Poniższy tekst jest elementem naszej akcji związanej ze zbliżającą się IV falą koronawirusa w Polsce. Z naszego cyklu dowiesz się m.in. jak niebezpieczny jest nadal koronawirus, dlaczego należy się szczepić i jakie są prognozy dla Polski oraz świata. Zachęcajmy też do szczepień – niech każdy z nas namówi chociaż jedną osobę. Dla naszego wspólnego dobra.
– Zaszczepiłeś
się? – pyta dziewczyna.
– Tak…
– odpowiada niepewnie jej
towarzysz podróży.
Chłopak jest wyraźnie zawstydzony.
– Serio?
– nie dowierza ona. On przez chwilę milczy,
po czym cicho
– choć zapewne domyśla, co zaraz usłyszy – zadaje pytanie.
Chce wiedzieć, czy ona też się na to zdecydowała.
– Nie,
w życiu – słychać lekkie oburzenie w jej głosie. Z jego ust
padnie jeszcze krótkie "dlaczego?", z jej mocne "nie ma takiej
opcji!".
Na
oko mają po około 20 lat. Choć
mogę się mylić, widziałam ich przecież tylko przez chwilę
wtedy, kiedy kupowali bilety i mijali mnie w busie. Tej rozmowy
pewnie by nie było, gdyby nie radiowy serwis informacyjny. Zresztą
nie tylko ta dwójka była "poruszona" usłyszaną wiadomością.
Kobieta siedząca naprzeciwko mnie uśmiechnęła się znacząco,
rozglądając się dookoła, szukała aprobaty.
W
radio mówili o specjalnej akcji szczepień w podhalańskich gminach.
W tych, w których poziom wyszczepienia jest najniższy w całym
kraju – Lipnica Wielka, Czarny Dunajec, Biały Dunajec, Ząb,
Szaflary i Bukowina Tatrzańska – w niedzielę przed kościołami
ustawiono punkty, w których można było przyjąć jednodawkowy
preparat Johnson&Johnson. Najlepszy wynik udało się osiągnąć
w Czarnym Dunajcu, gdzie
pojawiło się około 250 osób.
Trasa
z Nowego Targu do Czarnego
Dunajca
jest krótka, około 16
km, ale trochę się dłuży. Dziewczyna i chłopak, od
których zaczęła się ta opowieść, nie
odezwą się do siebie do samego jej końca.
Czarny
Dunajec – Najbardziej O(d)porna Gmina
2477
miejsce na 2477 możliwych. Owszem, zdarza się, że Czarny Dunajec w
ogólnopolskim rankingu awansuje oczko wyżej, ale i tak zazwyczaj
jest jedną z trzech gmin zamykających stawkę. W
tej rywalizacji chodzi o to, jaki procent mieszkańców danej gminy
jest w pełni zaszczepionych.
Tu wynik
wynosi niespełna
16 proc.
Jest
dokładnie środek wakacji. W Wielkiej Brytanii szaleje Delta –
kolejna, bardzo zakaźna mutacja koronawirusa. Przed czwartą falą
ostrzegają od jakiegoś czasu także i nasi eksperci oraz politycy.
Najpewniej nie da się tego uniknąć. Można tylko sprawić, że nie
będzie tak dramatycznie, jak kilka miesięcy temu. Jedyną
naszą bronią są szczepionki.
–
W
gminach, w których ludzie się nie szczepią będzie rzeź. Nie
łudźmy się. Nic innego nie może się wydarzyć, przecież mamy
doświadczenie z poprzednich dwóch fal. Podkreślam, wirus to
odbezpieczony karabin. Jeśli człowiek nie ma kamizelki kuloodpornej
w postaci szczepienia, to obrywa, a nawet umiera. I ludzie muszą to
zrozumieć. Obszary, gdzie obecnie jest niska wyszczepialność, to
pierwsi kandydaci do lockdownu i dramatycznego wzrostu zachorowań –
mówił chwilę temu dr Paweł Grzesiowski, ekspert
Naczelnej Rady Lekarskiej.
Takie
apele nie do wszystkich jednak trafiają.
