Reklama.
Kościół, jako podatnik, ma szczególną pozycję w polskim systemie podatkowym. Teoretycznie w nim występuje i powinien uiszczać daniny, jak wszyscy pozostali, jednak jego pozycja jest kształtowana przez przywileje związane ze specyficznym zwolnieniem przedmiotowym. Dlaczego specyficznym? Ano dlatego, że choć jednostki organizacyjne kościoła nie są zwolnione z podatku dochodowego podmiotowo, tak jak wiele innych instytucji (np. jednostek państwowych), obejmuje je wyjątkowo szerokie zwolnienie przedmiotowe. Nie dość, że szerokie, to jeszcze na tyle ogólne, że w zasadzie nie podlegające jakiejkolwiek kontroli.
Dochody kościelnych osób prawnych z tzw. niegospodarczej działalności statutowej są jeszcze wyłączone z obowiązku prowadzenia jakiejkolwiek dokumentacji, która miałaby walor dokumentacji podatkowej. W praktyce oznacza to, że nie podlegają żadnej kontroli, która mogłaby np. stwierdzić, czy rzeczywiście pochodzą z działalności statutowej. W pozostałej części, tzn. z innej działalności (np. gospodarczej, z najmu, sprzedaży itd.) dochody kościelnych osób prawnych są zwolnione z podatku w części przeznaczonej m.in. na cele kultu religijnego, oświatowo-wychowawcze, naukowe, kulturalne, charytatywno-opiekuńcze, na konserwację zabytków oraz prowadzenie punktów katechetycznych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że np. „punkty katechetyczne” są dziś zlokalizowane głównie w szkołach opłacanych przez państwo i samorządy, a dotacje na konserwację zabytków, budowę niektórych świątyń czy wspieranie uczelni kościelnych, znajdują swoje źródło w budżecie państwa. Czemu więc służy to zwolnienie?
Przy tak zdefiniowanych regułach w polskim prawie podatkowym ciężko będzie znaleźć dziedzinę, która jest źródłem finansowania kościoła i podlega opodatkowaniu. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na szczególny status osób umocowanych w działalności kościoła - nie pełnią one swoich funkcji w oparciu o umowy, otrzymują nieewidencjonowane lub niepoddające się kontroli dochody i swobodnie nimi dysponują, jedynie w przypadku księży obligując do uiszczania symbolicznego ryczałtu. A przecież redystrybucja dochodów wiernych odbywa się tu w znacznej mierze w kierunku zabezpieczenia potrzeb życiowych księży, zakonników i zakonnic oraz innych „funkcyjnych” w organizacji - potrzeb mieszkalnych, dóbr „doczesnych” i zwykłej konsumpcji. Normalny obywatel zanim zapłaci za prąd, ogrzewanie, usługi komunalne, benzynę, samochód, ubranie i wyżywienie, musi oddać państwu podatek dochodowy, mniej więcej w wysokości piątej części swoich dochodów. U zwykłego podatnika wszystkie otrzymane przez niego darowizny, świadczenia rzeczowe czy nieodpłatne usługi są opodatkowane różnymi taksami. Tymczasem w kościele każda życiowa potrzeba jest zabezpieczane bez odebrania należnej państwu daniny. Oczywiście kościół zatrudnia wiele osób na standardowych zasadach, ale przy okazji „organizuje” dochody w znacznej mierze wyłączone z jakiejkolwiek ewidencji czy opodatkowania, bez kas fiskalnych, rachunków czy umów. O świadczeniach niepieniężnych nawet nie wspominam, bo obostrzenia podatkowe, które przewiduje w tym zakresie prawo podatkowe, dotyczą w zasadzie wyłącznie tych podmiotów, które prowadzą działalność zarobkową.
Warto zwrócić uwagę na to, że inne podmioty funkcjonujące w państwie, również działające w ramach szeroko rozumianego pożytku publicznego, są obarczone licznymi obowiązkami i nie mają tak daleko idących przywilejów. Finanse jednostek publicznych, czyli np. państwowych lub samorządowych, podlegają rygorystycznym zasadom, zaś pracownicy tych jednostek nie mają szans - mimo działania pro publico bono - na żadne nieewidencjonowane dochody, pozostające poza kontrolą państwa. Finanse tzw. NGO, czyli różnych podmiotów działających w ramach ustawowo zdefiniowanego pożytku publicznego również podlegają dużo bardziej ostrym regułom, zwłaszcza, jeśli organizacja pożytku publicznego chce korzystać z odpisu 1% PIT. Na tym tle kościół jawi się jako instytucja wyjęta spoza jakichkolwiek zasad.
Podatkowe uprawnienia tych, którzy deklarują przynależność do kościoła, wyraźnie podkreśla uprzywilejowanie kościelnych podmiotów w świetle prawa. Przepisy podatkowe oraz ustawa regulująca stosunek państwa i kościoła przewidują, że darowizny na kościelną działalność charytatywno-opiekuńczą nie są w żaden sposób limitowane, chociaż takie limity utrzymano w ustawach podatkowych w odniesieniu np. do darowizn przekazywanych na cele pożytku publicznego. Czy oznacza to, że sprawowanie kultu religijnego lub działalność charytatywna kościoła wymaga większego wsparcia państwa i obywateli niż działalność fundacji i stowarzyszeń powołanych w podobnych celach? Stworzona w ten sposób luka nie była w ostatnich latach przedmiotem żadnej publicznej analizy, która pokazywałaby np., jaki jest krąg osób zainteresowanych tego typu darowiznami i obniżeniami podstawy opodatkowania. Ponieważ finanse kościelne są w zasadzie niejawne i nie podlegają jakiejkolwiek, realnej kontroli społecznej można zakładać, że również tu istnieje szara strefa, będąca prawdopodobnie źródłem nadużyć.
Finansowanie kościoła katolickiego w Polsce jest tematem tabu. Ujawniane są jedynie bardzo ogólne lub szczątkowe dane, które ciężko poddać jakiejś precyzyjnej ocenie. Zapewne i to jest przyczyną, że nie ma w Polsce żadnej publicznej debaty na temat opodatkowania organizacji kościelnych, które z jednej strony korzystają z szerokich i licznych zwolnień podatkowych, a z drugiej strony otrzymują wsparcie podatników poprzez budżet państwa. Tymczasem państwo prowadzi liczne działania dyscyplinujące podatników lub uszczelniające system podatkowy, które dziwnym trafem omijają właśnie kościół katolicki i ten fragment całego systemu podatkowego.