Reklama.
Chociaż karetka przyjechała do 72-letniego prof. Marka Kosewskiego po kilku minutach, zawał zdążył zniszczyć dużą część jego serca. Wszystko przez lekarza, który przez kilka godzin trzymał pacjenta na łóżku szpitalnego oddziału ratunkowego, zamiast skierować go na kardiologię. Doktor czekał, czy zawał pacjenta… minie sam.
Profesor przeleżał godzinę, aż zniecierpliwiony, bo ból nie ustępował, przywołał pielęgniarza: - Odpowiedział, że wszystko odbywa się zgodnie z procedurami, a boleć musi, bo EKG wskazuje przecież na zawał. Teraz trzeba to jeszcze potwierdzić przez badanie krwi. (…) Jeśli poziom troponiny się obniży, będzie to znaczyć, że zawał "sam mija". Jeśli nie, odeślą go na kardiologię. CZYTAJ WIĘCEJ