Szczepienia
obowiązkowe
– Teraz
było szczepienie przy kościele, ale my się nie szczepimy. Mówią,
że niby jak ktoś jeszcze chce mieć dzieci, to po szczepieniu idzie
na bezpłodność… – podkreśla
młoda kobieta, która trzyma na rękach synka.
– Ale
lekarze mówią, że to przecież nie jest prawda – odpowiadam.
Chcę zapytać o coś jeszcze, może o to skąd ma takie informacje,
ale właśnie otwierają się drzwi do gabinetu lekarskiego. Kobieta
musi wejść do środka. Nie przyszła tu przecież na pogaduchy,
przyszła zaszczepić dziecko.
Przychodnia
w Czarnym Dunajcu jest też
punktem
szczepień przeciwko COVID-19. Zaszczepić można się tu w środy i
w piątki. Zazwyczaj, w każdy z tych dni, zgłasza się około 60 osób – wśród nich zarówno ci, którzy zdecydowali
się na
pierwszą dawkę preparatu, jak i ci, którzy przyjmują już drugą.
Te informacje pomaga mi ustalić pielęgniarka. Naszej rozmowie
przysłuchuje się kolejna kobieta.
– Nie,
nie. Ja się nie zaszczepiłam, ale ze względu na niego – wskazuje
na dziecko, które trzyma na rękach. – Bo my się jeszcze karmimy,
więc nie wiem, jakie byłyby powikłania u niego. Niektórzy mówią,
żeby się szczepić, inni że lepiej nie. Nie wiadomo, bo i nawet w
telewizji jedni tak, a drudzy tak. Jak skończę go karmić, to
pewnie pójdę. Moi teściowe są zaszczepieni dwiema dawkami –
przyznaje.
Walka
z egoizmem
– Dlaczego
to ja mam się tłumaczyć z tego, że górale nie chcą się
szczepić? – mówi od progu doktor Teresa Anna Pasich. – Na
jutro, na szczepienie zapisało się 30 osób, ale co to jest 30
osób? To jest nic. Przecież w tej gminie jest około 18 tys.
mieszkańców – podkreśla.
– Nie
ma takiego, którego bym nie namawiała. Każdego pytam, czy się
zaszczepił, czy nie? Najczęściej odpowiedź brzmi - nie. Na
przykład dzisiaj
taka pacjentka
była i pytam, dlaczego się pani nie zaszczepiła, no bo nie. A
dlaczego nie? Bo strasznie ludzie chorzy po tym. A co się im dzieje?
No są chorzy. Jak chorzy? Tak chorzy, że 3 dni coś się im dzieje.
Ale co? I nie jest w stanie powiedzieć co – opowiada lekarka.
Dowiaduję
się od niej
również
tego,
że ludzie się boją, że umrą po szczepionce, że coś im na pewno
będzie, bo szczepionki nie są przebadane, że to eksperyment na
narodzie, że takich teorii spiskowych jest mnóstwo i że od tego "włos się jeży na głowie".
– Ale
pani przecież ma autorytet – reaguję. – Nie mam autorytetu.
Ostatnio była tu starsza pani, tak w okolicach 90. Przyszła z
wnuczką. Pytam, czy się zaszczepiła. Nie. Dlaczego? Bo wnuczka nie
pozwala. Wnuczka siedzi obok i mówi, że dlatego, bo boją się o
babcię. Mówię jej, że w tym momencie to oni są dla takiej
starszej osoby zagrożeniem. Jeżeli
złapie infekcję koronawirusową, to może umrzeć… Nie i nie. Nie
wolno jej szczepić – relacjonuje doktor Pasich.
– Powiedziałam
tej starszej pacjentce, że jeśli już jest tutaj, to niech idzie do
rejestracji i się zapisze. Niech nie słucha wnuczki, przecież
nawet papież sam się zaszczepił i poleca szczepienia. Pani jest
wierząca? Zapytałam. Usłyszałam, że tak. A nie wierzy pani
papieżowi? Nie – przytacza
historię
nasza rozmówczyni.
Głośno
zastanawiam się, co może przekonać ludzi do szczepień, ale
słyszę, że "tych przekonanych, że szczepienia są złe, pani
nie przekona". Owszem, są też i tacy, którzy się wahają.
