Kiedy na uniwersytecie Harvarda Mark Zuckerberg pisał pierwszą wersję Facebooka – w wynajętym mieszkaniu na warszawskiej Ochocie trzech dobrych kumpli kończyło właśnie swój projekt. Nazwali go grono.net.
Nikt jeszcze wtedy nie nazywał tego serwisem społecznościowym, bo takie pojęcie jeszcze nie istniało. Oba portale były skierowane najpierw do wąskiej grupy znajomych. Aż zaczęły rosnąć… Dziś Facebook jest wart ponad 245 miliardów dolarów. Jeden z założycieli Grona hoduje maliny, drugi pracuje na etacie, a trzeci wyjechał do USA. Chcecie wiedzieć, dlaczego tak się stało?
Wokół wzlotu i upadku grono.net narosło wiele mitów jak choćby ten, że serwis padł przez coraz większą popularność Facebooka. Na pierwszym planie jest historia dużego konfliktu zakończonego sprawami sądowymi.
Ale historia jest znacznie ciekawsza. Będzie o amerykańskim psychologu, który wysłał kilkaset listów w 1967 roku, o pewnej rozgłośni radiowej, węgierskim projekcie badawczym, pojęciach, których kiedyś nikt nie rozumiał, zniszczonej przyjaźni, przełomowych rozwiązaniach, szukaniu inwestorów i wyjściu z internetu do realnego świata. Zaczynamy.
I: Teoria 6 podań ręki, czyli świat jest mały
W 1967 roku amerykański psycholog Stanley Milgram wysłał kilkaset listów do przypadkowo wybranych osób. Prosił ich o to, aby przekazali wiadomość przyjacielowi, a jeśli go nie znają, aby przekazali komuś, kto może pomóc. Niemal wszystkie listy dotarły do adresata.
Potrzeba było do tego średnio 6 przekazań. W oparciu o wyniki eksperymentu Milgram sformułował tezę, że od dowolnego człowieka na świecie dzieli nas nie więcej niż 6 podań dłoni. Jeśli kogoś znamy osobiście – wystarczy jeden krok. Znajomy znajomego – to 2 kroki. I tak dalej.
Przez 30 lat teoria Milgrama była w środowisku naukowym traktowana trochę jako ciekawostka. Jego eksperyment z metodologicznego punktu widzenia nie potwierdzał tezy. Nikt jednak nie potrafił założenia o 6 stopniach oddalenia zweryfikować negatywnie.
Cornell University położony jest w małym miasteczku Ithaca w stanie Nowy Jork. W przeciwieństwie do innych uczelni z Ivy League (Ligi Bluszczowej skupiającej elitarne uczelnie w Stanach) jest oddalony od dużych ośrodków miejskich. To właśnie tam w połowie lat 90-tych spotkali się socjolog Duncan J. Watts i matematyk Steven H. Strogatz.
Ich wspólne prace nad modelem sieci w małych światach miały dać podłoże teoretyczne i narzędzia badawcze do teorii Milgrama. Efektem ich wspólnych prac była wydana w 2003 roku książka Six Degrees: The Science of a Connected Age. Teoria-ciekawostka z lat 60-tych dzięki internetowi właśnie zaczynała mieć coraz większe znaczenie.
Wtedy zaczęły się pojawiać pierwsze zalążki tego, co nazywamy teraz serwisami społecznościowymi. SexDegrees.com (1997) wprost nawiązywało do spuścizny zmarłego w 1984 roku Milgrama. Przetrwało do 2001 roku. Założony rok później Friendster.com – od 2011 roku funkcjonował jako społecznościowy serwis gamingowy.
Choć znalazł swoją niszę (przede wszystkim na Dalekim Wschodzie), to w czerwcu 2015 został zamknięty. Podobną przemianę przeszedł założony w 2003 roku Hi5.com. Ale bez wątpienia lata 2003-2004 to był ten moment, w którym warto było zakładać serwis społecznościowy. Co prawda wtedy wszyscy to nazywali WEB 2.0.
II: Radiostacja, czyli towarzyski zaczyn
Plac Trzech Krzyży leży na Trakcie Królewskim. Po południowej stronie zaczyna się Nowy Świat. Do północnej dochodzą Aleje Ujazdowskie. Cały plac jest niezwykle reprezentacyjny i można znaleźć tu jeszcze fragmenty architektury przedwojennej Warszawy. Jeśli pójdziemy zaś na wschód, miniemy nowoczesny hotel Sheraton – przed parkiem ukaże nam się masywny ciemny kształt budynku YMCA.
