Motoryzacja

Śmiałkowie za kierownicą 

1. Matt Powers – wirtualny drift

Skoro tu jesteś, musisz wiedzieć, czym jest driftowanie samochodem. Jeśli jakimś cudem jest inaczej, szybkie przypomnienie. Drift to technika jazdy polegająca na kontrolowanym poślizgu, która z czasem stała się nawet oddzielnym sportem samochodowym. Już samo to nie jest łatwe.Matt Powers, zawodowy drifter ze Stanów Zjednoczonych, poszedł jeszcze dalej. Przy współpracy z marką Castrol połączył dwie rzeczywistości w jedną – rzeczywistą, w której siedzi za kierownicą, oraz wirtualną, którą widzi jedynie na ekranie gogli Oculus Rift. Tak powstał Titanium Strong Virtual Drift – pierwszy na świecie projekt tego typu.

Przygotowania trwały wiele tygodni.

Miesiące przygotowań za kierownicą najnowszego Forda Mustanga się opłaciły. Praca setek ludzi, 40 kamer, w tym część z nich w samochodzie, nagrywając widok 360 stopni, dokładnie zarejestrowało, jak Powers pokonuje wirtualną trasę, kierując jak najbardziej realnym autem. Nie był to zwykły drift, jaki znamy z filmów czy ulic. W surrealistycznym świecie, który pojawiał się przed jego oczami, kierowca musiał unikać szeregu niebezpieczeństw. A wszystko to za pomocą efektownym poślizgów i “bączków”.
I choć trasa, którą widział Matt Powers była wirtualna, tor, po którym się poruszał, nie mógł być bardziej realny. Dlatego też trzeba było wyeliminować jakiekolwiek możliwości błędu. A o te przecież wcale nie tak trudno pędząc bokiem autem podrasowanym do 600 koni mechanicznych. W trakcie prób stworzono i przetestowano ponad 2400 różnych scenariuszy, które pozwoliły znaleźć ten najlepszy. Udało się.
Największym utrudnieniem był fakt, że nie widząc, tego, co dzieje się przed maską, musiałem całkowicie zaufać autu i zmierzyć się z trasą widoczną na ekranach gogli. Był to test synchronizacji człowieka i maszyny.
Trasa, którą pokonywał Powers zmieniała się błyskawicznie. Z jednej strony spadały na niego skały, z drugiej osuwały zbocza. Chwilę później nagle pojawiały się tunele, żeby za chwilę zamienić się w góry. Efekt tego pionierskiego projektu stworzonego przez firmę Castrol każdy może zobaczyć na specjalnie przygotowanej do tego stronie, którą znajdzie pod tym linkiem. Dzięki bardzo dobrej jakości nagrania, można poczuć się jak kierowca pędzącego Forda Mustanga.
Wirtualny drift to druga z odsłon Testów Tytanu, czyli serii wyzwań dla profesjonalnych kierowców. W 2014 roku czwórka profesjonalistów także stanęła przed nietypowym wyzwaniem pt. Titanium Strong Blackout. Musieli pokonać trasę praktycznie w całkowitych ciemnościach, wskazówkami były jedynie promienie światła. Celem obu projektów jest pokazanie wytrzymałości oleju Castrol EDGE, wzmocnionego Titanium FST™, najbardziej zaawansowanego technologicznie i wytrzymałego do tej pory oleju Castrol.

2. Travis Pastrana – skok na 82m

Travis Pastrana to żywa legenda sportów motorowych. W czasie swojej kariery był freestyle’owym motocyklistą, kierowcą rajdowym i wyścigowym. Znany jest jednak ze względu na kosmiczne wręcz akrobacje, jakie potrafi wyprawiać w powietrzu. Głównie motocyklem, ale nie stroni od wszystkiego, co ma dwa lub cztery koła.