Dzwonią i pytają, co mają zrobić. Kiedy słyszą, że
bezwzględnie mają się szczepić i to jak najszybciej, bo idzie
czwarta fala, dopytują, którym preparatem najlepiej – każdym,
który jest dostępny.
Doktor
Pasich boi się czwartej fali. Mówi, że nawet bardzo. – Objawy
zakażenia wariantem Delta są zbliżone do zwykłego przeziębienia
- zaczyna się katarem i bólem gardła - więc ciężko to będzie
odróżnić. Wcześniej
objawy kliniczne były tak
typowe, że nawet bez testu można
było stwierdzić,
że to jest to – wyjaśnia.
Ciężkich,
a nawet dramatycznych przypadków, w tej gminie nie brakowało w
trakcie drugiej i trzeciej fali pandemii. Jednak
nawet zderzenie z taką tragedią nie jest w stanie przemówić do
wyobraźni niektórych.
– Bywa
i tak, że jeśli
ktoś umarł z powodu COVID-19, to rodzina się do tego nie
przyznaje. A jak się ktoś zaszczepił, to też wstyd. Nie możesz
powiedzieć sąsiadowi, bo cię wyśmieje – podkreśla moja
rozmówczyni i sięga
po kolejną historię
z gabinetu.
– W
ubiegłym tygodniu pojawiła
się u mnie
moja pacjentka
z wielochorobowością. Mówię do niej, bardzo panią proszę, niech
pani się zapisze i zaszczepi. Nic pani nie będzie, daję 100 proc.
pewności, że żadnych powikłań po Pfizerze nie będzie pani
miała. Może panią tylko troszeczkę boleć ręka i tyle. Zapisała
się, ale na szczepienie nie przyszła. Wróciła do domu, gdzie powiedzieli, żeby nie szła. Jest mnóstwo takich przypadków –
mówi lekarka.
Kolejne
próby namawiania ludzi do szczepień doktor
Pasich
nazywa walką z wiatrakami i
walką z egoizmem. – Ci
ludzie nie szanują innych. On to może przejść łagodnie i z tego
powodu się nie szczepi, bo myśli, że jest taki silny, młody i
prężny, ale przecież może zarazić babcię, siostrę, która ma
osłabienie odporności... To jest po prostu egoizm. Każdy dba o
siebie tylko… – podsumowuje.
Stawiała
bańki, zamiast od razu do szpitala
W
centralnym punkcie wsi Czarny Dunajec stoi mała galeria handlowa. Naprzeciwko niej jest kościół. To nie jest senne miejsce. Mam
wrażenie, że każdy gdzieś się spieszy i że prawie każdy z
każdym się zna.
Zaczepiam
kilka osób. Chcę wiedzieć skąd ta niechęć do szczepień. Jeśli
ktoś spodziewa się teraz opisu nieprzyjemnych zderzeń z
mieszkańcami, być może będzie rozczarowany. Ludzie się
uśmiechają, są życzliwi. Cierpliwie odpowiadają na moje pytania,
choć nie jestem pierwszą i jedyną osobą, które je zadaje. Są na
językach, zwłaszcza tych medialnych, już od jakiegoś czasu.
– Nie
mam pojęcia, czy ludzie się szczepią, czy nie. Nie wiem. Ja
przechorowałam, więc na razie nie chcę tego robić – odpowiada
szybko właścicielka małej kwiaciarni, która najwyraźniej chce
wrócić do swoich obowiązków. – Czyli to nie jest tak, że nie,
koniec i kropka? – dopytuję. – Nie, nie… – zapewnia.
Na
placu obok kościoła spotykam starszego mężczyznę. On jeden się
nie spieszy. Mówi, że jest już na emeryturze, więc większość
czasu i tak spędza w domu. Chętnie przystaje i zaczyna ze mną
rozmawiać.
– Dlaczego
tutaj nie chcą się szczepić?
– Bo
to takie bujdy nieraz puszczają między sobą ludzie.
– A
pan? Czy pan się zaszczepił?
