Reklama.
Nie ma Pan racji, ale szkoda słów na argumentowanie, że niepotrzebnie Pan generalizuje, że dziennikarz powinien być bardziej obiektywny, itp. Pomijając kwestie samego uogólnienia, moje zasadnicze zastrzeżenia budzi kreowanie idiotów na liderów opinii, wyrazicieli światopoglądów. Jakkolwiek Pan nie sformułowałby definicji terminu „nasza prawica”, to nic absolutnie nie sytuuje niejakiego pana Gmyza, jako jego rzecznika.
Bezsprzecznie należy piętnować głupotę i podłość, ale czynienie tego bez umiaru odnosi skutek odwrotny do zamierzonego. Co bowiem przekazuje Pan młodszym kolegom po fachu, polemistom, publicystom: że trzeba wygłosić coś maksymalnie głupiego i obraźliwego, a stanie się przedmiotem debaty pierwszoligowych dziennikarzy? Rozumiem, że najłatwiej zaistnieć formułując opinie skrajne, ale Pan, jako doświadczony dziennikarz nie powinien dać się łapać na takie chwyty. Po jaką cholerę rozmawia Pan z red. T. (obiecałem sobie nie wymieniać publicznie jego nazwiska), który swą popularność zawdzięcza skandalicznym wypowiedziom? Czy następnym celebrytą newsów ma być Gmyz? Przecież jeśli Pan zacznie go atakować, to zaraz potem środowiska prawicowe zaczną go bronić. Czy naprawdę warto spierać się o dziennikarza, który niczego specjalnego nie osiągnął, żadnej pozycji zawodowej nie ma, nikogo nie reprezentuje? Dlaczego? Bo najpierw napisał, że we wraku był dynamit, a potem wypisuje czym zajmowała się mama sędziego w głośnym procesie?
Moje doświadczenie zawodowe nie predestynuje mnie do roli Pańskiego nauczyciela. Proszę więc potraktować mój głos nie jako krytykę kolegi po fachu, ale życzliwą radę sympatyka. Otóż uważam, że czasem warto naśladować śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, i obraźliwe zaczepki byle chama nie poddawać wnikliwej analizie, lecz zbyć krótkim: spieprzaj dziadu!