A: Od alkoholika spod monopolowego różni mnie tylko to, że
ładnie pachnę i porządnie wyglądam, więc ludzie mną nie gardzą.
Jesteśmy dokładnie tacy sami.
B: Odkładam terapię, bo nie chcę myśleć co dalej. W
najlepszym przypadku czeka mnie samotność i odmawiania sobie
wszystkiego. Czasem marzę, że to wszystko się kończy. Decyzja,
chwila i koniec.
Powierzchnia
A jest młoda i atrakcyjna. Długie nogi, długie włosy,
wydatny biust i głęboki, wibrujący głos. Zawsze ma perfekcyjne kreski na powiekach i buty sprawiające
wrażenie dopiero co wyjętych z pudełka.
Online wygląda jak
influencerka o milionowych zasięgach. VIP-owskie imprezy i kawiarnie
z wystrojem dobranym pod kolor paznokci. Biorą ją za pustą
blondynkę, ale pozory mylą. Ma 21 lat, mówi biegle w czterech
językach, jest pracowita, sumienna i ma spore ambicje.
B, 33 lata, z wykształcenia
historyczka sztuki. Wie, co warto obejrzeć i gdzie wyjść
wieczorem. Biżuteria od polskich projektantów, usta pomalowane na
głęboki, śliwkowy odcień i mieszkanie jak z magazynu
wnętrzarskiego.
Można pozazdrościć jej gustu właściwie w każdej
dziedzinie – od literatury, przez design aż po kulinaria. B
ma też rzadko spotykaną umiejętność słuchania. Inteligentna bez
krztyny zadęcia czy cynizmu. Nie narzeka na brak przyjaciół, ani
przyjaciół-wanna-be, chociaż sama z pewnością nie określiłaby
ich w ten sposób.
Pod powierzchnią
A czuje obrzydzenie do siebie tak
często, że częściej myśli chyba tylko o długach. Uważa, że nigdy nie
była dość ładna, dość szczupła, ani dość silna. Ma za sobą
kilka prób samobójczych i przemocowych związków. Nie ma za to
znajomych na tyle bliskich, żeby spędzać z nimi czas. Mieszka z
matką i dużo energii poświęca na ukrywanie uzależnienia. Ale
nawet to jej nie wychodzi.
B nie ma już siły nawet na zwleczenie
się z łóżka przed 13. Do spłacenia ma 133 tys. złotych, czyli
tyle ile ma lat, jeśli odejmie się trzy zera i tę jedynkę z
przodu. Będę pierwszą osobą, która pozna dokładną kwotę.
Z tego, co zostaje po spłacie rat,
połowa idzie na psychiatrę i antydepresanty. B musi więc
brać nie tylko leki, ale i kolejne pożyczki.
Kalkulatora w telefonie używa częściej
niż wszystkich aplikacji sklepów internetowych razem wziętych. Co
dnia liczy, ile zapłaci za masło, bułki. Ale nie znaczy to,
że nie kupuje nic innego.
Zakupy B w ostatnim miesiącu:
marokańska narzuta na łóżko, szminka za 160 złotych, filtr
powietrza z wyższej półki i dwa płaszcze.
Co o tym wszystkim myśli? Głównie,
że ktoś taki jak ona nie zasługuje na miłość. Poza tym i tak
nie może się z nikim związać. Nie przeszłoby jej przez gardło,
jak bardzo jest zadłużona.
Pierwszy raz z zakupami w tle
A ma 13 lat i chce się jej płakać, ilekroć musi
wyjść z domu. Wszystko przez kurtkę. Sama już nie wie, czy to
dlatego, że wstydzi się w niej chodzić, bo jest paskudna, czy
przez to że mama wydała ostatnie oszczędności, żeby nie marzła.
Kilka miesięcy wcześniej jej ojczym stracił pracę.
Z pensji mamy ledwo starcza na jedzenie
i rachunki. A uczy się szukać wymówek za każdym razem, gdy
koleżanki idą gdzieś po szkole. Bo zawsze kończy się tak, że
trzeba za coś zapłacić.