– Ja
już dwa razy Astrą, na początku kwietnia i teraz 15 czerwca. Nie
mam żadnego problemu z tym i z tego, co wiem, sąsiedzi z mojej
ulicy też
wszyscy
są
zaszczepieni.
– Czego
boją się ci, którzy nie chcą się szczepić?
– Że
będą po tym chorować, że nie dożyją. A czego tu się bać? Co
ma być, to będzie. Czasami jeden drugiemu wbija do głowy takie
głupoty, że zatory będą mieć. Ja miałem przecież zapalenie
żylaków, byłem zaszczepiony i nic. Dzięki Bogu nic mi nie jest.
Mężczyzna
zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię, o której będą mi później
mówić także kolejni rozmówcy. – Część
ludzi z Dunajca w Ameryce siedzi, a tu są zameldowani. Tak samo i
moja córka, też jest w Belgii, a tu zameldowana. Tam
też została zaszczepiona. Teraz przywiozła nam dzieci na wakacje.
Byśmy zaszczepili tę 12-letnią, ale co z tego, jak my nie jesteśmy
opiekunami. Córka dojedzie za tydzień, to na pewno to zrobi – podkreśla.
Stoimy
tak
jeszcze dłuższą chwilą. Kiedy
wreszcie pada "dziękuję za rozmowę" i każdy ma iść w swoją
stronę, mężczyzna przypomina sobie pewną historię. Chodzi o
jego sąsiadkę, która ostatniej jesieni zachorowała na COVID-19.
– Ona
się bała niesamowicie. Może wiedziała, że to ją brało, ale
swoimi sposobami się leczyła, zamiast iść do lekarza od razu. Po
3 dniach poprosiła mnie, żeby jej bańki postawić, bo miała
naprawdę wysoką temperaturę. Ja też nie wiedziałem, że to to,
dlatego przez dwa dni jeździłem do niej. Dopiero później, jak
byłem u pani doktor, to ona mówi do mnie, wie pan jak wygląda
koronawirus, jeśli ktoś jest chory? Tak jak ta karta papieru. I ta
sąsiadka rzeczywiście miała taką skórę już, że bańki się
jej nie trzymały. Wszystko odlatywało – wspomina.
– I
po tej ciężkiej chorobie przekonała się, że to jednak COVID-19,
że to żaden wymysł i że lepiej tego nie ignorować? – jestem
ciekawa. –
Później
kontakt się urwał. Pojechała
do szpitala. Karetka ją zabrała. Była na intensywnej. Ciągnęła
chyba dwa dni jeszcze – odpowiada mój rozmówca.
– Zmarła.
To było za późno
wszystko. Jakby zaraz lekarza poprosiła... A ona się bała szpitala
niesamowicie.
– Młoda
przecież. I wesoła…
– Dlatego
chyba też warto się szczepić, żeby ochronić bliskich.
Górale
tacy są
– Chyba
sporo dziennikarzy tu do was ostatnio zagląda? – mówię do wójta,
kiedy wchodzimy do jednej z sal w Urzędzie Gminy w Czarnym Dunajcu.
– Dużo.
No ja przynajmniej rozmawiałem z 10 różnymi mediami na ten temat –
odpowiada Marcin Ratułowski. Wójt jest
jedną z tych osób, która zaangażowała
się w akcję promowania szczepień, rozmawia, wyjaśnia, daje
przykład.
Jak
jednak
nietrudno
się domyślić, nie wszystkim
się to podoba. Są
tacy, którzy zarzucają mu, że namawia ludzi do poddania się
eksperymentowi medycznemu, co jest niezgodne min. z Konstytucją. Czy
to go zniechęca? Niekoniecznie.
– Na
Podhalu takie stwierdzenia, że jest to eksperyment medyczny rządu,
spisek światowy, którego celem jest wyciągniecie pieniędzy, padły
na podatny grunt – wyjaśnia i dodaje, że antyszczepionkowcy
atakują go tylko na portalach społecznościowych. W urzędzie nikt
taki nigdy się
nie
pojawił.
