Otwieranie kolejnych kierunków lekarskich na uczelniach niebędących uniwersytetami budzi sprzeciw wśród lekarzy. Obawiają się oni obniżenia poziomu kształcenia i nieprzygotowania do należytej opieki nad pacjentami. Samorząd lekarski zwrócił się nawet do Komisji Europejskiej o interpretację przepisów dotyczących minimalnych wymogów kształcenia lekarzy. Chcą interpretacji dotyczącej absolwentów takich uczelni i możliwości pracy w innych krajach Unii Europejskiej?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Samorząd lekarski od dawna apeluje, aby kształcenie przyszłych kadr medycznych odbywało się jedynie w warunkach uniwersyteckich
Według samorządu to zgodne z regulacjami Unii Europejskiej
Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej obawia się "czy forsowane przez rządzących zwiększenie ilości kadr medycznych kosztem możliwego obniżenia jakości kształcenia" nie spowoduje braku możliwości uznawania kwalifikacji części polskich lekarzy w innych krajach Unii Europejskiej
Niedawno tak zmieniono przepisy, że kierunek lekarski może być otwierany także na innych uczelniach niż uniwersytety i uczelnie medyczne
Problem braku lekarzy czy pielęgniarek w Polsce znany jest od kilku, a nawet kilkunastu lat. Medycy się starzeją, kolejnych absolwentów kierunków medycznych nie jest tak wielu, a pacjentów i problemów zdrowotnych przybywa. Na dodatek gros młodych lekarzy woli wyjechać za granicę i tam praktykować, bo nie odpowiadają im warunki pracy i płace w Polsce.
Rząd PiS obiecywał skrócić kolejki do lekarzy, ale tego postulatu nie spełnił. Lekarzy nie da się "wyprodukować" w szybkim tempie. Studia trwają 6 lat, a potem kolejne lata to specjalizacja. W sumie kilkanaście lat.
Jednym z rozwiązań, jakie "na szybko" wymyślił rząd, to poszerzenie o zawodowe grona uczelni wyższych, gdzie mogą kształcić się przyszli medycy. Chodzi o zmiany w ustawie o szkolnictwie wyższym dotyczące kształcenia lekarzy. Lekarze mocno oponowali i wyrażali obawy o obniżenie jakości kształcenia przyszłych medyków już na etapie tego projektu. Jednak ich głosu nikt nie brał pod uwagę.
W tym roku akademickim otwarto nowe wydziały lekarskie na uczelniach, które do tej pory nie zajmowały się kształceniem medyków i muszą od zera budować zaplecze kadrowe, ale także zaplecze do zajęć praktycznych. Przyszli lekarze mają bowiem w programie studiów niemało zajęć praktycznych.
Dotychczas funkcjonujące uczelnie medyczne od lat współpracują ze szpitalami klinicznymi lub innymi placówkami, gdzie trafiają studenci, aby uczyć się zawodu "na żywych organizmach". Nowo powstające wydziały lekarskie mogą mieć problem z tym, aby takie zajęcia zapewnić swoim studentom.
Otwieranie kierunków lekarskich na kolejnych uczelniach wzbudza więc sprzeciw środowiska lekarskiego, które podkreśla, że zwiększanie liczby absolwentów nie rozwiąże problemów kadrowych w publicznej ochronie zdrowia, że istnieją wątpliwości co do kwestii związanych z zapleczem dydaktycznym, że nie jest do tego dostosowany system kształcenia podyplomowego, aż po argument, że wszystko to może skutkować obniżeniem poziomu wiedzy i nieprzygotowaniem do należytej opieki nad pacjentami.
To niestety oznaczałoby zmniejszenie bezpieczeństwa pacjentów i jakości udzielanych świadczeń zdrowotnych.
Komisja Europejska rozstrzygnie
Samorząd lekarski zwrócił się do Komisji Europejskiej w sprawie interpretacji przepisów dotyczących minimalnych wymogów kształcenia lekarzy.
Pismo trafiło do Henninga Ehrensteina, szefa działu Umiejętności, Usług, Zawodów w Dyrekcji Generalnej Komisji Europejskiej ds. rynku wewnętrznego, przemysłu, przedsiębiorczości i MŚP, a jednocześnie do wiadomości ministrów naszego rządu: Ministra Zdrowia Adama Niedzielskiego oraz Ministra Edukacji i Nauki Przemysława Czarnka.
Czego dotyczy wątpliwy przepis?
"Art. 24 dyrektywy 2005/36/WE określający minimalne wymogi kształcenia lekarzy stanowi, że kształcenie lekarskie na podstawowym poziomie obejmuje co najmniej pięcioletni okres studiów, obejmujący co najmniej 5 500 godzin kształcenia teoretycznego i praktycznego prowadzonego na uniwersytecie lub pod jego nadzorem" - czytamy w piśmie przygotowanym przez Naczelną Radę Lekarską.
