Teoretycznie blok, jakich w Polsce są dziesiątki tysięcy. A jednak blok przy ulicy Kowalskiego 12 w Suwałkach mieszkańcom okolic kojarzy się niestety głównie z próbami samobójczymi.
Trudno wyrokować, skąd taka fala samobójstw, o ile w ogóle o jakiejkolwiek fali można mówić. Samobójstwa są przecież popełniane w całej Polsce, nie tylko w Suwałkach, i nie ma żadnej przyczyny, żeby uważać, że w stolicy tego pięknego regionu jest z jakiegoś powodu gorzej.

Suwałki jednak rzucają się w oczy, gdyż z niejasnych przyczyn samobójcy skupili się na konkretnych bloku – przy ulicy Kowalskiego, pod numerem 12. A jeśli nawet nie na tym bloku, to na tej ulicy.
Budynek w środku osiedla
Ulica Kowalskiego jest dość duża. Przecina całe osiedle Północ II w Suwałkach, a zabudowa przypomina typowe polskie osiedle. Czyli bloki po horyzont, gdzieniegdzie jakiś większy sklep czy PRL-owski pawilon. W oczy rzuca się jeszcze gigantyczny mural na ścianie jednego z wyższych bloków w okolicy. Umieszczono na nim patrona ulicy.

Przed laty były tutaj pola i sady. Cała okolica zaczęła się intensywnie rozwijać w latach 70. i 80., kiedy Suwałki zostały nagle miastem wojewódzkim. W 1975 roku było to miasto niewielkie, wręcz prowincjonalne. Z niską zabudową, bez sygnalizacji drogowej, w podwórkach kamienic w centrum miasta ludzie trzymali świnie i kury.
Kiedy jednak Suwałki doszło do zmian administracyjnych, momentalnie pojawił się przemysł, miasto zaczęło się prężnie rozwijać. Stąd wielkie blokowisko graniczące z zabytkowym centrum. Dość powiedzieć, że w roku 1975 w Suwałkach mieszkało mniej więcej 30 tysięcy osób, a na koniec PRL już dwa razy więcej.

Dlaczego więc Kowalskiego 12? Poza tym, że jedno samobójstwo zawsze przyciąga kolejnych „naśladowców” (bo jakby to nie brzmiało brzydko, miejsce po prostu zostaje „sprawdzone”), w okolicy blok jest znany z tego, że niestety łatwo z niego skoczyć. Prosto na beton.
– Nie śledzę jak to wygląda teraz, ale w czasie, kiedy chodziłam do podstawówki i gimnazjum, Kowalskiego 12 było miejscem, gdzie wiadomo było, że ludzie skaczą przez okno – mówi Ewa, która w dzieciństwie mieszkała z rodzicami w bloku na osiedlu w okolicy.

– Wtedy był to jeden z najwyższych budynków z łatwo dostępnym oknem na klatce schodowej – dodaje.
Dzisiaj do bloku przy Kowalskiego 12 już tak łatwo nie jest wejść – klatki są zamykane, jest domofon. Ale jak się chwilę poczeka, to można wejść. Albo ktoś będzie wychodził i można się wślizgnąć, albo można zastosować stary numer: zadzwonić pod dowolny numer i powiedzieć, że się ma ulotki.

W środku jest dość klaustrofobicznie. Kręta klatka schodowa została wyremontowana przy użyciu najprostszych płytek, winda z kolei jest jeszcze stara. Wiecie jaka – taka z ręcznie otwieranymi drzwiami. Typowy dźwig ze słusznie minionych czasów.
Poza parterem blok ma dziewięć pięter. Wjeżdżam windą na samą górę – klatka zakręca w lewo, po czym widzę krótki korytarz, na którego końcu znajduje się duże okno. Nie jest w żaden sposób zabezpieczone – można po prostu podejść i je otworzyć.

Widok z niego – co tu dużo mówić – najgorszy nie jest. Ulica Kowalskiego jest niemal na północnym skraju miasta, więc widać stąd już nie tyle kolejne bloki, co po prostu piękno przyrody. Łąki, lasy. Aż po horyzont.
Gorzej jest, jeśli spojrzycie w dół. Tam już tak pięknie nie jest. Kostka chodnikowa, wielki parking, masa samochodów. Na miękkie lądowanie nie ma tutaj szans.

