Prof. Janusz Czapiński
naTemat extra

Dla Polaków ważne jest, żeby rządzący jak najmniej wtrącali się do ich życia

Fot. Maciej Stanik

– Dla Polaków nie są istotne emblematy polityczne. Jest istotne tylko to, żeby ci którzy rządzą, jak najmniej się wtrącali do ich życia – zaznacza psycholog społeczny prof. Janusz Czapiński, z którym rozmawiamy o tym, jak zmieniła nas ostatnia dekada. Wnioski mogą być zaskakujące. Prof. Czapiński przez wiele lat był kierownikiem badań panelowych "Diagnoza Społeczna" analizujących warunki i jakości życia Polaków, a ponadto przyglądał się teorii szczęścia.
naTemat.pl kończy 10 lat! Z okazji tego jubileuszu zachęcamy Cię do lektury naszego cyklu wywiadów, w ramach którego spotkaliśmy się m.in. z Remigiuszem Mrozem, Rafałem Trzaskowskim czy Agnieszką Holland. Rozmawiamy z ludźmi polityki, kultury, sztuki i nie tylko. O Polsce, o tym jak kraj zmienił się w ciągu dekady, o sprawach, które dotyczą nas wszystkich. Więcej wywiadów w naTemat.pl. Zapraszamy!
Bardzo zmieniliśmy się – Polki i Polacy – w ciągu ostatnich 10 lat?
Moim zdaniem nie tyle się zmieniliśmy – choć obrazek Polek i Polaków jest zdecydowanie inny, niż 15, 20 lat temu – ile, mówiąc klasykiem, wyszło szydło z wora. Po 2015 roku, czyli właściwie po zmianie systemu, zaczęło się "odkonserwowywanie" istniejących także wcześniej, ale przysypanych na pewien czas, postaw i zachowań.
Rzeczywiście nie tylko w przestrzeni publicznej, ale także prywatnie nabraliśmy ostrości. Ta ostrość nie przez wszystkich jest chwalona, przeze mnie wręcz przeciwnie – jest ganiona. Nigdy nie sądziłem, a przecież przez 15 lat prowadziłem Diagnozę Społeczną, więc dosyć wnikliwie przyglądałem się Polakom i Polkom, że w jakimś momencie pokażą takie oblicze.
Nie sądziłem również, że ci, którzy to wyostrzone oblicze będą pokazywać w drugiej połowie drugiej dekady tego wieku, będą w takiej liczbie.
Do głosu doszły ksenofobiczne postawy?
Zdecydowanie. Postawy wrogie wobec wszelkich tych, których zdefiniujemy jako obcych. To prawda, że już w 2015 roku takie postawy, choć nie tak skrajne, ale jednak letnio ksenofobiczne, prezentowało ponad 25 proc. Polaków. Jednak później fala wrogości wobec "nienaszych" przybrała rozmiary potopu.
W tej chwili możemy mówić, że fala ta zabrała ze sobą około połowę Polaków. Nie wszyscy oni są oczywiście zwolennikami i wyborcami rządzącej prawicy, ale jednocześnie nie są też zwolennikami tych bardziej liberalnych partii opozycyjnych.
Ale na takie postawy prawica daje przyzwolenie.
Niewątpliwie tak. Nie tylko przyzwolenie, ale wręcz podjudza całe grupy społeczne, żeby się nie krępowały. Nie obowiązuje żadna poprawność polityczna: mówcie szczerze co wam leży na sercu czy na wątrobie. Oczywiście z tym dobrym wiatrem – dla tych, którzy chcieliby zamknąć polskość w swojej własnej definicji – wiążę okres po wyborach w 2015 roku.
W jednym z wywiadów, którego udzielił profesor, mówił pan, że to wahadło, które teraz jest tak skrajnie po prawej stronie, może się przechylić, ale tylko jeśli dotknie nas zapaść gospodarcza. Znaczące w tym kontekście jest chyba to, że rozmawiamy w środku jakiegoś chaosu. Mamy początek roku, niewiele wiadomo poza tym, że wszędzie są podwyżki.
Już trochę wiemy. Np. moja styczniowa emerytura została obniżona o 158 zł. Obniżka emerytury zamiast waloryzacji... Widmo kryzysu zagląda w oczy rosnącej grupie przedsiębiorczych Polaków.
Jednak wahadło może zacząć odwracać swój bieg w przeciwną stronę dopiero po odsunięciu od władzy Zjednoczonej Prawicy. Wahadło przy tych rządach nie odwróci swojego biegu. Oczywiście odsunięcie od władzy możliwe jest tylko wówczas, kiedy posypie się gospodarka i Polakom znacznie obniży się materialny standard życia. Wtedy tak. Wtedy jest szansa.
Ale to nie jest szansa polityczna. To jest szansa społeczna, a jeśli chodzi o szansę polityczną to jest to oczywiście znak zapytania – jak nawet przy dołującym poparciu społecznym wygrać ze Zjednoczoną Prawicą wybory? Oni są w stanie załatwić sprawę tak po leninowsku…

