Philippe Sands
Szlak szczurów
Historia ucieczki nazistowskiego oprawcy
Philippe Sands Szlak szczurów Historia ucieczki nazistowskiego oprawcy Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Reklama.
Dzięki znajomości z Niklasem Frankiem, profesor Philippe Sands poznał pewnego ekscentrycznego starszego pana. Jego nowy znajomy mieszkał w popadającym w ruinę barokowym zameczku, ubierał się dość ekscentrycznie i rozpaczliwie szukał dowodów na to, iż jego ojciec, Otto Wachter był człowiekiem dobrym i z całą pewnością nie należał do zbrodniarzy wojennych. Cóż, miłość synowska, pragnienie wybielenia przeszłości, na którą przecież wpływu nie mamy, wiedzie nas często na manowce. Na dowód własnych tez Horst Wachter przedstawiał archiwum rodzinne składające się z listów i notatek żony Ottona. Te, dość cenne dokumenty w zestawieniu z zawartością niemieckich, austriackich i polskich archiwów stały się trzonem całej książki. Dwa pozostałe, równie ważne wątki to postawa Horsta wobec faktów historycznych oraz osoba biskupa Hudala, który wielu nazistom ułatwił ucieczkę przed sprawiedliwą karą. Oczywiście watek historyczny był mi dobrze znany, niemniej jednak z ciekawością prześledziłem notatki żony zbrodniarza, kobiety, która nie chciała dostrzegać zła, mimo, że o nim wiedziała. Sam wątek zaangażowania dostojników kościelnych w pomoc nazistów, nie wniósł do mojej wiedzy niczego nowego, tak na dobrą sprawę Sands napisał o tym, o czym już dawno pisali historycy. Pozostaje nam wątek syna, który musiał zetknąć się ze spuścizną ojca. W takich sytuacjach zawsze zestawiam reakcje Niklasa Franka i Martina Pollacka. Niklas rozwiązał swój problem rodzinny pisząc emocjonalne życiorysy swych rodziców. Dość brutalne, graniczące z chamstwem, słowa Niklasa świadczyły o bólu, jaki znosił mając świadomość zbrodni ojca. Martin Pollack z kolei w swej Śmierci w bunkrze, spisał opowieść o zwykłym, jak na owe czasy, człowieku, przedstawicielu swej epoki i ówczesnego, wielkoniemieckiego wychowania. W czasie jednego ze spotkań autorskich, na moje pytanie dotyczące tej kwestii odpowiedział, że przecież innego ojca nie miał, na nim spoczywa więc uczciwe przedstawienie jego historii, historii ambitnego prawnika, sportowca, esesmana, zbrodniarza wojennego. Trudno mi powiedzieć, która z tych postaw bardziej jest dla mnie zrozumiała. Z całą pewnością dopiero trzecie lub czwarte pokolenie zdolne jest prawidłowo ocenić spuściznę zbrodni, bez emocji, dojrzale. I chyba właśnie na dowód tego książkę kończy zdanie, jakie Magdalena, wnuczka Ottona Wachtera, umieściła na portalu społecznościowym. Jedno zdanie, a tak dosadna ocena.
Mój dziadek był masowym mordercą.