Samochód Travisa Pastrany w trakcie 82-metrowego skoku. Na zdjęciu kadr z nagrania rekordu.<br>

Dokładnie na przełomie 2009 i 2010 roku (w Sylwestra) zrobił jednak coś, czym wprawił w osłupienie wszystkich fanów. A tych było niemało, tylko na żywo jego skok nad zatoką w Los Angeles śledziło 75 tysięcy widzów. Na ich oczach Pastrana przeskoczył samochodem rajdowym 82 metry, ustanawiając tym samym nowy rekord świata.
"Cały dzień byłem naprawdę zdenerwowany, ale kiedy w końcu wsiadłem do samochodu, natychmiast się uspokoiłem. Kiedy wylądowałem, zorientowałem się, że zabezpieczający płot trochę za szybko się zbliża. Ten wyczyn był z pewnością dużo większą frajdą, niż wszystkie dotychczasowe przygotowania" - wspominał Pastrana. 
Wydarzenie tym bardziej niesamowite, że poprzedni rekord pobił o 30 metrów. Dokonał tego za kierownicą swojego Subaru Imprezy STI, które rozpędził do 146 kilometrów na godzinę. Swój nowy rekord uczcił błyskawicznie: skokiem i saltem do wody z rampy, na której przed chwilą wylądował. Co jak co, ale ten gość ma nerwy ze stali.
Zobacz rekordowy skok Pastrany. Rok później pełnowymiarowy samochód znany z serii zabawek Hot Wheels przeskoczył 101 metrów, ale rekord w skoku samochodem rajdowym ciągle nalezy do Travisa Pastrany.

Backflip, czyli najzwyklejsze salto w tył, nie robi już na nikim wrażenia. Opatrzyły się nawet te robione na nartach, deskach snowboardowych, rowerach, a nawet motocyklach. Sportowcy rok w rok przechodzą samych siebie i przekraczają kolejne granice. Zamiast jednego są trzy backflipy motocyklem i cztery rowerem. Cały czas jednak brakowało chociaż jednego zrobionego samochodem. Do czasu.

A ten czas nadszedł w 2013 roku. Guerlain Chicherit, francuski kierowca rajdowy specjalizujący się w rajdach terenowych, wskoczył za kierownicę niewielkiego Mini ALL 4Racing. Jego wyczyn już jednak taki “mini” nie był. Inni kierowcy w przeszłości próbowali już zrobić backflipa, ale to Chicherit jako pierwszy nie tylko perfekcyjnie wylądował, ale dokonał tego bez żadnej pomocy tzn. przy skoku nie skorzystał ze specjalnej, automatycznej rampy, która wspomaga rotację auta.
Francuz wylądował na 8-metrowym, śnieżnym nasypie. Dlaczego akurat na śniegu? A dlaczego nie? W końcu wygląda jeszcze efektowniej. Poza tym w takich warunkach czuje się jak ryba w wodzie. Poza byciem kierowcą rajdowym, Chicherit startuje też w zawodach narciarskich, w których ma kilka tytułów mistrzowskich. 

4. Zwycięska drużyna 24-godzinnego wyścigu Le Mans

Kilkugodzinna trasa za kierownicą potrafi być męcząca. Wie o tym każdy, kto miał okazje spędzić trochę czasu za kółkiem. Przejechanie 24 godzin za jednym razem jest naprawdę wyczerpujące. Jeśli dodać do tego walkę o każde okrążenie, najlepszy czas, a wszystko to przy zawrotnych prędkościach, mamy przepis na skrajnie wyczerpujący wyścig.

Od lewej Bamber, Hulkenberg i Tandy oraz Porsche 919 Hybrid. Fot. Materiały prasowe

Mowa o legendarnym 24h Le Mans, który odbywa się od 1923 roku. Nie jest to jednak wyścig, jak wszystkie inne. Zawodnicy nie muszą pierwsi dojechać do mety. Ich celem jest przejechanie jak największej liczby okrążeń w ciągu jednej doby. Tor zwany Circuit de la Sarthe ma 13 629 metrów długości i przebiega m.in. lokalnymi drogami wykorzystywanymi na co dzień w ruchu.