– Natomiast
jeśli chodzi o mieszkańców, to nie ma mowy
o żadnej
agresji. Jedni mówią, że chcą się szczepić, inni że mają
obawy, jeszcze inni uważają, że skoro przechorowali COVID-19, to
mają przeciwciała, a jeszcze inni powtarzają, że albo nie mieli
czasu, albo się nad tym do tej pory nie zastanawiali – wylicza.
– Ostatni
argument był najciekawszy. Pewien pan nie był od 30 lat u lekarza,
więc kiedy rozmawialiśmy, to nawet nie
wiedział, co to jest ta szczepionka. Myślał, że będą mu skórę
rozcinać. Takich
mężczyzn na terenie Podhala jest wielu. Oni
są nie
do przekonania. Skoro nie chodzą do specjalisty z żadną inną
chorobą, nawet jeśli cierpią, to tym
bardziej nie pójdą się zaszczepić
– dodaje wójt.
Okazuje
się,
że szczepienia
są
tu
też
tematem tabu. Ci którzy się zaszczepili, niekoniecznie się do tego
przyznają, bo boją się lokalnego ostracyzmu, a ci którzy się nie
zaszczepili też nie mówią o tym głośno, bo nie wiedzą, czy
przypadkiem nie znajdują się w grupie z zaszczepionymi.
Marcin
Ratułowski może się jednak pochwalić niedzielną specjalną akcją, która w Czarnym Dunajcu przyniosła oczekiwany
efekt. – Mieszkańcy byli zadowoleni, bo mogli zaszczepić się w
niedzielę, bez żadnej kolejki. Mieli na to czas – podkreśla
samorządowiec.
– Coraz
częściej słyszę też taki argument, że ludzie nie chcą się
zaszczepić, bo istnieje ryzyko, że będą się źle czuć przez
tydzień, a nie mogą sobie na to pozwolić, bo właśnie trwają
prace w polu. Woleliby
szczepienie przenieść na jesień, kiedy będzie dużo spokojniej –
wyjaśnia wójt.
Sęk
w tym, że jesienią
tak spokojnie może jednak nie być, jeśli mowa o pandemii
koronawirusa. Dlatego – zdaniem ekspertów – tak ważne jest
nabranie odporności do tego czasu, a to jesteśmy w stanie osiągnąć
dzięki szczepieniom.
Według niektórych górale nie chcą się szczepić, bo wynika to z ich
mentalności. Nikt nie może ich do niczego zmusić, a im bardziej
się naciska, tym opór jest większy.
– Górale
tacy są. Jeżeli władza im mówi, że mają robić tak i tak, to
trzy razy się zastanowią
i zrobią inaczej. Im
bardziej
zachęcamy, tym gorzej wypadamy w statystykach. Im mocniej
promujemy szczepienia, tym częściej nasi mieszkańcy sięgają po
teksty antyszczepionkowców, których zresztą jest zdecydowanie
więcej – zwłaszcza
na portalach społecznościowych -
niż rzetelnych artykułów,
przygotowanych przez ekspertów – mówi wójt Czarnego Dunajca.
– Oni
naprawdę są
też przekonani, że skoro raz to przeszli, to nabyli odporność,
mają przeciwciała, że to im wystarczy w
przypadku ewentualnego
zakażenie kolejną mutacją wirusa – dodaje.
Mieszkańcy
Czarnego Dunajca w statystykach dotyczących szczepień wypadają
bardzo słabo. Trzeba
jednak uczciwie przyznać, że wynik ten może być zafałszowany. Na
terenie gminy zameldowanych jest 22,5 tys. osób.
Po
rzetelnej weryfikacji deklaracji śmieciowych okazało się, że
mieszkańców jest 16,1 tys.
– Gdybyśmy
odnosili to do tych mieszkańców, którzy wiemy, że na terenie
gminy przebywają, a nie tylko do tutaj zameldowanych, to odsetek
procentowy wyszczepień byłby wyższy. Nie bylibyśmy na samym
końcu. Dużo
osób mieszka w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie.
Część
kobiet i mężczyzn pracuje w Austrii. Jeśli
zaszczepili się tam, to u nas nie są odnotowani – wyjaśnia
Marcin Ratułowski.
