Plastikowa butelka to cenny surowiec - pod warunkiem że zostanie odebrana od konsumenta, dostarczona do zakładu przetwarzania i w odpowiednich warunkach przerobiona na tworzywo wysokiej jakości. Pytanie, do kogo należy obowiązek stworzenia systemu, który umożliwi zamknięcie obiegu plastiku w Polsce? W ogromnej mierze do producentów napojów. Co dokładnie powinni zrobić? Na to pytanie odpowiadamy poniżej.
Zajrzyjcie do swojego żółtego kosza na śmieci. Pełno? Pewnie pełno. Tylko czego? Jeśli macie ochotę odpowiedzieć: “Śmieci”, to znaczy, że nie jesteście na bieżąco z cenami tzw. recyklatu, czyli tworzywa pochodzącego z recyklingu butelek PET. A te, w ciągu ostatnich lat gwałtownie rosną. Powód? Dość prosty. Zapotrzebowanie na plastikowe butelki - cenny surowiec wtórny - nie maleje. W przeciwieństwie do świadomości konsumentów co do ich pochodzenia.
Pojęcia “gospodarka obiegu zamkniętego” właściwie nie trzeba dzisiaj nikomu tłumaczyć. Większość z nas zdaje sobie sprawę, że jeśli chcemy odroczyć wizję zagłady naszej pięknej, zielonej (jeszcze) planety, musimy zaprzestać masowej produkcji różnego rodzaju tworzyw i zacząć wykorzystywać to, co już wytworzyliśmy. A że, przykładowo, plastiku mamy sporo, nie powinno być z tym problemu, prawda?
Cóż, okazuje się, że problemów jest, i to kilka. Jakich? Aby je zobrazować, wyobraźcie sobie plastikową butelkę po ulubionym napoju. A najlepiej po wodzie, bo tu argument za wyborem opcji butelkowanej jest najsilniejszy. Woda zamknięta fabrycznie w opakowaniu PET to gwarancja bezpieczeństwa i optymalnego, sprawdzonego laboratoryjnie składu - dla wielu z nas, w tym mam noworodków, czy osób o osłabionym układzie odpornościowym, to jedyna opcja.
Segreguję i wrzucam do żółtego, to wystarczy?
Załóżmy więc, że właśnie uzupełniliśmy do pełna ostatnią z ośmiu zalecanych dziennie szklanek wody. Zanim wypijemy zawartość, musimy wyrzucić pustą butelkę. I raczej nie powinniśmy się długo zastanawiać, co z nią zrobić. Wiadomo: zgniatamy, zakręcamy i wyrzucamy do żółtego kosza. Proste. Opakowanie PET jest przecież łatwe do przetworzenia.
Problem pojawia się, gdy jesteśmy gdzieś “w terenie”. Wtedy istnieje szansa, że zamiast z żółtego, którego akurat nie będzie pod ręką, skorzystamy z czarnego kosza. To błąd, który w ekologicznym rozrachunku kosztuje sporo - podobnie jak pozostawianie plastikowych odpadów w jeszcze bardziej przypadkowych miejscach takich jak lasy czy szlaki górskie.
Dla przypomnienia, plastik opakowaniowy ma trwałość szacowaną - w zależności od jego rodzaju - na minimum 100 lat. Pozostawiony w lesie, stanie się więc dosłownie, wiecznym elementem krajobrazu. Butelka, którą nieopatrznie wrzucimy do czarnego kosza, trafi natomiast na wysypisko, gdzie być może również poleży chwilę w spokoju. Następnie trafi najprawdopodobniej do spalarni, czym zdecydowanie nie przyczyni się do poprawy klimatu.
Jedynym akceptowalnym i w zasadzie jedynym dostępnym w Polsce rozwiązaniem, jest więc wrzucenie pustej butelki po wodzie do żółtego kosza na śmieci. W idealnym świecie jej dalsza droga wygląda tak: butelka trafia do sortowni, gdzie wypatrzona czujnym okiem separatora optycznego i oddzielona od setek innych rodzajów odpadów, trafia na kupkę opisaną jako “tworzywo PET”.