B chodzi jeszcze do przedszkola, ale ma
już swój ulubiony sklep. Mogłaby stać i gapić się w witrynę godzinami. W liceum po raz pierwszy usłyszy, że
ma chory stosunek do pieniędzy. Rodzice niby dają jej kieszonkowe, ale nie pozwalają wydawać go wedle uznania. B marzy o swoim ulubionym
filmie na DVD. Mogłaby oglądać "Little Miss Sunshine" zawsze,
gdy jej źle. Mama mówi, że to głupie. No i drogie.
Własne pieniądze
A chce zdobyć zawód, z którego
mogłaby się utrzymać na studiach, żeby nie obciążać mamy.
Lubi chemię i biologię, więc wybiera technikum farmaceutyczne.
Szybko zaczyna praktyki, a że mieszkają w Niemczech, pieniądze są
przyzwoite.
Po sklepach, których wcześniej unikała, chodzi nawet na przerwach
obiadowych. Ogląda,
przymierza i planuje, co kupi za tę, a co za następną i kolejną
wypłatę.
Nie przejmuje się, bo po raz pierwszy w życiu może
wyglądać tak, jak chce. To nowe i tak wspaniałe uczucie, że
zaczyna fantazjować o różnych sytuacjach i o tym, jak będzie
wtedy ubrana. Przez trzy lata nie oszczędzi nawet 10 euro.
B też idzie do pracy. Gdy koleżanki ze
studiów imprezują, ona siedzi do późna w wypożyczalni DVD.
Wypożyczalnia ma zniżkę na zakup filmów, więc B korzysta.
Kupuje przegapione w kinie nowości, filmy z ulubionymi aktorami, no
i oczywiście "Little Miss Sunshine". Co miesiąc wydaje tak pół pensji.
Gdy zmienia pracę, przerzuca się na książki. Raz fiksuje się na
bestsellerach "New York Timesa", kiedy indziej kupuje
wszystkie tytuły nominowane do paszportów "Polityki", z których
przed rozdaniem nagród zdąży przeczytać dwa. Nie żałuje ani
złotówki. W końcu to kultura.
Spirala B
B: Oglądałam na Netflixie program Marie Kondo o pozbywaniu się nadmiaru rzeczy ze swojego otoczenia. Mówi tam, że
trzeba wziąć każdą z nich do ręki i zastanowić się, czy budzi "sparkling joy". Ze mną byłoby trudno, bo otaczam się samymi
takimi rzeczami. Zawsze kochałam piękne przedmioty. Kupuję tylko
te, które dają mi kopa. To może być wszystko: ręcznie
malowany talerz, pięknie wydana książka, cień do powiek mieniący
się jak rybia łuska.
W 30. urodziny do B dzwoni kobieta z banku. Proponuje usługę:
powiększenie limitu na koncie. W skrócie chodzi o to, że ma się
do dyspozycji dodatkową kasę.
B ustala limit: 500 złotych miesięcznie. To rozsądna kwota,
poza tym ma być wyłącznie na nagłe wydatki. I przez chwilę
rzeczywiście jest.
Potem B jedzie z przyjaciółkami do Sztokholmu. Pod koniec
wyjazdu w jednym ze sklepów widzi przepiękny sweter – miękki
wełniany golf w odcieniu bzu. Nie ma już na niego pieniędzy, ale
siada na podłodze przymierzalni i wchodzi w aplikację banku. Po
chwili ma do dyspozycji już nie 500, ale 1000 złotych limitu
miesięcznie.
Dodatkowe pieniądze pozwalają jej spróbować rzeczy, na które
dotychczas nie było jej stać. Nigdy nie zależało jej na markach
ani na robieniu wrażenia.
Sporo wyjeżdża. Zwiedza Neapol, Lizbonę,
Edynburg, Odessę. Kupuje kilkanaście książek kucharskich z
wegańskimi przepisami i zaczyna gotować – robi śledzie z
boczniaków, sojowe schabowe, miso, ramen.
