Położona w Karyntii niewielka gmina uzdrowiskowa jest świetną alternatywą dla osób, które chcą rzeczywiście odpocząć na wczasach.
Nie uświadczymy tam dzikich tłumów, a niemal wszystkie górskie aktywności, jakie tylko przychodzą nam do głowy, są na miejscu.
Do Bad Kleinkirchheim możemy się dostać na dwa sposoby. Wylatując samolotem z Warszawy do stolicy Słowenii - Lublany - i dalej busem albo jadąc własnym autem. Z tej opcji korzysta wielu Polaków, bo jest przede wszystkim taniej i wygodniej, jeśli chcemy przewozić swój sprzęt.
Nauka jazdy na nartach? Proszę bardzo
Bad Kleinkirchheim odkrywałem na kilkudniowym wyjeździe prasowym na przełomie lutego i marca. Zostaliśmy tam wysłani na zaproszenie biur promocji turystyki - Kärnten Werbung oraz austria.info. Nie poznałem wszystkiego, ale przeżyłem sporo. Przede wszystkim naukę jazdy na nartach. Od zera.
Łączna długość tamtejszych tras narciarskich wynosi aż 103 km, to właśnie tam często odbywają zawody Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim. Osoby na bakier z nartami i totalni amatorzy też się odnajdą.
Moje doświadczenie ze sportami zimowymi ograniczało się jedynie do dwóch wypadów na łyżwy i graniu w
Deluxe Ski Jump na komputerze, a opanowałem podstawy jazdy na nartach w mniej więcej trzy-cztery godziny (choć widziałem na własne oczy, że innym szło to o wiele lepiej i szybciej).
Duża w tym zasługa instruktora (łącznie jest ich ponad setka) - Polaka, Ryszarda Ogarzyńskiego, który trenuje ludzi od pół wieku, ale i stoków z łagodnymi zjazdami, przygotowanych specjalnie dla dzieci i rzecz jasna laików.
Mogłem zatem wywracać się do woli, bez narażania się na połamanie. Było tak do czasu, gdy w końcu nauczyłem się jeździć pługiem, chodzić jodełką i pochylać się do przodu, a nie lecieć do tyłu. Miejsce frustracji zastąpiła satysfakcja.
Biało-zielone szaleństwo
Zaawansowani i osoby, które najzwyczajniej w świecie łakną adrenaliny wydzielającej się przy zjazdach, mogą liczyć na trasy z gór o średniej wysokości - ok. 2000 metrów.
Niekwestionowaną zaletą Bad Kleinkirchheim jest jego lokalizacja w dolinie w południowej części Alp. W sezonie (który trwa do kwietnia) stoki są zawsze ośnieżone, ale jest też cieplej niż w typowych górach. Rano można wybrać się na narty, a po południu na golfa. My trafiliśmy na plusowe temperatury - można było śmigać na nartach w samej bluzie.
Ośrodkowi z pewnością przydałoby się więcej kolejek gondolowych. Polka, którą spotkałem, narzekała na zbyt dużą liczbę
orczyków. Przyznała po chwili, że jest jedna rzecz, przez którą jeździ do Bad Kleinkirchheim od 10 lat. Cena skipassa (karnetu) dla dzieci.
Dzieciom, które nie ukończyły 12 lat, przysługuje skipass za 1 (słownie jeden) euro dziennie. Jest jednak mały haczyk - rodzice muszą kupić 6-dniowy karnet za mniej więcej 1000 zł od osoby. Sumując paragony, wychodzi nam
podobnie jak w Białce czy Poroninie.
Z górki na pazurki na toboganach
Hitem naszego wyjazdu okazały niespodziewanie... sanki. Zjazd tak zwanymi toboganami to rozrywka popularna w Austrii, która jest bardziej ekstremalna niż ta, którą znamy z dzieciństwa.
Zaczęło się niewinnie. Wjechaliśmy wagonem przyczepionym do swojskiego traktora na jedną z pobliskich gór (na wysokość 1500 metrów). Początkowo myśleliśmy, że czeka nas zwykły kulig. Okazało się, że w dół mieliśmy zjechać całkiem sami - na sankach, ale nie po wydzielonym torze, tylko po zwykłej, liczącej 5 km trasie po zboczu góry. W nocy, pośród drzew. Na szczęście sanki miały kolorowe podświetlenie niczym bryki z filmu “Szybcy i wściekli”.