Ja
to się ludziom dziwię
Przy
wejściu do centrum handlowego dostrzegam dwóch mężczyzn. Zwrócili
moją uwagę, ponieważ zareagowali na swój widok bardzo
entuzjastycznie. Podejrzewam, że musieli nie widzieć się sporo
czasu, co zresztą, jak się później okaże, jest prawdą.
Postanawiam wykorzystać
tę atmosferę.
Podchodzę pewnie, choć, jeśli
mam być szczera, trochę
obawiam się ich reakcji.
– Panowie
co to z tymi szczepieniami u was? Wszyscy mówią, że nie chcecie
się szczepić. Prawda to jest? – zaczynam.
– Bo
jedni mówią, że będzie się tylko żyło dwa lata, a drudzy, że
do pięciu lat – odpowiada jeden z nich, ale śmieją się obydwaj.
– A
pan co o tym myśli? – zwracam się do tego, który jeszcze się
nie odezwał.
– Ja
jestem zaszczepiony dwa razy – podkreśla. – Tu pod kościołem
szczepili się
ostatnio i
tyle było chętnych, że szczepionek zabrakło. Z
Dunajca
było mało ludzi, ze wsi więcej. Ja jest z gminy Szaflary, ale tam
też ponoć nie chcą się szczepić – mówi.
– Ja
żebym nie musiał tu przyjeżdżać, to bym się nie szczepił w
ogóle. Moja mama nieszczepiona i przeżyła 101 i pół lat –
dodaje jego kompan.
– Ty
nie gadaj o tym, co było dawno… – strofuje go kolega.
– Co
sąsiedzi na to, podobno źle patrzą, jak się człowiek zaszczepi –
dopytuję.
– Nie,
nie ma tak – zaprzecza
mieszkaniec gminy Szaflary.
– Czyli
kłamią media? – żartuję.
– Przekłamują
– znowu śmiech. –
Ino
się
ludziom dziwie, że
oni się nie szczepią. Ja niczego nie odczuwałem, żona też. No i
te ograniczenia jak przyjdą znowu...
A tu jest teren turystyczny. Nie wiem, czemu się nie szczepią –
zastanawia
się.
– A
pan się boi 4 fali? – kontynuuję
rozmowę.
– Nie,
ja przecież poszczepiony jestem. Przyjechałem
tu
rok temu ze Stanów Zjednoczonych. Byłem tam 13 lat i wystarczy. A
ten pan też przyjechał ze Stanów, z Chicago, ale on tam już na
stałe. Musiał się zaszczepić, bo tu inaczej kwarantanna, a do
chorej matki przyjechał. Inni sąsiedzi, którzy też ze Stanów
przylatywali, to 10 dni kwarantanny mieli – wyjaśnia.
Lekarz powiedział, żeby się zastanowiła
– Obawiam się 4 fali. Mamy tak naprawdę 2 szpitale, w Zakopanem i w Nowym Targu. Jeśli by to poszło w złym kierunku, to lekarze nam nie pomogą, bo po prostu będzie ich za mało. Za mało będzie też sprzętu. Wtedy może być ciężka sytuacja epidemiologiczna na terenie Podhala – podkreśla wójt.
Jego zdniem,
ludzi – choć oczywiście nie wszystkich – można przekonać do
szczepień, ale tu na Podhalu trzeba dać im więcej czasu. Ogromna
rolę w tej kwestii odgrywają też spotkania
z lekarzami.
Niestety...
nie zawsze pozytywną.
– Jeśli
jest lekarz, który mówi, że on sam się nie zaszczepił - a
miałem takie sygnały - to jego pacjenci tym
bardziej mają
poważne obawy – zaznacza
Marcin Ratułowski.
Przypominam
sobie, że doktor Pasich również wspominała o tym problemie.
Mówiła, że kiedy namawiała jedną z lekarek do przyjęcia
szczepionki, usłyszała, że "chyba zwariowała".
– Podkreślała,
że w życiu się nie zaszczepi, mimo tego że widziała oddział
covidowy, widziała zgony i to, jak ci ludzie się duszą –
wspominała nasza rozmówczyni.