Kolejna zajawka to naturalne kosmetyki – B uciera maski na
bazie glinek, robi kawowe peelingi z olejkami eterycznymi, którymi
obdarowuje przyjaciółki. Zaczyna czytać o pH skóry, porowatości
włosów i jest coraz lepsza. Jeśli myśli o pieniądzach, to tylko
w kontekście rzeczy, których mogłaby spróbować.
B wciąż kupuje nowości literackie, do kina chodzi
przynajmniej raz w tygodniu. Zmienia oprawki na markowe, ale że jest
krótkowidzką z coraz większą wadą, oczy wydają się małe. Uczy
się robić makijaż powiększający optycznie oko. Kupuje
kilkanaście paletek z cieniami i profesjonalne pędzle.
B: Chciałam prowadzić bardziej świadomy, zrównoważony
tryb życia. Wydawałam na rzeczy, które zwiększały mój komfort,
a często stawały się też hobby. Rozwijałam się w zupełnie
nowych dziedzinach, a nie tylko usiłowałam przeżyć od pierwszego
do pierwszego jak wcześniej.
Bajka kończy się, gdy bank blokuje limit na koncie. B jest
wtedy zadłużona na 28 tys. złotych. Ale pieniądze zawsze się
zarobi. Zaciśnie pasa na dwa lata i będzie miała spokój.
Spirala A
Po trzech latach praktyk w aptece A zdobywa prawo wykonywania
zawodu. Zaczyna zarabiać ponad 3 tys. euro, jakieś 14 tys. złotych
miesięcznie, a ma tylko 21 lat.
Kupuje jeszcze więcej. Głównie w galeriach handlowych. Tam może oderwać się od rzeczywistości. Podoba się jej muzyka, zapachy, adrenalina poszukiwań. Układ przymierzalni zna na pamięć – wie, które są największe i najwygodniejsze, gdzie jest najlepsze światło.
Od dawna interesuje się perfumami, a teraz wreszcie ją na nie stać. Kupuje po kilka flakonów miesięcznie. Eksponuje je na toaletce i non stop wącha zakrętki, tak dużą przyjemność sprawia jej obcowanie z zapachami. Buty Reeboka zamienia na Calvina Kleina.
Mamie, chłopakowi i najlepszej przyjaciółce kupuje prezenty bez
okazji. Wreszcie czuje się dorosła. Pieniędzy ma aż zanadto,
chociaż nie aż tyle, żeby zacząć oszczędzać.
Pierwsza pętla B
Przyjaciółka, której B ma być druhną, zachodzi w ciążę,
więc plany na wieczór panieński ulegają zmianie. Nie będzie
klubu, tylko posiadówka w mieszkaniu. B zależy, żeby ten
dzień był wyjątkowy, ale pozostałe zaproszone kręcą nosem.
Chciały się zabawić, a tu nuda.
Składka po 300 złotych? Bez jaj.
B idzie do banku złożyć wniosek o kartę kredytową.
Dostaje ją bez problemu, bo jest dobrą klientką. Zadłużoną, ale
spłacającą.
Dekoruje mieszkanie liśćmi monster, peoniami i girlandami z
papierowymi pomponami. Kupuje kilkadziesiąt białych świec, piecze
tort, ogarnia catering i alkohol dla 12 osób (dla panny młodej:
lemoniada na wodzie różanej). Zaproszone dziewczyny zrzucają się po 100 złotych.
B wyda na panieński ponad 5 tys. złotych, ale najlepszą
przyjaciółkę ma się jedną. Zresztą jest przeszczęśliwa i
płacze ze wzruszenia, że dziewczyny tak się dla niej postarały.
B odpływa
Z kartą kredytową pieniądze wydają się czymś abstrakcyjnym. W
przeciwieństwie do rzeczy. B zarywa noce, przeglądając
kolczyki od polskich projektantów albo karafki do wina, którego nie
pija.
Zazwyczaj idzie spać dopiero, gdy coś sobie kupi. Nie jest potem w
stanie wstać na czas do pracy, więc kończy zamawiając taksówkę
i jedząc śniadanie na mieście.