Fot. Maciej Stanik

Wielu osobom już znacznie obniżył się standard życia, dlatego zatrzymam się przy tym argumencie ad kieszeń. Zdaniem politologów tylko to może przemówić do społeczeństwa. Czy w takim razie to jest ten moment, kiedy PiS można odsunąć od władzy?
Jedynym czynnikiem, który będzie decydował o odsunięciu Zjednoczonej Prawicy od władzy, będzie rzeczywiście drożyzna. Ale tak jak już powiedziałem, to będzie czynnik, który zachęci wyborców do odsunięcia od władzy PiS, ale z tym wyborczym trendem muszą iść jeszcze mechanizmy polityczne i zachowanie liderów PiS-u.
Jeśli oni ogłoszą w dniu wyborów stan wyjątkowy, a przecież już pokazali, że na wiele ich stać, udowodnili, co są w stanie zrobić dla podtrzymania władzy, to wtedy niezależnie od tego, jaką postawę przyjmą Polki i Polacy, oni zrobią swoje. To dzisiaj, moim zdaniem, jest realna groźba.
Dokładnie 10 lat temu mówił pan, że jeszcze w 2000 roku 25 proc. dorosłych Polaków było przekonanych, że politycy mają znaczący wpływ na jakość ich życia, w 2011 roku tego zdania było już tylko niecałe 8 proc., a ok. 90 proc. Polaków, łącznie z tymi, którzy chodzą na wybory, było przekonanych, że wszystko jedno, kto rządzi. Dziś też jest nam wszystko jedno?
Jeśli dobrze pamiętam, przed 10 laty miałem na myśli to, że wybory mogło wygrywać SLD, mogła je wygrywać PO itd., innymi słowy Polacy dreptali od sasa do lasa. Dla Polaków nie są istotne emblematy polityczne. Jest istotne tylko to, żeby ci, którzy rządzą, jak najmniej się wtrącali do ich życia i żeby przynajmniej nie naruszali Polaków własnego dorobku życiowego. Żeby nie nastawali na ich pieniądze, nie skubali ich. To jest istotne. A to, czy robi to Kaczyński, Tusk, czy Miller, ma drugorzędne, jeśli w ogóle jakieś, znaczenie.
I to się nie zmieniło? Przecież toczymy tak zacięte walki i przecież ścierają się te dwa wrogie obozy.
Tak, tutaj nic się nie zmieniło. Polacy i Polki od tych, którzy rządzą i których wybierają, oczekują tylko życiowej neutralności.
Jest to zastanawiające w kontekście tego, co obserwowaliśmy w ostatnim czasie. Mam na myśli choćby protesty, to, że ludzie wychodzili na ulicę, manifestują swoje poglądy.
Nie mitologizujmy tych przejawów budzenia się, bo to były bardzo skromne przejawy. Francuzi milionami potrafią wyjść na ulicę, jak im się skubnie trochę euro z kieszeni. Podobnie Niemcy.
W związku z tym to nie tyle było polityczne przebudzenie, co zachęta, żeby ci, których interesy zaczynały być naruszone przez rządzącą ekipę – a mieli w sobie taki dryg polityczny – jednak zamanifestowali to w miejscach publicznych. Jednak po liczebności tych wszystkich wystąpień, widzimy, że ten dryg polityczny ma w dalszym ciągu niewielu Polaków.
Nie ma czegoś takiego jak wspólny interes?
Nie. Ciągle jest przywoływany przykład "Solidarności" z 1980 roku, ale to jest nieporozumienie. Wówczas również chodziło o chleb. I dzisiaj, jeśli znowu widmo ubożenia zacznie przyświecać milionom Polaków, to może powstać nowy solidarnościowy ruch – wszystko jedno, jak będzie się nazywał.
Polakom nie chodzi o państwo, nie chodzi im o ład społeczny, o uczciwość w rządzeniu. Polakom w dalszym ciągu przede wszystkim chodzi o to, żeby mogli się spokojnie dorabiać i doganiać tych mitycznych Niemców, Szwedów, czy Francuzów.
Ale chyba nigdy nie byliśmy tak podzieleni, jak dzisiaj?
Polacy byli podzieleni, tylko że było to przyprószone. Politycy nie judzili przed 2015 rokiem z wyjątkiem dwóch wcześniejszych lat rządów PiS. Nie napuszczali jednych na drugich. Innymi słowy ten obraz podziałów jest także wyostrzony za sprawą samych polityków, ale przesłanki dzielące Polaków pozostały dokładnie te same, co 20 czy 30 lat temu. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Po prostu wyraźniej to widać.
Do tych odwiecznych podziałów swoje trzy grosze dołożyły jeszcze media społecznościowe. To jest troszkę tak, jakbyśmy dostali szkło powiększające przez które ten obrazek, który wcześniej wydawał nam się dużo mniejszy i trochę zamglony, raptem uderzył nas po oczach.
Czy to, co się dzieje, jest czymś, co dziś podnosi panu ciśnienie, tak samo jak przed laty?
Chyba jednak bardziej ruszało mnie to 10 lat temu, ale o tym może decydować wiek i to, że wiem, że nic z takich wielkich poruszeń na dłuższą metę nie wynika. Mogę się tylko spalać emocjonalnie. Jednak mówiąc szczerze, pod tym względem nie jestem typowym Polakiem, ponieważ ten czarniejący obraz sytuacji Polski i polskiego społeczeństwa mimo wszystko we mnie zalega.