Na
tym jednak nie koniec: – Jedna
z pacjentek zapytała mnie, czy może
zaszczepić swoją 13-letnią
córkę. Miała
wątpliwości, bo inny
lekarz powiedział, żeby
się zastanowiła, bo dziewczynka
jest
w okresie dojrzewania, więc może to wpłynąć na układ
hormonalny.
Odparłam,
że
jest to jej
wybór,
ale
w przypadku szczepionek nie
ma w ogóle takiego mechanizmu działania. Jeśli
ktoś bardzo wykształcony mówi coś takiego pacjentce, to komu ona
uwierzy? – pytała
retorycznie doktor Anna Teresa Pasich.
To
wszystko wymyślone
Na
ławce obok przystanku siedzi mężczyzna, który przed chwilą
powiedział mi, że on się nie zaszczepił. Wskazał na nogę i wyjaśnił, że to wszystko dlatego, że ma "zwężenie żył". Sam
nie wie, czy rezygnacja ze szczepionki jest najlepszą decyzją, ale
jednoznacznego wskazania nie usłyszał też od lekarzy. – Jedni
mówią w tę stronę, inni w tę – zaznacza.
Na
chwilę przystaje obok mnie także starsza kobieta. Ona i jej mąż
zaszczepili się już dawno. Pierwszą dawkę przyjęli w lutym, ale
nie stało się to w Czarnym Dunajcu, bo tu musieliby zbyt długo
czekać. Pojechali aż za Nowy Targ.
– Były
duże obawy. Mamy
dużo lat, a
w sąsiedztwie chorowali, nawet odeszli, Jest to bardzo ciężka
choroba. Tak człowiek przeżywa teraz…
Bo
nawet na zwykłą grypę ten sąsiad nie chorował i raptem tak go
ścięło. No,
ale
moja rodzina jest taka, że
wszyscy
zaszczepieni
- syn,
synowa i
nawet
wnuczka, co ma 12 lat – podkreśla.
Z
trzech kobiet czekających po pracy na autobus, który ma zawieźć je do domu, tylko jedna łapie się
za głowę, kiedy zaczynam temat…
– Co
nam to da, to szczepienie? – pyta mnie.
– Wiem
tyle ile pani, czyli to, co mówią lekarze – odpowiadam,
– Nic
nam to nie da – wzrusza ramionami.
– Ja
myślę, że coś da – wtrąca się do rozmowy kolejna z kobiet. –
Jedni się szczepią, drudzy nie chcą, trzeci mówią, że nie ma
tego koronawirusa, ale ja się zaszczepiłam – przyznaje.
– Ja
też – deklaruje trzecia z tej grupy.
– To
jest wymyślone wszystko. Nie leczą na nowotwory, umierają ludzie,
a tu się bawią z koronawirusem – denerwuje się kobieta, która
zadawała mi pytania.
– No
ale jak znowu zamkną nas, to co to będzie? – zastanawia się jej
koleżanka.
Kilka
minut wcześniej, podczas rozmowy w urzędzie, do widma
lokalnych lockdownów odnosił się też wójt Marcin Ratułowski. –
Jesteśmy
gminą
turystyczną, a
nasz największy przedsiębiorca, który zatrudnia 300 osób, to termy w Chochołowie. Zamknięcie
branży turystycznej oznaczałoby tak naprawdę katastrofę i
dla
przedsiębiorców i naszych mieszkańców, którzy u nich pracują –
podkreślał.
– Czy
ten argument trafia do ludzi? – zapytałam.
– Na
pewno trafił do pracowników term.
– Czyli
oni się zaszczepili?
– Są
solidarni z przedsiębiorcą.
Człowiek jest zahartowany
Z
Czarnego Dunajca na chwilę zaglądam jeszcze do Zakopanego. Kiedy
widzę tłumy na Krupówkach, zaczynam doskonale rozumieć, co
oznacza określenie "sezon turystyczny w pełni". Z jednym z
Zakopiańczyków rozmawiam o tej antyszczepionkowej sławie Podhala.