Kupuje już nie tylko, gdy przypadkowo napotkana rzecz budzi w niej "sparkling joy", ale też gdy jest zdołowana albo zestresowana.
Z czasem także, gdy się jej nudzi, bo zakupy stają się
nieporównywaną do niczego rozrywką.
Mniej czyta, mniej chodzi do
kina. Scrolluje. Pociesza się, że ma swoje zasady – nie pożycza
pieniędzy od znajomych. I nigdy nie kupuje, byleby kupić. Każda
rzecz musi się jej podobać.
Druga pętla B
B umiera dziadek. Gdy przychodzi czas na podział majątku,
decydują, że mieszkanie przypadnie jej. Jest najmłodsza z czwórki
rodzeństwa. Reszta pozakładała już rodziny i dobrze radzi sobie
finansowo. No i to najmłodszą wnuczkę dziadek kochał najbardziej.
Rodzice nie wiedzą, że B jest zadłużona, wiedzą za to, że
nie zarabia kokosów. Proponują, że zapłacą za remont kuchni i
łazienki, które pamiętają późnego Gierka, a na resztę B
weźmie pożyczkę.
B nie jest pewna, czy ma na nią szanse, ale nie chce sprawić
zawodu. Przez kolejne miesiące remontu spłaca, ile tylko zdoła,
bierze też dodatkowe zlecenia.
Wie już, jak działają banki:
spłacasz – możesz dostać więcej. Myśli o 20. tysiącach, ale
zaciąga kredyt na ponad 40. To przecież nie kaprys, ale inwestycja
na całe życie.
Lockdown A
W grudniu 2019 roku A zrywa z chłopakiem. To najcięższe z
jej dotychczasowych rozstań. Wydawało się jej, że buduje coś
poważnego, że nauczyła się unikać psycholi. On pierwszy jej nie
poniżał, nie bił, nie kontrolował. Czuła się kochana. O tym,
jak bardzo zakochana była, nie chce gadać.
Najpierw A dowiaduje się, że jej chłopak jest dealerem.
Sprzedaje ciężkie narkotyki ludziom młodszym niż ona. Kłócą
się, a chłopak mówi, że ją zdradzał.
A rozpada się na miliard kawałków. Nie wstaje z łóżka
tygodniami i traci pracę. Wraca do siebie dopiero wiosną.
W Niemczech trwa już lockdown, ale apteki są czynne, więc A
może pracować. Jednocześnie zaczyna szkołę przygotowującą na
studia. Reszta musi zdać egzaminy, ale A ma tak dobre wyniki,
że zostaje przyjęta z miejsca.
Niby wszystko się układa, ale nie czuje się lepiej. Obsesyjnie
myśli o zdradach byłego, które stają się tylko potwierdzenie
tego, co od dawna podejrzewała. Że jest nieatrakcyjna, niewiele
warta. Ładna i interesująca wydaje się sobie w nowych ciuchach.
Co
z tego, że tylko przez krótką chwilę, zanim przypomni sobie, że
oszukuje. Lepsze to niż nic. Teraz nauczy się oszukiwać znacznie
lepiej, a to kosztuje. Wyrabia kartę kredytową.
Najpierw trzeba jednak oszukać mamę. Już od ponad roku A prosi
o odcinanie metek ubrań jeszcze w sklepach. Międli ciuchy i wrzuca
je na dno torby, a potem na dno szafy.
Dopiero gdy ciuch odleży już
swoje, może go założyć, bo umie wtedy powiedzieć mamie, że "to
stare". Zresztą nie kłamie. Zazwyczaj w pokoju ma już poupychane
kilkadziesiąt nowszych ubrań.
Lockdown B
B wprowadza się do mieszkania po dziadku. Dwa tygodnie
później nie będzie mogła z niego wyjść, a przecież przed nią
jeszcze tyle urządzania.