Stamtąd, wraz z innymi opakowaniami PET, odbiera ją przedstawiciel przedsiębiorstwa zajmującego się przetwarzaniem tego rodzaju odpadów. Warto zaznaczyć, że wysegregowanie z ogółu “żółtych” odpadów takiej frakcji PET, która będzie nadawała się do ponownego przerobienia na opakowania spożywcze, nie jest takie proste. A właściwie jest dość trudne.
Aby butelka PET mogła ponownie “odrodzić się” jako butelka rPET (czyli “recycled PET”), musi być, mówiąc najprościej, czysta. A że do żółtego kosza wrzucamy zbiorczo wszystkie plastikowe opakowania, istnieje spora szansa, że nasza butelka po wodzie w czasie podróży do sortowni ubrudzi się nieco resztkami jogurtu, płynu do mycia naczyń czy proszku do prania.
Przed przerobieniem na recyklat, surowiec trzeba więc oczyścić, co oczywiście podnosi jego cenę. W ten sposób produkcja najczystszej formy recyklatu staje się mniej opłacalna. W 2021 roku recyklat rPET był aż o
20 proc. droższy niż tworzywo typu “virgin plastic”, czyli pochodzące prosto z rafinerii.
Recyklerzy nie mają więc czasu lub środków na oczyszczanie plastiku. W efekcie wytwarzają recyklat niższych klas, który znajduje nabywców na przykład w zakładach produkujących polary czy inne tekstylia.
Problem w tym, że tego typu podejście nigdy nie będzie wystarczające i zamiast przybliżać nas do stworzenia gospodarki obiegu zamkniętego, pozwala jedynie utrzymywać mocno niedomknięte ekologicznie status quo.
A rozwiązanie, przynajmniej jeśli chodzi o gigantyczny spadek produkcji butelek PET, istnieje. Jeśli je zastosujemy, będziemy w stanie odzyskać z rynku ponad 90 proc. wspomnianego typu opakowań: butelki po napojach - bezpośrednio i bez żadnych “zanieczyszczających” przystanków - będą trafiać do zakładów przetwórczych. Mało tego, będziemy nawet mogli wyśledzić, jakiego rodzaju napojów spożywamy najwięcej, bo każda butelka pojawiająca się w sklepie będzie oznakowana.
Co najlepsze, rozwiązanie, o jakim mowa, ma nawet przybliżoną datę wprowadzenia w Polsce. Teoretycznie. Chodzi o system kaucyjny.
System kaucyjny: to naprawdę rozwiązanie idealne
- Jako branża jesteśmy przekonani, że nie ma innego wyjścia - komentuje Paulina Kaczmarek z Żywiec Zdrój, jednego z liderów działań na rzecz wprowadzenia systemu kaucyjnego w Polsce.
- Mamy wartościowy materiał, który dzisiaj jest tracony; mamy poparcie społeczne dla tej inicjatywy na poziomie 94 proc.; mamy dobre praktyki; mamy wreszcie prawo unijne, które nakłada na nas obowiązek zbiórki 77 proc. butelek w 2025 roku - wylicza Paulina Kaczmarek. Co więc stoi na przeszkodzie, aby stworzyć dogodną dla konsumentów sieć zbiórki opakowań napojowych w punktach handlowych?
Pierwsza myśl: pewnie chodzi o pieniądze. I kiedyś być może tak było. Owszem, kiedy systemy będące w stanie rozpoznawać poszczególne rodzaje plastiku oraz ich pochodzenie, dopiero raczkowały, zdarzały się kosztowne wpadki. Niemcy, na przykład, przez jakiś czas musieli borykać się z falą zagranicznych “podrzucaczy”, którzy importując butelki z rodzimych krajów wyciągali z niemieckich automatów tysiące kilkudziesięciocentówek.
Tego rodzaju problemy to jednak przeszłość - dzisiaj dysponujemy technologią, która z powodzeniem znakuje, a następnie śledzi drogę każdej butelki - od jej wyprodukowania po ostatnią drogę na taśmie w zakładzie przetwarzania.