To nie jest tak, że po wyłączeniu telewizora, po obejrzeniu serwisu informacyjnego, zapominam o tym, jak wygląda sytuacja za moimi oknami. Nie zapominam. Doskwiera mi to. W pewnym sensie tak dalece mi doskwiera, że momentami nawet tracę chęć, żeby pociągnąć do osiemdziesiątki.
I co w takich momentach, wyłącza profesor telewizję i zajmuje się czymś innym?
Prawie w ogóle nie oglądam telewizji. Na okrągło włączone jest w komputerze radio. Nie stać mnie też na takie skupianie się na bieżących sprawach, dlatego czytam głównie tytuły cyfrowych wydań gazet. I to w dużej mierze jest mój taki polityczny pokarm.
Może gdybym słuchał tylko muzyki, może gdybym w ogóle nie zaglądał do żadnej gazety i nie włączał telewizji, to byłbym spokojniejszy na co dzień. Ale z niektórych rzeczy trudno mi zrezygnować, bo jest to rodzaj nawyku.
Nie było takiej myśli, zwłaszcza w tej ostatniej dekadzie, że może jednak wyjadę z tego kraju, gdzieś, gdzie jest cieplej, odetnę się od tego?
Nie. Powiem pani szczerze, dla kogoś, kto żył w określonym miejscu i przesiąkał kulturą tego miejsca przez 70 lat, to oznaczałoby konieczność radykalnej zmiany tożsamości, nawet jeśli to byłoby bliskie geograficznie i kulturowo miejsce typu Słowacja lub Czechy.
Powiem dosyć brutalnie, nie ma na kuli ziemskiej takiego miejsca, które byłoby może nie doskonałe, ale na tyle wygodne, żeby każdemu żyło się tam najlepiej, tak jakby to sobie mógł ten człowiek wyobrazić.
Wiem, że Włochy są piękne, że Hiszpania jest przeurocza, że Paryż jest fascynujący. Tylko że jestem przekonany, że w Paryżu czują się dobrze Paryżanie w trzecim pokoleniu, że we Włoszech czuje się wyśmienicie wielu Włochów w 3. czy 4. pokoleniu, a ja po jakimś czasie zauroczenia czułbym się niewygodnie, a być może nawet parszywie. Uwierałaby mnie cała masa jakichś lokalnych zwyczajów, obyczajów, przepisów. Czułbym się dokładnie tak, jak czuję się dziś w Polsce.
Proszę zwrócić uwagę, jak wielu Żydów – a była cała masa różnych reportaży na ten temat – spośród wygnanych z Polski po marcu 1968 tęskniło za Polską. Oczywiście po kilkudziesięciu latach duża część z nich się jakoś zaadaptowała w Szwecji czy w Izraelu, ale nadal mają ogromny sentyment do kraju, w którym spędzili przynajmniej kilkadziesiąt lat swojego życia. Doceniam wagę przywiązania do miejsca, nie w sensie geograficznym, tylko kulturowym.
Nawet nie chodzi o tęsknotę za bliskimi. Nie, chodzi o niedopasowanie swoich oczekiwań, swojego stylu życiowego, swojego sposobu funkcjonowania do tego, jak myślą, jak się zachowują inni ludzie. To jest miara zderzenia kulturowego, które może bardzo człowiekowi dokuczać. Z tego względu nigdy nie myślałem, żeby wyemigrować z Polski.
A co jest taką odskocznią profesora?
Wreszcie zbudowałem sobie dom na dużej działce. Od 3 lat uprawiam warzywa i owoce. W zeszłym roku miałem 100 krzaków pomidorów, część mi zaraza ziemniaczana zniszczyła, ale trochę uratowałem i mogłem rozdawać znajomym. To jest moja pasja, dlatego z utęsknieniem czekam na wiosnę, żeby się zabrać za sadzenie, sianie, przycinanie drzewek owocowych.
Uwielbiam również gotować, ale jeśli już gotuję, to dla całego pułku. Ostatnio zrobiłem 6 kilogramów pasztetu, który teraz rozdaję znajomym i rodzinie.
I te pasje pozwalają się wyciszyć, wyłączyć?
Moim zdaniem taka umiejętność związana jest z wiekiem, a także z efektami dużo wcześniej podjętych decyzji, takich jak choćby kupno tej a nie innej działki, w takim a nie innym miejscu, i budowie na niej domu.
Jeśli decyzje były trafne, w tym sensie, że przyniosły dobre efekty i człowiek z konsekwencjami tych decyzji się nieźle czuje, to wszystko w porządku. Jednak wielu ludzi podejmuje zupełnie chybione decyzje, które mogą się wydawać bardzo racjonalne i trafne w danym momencie, ale potem zmieniają się np. aura polityczna, prawne reguły gry i wszystko bierze w łeb.
Kto z tych, którzy inwestowali w restauracje 5 lat temu – a ja nawet w swojej rodzinie mam takich – spodziewał się, że dziś otrą się o bankructwo lub wręcz zbankrutują. Trudno to było przewidzieć.
Innymi słowy, tego, czy decyzje są trafne, nie da się oszacować na podstawie stanu teraźniejszego. To się da oszacować dopiero, gdy przyjdzie to, co jest trudne do odgadnięcia, czyli gdy upłynie czas.