Zamawia wszystko online i nawet jej to
pasuje, bo może pozastanawiać się, poporównywać i oderwać od
tego, co dzieje się wokół. Czasem szuka ramki na konkretną
grafikę, ale bierze pięć, bo nie jest pewna, która lepiej zagra.
B: Siedziałam sama, i gdy tylko nie pracowałam, wertowałam
strony sklepów internetowych. W weekendy i po kilkanaście godzin
dziennie. Byłam podekscytowana i odprężona, czas mijał
błyskawicznie. Wyobrażałam sobie, jak przechadzam się po tym już
w pełni urządzonym mieszkaniu. Że jestem szczęśliwa i samowystarczalna.
B: Mój pierwszy poważny związek był przemocowy. Ale
początek to była pełnia szczęścia, motyle w brzuchu. Latami
wypierałam, że zostałam zgwałcona. Przecież miłość życia,
najbliższa ci osoba, nie może cię wykorzystać seksualnie. Co z
tego, że się opierasz.
B: Tłumaczyła to sobie tak, że przecież
gdyby mnie zgwałcił, nie byliśmy ze sobą jeszcze dwa lata. Nigdy
z nikim o tym nie rozmawiałam.
Po tym, jak się rozstaliśmy, przechodziłam płynnie od picia na
umór do zaburzeń odżywiania. W porównaniu z tym, zakupy nie
wydawały się niczym groźnym.
B zaczynają dręczyć mdlące wyrzuty sumienia. Boli ją
brzuch, gdy sprawdza stan konta. A sprawdzać musi często, bo kredyt
to nie karta kredytowa – bank co miesiąc ściąga znaczną część
jej pensji. Pożyczone 40 tys. topnieje w oczach.
B raz po raz kolejny obiecuje sobie, że następny weekend spędzi
inaczej. Wyznacza limity wydatków, ale obietnicy udaje się jej
dotrzymać najdłużej trzy dni. Potem jest to samo.
Tylko
zapełnianie wirtualnego koszyka jest w stanie na chwilę zagłuszyć
wyrzuty sumienia i przynieść ulgę. B nie rozumie, dlaczego
to sobie robi. Zamawia książkę o zarządzaniu finansami.
Do A dzwoni kurier
A nie lubi zakupów online. Jest pewna, że w pandemii zacznie
oszczędzać. Pierwsza paczka to dwa komplety dresów i zestaw
skarpet. Gdy A ją otwiera, czuje się, jak gdyby dostała
prezent.
Okazuje się, że kupowanie w sieci też może być przyjemne, choć
inaczej. Nie myśli się, że to zakupy.
Kolejne zamówienie jest większe. A kupuje
ciuchy na wakacje. Do dziś większość z nich ma metki,
bo pandemia nie sprzyja urlopom.
Na Zalando, gdzie można dodawać do obserwowanych ubrania i dodatki,
A w tydzień wyczerpuje limit polubień, mimo że jest
wybredna. Ale jeśli kategoria "czarne spodnie" liczy 13 tys.
propozycji, musi przejrzeć wszystkie. Gdy ma wyjątkowo podły
humor, wchodzi na swój profil i po prostu dodaje do koszyka rzeczy "z serduszkiem".
Proszę A, żeby sprawdziła konto na Zalando. W ciągu 12.
miesięcy kupiła 192. rzeczy. Polubionych ma obecnie 1462.
B idzie do paczkomatu
Kurier odpada. Nawet jeśli jest darmowy, nieustanne telefony i
dzwonki do drzwi za bardzo przeszkadzałby w pracy. Zamawia więc
rzeczy do paczkomatu, który w pandemii wyrasta 200 metrów od jej
bloku. B chodzi do niego z dwiema dużymi torbami z Ikei.
Czasem i tak nie starcza miejsca.
Żeby mieć za co żyć, regularnie monitoruje aplikację banku. Co
jakiś czas pojawia się opcja powiększenia limitu na koncie albo
kolejnego kredytu gotówkowego.
B korzysta, bo nie ma wyboru,
mimo że zaczyna zwracać rzeczy do sklepów. Przyparta do muru
wystawia na Allegro co wartościowsze książki. Także tę o
zarządzaniu finansami.
