Reklama.
Carlos Ghosn siedział w swoim gabinecie zastanawiając się co przyniesie dzisiejszy dzień. Zawsze potrafił „spaść na cztery łapy”. Kiedy firmie wielu już wróżyło, że znajduje się w trendzie opadającym on zawsze potrafił znaleźć wyjście. A to zaskarbił sobie przychylność francuskiego rządu, a to doprowadził do fuzji z Nissanem. Tak, ten 61 letni człowiek - obecny prezes grupy Renault - przebył długą drogę, a 2015 rok tylko utwierdził go, że przyjęta strategia okazała się dobra. Doprowadził do wzrostu sprzedaży samochodów w Europie po pierwszym półroczu o 8,9%, (wraz z Dacią) i umocnieniu się grupy na trzecim miejscu pod względem sprzedaży. Dodatkowo francuski rząd zwiększył swoje udziały i od kwietnia 2016 roku będzie ich największym akcjonariuszem.
Wiedział, że sukcesy nie biorą się z przypadku, dlatego dział planowania i strategii konkurencji w Renault stale zbierał i analizował dane o planach, zapowiedziach i realizacji zobowiązań pozostałych firm motoryzacyjnych działających na rynku. PiS – jak w skrócie wszyscy mówili o tym dziale – miał jeszcze jedną ważną misję. Oddzielał wszystkie marketingowe i nierealne zapowiedzi od tych, które faktycznie były w fazie możliwej do realizacji. Sprawdzał co jest marketingową papką, która pomimo że ładnie podana, a i nawet klienci z zachłannością będą ją pochłaniać i przyjmować za dobrą monetę, to jest tylko kością rzuconą psu o którym się pamięta raz na jakiś czas jak jest potrzebny i ma przypilnować dobytku. Na co dzień zupełnie go niezauważając i traktując jak zakłamanego nieroba, który jakby tylko mógł, obsikałby nogawkę lub – w najlepszym wypadku – spał oczekując kolejnej darmowej misy ze strawą. Właśnie czekał na głównego analityka PiSu, który miał przedstawić mu zapowiadaną przez włoskiego konkurenta ofensywę na rynku.
Nie wiedział czego się spodziewać po dzisiejszym spotkaniu. Ostatni raz tak się czuł, będąc w Krakowie. Niby panował i kontrolował wszystko co dookoła się działo, ale miał dziwne wrażenie że nie bierze w tym udziału. Był przy tym dziwnie senny i wszystko toczyło się jakby obok niego. Podobno tak działają pigułki gwałtu. Dla pewności, po powrocie przeszedł wszystkie badania i lekarze nie znaleźli żadnych niepokojących objawów w organiźmie. Tłumaczono mu, że była to reakcja na będący w Krakowie smog, ale nie był on w pełni przekonany do tych wyjaśnień. Od wizyty w grodzie Kraka minęło już dużo czasu i zapomniał o uczuciu, które wtedy mu towarzyszyło. Aż do dzisiaj.
Analizując obecną sytuację FCA (Fiat Chrysler Automobiles), każdy przyznałby że nie ma się czym martwić. Już od dłuższego czasu włoski koncern nie odnotował spektakularnego sukcesu, który był mu coraz bardziej potrzebny. Właśnie ta, coraz bardziej gwałtowana potrzeba sukcesu, podskórnie wzbudzała jego niepokój. Co prawda ciągle, od czasu do czasu, udowadniali że są w stanie stworzyć i wyprodukować samochody które spodobają się odbiorcom, jednak zawsze potrafili zniechęcić ich do zakupu proponując cenę z której był zadowolony tylko ich księgowy, a która powodowała że dla klientów ich salony stawały się przeźroczyste i je omijali. Inna sprawa że z całej gamy oferowanych modeli tylko trzy zasługiwały na uwagę: Mito, Giulietta oraz 500. Trzema modelami nie da się zrewolucjonizować rynku. Teraz miało się to zmienić.
Na szczęście w gabinecie nie był sam. Poprosił Laurensa van den Ackera, aby wspólnie z jego zespołem, wysłuchali informacji od analityka. Laurens był dyrektorem działu desingu w Renault i w tym momencie był właściwą osobą mogącą racjonalnie spojrzeć na informacje które przyniesie analityk.
Kiedy tak myślami był jeszcze przy swojej przygodzie w Krakowie, do gabinetu wszedł analityk PiSu.
- Co tam za rewolucje wymyślili we FCA? – przywitali go.
- Przygotowali dwa modele. Jednym z nich jest 124 Spider – odparł analityk, kładąc przed nimi zdjęcia. Ich oczom ukazała się nawet ładna sylwetka sportowego samochodu z otwieranym dachem. Jak na auto zaprojektowane na bazie Mazdy MX-5 prezentowało się ciekawie. Ba, po bliższym przyjrzeniu można by nawet powiedzieć że wzbudzało pozytywne emocje. Co prawda daleko im do tych wywołanych u brazylijskich komentatorów którzy, jakby ich reprezentanci uprawiali narciarstwo biegowe i na 5 km przed metą ich zawodnik byłby na prowadzeniu, mieliby stan przedzawałowy. Bliżej było im do norweskiego komentatora, który w tej samej sytuacji, zapowiada przerwę reklamową, bo jeszcze jest daleko do mety. Projekt był ciekawy, tak to właściwe słowo. Tak, to mógłby być model który uzupełniłby gamę, ale na pewno jej nie zrewolucjonizuje.
- Tym chcą zwiększyć sprzedaż? Nie zauważyli że w Europie zmienia się model rodziny? Już odchodzimy od 2 + dziecko + pies i jesteśmy coraz bliżej modelu 2 + 5 + koza.
- Chyba zauważyli, bo przygotowali drugi model – mówiąc to położył przed nimi zdjęcia Fiata Tipo. Ten sedan już bardziej odpowiadał rodzinnym trendom, jednak mieli wrażenie że gdzieś już go widzieli. Ten samochód wzbudzał emocje jak niemiecka kobieta. Po prostu był. Nic więcej. Gdziekolwiek by go nie postawić, wtapiał się w tło. Wyglądał jak wszystkie obecne Fiaty. Patrząc na zdjęcia byli przekonani, że jakby na ulicy postawili go obok Punto i Bravy to ludzie nie wiedzieliby, który z nich jest samochodem wchodzącym do sprzedaży.
Popatrzyli na siebie i już wiedzieli że nie ma się czym martwić. Tym razem Mark Chernoby (Dyrektor Rozwoju Produktu w FCA) nie przygotował produktów, które mogłyby zagrozić ich pozycji.