- Jako producenci jesteśmy gotowi na taką inwestycję. Wiemy, że musimy wprowadzić system kaucyjny, bo jest to korzyść dla całej branży: butelka PET przestaje być obciążeniem dla środowiska. Dzisiaj klienci wahają się, czy kupować wodę w butelce. Jeśli jednak zapewnimy rozwiązanie, w ramach którego 80-90 proc. plastiku zostanie ponownie przetworzone, czyli na przykład wykorzystane do produkcji opakowań/butelek, konsument przestanie postrzegać butelki jako obciążenie, bo będzie miał pewność, że zebrany materiał opakowaniowy zostanie odpowiednio wykorzystany - zaznacza Paulina Kaczmarek.
System kaucyjny działa obecnie w 13 unijnych krajach. W Polsce mamy na razie ustawę, która określa ramy jego działania. W praktyce, butelki PET możemy zacząć zbierać w 2025 roku. Oczywiście pod warunkiem: ustawa musi zostać przyjęta przed jesiennymi wyborami. Jeśli tak się nie stanie, projekt prawdopodobnie utknie w martwym punkcie, a jego ponowne rozpatrzenie opóźni wejście rozwiązania w życie o kolejne 2-3 lata. To problem dla środowiska i dla branży napojowej:
- W 2025 roku wchodzi unijna dyrektywa Single-Use Plastics, która narzuca określone cele: w 2025 roku branża powinna zebrać z rynku 77 proc. butelek, a 25 proc. tworzywa wprowadzonego na rynek powinno stanowić tworzywo rPET. Jeśli nie wywiążemy się z tych założeń, zapłacimy kary - zaznacza Paulina Kaczmarek.
A wywiązać się będzie trudno: instrumentem, który pozwoli na w pełni efektywną zbiórkę, jest w zasadzie tylko ustawa: prawo odpadowe zakłada, że opakowania mogą dzisiaj zbierać tylko samorządy. Producenci napojów nie mogą więc samodzielnie prowadzić zbiórek - muszą działać w porozumieniu z organizacjami odzysku. Do tego dochodzą osobne ustalenia z przedstawicielami różnych sieci sklepów. Sprawa się komplikuje.
Jak zapewnia przedstawicielka Żywiec Zdrój, branża rozważa scenariusz alternatywny - trwają dyskusje nad organizacją systemu skupu. Niemniej jednak tylko wejście w życie ustawy zapewnia określone warunki bazowe, co do których wszyscy muszą się zgodzić.
Dzisiaj to, czy dana firma odzyskuje z rynku minimum plastiku, czy może robi coś więcej, jest sprawą indywidualną. Przepisy mówią o tym, że każdy producent jest zobowiązany do uiszczenia opłaty wyrównującej koszty przetworzenia 35 proc. plastiku, który wprowadza do obiegu.
Żywiec Zdrój podchodzi do tej kwestii nieco inaczej, holistycznie. Jako jeden z niewielu producentów napojów w Polsce jest “neutralny plastikowo” : - Postanowiliśmy wziąć odpowiedzialność za produkt od początku do końca. Dlatego już od 2020 roku zbieramy równowartość plastiku, jaką wprowadzamy w danym roku na rynek - mówi Martyna Węgrzyn z Żywiec Zdrój.
Powyższe rozwiązanie jest jednak tylko przejściowe i na dłuższą metę niewystarczające.
Narzędzie do “sprzątania” plastikowych butelek jest niemal na wyciągnięcie ręki, ale domykanie obiegu plastiku w środowisku to gra zespołowa, w której wszyscy powinniśmy grać do jednej bramki. Z jednej strony to przecież my, konsumenci, podejmujemy decyzję, o tym, co zrobimy z plastikową butelką. Z drugiej, bez wprowadzenia realnego rozwiązania systemowego, nasze opcje są mocno ograniczone, a wpływ na to, czy PET dostanie drugie życie - znikome. Dlatego właśnie wysiłki podejmowane przez Żywiec Zdrój i inne firmy działające na rzecz systemu kaucyjnego są tak istotne.
Artykuł powstał we współpracy z Żywiec Zdrój.