Dno A
Gdy otwierają sklepy, A już nawet nie przymierza ubrań.
Bierze z wieszaków pierwsze lepsze ciuchy i płaci. Euforia jest
krótka, wyrzuty sumienia dopadają ją znacznie szybciej. Usiłuje
oddawać kupione rzeczy, ale w Niemczech większość sklepów nie
zwraca pieniędzy. A może dostać najwyżej bon i wybrać coś
innego. Bez sensu.
Zaczyna kolekcjonować
wymyślne komplety bielizny, mimo że na co dzień nosi bawełniane
majtki za kilka euro. Bielizna ma jedną zaletę – mama nie
zobaczy, że A ją kupiła. Tym bardziej, że paczki nie
przychodzą już do domu. A zamawia rzeczy do pracy albo do
paczkomatu.
Kupuje na raty, wybiera odroczone płatności, zaciąga pierwszy
kredyt. Na początku 2021 roku nie stać ją na zapłacenie z
bieżącej pensji nawet rachunku za telefon.
Zaczynają się napady histerii. Pokój A tonie w
nierozpakowanych torbach. Każda jest namacalnym dowodem na to, jak
bardzo sobie nie radzi. Nie ma już nawet miejsc, w których mogłaby
je upchnąć. Skrytki są pełne.
Tego samego wieczoru A wyrzuca wszystkie rzeczy na środek
pokoju. Siada na stercie ubrań i płacze. A potem zaczyna
segregować. Postanawia sprzedać ciuchy, spłacić długi i skończyć
z kupowaniem.
Szybko okazuje się, że wystawienie takiej ilości ciuchów na
sprzedaż jest niewykonalne. Każdy z nich trzeba obfotografować,
opisać, zmierzyć. Potem odpisywać na dziesiątki pytań, pakować,
nadawać paczki.
Żeby pozbyć się tego wszystkiego, A
musiałaby zrezygnować z pracy na kilka miesięcy. Do tego pieniądze
są żadne. W pandemii dużo dziewczyn robi porządki w szafie. Nawet
markowe ubrania chodzą za ułamek ceny.
A się poddaje. Pakuje ciuchy i niesie do kontenera
organizacji charytatywnej. Robi siedem kursów, bo na raz jest w
stanie wziąć tylko dwa 120-litrowe worki. Przez chwilę czuje się,
jak gdyby zrzuciła z siebie olbrzymi ciężar.
Terapia B
W pandemii B musi pożyczyć pieniądze na czynsz od brata, a potem od przyjaciółki. Nie robią jej wymówek, a B oddaje kasę po tygodniu, ale coś w niej pęka. Idzie na zwolnienie, które przepłacze w łóżku.
Od dawna myśli, że nie zasługuje na szacunek, że jest słaba, zachłanna, ale teraz pojawia się nowa myśl. Paradoksalnie jeszcze straszniejsza. Do B dochodzi, że potrzebuje pomocy. Nie ze spłatą długu – z uzależnieniem. Nie stać jej na prywatną terapię, czeka więc na termin wizyty na NFZ.
B: Na początku standardowo – pytania, z czym przychodzę,
potem opowiadanie o dzieciństwie. Na czwartej czy piątej wizycie
się rozkleiłam. Mówiłam, że czuję się zamknięta w błędnym
kole, w którym receptą na fatalne samopoczucie jest zachowanie,
które doprowadza mnie do jeszcze gorszego samopoczucia i nie mam już
siły żyć. Terapeutka powiedziała, żebym pomyślała o ludziach,
którzy przeżyli II wojnę światową i ich cierpieniu. No więc
myślałam. Najpierw o Holocauście, a potem o samobójstwie. Kilka
wizyt później terapeutka zasugerowała, żebym zwróciła się ze
swoimi problemami do Boga. Już do niej nie wróciłam.
B wie, że musi się leczyć. Boi się powtórki z gabinetu,
ale jest coś jeszcze.
