REKLAMA
Być poczętym 1 września 1939 roku oznacza życie w cieniu najnowszej historii Polski, oznacza naukę życia w warunkach narzuconych przez okoliczności. Narodziny w okupowanym Krakowie, świadomość utraty dziadka w Oświęcimiu, obserwacja poświęcenia matki i oswajanie się z codziennym zagrożeniem. Tak właśnie przeżył swoje dzieciństwo narrator najnowszej książki Marka Harnego. Zagrożenie towarzyszyło mu przez pierwsze lata życia. Cud zbiegów okoliczności, starania matki i pojawiające się dobre dusze, które ratowały resztę ocalałej z pożogi rodzinę, zrobiły swoje. Młodzian nasz przeżył wojnę i jako dorastający młodzieniec wybrał własną drogę. Przestał być dzieckiem września, przestał być symbolem pokręconych polskich losów, wreszcie mógł żyć własnym życiem. Aby to jednak osiągnąć musiał pogodzić się z kimś, kto z całą pewnością nie zasługiwał na powszechny szacunek, ale z kimś, kto był dla niego jedynym wzorem ojca.
Marek Harny przyzwyczaił nas do przedstawiania lat wojny i okresu tuż po niej, w sposób, który powstrzymuje czytelnika od wydawania jakichkolwiek sądów o decyzjach bohaterów. Żyć, tak jak na to pozwalały warunki, robić to, co musiało się zrobić, w imię własnego życia i w imię życia tych, za których jesteśmy odpowiedzialni. Trudne to, a jednocześnie tak naturalne, iż w pojęciu naszego narodowego kultu bohaterów, ukrywane ze wstydem lub z zażenowaniem. Sposób jaki Autor opowiada o takim życiu nie tylko wyklucza ocenę, ale powoduje, iż czytelnik sądzi, że bohaterowie wybrali jedyną możliwą drogę, że nie było dla niej żadnej alternatywy, która nie skończyłaby się nieszczęściem. Jednak wszystko ma swoją cenę i pozostawia ślady, nie tylko te na ciele, ale przede wszystkim na psychice i sprawia, że nawet kilkadziesiąt lat po tych wydarzeniach, tkwią one w nas, naturalnie przekazywane przez naszych rodziców i dziadków.