Fot. Maciej Stanik

Często profesor słyszy to pytanie, ale czy my jesteśmy dzisiaj szczęśliwsi niż 10 lat temu, czy wręcz przeciwnie?
Jesteśmy równie szczęśliwi, jak w ostatniej Diagnozie Społecznej z 2015 roku. Ponad 80 proc. z nas jest przynajmniej dosyć szczęśliwych. Pod tym względem niewiele się zmieniło.
Oczywiście jeśli tąpnie gospodarka, jeśli polscy przedsiębiorcy zaczną masowo bankrutować, jeśli emerytom zmniejszą emerytury, zwłaszcza te niższe, jeśli policja polityczna zacznie się na masową już skalę dobierać do naszego życia, to tak, to moim zdaniem wrócimy do poziomu z lat 60. Wtedy zaledwie 60 proc. ludzi było szczęśliwych. Więc to poczucie szczęścia stopnieje.
Czyli te kwestie ideologiczne, to, co działo się w ostatnich latach, nie miało znaczenia?
Nic z tego wymiaru czysto politycznego nie miało wpływu na to, jak się czuła większość Polaków, 90 proc. z nich. Absolutnie nie miało to żadnego wpływu. Gdzie indziej są źródła naszego dobrostanu psychicznego. Nie w działaniach polityków, chyba że te działania zaczynają wkraczać na nasz prywatny grunt, wtedy tak.
Ma wpływ rodzina, dom?
Tak. Oraz efekty własnej zapobiegliwości życiowej. Widzimy, że jeśli się przykładamy do roboty, to nam się lepiej wiedzie finansowo, np. że stać nas na budowę własnego domu, że możemy w coś inwestować, co przynosi nam jakąś korzyść itd. Innymi słowy, gdy żyjemy w warunkach, w których możemy być kowalami własnego losu.
Politycy nadal nie wiedzą, jak uszczęśliwić wyborców?
Politycy ogóle nie powinni się zajmować uszczęśliwianiem obywateli. Powinni się raczej zajmować ochroną szczęścia obywateli. Jeśli każdy chciałby się czuć kowalem własnego losu, to jak mu ktoś do tej miski wrzuci 500 plus czy jakikolwiek grosz, to oczywiście może się ucieszyć, ale ta radość szybko gaśnie. Oswaja się z nieco zwiększonym materialnym standardem życia i czeka na więcej.
Politycy, rzucając jakąś mannę z nieba, narażają się na rosnące oczekiwania – że przyjdzie następna jeszcze większa manna z nieba. To jest pułapka, w którą wpadła Zjednoczona Prawica. Znacznie wyolbrzymili oczekiwania ogromnych grup Polek i Polaków. Teraz obiecują to propagując Polski Ład, ale jak zsumujemy głosy tych, którzy czują się zagrożeni Polskim Ładem, to nie wygląda na to, żeby był on drugą porównywalnie radosną manną, jak 500 plus.
A co pana najbardziej zdziwiło w tej ostatniej dekadzie?
Jeśli chodzi o wymiar polityczny nic mnie nie zdziwiło, bo po pierwszych wygranych przez PiS wyborach przewidywałem, że będą rządzić co najmniej dwie kadencje, a w trakcie drugiej przewidywałem, że będą rządzić co najmniej trzy.
No może lekko mnie zdziwiło, jak bardzo są antydemokratyczni. Sądziłem, że to będzie taki light autorytaryzm, jak w latach 2005-2007. Okazało się jednak, że jest to ciężkiego kalibru antydemokratyczny autorytaryzm. Z niczym się nie liczą.