Porsche 919 Hybrid. Fot. Materiały prasowe<br>

W tym roku zwycięska okazała się drużyna Porsche w składzie Nico Hulkenberg, Earl Bamber, Nick Tandy. Niemiec, Nowozelandczyk i Brytyjczyk na zmianę kierowali zaprojektowanym specjalnie na ten wyścig bolidem Porsche 919 Hybrid. Przejechali wspólnie 395 okrążeń, wyprzedzając tym samym drugą drużynę Porsche o jedno i trzecią Audi o dwa okrążenia. Choć aktualnie są w tej kategorii mistrzami (wyścig odbywał się w czerwcu 2015 roku), do pobicia historycznego rekordu Le Mans zabrakło im dwóch kółek.

5. Michael Schumacher – po prostu

Tego nazwiska nie trzeba nikomu przedstawiać. Michael Schumacher to ikona sportów wyścigowych i mistrzostw świata Formuły 1. W swojej karierze aż siedem razy sięgał po tytuł najlepszego kierowcy na świecie. Uważany – nie bez powodu – za jednego z najlepszych kierowców w historii Formuły 1. Jeśli mowa o tych, którzy przekraczają granice, nie może zabraknąć Schumachera.
Opinie to jedno, fakty i statystyki drugie. Te także nie zostawiają wątpliwości, że Michael Schumacher zasłużył na miano najlepszego kierowcy w historii. Jest posiadaczem większości rekordów Formuły 1. Na swoim koncie ma najwięcej tytułów mistrza świata, najwięcej zwycięstw, najwięcej najszybszych okrążeń, najwięcej pole position oraz najwięcej wyścigów wygranych w jednym sezonie. Udało mu się to w 2004 roku, gdy na najwyższym stopniu podium stawał 13 razy. Dwa lata wcześniej, w 2002 roku, zrobił coś, co nie udało się nikomu przed nim, ani po nim. Każdy wyścig tego sezonu kończył na podium.
Niestety swój największy wypadek przeżył nie na torze wyścigowym. W 2013 roku podczas zjazdu na nartach uderzył głową w kamień. Mimo założonego kasku, doznał poważnego uszkodzenia mózgu. Później lekarze poinformowali, że gdyby nie kask, Niemiec nie przeżyłby uderzenia. Był w stanie krytycznym, a ze śpiączki wybudzono go ponad pół roku po wypadku. Schumacher do tej pory nie doszedł do siebie.
Po jakimś czasie opuścił szpital. W połowie 2014 roku jego menadżerka poinformowała, że były mistrz świata Formuły 1 otworzył oczy, reaguje na dotyk i rozpoznaje najbliższych. Od tego czasu informacje o jego stanie zdrowia są trzymane w tajemnicy.

6. Bartosz Ostałowski – po wypadku

Jeśli można mówić o wyróżniających się polskich sportowcach, Bartosz Ostałowski jest w ścisłej czołówce. I w pełni na to zasługuje. Jego życie od dawna było związane ze sportami motorowymi, zaczynał ścigać się w rajdach amatorskich i rallycrosie. Niestety zrobienie licencji zawodowej musiał odłożyć na później. W wypadku motocyklowym stracił obydwie ręce. Czy to koniec rokującej kariery? Bynajmniej nie dla niego.

Bartosz jest nie tylko kierowcą, ale i artystą. Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta<br>

Szybko dowiedział się, że marzeń o prowadzeniu auta wcale nie musi odkładać na półkę. Przeczesał internet w poszukiwaniu informacji, jak wrócić za kółko. Alternatywa była tylko jedna: stopy. Pomagała mu wtedy Katarzyna Rogowiec, mistrzyni Zimowych Igrzysk Paraolimpijskich. Bartosz kupił samochód z automatyczną skrzynią biegów i zaczął treningi. Czy wyszło? I to jak.
Ba, z czasem nie tylko zaczął kierować samochodami za pomocą stopy, ale zdobył międzynarodową licencję wyścigową FIA. Gdy nie prowadzi i nie majstruje przy swoim samochodzie, maluje. Tak – również stopami.