Właśnie przy ul. Konopnickiej 6 w Warszawie zaczyna się historia grono.net. Budynek należy do Związku Harcerstwa Polskiego. Mieści się tam Studio Buffo, teatr IMKA, a do niedawna działał Centralny Basen Artystyczny, a w latach 80-tych miała tam swą siedzibę redakcja młodzieżowego pisma „Na Przełaj!”. Działała tam również Rozgłośnia Harcerska. W poprzedniej epoce była jedynym miejscem w eterze, w którym można było usłyszeć naprawdę alternatywną muzykę.
To tu pierwszy raz usłyszałem historię o Kapitanie Żbiku BigCyca, Lolę Lecha Janerki czy grupę NoMeansNo. W latach 90-tych rozgłośnia zaczęła tracić swój charakter i po kilku mniejszych i większych zakrętach nową tożsamość nadał jej Justyn Depo. W 1998 roku powstała Radiostacja. Była skierowana do młodych słuchaczy, niszową muzykę grali DJ-e często nawet młodsi od swoich słuchaczy.
Wokół radia powstała nieformalna grupa złożona z redaktorów, DJ-ów i słuchaczy. Dziś nazwalibyśmy ich trendsetterami. Radiostacja jako jedna z pierwszych zaczęła komunikować się ze słuchaczami z pokolenia Frugo również za pomocą internetu. Powstało działające do dziś forum dyskusyjne.
To właśnie dzięki niemu poznali się Bronek (Piotr Bronowicz), Czarodzic (Tomasz Lis) i Sopel (Wojciech Sobczuk). Twórcy grono.net. Nie przypadkiem, w pierwszym okresie działania serwisu miejsce zamieszkania użytkowników pokrywało się dosyć dobrze z zasięgiem koncesji Radiostacji. Pisałem już, że Bronek był m.in. webmasterem i DJ-em w tej rozgłośni?
III: Bronek, czyli DJ
Z Piotrem Bronowiczem spotykam się w sieciowej kawiarni umiejscowionej w jednym z warszawskich biurowców. Wchodzi uśmiechnięty, wyluzowany facet po 40-tce. Żółte sportowe buty, żółte spodnie i t-shirt z dużą ilością żółtych elementów. Po kilku chwilach rozmawiamy jak starzy znajomi, którzy spotkali się po latach.
– Najpierw do grono.net zapraszaliśmy naszych znajomych, głównie z forum Radiostacji – mówi Piotr Bronek Bronowicz, który odpowiadał za stronę wizualną i promocyjną serwisu. – W Warszawie byliśmy my, a np. w Trójmieście moon, we Wrocławiu – yasiu…
Wzorem dla grono.net był węgierski projekt naukowy wiw.hu (później przemianowany na iwiw.hu). WIW było skrótem od who-is-who. Węgrzy swój serwis zamknęli w zeszłym roku (2014). Sam pomysł podrzucił Piotrowi Bronowskiemu znajomy z Budapesztu. Trzej kumple z forum Radiostacji postanowili zrobić coś podobnego w Polsce. Każdy użytkownik mógł sprawdzić, ile podań ręki dzieli go od każdej innej osoby.
- Na początku był to projekt dla naszych przyjaciół, znajomych i znajomych znajomych. – mówi Bronek. – Chodziło o to, żeby widzieć z kim się rozmawia. Jako pierwsi wprowadziliśmy rejestrację pełnym imieniem i nazwiskiem, a żeby dołączyć trzeba było mieć zaproszenie od kogoś, kto za ciebie ręczył.
- Na razie grono.net jest przedsięwzięciem niedochodowym. Nie ma typowych internetowych reklam - ani bannerów, ani pop-upów. - To nasze hobby. Może wkrótce pojawią się u nas reklamy, ale nienatrętne, nieprzeszkadzające w oglądaniu strony.
Znana powszechnie reguła niedostępności zadziałała znakomicie. Należenie do grono.net oznaczało przynależność do pewnej elity. Zaproszenia sprzedawano na Allegro, a kiedy serwis odniósł prawdziwy sukces i stał się powszechny, wyróżnikiem snobizmu stał się niski numer użytkownika. Element elitarności był tym, co napędzało popularność i budowało poczucie więzi z innymi użytkownikami.
