
Reklama.
Zwrot akcji
Jak to w każdej bajce bywa, także i w tej mamy nieoczekiwany zwrot akcji. Po pierwsze z sejmowego protestu, po angielsku, cichcem, wycofał się PSL. Posłów, tej najbardziej piwotalnej partii w historii polskiego parlamentaryzmu po 1989 roku, nie było wśród protestujących w Sejmie. Nie zostali w poselskich ławach na święta. Nie urządzali razem z resztą opozycyjnych posłów wigilii. Po drugie upust swej politycznej mądrości i dojrzałości dał Paweł Kukiz strofujący posła Szczerbę za to, że przekroczył, według niego, granice mówiąc "Panie Marszałku kochany...". Po trzecie okazało się, że Schetyna jest wściekły na swoich posłów za ich igraszki z kamerami i aparatami dokonywane w sejmowych ławach. Po czwarte przyszedł Sylwester i eskapada Petru z Schmidt do Portugalii. Po piąte skompromitował się Kijowski, gdy wypłynęły faktury, które wystawiał KODowi, i dalej się kompromituje bo kolejne faktury wypływają dalej. Po szóste Petru, który pozazdrościł samozaorania Kijowskiemu i zaorał siebie niezrozumiałą woltą i rozmowami i porozumieniami z Kaczyńskim. Po siódme znów Schetyna i szerzej PO, które też pozazdrościły i wykazując się spóźnionym refleksem ostatecznie skapitulowały schodząc z sejmowej mównicy.
Jak to w każdej bajce bywa, także i w tej mamy nieoczekiwany zwrot akcji. Po pierwsze z sejmowego protestu, po angielsku, cichcem, wycofał się PSL. Posłów, tej najbardziej piwotalnej partii w historii polskiego parlamentaryzmu po 1989 roku, nie było wśród protestujących w Sejmie. Nie zostali w poselskich ławach na święta. Nie urządzali razem z resztą opozycyjnych posłów wigilii. Po drugie upust swej politycznej mądrości i dojrzałości dał Paweł Kukiz strofujący posła Szczerbę za to, że przekroczył, według niego, granice mówiąc "Panie Marszałku kochany...". Po trzecie okazało się, że Schetyna jest wściekły na swoich posłów za ich igraszki z kamerami i aparatami dokonywane w sejmowych ławach. Po czwarte przyszedł Sylwester i eskapada Petru z Schmidt do Portugalii. Po piąte skompromitował się Kijowski, gdy wypłynęły faktury, które wystawiał KODowi, i dalej się kompromituje bo kolejne faktury wypływają dalej. Po szóste Petru, który pozazdrościł samozaorania Kijowskiemu i zaorał siebie niezrozumiałą woltą i rozmowami i porozumieniami z Kaczyńskim. Po siódme znów Schetyna i szerzej PO, które też pozazdrościły i wykazując się spóźnionym refleksem ostatecznie skapitulowały schodząc z sejmowej mównicy.
Warto też jednak dodać, że to wszystko zostało podlane sosem koncepcji "lidera opozycji", którą niby od tak, od niechcenia, krótko po rozpoczęciu kryzysu rzucił Kaczyński. To wystarczyło, by przez resztę czasu siedzieć, głaskać kota i obserwować z uśmiechem jak opozycja wyciąga brony i orze sama siebie. Dziel i rządź. Machiavelli byłby dumny.
Słabości opozycji
Opozycję i protest zabiły trzy rzeczy. Długość trwania protestu — w dzisiejszych czasach ludzi grzeje to co się dzieje teraz, już, co generuje emocje. Ale emocje opadają z biegiem czasu. Miesięczny protest musiał umrzeć siłą naturalną, tym bardziej, gdy protestujący nie mieli nic nowego do zaoferowania. Świąteczny czas i nagłe mrozy — Polacy cenią sobie domowe ognisko, i cenią sobie święta. Garstka, która została w święta pod Sejmem nie miała siły przebicia by coś zrobić. Mróz wygonił do domów też tych mniej odpornych. I wreszcie zwykła niedojrzałość opozycyjnych liderów — Kaczyński wyciągnął batutę, a oni zagrali jak im kazał. Wzięli się za łby i udowadnianie, który jest większym kogutem. A z drugiej strony popełnili karygodne błędy wizerunkowe, których aspirującym do roli liderów politykom nie wolno było popełnić (faktury Kijowskiego, miłosne randez vous Petru, strofowanie własnych posłów Schetyny). Bo w tych kwestiach nie jest problemem to, czy tak mogli z punktu widzenia prawa, czy ludzkich słabości. W tym jest ważne, że nie mogli tak jako liderzy.
Opozycję i protest zabiły trzy rzeczy. Długość trwania protestu — w dzisiejszych czasach ludzi grzeje to co się dzieje teraz, już, co generuje emocje. Ale emocje opadają z biegiem czasu. Miesięczny protest musiał umrzeć siłą naturalną, tym bardziej, gdy protestujący nie mieli nic nowego do zaoferowania. Świąteczny czas i nagłe mrozy — Polacy cenią sobie domowe ognisko, i cenią sobie święta. Garstka, która została w święta pod Sejmem nie miała siły przebicia by coś zrobić. Mróz wygonił do domów też tych mniej odpornych. I wreszcie zwykła niedojrzałość opozycyjnych liderów — Kaczyński wyciągnął batutę, a oni zagrali jak im kazał. Wzięli się za łby i udowadnianie, który jest większym kogutem. A z drugiej strony popełnili karygodne błędy wizerunkowe, których aspirującym do roli liderów politykom nie wolno było popełnić (faktury Kijowskiego, miłosne randez vous Petru, strofowanie własnych posłów Schetyny). Bo w tych kwestiach nie jest problemem to, czy tak mogli z punktu widzenia prawa, czy ludzkich słabości. W tym jest ważne, że nie mogli tak jako liderzy.
Morał
Każda bajka ma też swój morał. Ta, smutna przecież, też ma. Wobec tego jak swój najważniejszy dotąd test wiarygodności obecna opozycja oblała trzeba skonstatować jedną rzecz — nie jest dziwne, że Polacy odwracają się od demokracji i, podobnie jak w latach 20. XX wieku, tak i teraz szukają oparcia w Wodzu i autorytaryzmie. Demokracja nigdy nie była i jeszcze długo nie będzie, naturalnym stanem dla naszego społeczeństwa. Nie umiemy, jako społeczeństwo, wziąć na siebie odpowiedzialności za wybory, których dokonujemy, więc nie chcemy tych wyborów dokonywać. 50% frekwencji jest tu naturalnym sygnałem, że nas to wszystko zwyczajnie nie interesuje. A jeśli nas nie interesuje... to demokracja jest zagrożona.
Każda bajka ma też swój morał. Ta, smutna przecież, też ma. Wobec tego jak swój najważniejszy dotąd test wiarygodności obecna opozycja oblała trzeba skonstatować jedną rzecz — nie jest dziwne, że Polacy odwracają się od demokracji i, podobnie jak w latach 20. XX wieku, tak i teraz szukają oparcia w Wodzu i autorytaryzmie. Demokracja nigdy nie była i jeszcze długo nie będzie, naturalnym stanem dla naszego społeczeństwa. Nie umiemy, jako społeczeństwo, wziąć na siebie odpowiedzialności za wybory, których dokonujemy, więc nie chcemy tych wyborów dokonywać. 50% frekwencji jest tu naturalnym sygnałem, że nas to wszystko zwyczajnie nie interesuje. A jeśli nas nie interesuje... to demokracja jest zagrożona.