowskiego wyprowadziła mnie z błędu i zmusiła do częściowej rewizji mojego obrazu Afganistanu.
Interwencja w Afganistanie. Dla mojego pokolenia pojęcie to było przykładem siłowej polityki Związku Radzieckiego, a później stało się synonimem słabości upadającego Imperium, a także początkiem końca bloku wschodniego. Świat w oczach człowieka niedoinformowanego jest bardzo prosty, oceny tak łatwe do wyrażania, a lekarstwa na wszelkie jego problemy takie oczywiste, łatwe do zastosowania i jakże skuteczne. Iście hollywoodzkie postrzeganie interwencji w Afganistanie wykreowało westernową wizję starcia czarnych charakterów (wojska radzieckie) z tymi białymi (mudżahedini). Po 11 września 2001 roku okazało się, że na tej wojnie nie było białych charakterów, a sam konflikt stał się, podobnie jak te w Korei czy Wietnamie, starciem Wschodu z Zachodem.
Generał major Aleksander Lachowski był jednym z żołnierzy, którzy znajdowali się w centrum ówczesnych wydarzeń. Jego pogląd na rzeczywistość wojny afgańskiej był więc znacznie szerszy niż żołnierzy liniowych. Po wycofaniu armii radzieckiej, Generał realizował zadanie, postawione mu przez generała Warennikowa, opisania przebiegu konfliktu. Lachowski potraktował to zadanie śmiertelnie poważnie. Jego książka jest chyba najlepszym i najpełniejszym obrazem tamtych dni, a zaczyna się od obszernego, bo prawie dwustu stronicowego, wprowadzenia w historię Afganistanu i stosunków radziecko afgańskich. Czytelnik wchodzi więc w sposób naturalny w kraj zróżnicowany etnicznie, z piekielnym wręcz klimatem, teoretycznie łatwym do podbicia, ale trudnym do ujarzmienia. Afganistanu bowiem nikt w historii świata nie podbił.
Oczywiście sam opis konfliktu byłby ubogi bez omówienia zagadnień politycznych. A te Lachowski omawia w sposób bezstronny, określając prawdopodobnie docelowego czytelnika jako słuchacza szkoły wojskowej czy oficera sztabowego. Obszernie cytowane protokoły biura politycznego KPZR nie pozostawiają złudzeń. Wcześniejsza decyzja o niezaangażowaniu się w wewnętrzne sprawy Afganistanu została zmieniona przez Breżniewa przy braku jakiegokolwiek protestu pozostałych członków Biura. Wszyscy musieli zdawać sobie sprawę z tego, że wojsk radzieckich nie będzie czekać łatwe zadanie. Ukształtowanie terenu kraju sprzyja walkom partyzanckim. Takiego terenu regularna armia musi się uczyć, podobnie jak i walki z partyzantami, ponosząc przy tym ciężkie straty. Kiedy zaś oddziały te wreszcie zdobywają umiejętność skutecznej walki, odkrywają, iż przeciwnik otrzymał skuteczny oręż do zwalczania nowoczesnych narzędzi pola walki. Lachowski piętnuje decydentów i chwalców wysyłania wojsk, którzy, jak tylko mogli, bronili swych synów przed włączeniem do oddziałów wysyłanych do Kabulu. Czy wiedzieli, że wojny tej nie można było wygrać? Wojna afgańska dowiodła wyższości ochotniczych, dobrze zmotywowanych, nawet fanatycznych oddziałów, nad regularną armią, której żołnierze marzą o powrocie do domu.
Czy wynik walk faktycznie dowiódł słabości armii radzieckiej? Chyba nikt nie docenił Afganistanu. Historia afgańska chyba lubi się powtarzać. Nie wierzę, by amerykańscy wojskowi nie czytali i nie wyciągnęli wniosków z książki Lachowskiego. Podobnie jak w 1979 roku, decyzja o wysłaniu wojsk przed administrację Busha podejmowana była jednostronnie. Wynikiem ich obu było nauczenie nowych sposobów walk islamskich radykałów i miało wpływ na bieżącą sytuację polityczną świata.