- Na początku postawiliśmy grono.net na jednym starym pececie. Każdy z nas miał niezły sprzęt, na którym pracował, a serwer był najgorszym rzęchem – opowiada Bronowicz. – Szybko okazało się, że potrzebujemy dużo lepszych serwerów. A ceny takich usług były wtedy obłędne. Punkt przełomowy nastąpił gdzieś po 200 użytkownikach.
Po przekroczeniu tej liczby Gronowiczów zaczęło przybywać lawinowo. Planowaliśmy na przykład w poniedziałek, że optymalizacja i wzmocnienie serwerów potrzebne będzie za tydzień, ale już we wtorek rano okazywało się, że te działania potrzebne będą już we środę. We wtorek wieczorem – okazywało się, że ten moment nadszedł już. Musieliśmy bez przerwy inwestować nasze pieniądze.
Tu kryje się pierwszy, nieoczywisty powód kłopotów grona. Początek pierwszej dekady trzeciego tysiąclecia był trudnym czasem dla inwestycji w technologie. Świat jeszcze miał kaca po pęknięciu bańki internetowej i ostrożnie podchodził do nowych technologii, których nie rozumieli ekonomiści starej daty.
Szef
Campus Warsaw – Rafał Plutecki – opowiadał podczas otwarcia o tym, że kiedy w latach 90-tych prezesowi dużej firmy zaproponował założenie konta mailowego, ten grzecznie podziękował, ponieważ niedawno kupił nowy faks. W 2004 roku równie trudno było wytłumaczyć, czym jest społeczność w internecie.
IV: Pieniądze da ci ten, kto zrozumie twój biznes
Kiedy powstawało grono, brakowało jeszcze pojęć do opisania zjawiska. Mówiło się o tym WEB 2.0, choć definicje były sprzeczne. Ale nie da się ukryć, że słowa „sieć” coraz częściej używano w znaczeniu network, a nie web. Do opisania czym jest grono, założyciele używali czasem terminu „intranet w internecie”. Nawet otwarta na nowości branża reklamowa nie rozumiała jeszcze, jakie możliwości stwarza portal społecznościowy. Ludzie myśleli jeszcze w kategoriach stron www.
- Wszystko, co robiliśmy było, wtedy w jakiś sposób innowacyjne – znowu mówi Piotr Bronowicz. – Po prostu nie było jeszcze takich rozwiązań. To, co teraz jest oczywiste, wtedy dopiero odkrywaliśmy, uczyliśmy się na żywym organizmie. Mimo że społeczność była zamknięta, bardzo szybko pojawili się pierwsi hejterzy i trolle.
Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że bodajże pierwszego bana na gronie dostał Radek boskie_rZeZniki, znany teraz z youtubowego kanału Kartofliska. Po tygodniu jednak go przywróciliśmy, był w końcu naszym kolegą.
- Owszem, pewne rzeczy kopiowaliśmy z istniejących już rozwiązań, ale większość musieliśmy wymyślić sami. Nie było jeszcze social media, to my je tworzyliśmy – dodaje Tomasz Lis. Z nim spotykam się w modnej warszawskiej kawiarni na Żoliborzu.
W przeciwieństwie do Bronka Czarodzic jest pełen obaw, wątpliwości. Widać, że po latach ta historia wciąż w nim mocno siedzi. Kiedy go proszę o zdjęcie, wzdryga się i mówi, że nie chce być widoczny.
W Polsce lata 2001-2005 były czasem ogromnego wzrostu popularności internetu. W ciągu 4 lat podwoiła się liczba osób korzystających z sieci, a co ważniejsze – ludzie spędzali w niej coraz więcej czasu. Ogromną rolę odegrało tu wprowadzenie przez Telekomunikację Polską SA usługi Neostrada. Stałe łącza trafiły pod strzechy. Grono.net pierwszy rok swojej działalności zamknęło liczbą 29 tysięcy użytkowników.
W drugim – było ich już 510 tysięcy. Były tygodnie, w których przybywało nawet 16 tysięcy nowych osób. Rosły koszty, brakowało przychodów, a przede wszystkim inwestora.
W 2004-2005 roku nie było jeszcze form reklamowych, które pozwalałyby naprawdę monetyzować portal. Firmy swoje budżety reklamowe inwestowały przede wszystkim w tradycyjne media. Grono wydawało się dziurą bez dna. W modelu biznesowym było założenie, że każdy użytkownik może zamieścić swoją reklamę w boksie na stronie głównej.