B: Nie da się być abstynentem w kwestii zakupów. Boję się
tego, że do końca życia będę zadręczała się pytaniem, czy
mogę coś sobie kupić. Czy to realna potrzeba, czy moje
uzależnienie? Jeśli jesteś alkoholiczką i zaczynasz się leczyć,
szybko widzisz plusy. Lepiej się czujesz, lepiej wyglądasz,
poprawia ci się pamięć. Ja, nawet jeśli będę żyła za
absolutne minimum, mam szanse pozbyć się długów za 10 lat. Będę już po czterdziestce.
Terapia A
Nad A wisi komornik, a ona nie ma skąd wziąć pieniędzy.
Ale bardziej nie ma siły. Łyka garść tabletek uspokajających i
popija alkoholem. Budzi się w szpitalu. Przy wypisie dostaje
skierowanie na psychoterapię. Wreszcie może komuś opowiedzieć o
fali przyjemności, która zalewa ją, gdy słyszy dźwięk
terminala.
Na początku A ma się każdorazowo zastanawiać, czy
potrzebuje danej rzeczy i czekać z zakupem minimum 24 godziny.
Kupuje mniej i sensowniej. Na przykład zestaw do manicure'u
hybrydowego, który koniec końców staje się oszczędnością dla
niej i dla mamy. Ale nie zawsze jest tak różowo.
A:
Za tydzień jadę z przyjaciółką do Berlina. Dość dobrze
znamy miasto, więc nie bardzo mamy co zwiedzać. Chcemy iść do
kawiarni urządzonej na różowy. Na Facebooku mignęła mi gdzieś
różowa spódnica i pomyślałam, że muszę mieć podobną na ten
wypad. Zaczęłam szukać jak w manii. Gdy klikałam "dodaj do
koszyka" w mojej głowie to był totalnie usprawiedliwiony zakup.
Wstydzę się tego, ale staram się nie biczować. Mój zakupoholizm
żywi się właśnie takimi emocjami.
Jądro A
– Kiedy kupuję, czuję się, jak gdybym pierwszy raz w życiu
spróbowała czekolady i nie mogła uwierzyć, jaka jest pyszna i
jakie to cudowne uczucie, gdy roztapia się na języku. Po prostu
chcesz, żeby trwało jak najdłużej. I na początku ile byś tej
czekolady nie zjadła, to działa, ale potem już nie. Chce ci się
rzygać, boli cię brzuch, ale nie możesz przestać. Miło jest może
przez sekundę, kiedy na nią patrzysz, ale gdy bierzesz ją do ust,
magia się kończy, tyle że nie możesz jej już wypluć. W końcu
marzysz już tylko o tym, żeby wydrapać sobie oczy.
Jądro B
– Mój pierwszy chłopak powtarzał, że jeśli się rozstaniemy, nikt mnie
już nigdy nie pokocha i będę do końca życia sama. I jak na razie
miał rację.
–
Kiedy kupuję, wydaje mi się, że prowadzę interesujące życie, że
stałam się kimś godnym uwagi i miłości. Wiem, jak płytko i irracjonalnie to brzmi, ale nad tym nie panuję.
Telefon zaufania
801 889 880
Ekspertami udzielającymi porad w Telefonie Zaufania są doświadczeni psycholodzy,
skoncentrowani na szukaniu rozwiązań i motywowaniu osób zgłaszających się do podejmowania zmian służących rezygnacji ze szkodliwych zachowań.
Działalność telefonu zaufania obejmuje prowadzenie konsultacji i udzielanie wsparcia psychologicznego osobom cierpiącym z powodu uzależnień od czynności i ich bliskim.
Poradnia online
www.uzależnieniabehawioralne.plPorad udzielają: terapeuta, prawnik, psycholog, pracownik socjalny, pedagog, a odpowiedzi wysyłane są zazwyczaj nazajutrz po wpłynięciu pytania.
Artykuł powstał we współpracy z Fundacją Inspiratornia w ramach projektu dofinansowanego przez Fundusz Rozwiązywania Problemów Hazardowych.