Nie ukrywam, że przed zjazdem miałem pewne wątpliwości, ale po wszystkim - pokochałem tobogany. Tylko z pozoru wydają się być atrakcją na granicy zabawy i kaskaderstwa. Co prawda, ślizgamy się stosunkowo szybko, bez żadnej asekuracji, a hamulcem są nasze nogi, jednak jest to na tyle intuicyjne, że łapiemy zasady od razu.
Nikt się nawet nie przewrócił, a byliśmy w licznej grupie - wraz z berbeciami, które były niewiele wyższe od sanek. Zresztą, w czasie jazdy i chwilę po niej, każdy z nas czuł się jak duże dziecko.
Syto, pysznie i naturalnie
Kuchnia Karyntii przypadnie do gustu zwłaszcza polskim smakoszom. Jednym z regionalnych przysmaków jest
Kärntner Kasnudeln. Brzmi enigmatycznie, ale to odmiana... ruskich pierogów. Są nieco większe i mają miętowy posmak. Ponoć panna, która potrafi je zawijać jest gotowa do zamążpójścia.
Flammkuchen to z kolei nic innego jak “pizza” ze śmietaną i cebulą. Na deser warto spróbować też
Kaiserschmarrn, czyli porwanych na kawałki “racuchów”, które możemy maczać w musie jabłkowym. W karczmie Unterwirt Hüttn zaserwowano nam przepyszne żeberka, a w restauracji Nock IN na wzgórzu z panoramą na pasma górskie - mięso jelenia. Ceny potraw nie są wygórowane - jednodaniowy obiad kosztuje od 10 do 15 euro, a porcje są nakładane od serca.
Wszystkie specjały, rzecz jasna, pochodzą z lokalnych upraw i hodowli. Ryby łowione są w licznych jeziorach, piwo warzone jest na bazie wody źródlanej, a mięso “pasie się” na łąkach parku biosfery Nockberge.
Wrażenia bezpośredniego kontaktu z naturą uświadczymy również przy zaciąganiu się powietrzem. Odsapniemy wtedy od smogu - całe Bad Kleinkirchheim zasilane jest energią z elektrowni wodnej. I faktycznie z żadnego komina nie unosił się nawet mały obłok dymu.
Nie samymi nartami żyje człowiek
Kiedy poszusujemy na stoku i pojemy specjałów, nic tak nie odpręży jak wizyta w kompleksach term i spa (a zakwasy i pełny brzuch to norma na takim wyjeździe). Jedne z nich - Römerbad - mają w zanadrzu aż 13 rodzajów saun - należy podkreślić, że relaks w takich miejscach jest dozwolony jedynie nago. Przyjęło się tak zresztą w całej Austrii.
Zakupy w Bad Kleinkirchheim
W Polsce narzekamy na niedziele niehandlowe, tymczasem w Austrii musimy się nastawić na problemy z zakupami każdego dnia.
Większość sklepów i marketów jest wieczorem zamykana! Np. Billa w Bad Kleinkirchheim w tygodniu jest otwarta do 19:00, w sobotę do 18:00, a w niedziele do 12:00.Koszty noclegu i atrakcji turystycznych są raczej przeciętne, ale ceny zwykłych produktów spożywczych (w przeliczeniu na złotówki) niewiele różnią się od tych w polskich marketach.
Ciekawym urozmaiceniem term są zewnętrzne baseny, które zapewniają przyjemny dysonans. Pływamy w ciepłej, parującej wodzie i podziwiamy ośnieżony, górski stok. Morsy też znajdą coś dla siebie - w środku zimy zamarznięte jeziora pozwalają jeździć na łyżwach, ale w przeręblu można też popływać.
Bad Kleinkirchheim jest też dobre dla osób, które lubią sobie pochodzić i zwiedzać - jak widać na załączonych poniżej zdjęciach, jest na co popatrzeć i gdzie się wybrać z plecakiem i prowiantem. Oprócz różnorakich tras do trekkingu i wspinaczki, okolicę można podziwiać również na rowerze.