Wystarczy, że zapłaci przelewem lub SMS-em. Ale żeby nadążać założyciele – przede wszystkim Tomek Lis – musieli dokładać z własnych oszczędności. Zanim w firmie pojawił się jako inwestor
założyciel Onetu Piotr Wilam – doszło do pierwszego pęknięcia.
V: Kto był twórcą grono.net?
Pozornie odpowiedź na to pytanie jest prosta. Tomasz Lis odpowiadał za kwestie biznesowe, organizacyjne i finansowe, Wojciech Sobczuk programował i zajmował się sprawami technicznymi, Piotr Bronowicz – promocją, PR-em, kreacją graficzną. Po dziewięciu miesiącach od uruchomienia serwisu pojawił się w zespole przyprowadzony przez Sobczuka Robert Rogacewicz (gizmuf).
Był pierwszym inwestorem, który miał pomóc w rozwoju. Warunkiem było oddanie mu zarządzania projektem. Grono.net działało wtedy jeszcze na zasadzie koleżeńskiej umowy, bez żadnych dokumentów. Za amerykańskie serwery płacił Lis ze swojego konta. Spółka miała dopiero powstać.
Jednym z najpopularniejszych gatunków filmowych jest tak zwany thriller sądowy. To co się wydarzyło w Gronie mogłoby być kanwą naprawdę mocnego scenariusza takiego dzieła. Kiedy powstała spółka – okazało się, że w KRS-ie jako udziałowcy figurują tylko Rogacewicz i Sobczuk.
Dwaj pozostali twórcy zostali wyrugowani z działalności tuż przed tym, kiedy wreszcie zaczynali się pojawiać konkretni inwestorzy. Bronowiczowi i Lisowi został zablokowany dostęp do danych firmowych. Wkrótce w materiałach prasowych firma zaczęła pomijać Lisa i Bronowicza. Mieli zniknąć z historii grona.
Zaczęła się wojna kancelarii prawnych. Piotr Bronowicz miał sporo dokumentacji z okresu powstawania portalu i po kilku latach batalii podpisał ze spółką ugodę, która zobowiązywała go m.in. do 3-letniego zakazu ujawniania informacji. Lis nie miał tyle szczęścia. Trudno było mu udowodnić swój wkład. Zabrakło trochę determinacji i pieniędzy na wadium.
- Ja na gronie nie zarobiłem ani złotówki. Zostały mi tylko długi. – mówi Lis. – W sumie myślę, że dołożyłem do tego tyle, że mógłbym za to kupić mieszkanie. Ale straciłem coś tu w środku. Wciąż czuję zadrę, ktoś podciął mi skrzydła.
Kiedy to mówi, czuć duże emocje. W przygaszonym głosie słychać rozczarowanie. Rozczarowanie bliskim kumplem, który bezwzględnie pozbył się Lisa i Bronowicza z firmy. Kumplem, z którym Tomek wynajął mieszkanie na Ochocie. Mieszkanie, w którym powstało i działało grono.net. Projekt, dla którego Czarodzic przeprowadził się z Wielkopolski do Warszawy.
VI: Szybki wzrost i utrata tożsamości
Pierwszy milion użytkowników pękł w 2006 roku. Drugi – w 2009. Rejestracja została otwarta i z serwis się spauperyzował. W pierwszym roku średnia wieku użytkownika wynosiła 20-21 lat. Teraz wiemy, że jak na serwis społecznościowy to bardzo dużo. Później, choć starzy użytkownicy się starzeli, ta średnia zaczęła spadać. Napływ nowych i dużo młodszych użytkowników był ceną jaką serwis płacił za wzrost.
- Na gronie fajne było to, że trzeba było być zaproszonym. – mówi Paweł Krajewski z Warszawy. – Potem, jak mógł dołączyć już każdy, przestało to być takie atrakcyjne.
Starzy gronowicze, ci z niskimi numerami, przestawali korzystać. Sieć powiązań społecznych przekroczyła wielkość graniczną. Ci ludzie, do których było pierwotnie skierowane grono.net, nie znajdowali tam wartościowych materiałów. Za to zaczęły powstawać fotoblogi takie jak „Groniaki” czy „Pobożni Chłopcy”.