Za kierownicą zaczął coraz więcej czasu poświęcać driftowi. Niedługo potem jego nazwisko pojawiło się na listach startowych. Jest pierwszym i jedynym zawodowcem, który prowadzi driftujące auto stopą. I to nie byle jakie auto, bo kultowego już Nissana Skyline’a o mocy 450 koni mechanicznych!

W samochodzie inne jest nie tylko ustawienie fotela i kierownicy, ale także miejsce hamulca ręcznego i łopatki do ewentualnego sterowania automatyczną skrzynią biegów. Hamulec “ręczny” zamontowano nad pedałem gazu, łopatkę na wysokości ramienia.

7. Kuba Przygoński – rekord driftu

Zawodowy motocyklista, który w tym zestawieniu znajduje się, dzięki temu, co zrobił… w samochodzie. To tylko pokazuje, jak bardzo jest uzdolniony. Reprezentuje Polskę w rajdach enduro, gdzie może pochwalić się sporymi sukcesami – łącznie z tym największym, złotym medalem Mistrzostw Świata, który zdobył w 2004 roku.
Kuba Przygoński to także zawodowy drifter i posiadacz światowego rekordu Guinessa w prędkości jazdy driftem. Wpadł w kontrolowany poślizg, pędząc 217,97 km/h. To prędkość, której spora część kierowców nigdy nie miała okazji nawet osiągnąć. Samo rozpędzenie nie było problemem, Polak jechał specjalnie przygotowaną Toyotą GT86, pod której maską pracowały 1068 konie mechaniczne!
Umiejętnościami musiał wykazać się wpadając w poślizg. Kąt wychylenia samochodu monitorowało specjalne urządzenie zamontowane wewnątrz auta tzw. driftbox. To swojego rodzaju czarna skrzynka, która rejestrowała wszystkie potrzebne parametry. Udało się, a biciu rekordu przyglądał się przedstawiciel Guiness World Record. Poprzedni rekord wynosił “zaledwie” 183,33 km/h.

8. Grzegorz Staszewski i jego Corvetta

Grzegorz przygodę z podkręcaniem swoich pojazdów zaczął jeszcze w dzieciństwie. Zaczęło się od rywalizacji z kolegą i motoroweru, który musiał przejść mały tuning, by pokonać sąsiada. Młody Grzegorz odchudził konstrukcję, pogrzebał w silniku i pozmieniał przełożenia. Udało się, był szybszy.
Teraz robi mniej więcej to samo, ale na “nieco” większa skalę. Mówiąc wprost, jest szybszy od wszystkich. Naprawdę wszystkich. Motorower Rometa zamienił na Chevroleta Corvettę, a amatorskie przeróbki przeszły na dużo bardziej profesjonalny poziom. Zanim sięgnął po tę jedzącą legendę, ścigał się na 1/4 mili swoim Audi A3. Jak łatwo się domyślić, także znacznie przerobionym. Starczało do  osiągania dobrych wyników, ale ambicje ciągle był większe. Padło właśnie na Corvettę.

Osiągi tej Corvetty potrafią działać na wyobraźnię.<br>

Wrażenie robi już sama kultowa marka. A to dopiero początek, bo pod maską skrywa prawdziwego potwora. I nie ma w tym ani odrobiny przesady. Bo jak inaczej nazwać 6,2-litrowy, turbodoładowany silnik V8 o mocy – uwaga – 1600 koni mechanicznych. Tak, 1600!
Corvetta do “setki’ rozpędza się 1,4 sekundy, 200km/h ma na liczniku zaledwie po 4,4 sekundach, a 300km/h osiąga w 8,3 sekundy.
Choć Grzesiek przy tuningu otrzymuje już profesjonalną pomoc m.in od Castrola, który ten potężny silnik zalewa olejem, to sam uczestniczy w całym procesie tworzenia i podrasowywania swojego samochodu. To on wymyśla, konstruuje, a także wciela w życie swoje pomysły. Efekt? Jest właścicielem najszybszego auta w Polsce.
Projekt powstał przy współpracy naTemat.pl i Castrol.




Autorzy artykułu:

Michał Mańkowski