To były dwie konwencje partii będących w całkowicie różnej sytuacji. Z jednej strony partia opozycyjna uskrzydlona sukcesem w wyborach prezydenckich. Z drugiej partia władzy zmęczona rządzeniem i coraz częściej ostro krytykowana nawet przez swych zwolenników. To była konwencja dwóch kobiet, premiera i kandydatki na premiera. Obu jeszcze dekadę temu absolutnie nieznanych, dziś szykujących się do wielkiego starcia o władzę.
REKLAMA
Nie ma jednak sensu zastanawianie się nad tym, która konwencja wypadła lepiej. Wystąpienie Beaty Szydło spokojne, stanowcze. Ewy Kopacz pełne przynajmniej deklarowanej wiary w sukces, wygłoszone lepiej niż to ostatnio bywało. Nie konwencje są jednak ważne, lecz to co obie panie powiedziały. A tu z obu stron wątpliwości są bardzo poważne.
Beata Szydło zadeklarowała , że zacznie swe rządy od obniżenia wieku emerytalnego. Powtórzyła więc chyba najbardziej nieodpowiedzialną obietnicę ostatnich lat na, zrealizowanie której Polski nie stać. Jej realizacja oznaczałaby bowiem katastrofę budżetu, żałośnie niskie i tak już niskie emerytury i dodatkowe obciążenia dla młodych ludzi, którzy musieliby na nie zapracować.
Obiecała powstrzymanie likwidacji kopalń. Doskonale, ale na już mamy na hałdach miliony ton węgla, którego nikt nie chce kupić. Za co te kopalnie utrzymać? Za nasze pieniądze.
Zapowiedziała likwidację umów śmieciowych. Doskonale. Czy już wiadomo ilu młodych ludzi straciłoby w efekcie pracę? Ile firm by padło?
Obiecała, że nie będzie sterowana z tylnego siedzenia. Cóż. Już jeden PiS-owski premier nie chciał być sterowany. Premier Marcinkiewicz wyleciał ze stanowiska po ośmiu miesiącach. Bo Jarosławowi Kaczyńskiemu nie wystarczało sterowanie bratem. Musiał sterować wszystkim.
Stwierdzenie "Jestem Szydło, Beta Szydło", nie czyni z pani Szydło Bonda. Bondem jest pan Kaczyński, a pani Szydło będzie tym, kim Kaczyński będzie chciał by była. Już musiało się mu nie spodobać, gdy się przejęzyczyła, że od lat jest prezesem partii. Odradzałbym takie lapsusy, bo wielka kariera pani Szydło skończy się szybciej niż się zaczęła.
Ewa Kopacz wypadła lepiej niż ostatnio, co nie znaczy dobrze. Mówiła z mniejszą pewnością siebie niż pani Szydło. Jest w sytuacji dużo trudniejszej politycznie, z drugiej strony po ośmiu miesiącach w fotelu premiera można by oczekiwać więcej mocy i mniej nerwów. Obraz i fonia naprawdę mają znaczenie.
Właśnie, obraz. Usunięcie z pierwszych rzędów starych działaczy nie zmienia obrazu partii. To ruch cokolwiek desperacki. Ewa Kopacz podobnie jak Beata Szydło podkreślała, że jej partia chce słuchać Polakom. Późno trochę. Ostatnio bardzo często ich lekceważyła. I tu na przykład rację miała Szydło mówiąc o wpisywaniu do budżetu sum z kar i mandatów.
Nie sądzę, by ludzie chcieli, by PO kierowali młodzi ludzie. Chcą, jeśli jeszcze chcą czegokolwiek, by partia zajęła się ludźmi, a nie sobą. Twarze 20-tolatków i obietnica, że teraz oni będą rządzić? Kto to kupi?
Poparcie dla JOW-ów? Czy nasz Senat naprawdę jest lepszy niż Sejm, bo okręgi wyborcze są jednomandatowe? Nie zauważyłem.
Poparcie dla rozszerzenia budżetów obywatelskich? Właśnie wróciłem z Wrocławia z kongresu samorządowców. Wszyscy oni narzekają na postępującą renacjonalizcję samorządów. Coraz więcej obowiązków, a za tym żadnych dodatkowych pieniędzy. Tak robił PIS, tak robiła PO.
Deklaracje pań Szydło i Kopacz są w tej sprawie podobne. Podobnie niewiarygodne.
Deklaracje pań Szydło i Kopacz są w tej sprawie podobne. Podobnie niewiarygodne.
Poznaliśmy ludzi, którzy mają pracować nad programem PO. Program poznamy we wrześniu. Program PiS-u w lipcu. Co te partie robiły przez ostatnie lata? Dlaczego dotychczasowe programy są złe? Bo pojawił się Kukiz? bądźmy poważni.
Ewa Kopacz straszy Kaczyńskim. Słusznie, bo tak czy owak to on będzie rozdawał w Polsce karty, jeśli PiS stworzy rząd. Ale czy przypominanie kłamstw Kaczyńskiego i uzasadnione straszenie nim przyniesie oczekiwany wyborczy skutek? Wątpliwe.
Nie zrobiło na mnie większego wrażenia żadne z wystąpień. Z jednej strony obietnice groźne, z drugiej obietnice sprawiające wrażenie pustych. Z jednej strony bondowskie zapewnienia o własnej mocy, z drugiej próba zaczarowania dotychczasowej niemocy. Z jednej strony obietnica zmiany, która jest w praktyce groźna, z drugiej obietnica zmiany, która w wypadku
partii sprawującej władzę od ośmiu lat jest średnio wiarygodna.
partii sprawującej władzę od ośmiu lat jest średnio wiarygodna.
Z obu stron słyszeliśmy wezwania ludzi partii do ciężkiej roboty. I akurat tu różnica między nimi jest wielka. PiS wierzy w zwycięstwo. PO nie sprawia wrażenia, że w nie wierzy.
Mieliśmy pojedynek wiceKaczyńskiego z wiceTuskiem. Remis bez wskazania zwycięzcy. Wskażemy go w październiku. Prawdopodobny wybór- zamęt albo marazm.