Dziwi mnie na razie, ale sądzę, że to jest płonne zdziwienie, jak łatwo Jarosław Kaczyński rezygnuje z miliardów euro. Jest to zastanawiające. Wiem, że on się czuje teraz zakładnikiem ziobrystów itp. i nie może realizować wyroków TSUE, ale chyba ma świadomość, że musi zacząć to robić, jeśli chce dostać pieniądze. A jemu te miliardy euro są bardzo potrzebne. Przynajmniej do wygrania kolejnych wyborów bez ich fałszowania.
To mnie dziwi, ale to zarazem rodzi moją ciekawość, co on zrobi, bo musi coś zrobić, coś postanowić przed marcem. W marcu już rozstrzygną się te wszystkie dotacje, naliczone kary zostaną odebrane.
Choć wiem, co on musi zrobić, musi znaleźć swoją większość sejmową, bez udziału Solidarnej Polski. Moim zdaniem Jarosław Kaczyński to wie i teraz pytanie, co zrobi, żeby dokonać takiej rekonstrukcji, żeby znaleźć tę większość bez Ziobry i ziobrystów.
To może nie być takie łatwe, skoro ten Zachód przez ostatnie lata był taki wstrętny…
No niełatwe, ale będzie próbował odtańczyć to tango z Konfederacją.
Żeby nie zostawać w tak ponurym nastroju, chciałabym zapytać jeszcze o wydarzenia, które nam jako społeczeństwu powinny dać poczucie jedności, zadowolenia. Pomijam Euro 2012, bo wiem, że profesor nie był zwolennikiem tej imprezy.
Byłem w tym sensie, ze dokończono autostradę, a przynajmniej kawałek autostrady. Oczywiście, że są takie elementy. Bardzo mi imponuje przedsiębiorczość Polaków. Gospodarka wręcz furczy mimo pandemii.
Wiem, że zawdzięczamy to temu, że jest to taka gospodarka podwykonawców. Na przykład nie produkujemy samochodów, ale jesteśmy potentatem w produkcji różnych części do nich. W tym sensie trochę przypominamy Tajwan, bo jak tam stanęła produkcja mikroprocesorów, to cały świat się zatrzymał, jeśli chodzi motoryzację i inne wspaniałości, które mikroprocesorów wymagają.
Gdyby Polska zatrzymała produkcję akumulatorów, to połowa przemysłu motoryzacyjnego także by się zatrzymała. Nie jesteśmy producentami ostatecznych wysokozaawansowanych technologicznie produktów, jesteśmy podwykonawcami. Wykonawcami różnych części, gadżetów, a jeśli to są produkty, to już nie takie high-tech, tylko typu lodówka, pralka, zmywarka, kuchenka.
To nas chyba uratowało. Kilku, a w niektórych gałęziach kilkunastoprocentowe wzrosty produkcji w okresie takiego delikatnego, ale jednak, lockdownu w roku 2020, świadczyły o tym, że polski przedsiębiorca ziemię będzie gryzł, a nie popuści. I teraz jest mi go bardzo żal, tego piekarza, tego właściciela pralni itd., bo w oczy zajrzała im groźba bankructwa.
Mówiąc trochę anegdotycznie, piekarzom możemy zawdzięczać zmianę władzy, dlatego, że oni podrasują inflację. Jeśli chleb będzie 3 razy droższy, to inflacja będzie 3 razy większa. Polacy zaczną w szalonym tempie biednieć.
Czyli wracając do początku naszej rozmowy, jest spora szansa na zmianę władzy?
Mówiąc otwartym tekstem, jeśli oni nie zafałszują wyborów, tak, czeka nas zmiana władzy.

Aneta Olender
Maciej Stanik





Autorzy artykułu:

Aneta Olender

reportażystka