W okolicy słyszeli o nim wszyscy
Ewa wspomina, że na mieszkańcach okolicznych bloków w pewnym sensie kolejne próby samobójcze przestały nawet robić wrażenie. – Moja droga do szkoły prowadziła w sąsiedztwie tego bloku, więc kilkukrotnie widziałam policję i rozwieszone czerwono-białe taśmy sugerujące, że znowu coś się dzieje – mówi.
Na własne oczy widziała też i zdesperowanych ludzi, i policyjne negocjacje. – Raz szłam do koleżanki, która mieszkała na Kowalskiego 12, i widziałam pana siedzącego na parapecie. Mimo gróźb, że skoczy, udało się policji w czasie negocjacji wpłynąć na jego decyzję – dodaje.

Wątpliwa „sława” bloku przy ulicy Kowalskiego 12 niesie się zresztą nie tylko po Suwałkach. O tym, „jakie” to jest miejsce, wie się w całej okolicy. Niestety.
Aneta w czasie studiów, które odbyła w Warszawie, musiała przeprowadzić praktyki. I mogła je zrobić na policji, więc zdecydowała się na suwalską komendę. – Praktyki odbywały się przy rzeczniku prasowym, tam spływały informacje o kolejnych próbach skoczków – wspomina.

Funkcjonariusze suwalskiej komendy mieli w tamtym czasie dość nietypowe zadanie – musieli monitorować internet pod kątem potencjalnych samobójców. – Śledzili fora okolicznych wsi i miasteczek, gdzie bloki na Kowalskiego były polecane dla potencjalnych skoczków – opowiada.
I dodaje: – Ludzie specjalnie przyjeżdżali w to miejsce. Podejrzewam, że wysokość i łatwy dostęp sprawiały, że te przypadki się mnożyły. Chociaż ostatnio już o tym nie słyszałam.

Świadkiem samobójczej próby był Darek. Ostrzegam, że jego że jego historia jest bardzo sugestywna i dla osób wrażliwych może być po prostu nieodpowiednia. Ale być może kogoś odwiedzie od takiego czynu.
Na osiedlu Północ był w zasadzie przypadkiem – nie mieszka w tej części Suwałk, ale po prostu coś załatwiał. Dziś już nawet nie pamięta co, bo historia wydarzyła się już kilka lat temu.

– Zorientowałem się, co się stało, dopiero po skoku. Kobieta wyskoczyła z okna i spadła najpierw na klatkę schodową, a później na ziemię. Wylądowała na brzuchu. Przeżyła, ale była w strasznym stanie. Pamiętam, że syczała z bólu – opowiada.
I kontynuuje: – Po tym skoku jeszcze żyła. Od razu zbiegło się mnóstwo gapiów, szybko pojawiło się kilka radiowozów i karetka. Czy przeżyła? Nie wiem, ale wątpię.

I jeśli wierzyć miejscowym, to takie historie się mnożyły.
Seria nagle się skończyła
– Była taka seria skoków – mówi Artur Parafinowicz z miejscowego Radia 5. Dlaczego akurat tam na Kowalskiego? – Suwałki to nie jest duże miasto i nie ma wielu miejsc, z których można skakać. Po prostu – zwraca uwagę.

– O ile mamy kilka wyższych bloków, o tyle na Kowalskiego okna są bardziej dostępne. No i to jest duże osiedle. Dużo mieszkań, dużo osób – dodaje.
Jak sam mówi, „pamięć jest zawodna”, ale taka fala prób samobójczych trwała kilka lat. – Był taki czas, że było dwóch, trzech skoczków rocznie – podkreśla.

I nagle wszystko się skończyło. – Od dwóch, trzech lat nic się nie dzieje. Po prostu przeszło. Trudno wytłumaczyć tę falę. Być może chodziło o wyż demograficzny z 1983 roku, który wchodził w 30-stkę. Może to był efekt tego natężenia. Ale szczęśliwie ten czas minął – twierdzi.
Podobnie mówi Ewa. – Od kilku lat rzeczywiście nic już o tym nie słychać. Mam nadzieje, że bloki na Kowalskiego zostały odczarowane ze złej sławy.

Ostatni odnotowany w internecie skok na Kowalskiego miał miejsce w marcu 2016 roku.
Otrzymaliśmy też policyjne statystyki z Suwałk. Z danych wynika, że od 2013 do 2019 roku na Kowalskiego (w systemach policyjnych nie ma wcześniejszych danych) odnotowano dziewięć takich zdarzeń.
Piotr Rodzik
Piotr Rodzik