– To
nie jest do końca prawda. Wiele razy jest tak, że wystarczy jedno
słowo o Podhalu, a wokół tego tworzy się wielki bałagan. Bo
przecież to jest fajne, kiedy się usłyszy "górale się nie chcą
szczepić", fajne, kiedy z góralem zrobi się wywiad... Jeden coś
powie i wszystko to przypisuje się całości – przekonuje.
– Czy
jest lęk? Powiem
pani uczciwie, jak zakażeń mniej, to i lęku mniej. To
tak
wygląda, że dopiero jak kogoś to dotknie, ktoś
z bliskich umrze – tak jak np. mnie kolega – to strach się
pojawia. Wie pani ten charakter góralski, który
się nam przypisuje, ten
gen, to
jest
prawda.
Życie w tych ciężkich warunkach od pokoleń sprawiło,
że człowiek jest zahartowany. Zupę
z szyszek się gotowało, bo
tu ziemniak
nie urósł, zboże, nic. Dlatego
niektórzy są przekonani, że i
to przetrwają – dodaje.
Nie
można straszyć
– My
tutaj na Podhalu jesteśmy tradycjonalistami. Wielu jest takich,
którzy mimo tego, że nie mają odpowiedniej wiedzy na jakiś temat,
i tak są zacietrzewieni, ponieważ słuchają swoich sąsiadów,
pociotków, tych, którzy są negatywnie nastawieni do szczepień –
mówi lekarz Jerzy Toczek, koordynator ds. szczepień w Zakopanem.
Mój
ostatni rozmówca zgadza się z tym, że jest wiele czynników, które
mogą zakłamywać statystyki dotyczące poziomu wyszczepienia na
Podhalu, ale nie łudzi się, że różnica między tym, co podaje
się oficjalnie, a tym, jak jest w rzeczywistości, jest na tyle
duża, że można odetchnąć ze spokojem.
Zdaniem
lekarza
nie
należy jednak
straszyć,
zapowiadać, że tam, gdzie ludzie się nie zaszczepią "będzie
rzeź", ponieważ każda skrajność jest zła.
– Należy
pozytywnie
motywować, choć
wiem, że to trudniejsze. Sądzę
jednak,
że naszą rolą jest teraz motywować pozytywnie. Strach i tak się
na niewiele zda, bo w ludziach powoduje
często rozdrażnienie.
My
Polacy z natury jesteśmy tacy, że jak nam ktoś czymś grozi, to
postępujemy zupełnie inaczej. A
na Podhalu tym bardziej, jesteśmy
ludźmi zdecydowanymi i nie lubimy jak się nam wskazuje drogę –
zauważa.
Doktor
Toczek sam ciężko przeszedł COVID-19, był nieprzytomny przez 3
dni. Dziś czuje się dobrze, wrócił nawet do uprawiania sportu, a szczepienie daje mu poczucie większej stabilności. Mówi o tym, bo ma nadzieję, że jego przykład da komuś do
myślenia. Nie jest jednak w stanie uniknąć ataków przeciwników
szczepień.
– Chodzi
pani o hejt? Tak oczywiście, często czytam, że lekarzom
płaci się za rozpoznania covidowe, że za każdą wypowiedź w
mediach, za każdą szczepionkę, dostaję dodatkowe pieniądze. Są
też groźby, słyszę,
że będę
miał na sumieniu wszystkich zaszczepionych i
że
kiedyś na
pewno stanę przed sądem. Są jednak i ludzie, którzy przychodzą i
mówią, że przekonałem ich, ale jednocześnie chcą takiego
zabezpieczenia "jakby coś, to wszystko pana wina" – zaznacza
doktor Toczek.
– Mieszkańcy
Podhala to twardzi ludzie, ale zarazem bardzo racjonalni. Wiedzą,
że żyją z wynajmu, ze sprzedaży,
że
klienci
muszą do nich przyjeżdżać – a
ci zaczynają wypytywać o to, czy usługodawcy są zaszczepieni.
To są naprawdę bardzo rozsądni ludzie, którzy może
przez
trochę
dłuższą dyskusję,
poprzez
odpowiednią argumentację, ale dochodzą
do
właściwych wniosków – podsumowuje.