Ta ma bowiem wątpliwości, czy studia prowadzone przez część uczelni niebędących uniwersytetami można uznać za w pełni zgodne z wymogami określonymi we wspomnianej dyrektywie.
Samorząd czeka na odpowiedź z Komisji Europejskiej.
W międzyczasie do pisma odniósł się szef resortu edukacji. W odpowiedzi przywołał szerszą definicję słowa uniwersytet, używanego w przepisach unijnych oraz wymienił regulacje, które jego zdaniem są wystarczające dla potwierdzenia spełnienia warunków możliwości kształcenia lekarzy.
Lekarze tylko z uniwersytetów
Samorząd lekarski przekonuje jednak, że lekarze powinni być absolwentami wyłącznie uczelnie wyższych mających status uniwersytetu.
– Samorząd lekarski od dawna apeluje, aby kształcenie przyszłych kadr medycznych odbywało się jedynie w warunkach uniwersyteckich, co jest naszym zdaniem zgodne z regulacjami Unii Europejskiej. Wyrażamy obawę, czy forsowane przez rządzących zwiększenie ilości kadr medycznych kosztem możliwego obniżenia jakości kształcenia nie spowoduje braku możliwości uznawania kwalifikacji części polskich lekarzy w innych krajach Unii Europejskiej – komentuje prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski.
Absolwenci kierunków lekarskich prowadzonych przez uczelnie niemające statusu uniwersytetu zgłaszają się do Izby Lekarskiej po wydanie prawa wykonywania zawodu. W międzyczasie kolejne uczelnie zawodowe, niemające z medycyną nic wspólnego ruszają z kształceniem lekarzy.
Stosowne zgody ministra edukacji i nauki w ostatnim roku zyskało w sumie pięć uczelni, a już szykują się kolejne, m.in. Uniwersytet Warszawski, ale też Politechnika Wrocławska czy Podhalańska Państwowa Uczelnia Zawodowa w Nowym Targu.
To właśnie samorząd lekarski jest organem odpowiedzialnym za uznawanie kwalifikacji zawodowych i wydawanie zaświadczeń dotyczących uznawania kwalifikacji zawodowych lekarzy, w szczególności zaświadczeń potwierdzających zgodność odbytego w Polsce kształcenia (studiów lekarskich) z wymogami określonymi unijnej dyrektywie, która określa minimalne wymogi kształcenia lekarzy.
Obecnie studia lekarskie są prowadzone w Polsce w 23 uczelniach. Cztery z nich nie mają statusu uniwersytetu. Chodzi o Krakowską Akademię im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego w Krakowie, Uczelnię Łazarskiego w Warszawie, Wyższą Szkołę Techniczną w Katowicach oraz Uczelnię Medyczną im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie. Pierwsze dwie to uczelnie akademickie, a kolejne dwie - uczelnie zawodowe.
Nie będą mogli leczyć za granicą, zostaną w kraju
– Pojawia się wątpliwość, czy studia prowadzone przez te uczelnie można uznać za w pełni zgodne z wymogami określonymi w art. 24 dyrektywy 2005/36/WE – wyjaśnia prezes NRL Łukasz Jankowski. Stąd pismo do KE.
Samorząd lekarski jeszcze w grudniu 2021 r. ostrzegał, że kwalifikacje uzyskiwane po ukończeniu studiów lekarskich prowadzonych przez uczelnie, które nie są uniwersytetami lub co najmniej uczelniami akademickimi, mogą nie być w pełni zgodne z wymogami prawa unijnego, a więc nie mogłyby nie być uznawane przez inne państwa członkowskie Unii Europejskiej.
A może to jest właśnie sposób rządu na zatrzymanie w kraju części medyków? Pozostanie im praca lekarza wyłącznie w Polsce.
Obecnie nawet połowa młodych lekarzy nie wyklucza wyjazdu do pracy w tym zawodzie do innego kraju. Powód? Warunki pracy i poziom zarobków. Większość młodych lekarzy nie chce pracować w kilku miejscach, na kilku etatach, a chciałaby mieć warunki do rozwoju zawodowego i pracować najchętniej w jednym miejscu, za pensję pozwalającą na godne życie.
Dziennikarka działu Zdrowie. Ta tematyka wciągnęła mnie bez reszty już kilka lat temu. Doświadczenie przez 10 lat zdobywałam w Polskiej Agencji Prasowej. Następnie poznawałam system ochrony zdrowia „od środka” pracując w Centrali Narodowego Funduszu Zdrowia. Kolejnym przystankiem w pracy zawodowej był powrót do dziennikarstwa i portal branżowy Polityka Zdrowotna. Moja praca dziennikarska została doceniona przez Dziennikarza Medycznego Roku 2019 w kategorii Internet (przyznawaną przez Stowarzyszenie Dziennikarze dla Zdrowia) oraz w 2020 r. II miejscem w tej kategorii.