Do pierwszego wrzucano dziwne zdjęcia gronowiczów opatrzone złośliwymi komentarzami. Motywem rozpoznawczym drugiego, byli gronowi maczo pozujący w groźnych, wyzywających pozach na tle wiszących na ich ścianach krzyżyków lub świętych obrazków. Bycie użytkownikiem portalu przestało być trendy. Konto na grono.net zaczęło być obciachem.
- To było niesamowite, że gdzieś do 30.000 użytkowników niemal wszyscy przy rejestracji podawali swój telefon – opowiada Lis. – To była wtedy taka siatka bliższych i dalszych przyjaciół. Nie bałem się zadzwonić do nieznajomego muzyka powołując się na źródło, z którego miałem numer.
Grono.net zaczęło tracić tożsamość. Reguła niedostępności, brak reklam portalu i mocne działania PR-owe były w DNA serwisu. O grono.net pisały w 2004 i 2005 roku m.in. Komputer Świat, Gazeta Wyborcza, Życie, Cafe Magazyn, Życie Warszawy, czy Przekrój.
Po odsunięciu dwóch z trzech twórców otwarto rejestrację, a nowy zarząd oddzielił się od mediów ścianą. Pierwszy wywiad Sobczuka i Rogacewicza do IDG odbił się bardzo negatywnym echem w środowisku. W materiałach prasowych zaczęto pomijać Lisa i Bronowicza. Świetny dotychczas PR przybrał kolor czerni.
Grono.net nie miało do końca sprecyzowanej strategii, zaczęły się duże problemy wewnętrzne. Bardzo duża rotacja nie sprzyjała utrzymaniu ciągłości rozwoju pomysłów. Odkąd zabrakło w firmie osób, które serwis wymyśliły – statek zaczął płynąć unoszony kolejnymi prądami i powiewami wiatru.
Widać było brak sprecyzowanego kursu. Świetne i innowacyjne funkcjonalności nie były wykorzystywane przez użytkowników. Kiedy głównym konkurentem zaczęła być nasza-klasa (2008)– grono.net, które wciąż było najpopularniejszym serwisem społecznościowym w Polsce, dopiero zaczęło wprowadzać „Szkoły”. Funkcjonalność ta była zaplanowana już w 2004 roku. 3 lata w internecie to wieczność. Grono.net ją przespało. Nastąpił pierwszy duży odpływ ruchu i użytkowników.
Facebook uruchomił polską wersję językową 1-go maja 2008 roku. Śledząc trendy trzeba było wiedzieć, że kiedyś grono.net będzie musiało się z tym gigantem zmierzyć. Ale do walki de facto nie doszło – jeden z przeciwników nie dotarł na pojedynek. Zaczynała się agonia grono.net.
Nawarstwiały się problemy organizacyjne, wybitni programiści, którzy byli zatrudniani, odchodzili po kilku miesiącach. Za firmą ciągnęła się zła opinia niesolidnego płatnika, który nie reguluje swoich zobowiązań. W 2009 roku po raz pierwszy przez jednego z wierzycieli został złożony do sądu wniosek o upadłość spółki.
Pieniądze wypływały z grona szerokim strumieniem. Choć często pracownicy narzekali na opóźnienia płatności, prezes jeździł luksusowym autem z tablicą rejestracyjną „GRONO”. Zła fama nie pomagała dźwigać portalu z kryzysu w jakim się znalazł. Upadek był już nieunikniony.
1 lipca 2012 roku serwis został zamknięty.
VII: Epilog
Co dziś robią twórcy grono.net? Każda z trzech historii potoczyła się inaczej. W żadnej z nich nie ma happy endu na miarę hollywoodzkiego scenariusza.
Wojciech Sobczuk, który był niezwykle zdolnym programistą pracuje w Kalifornii. W polskim internecie jest niemal nieobecny. Wiele osób w branży wciąż pamięta jego rolę w grono.net.
Tomasz Lis pracował w kilku dużych firmach. Teraz wychowuje córki, pisze aplikacje mobilne i hoduje pod Płońskiem ekologiczne maliny. Ma duże nadzieje związane z tym biznesem. Chce robić soki, przetwory… Aha, za pośrednictwem strony luxorna.pl sprzedaje ręcznie malowane bombki.
Piotr Bronowicz jest odpowiada technicznie za frontend w Polskim Radiu, a w międzyczasie zbudował Radio Bajka. Coraz rzadziej zajmuje się DJ-owaniem.