Nie
wie, kto na nią patrzy. Mruży oczy i zastanawia się, kim jest
kobieta stojąca naprzeciwko. Spojrzenie przecież znajome. Uśmiech
w zasadzie też. Choć uśmiech szybko znika. Zastępuje go
niewyraźny grymas. Może strach? Ciekawe, bo dzieje się to w tej
samej chwili, kiedy jej zaczyna szybciej bić serce.
Czy
to możliwe, żeby to była ona sama? Nie, to nie może być ona.
Przecież przez myśl by jej nie przeszło, że założy różową
ołówkową skórzaną spódnicę, która niczego nie wybacza, biały
golf i skórzaną kurtkę. Owszem, nie przeszłoby jej przez myśl,
ale tak było kiedyś. Wiele miesięcy temu… Przez większość
życia.
"Boże…
to nie jestem ja" – pomyślała, patrząc w lustro.
To,
że nie poznają jej znajomi na ulicy, można jeszcze zrozumieć, ale
żeby nie poznała samej siebie?
A
może patrzyła i nie wierzyła, że patrzy na siebie, bo wcześniej
przyglądała się swojemu odbiciu niezwykle rzadko – nie miała w
domu luster. Patrzyli za to inni. Zdarzało się, że ktoś robił
jej zdjęcia na ulicy. Ukradkiem albo zupełnie bez krępacji.
Słowa,
które tu zamieszczę, nigdy wcześniej nie zostały wypowiedziane.
Bo ludzie otyli ukrywają swoje lęki. Nie dzielą się uczuciami.
Nie chcą okazywać słabości, nie chcą specjalnego traktowania i
nie chcą litości. "Normalność" jest tym, czego pragną
najbardziej.
100
kg temu
Obudziła
się z myślą, że nie chce umrzeć. To było trzy lata i prawie 100 kg temu. Wtedy,
kiedy pokonanie 200 metrów, np. z domu na przystanek, było
wyzwaniem, do którego trzeba podejść strategicznie – tak
zaplanować drogę, aby na trasie znalazła się choćby ławka, na
której będzie można odpocząć.
To
było wtedy, gdy zdarzało jej się zamawiać taksówkę, wybierając
się do sklepu oddalonego o 700 metrów. Nadal pamięta, jak patrzyli
na nią niektórzy kierowcy.
– Nie
pamiętam dokładnej daty, gdy podjęłam decyzję o zmianie, ale
było to w 2019 roku. Chciałam walczyć o siebie. To był impuls.
Tyle osób mnie o to pyta, ale nie umiem tego wytłumaczyć inaczej –
mówi Kasia.
Chociaż,
jeśli się zastanowić, myśl o zmianie mogła kiełkować już od
dłuższego czasu. Być może od tamtego weekendu w Paryżu. Kasia
mieszkała w centrum stolicy Francji, w starej kamienicy z wąskimi
klatkami schodowymi. Przed kamienicę naprzeciwko przyjechała
karetka. Choremu nie dało się jednak pomóc na miejscu, trzeba było
zabrać go do szpitala. Z tego powodu pojawiła się straż pożarna,
bo pacjenta trzeba było wyciągać z mieszkania przez okno – nie
dałoby się manewrować noszami na korytarzach.
Mimo
że później ktoś wytłumaczył kobiecie, że w Paryżu to standard
– firmy przeprowadzkowe też wynoszą meble przez okno – i że
waga nie ograniczała jej w realizacji pasji, jaką było
podróżowanie, to pewnych myśli nie udało już się zamknąć w
żadnej szufladzie.
– Nie chodziło o zdrowie –
tu, póki co nie działo się nic złego - po prostu brakowało mi siły. Teraz
uwielbiam wychodzić z domu i mogę cały dzień być poza nim.
Kiedyś znajdowałam jakieś wymówki, gdy ktoś zapraszał mnie na spacer, na spotkanie.
Osoba otyła zawsze znajdzie wymówki, ponieważ nie przyzna się do
tego, że ogranicza ją jej ciało. Nie – podkreśla rozmówczyni.
Podjęła
próbę. Pierwszą i jedyną. Wiedziała, że może liczyć na
siebie. Tylu ludzi ją zawiodło, ale była pewna, że ona tego sobie
nie zrobi.
–
Chcę
mówić o mojej zmianie, bo wiem, że ludzie tego potrzebują. Mówią,
a ja myślałam, że tylko ja boję się wsiąść do tramwaju, bo
mogę nie zmieścić się na siedzeniu, myślałam, że tylko ja
wstydzę się poprosić o dodatkowy pas w samolocie, że tylko ja
nigdy nie poszłam do makijażystki, bo wiedziałam, że te fotele na
drewnianych nogach z siedzeniem z materiału mnie nie udźwigną…
Nigdy nie powiem, że otyłość jest dobra. Nigdy. Ale może moja
historia, moje doświadczenie, otworzy innym oczy na to, że i są w
sanie coś
dla
siebie zrobić – zaznacza Katarzyna.
Szczegółów
tej historii nie znali nawet najbliżsi. Nie byli świadomi z czym
zmaga się bohaterka tego tekstu.
"Kiedy
idziesz do kawiarni czy restauracji zastanawiasz się, czy znajdujące
się tam krzesła będą miały podłokietniki, ponieważ ich
obecność może oznaczać, że ciężko Ci się będzie w nie
zmieścić. Jeśli tylko masz taką możliwość, wybierasz lokale z
kanapami lub (mało wygodnymi, ale znacznie bardziej dla Ciebie
bezpiecznymi) tradycyjnymi krzesłami".
Magicznych specyfików nie ma
–
Absolutnie
nie dążę do wagi 50 czy nawet 65 kg, ponieważ bardzo podobają mi się kobiece
kształty. Nie będę walczyć o więcej, choć przy moim wzroście
wg BMI powinnam ważyć 60 kg, ale BMI to tylko tabelka. Pytanie, z
czym ja się dobrze czuję, a ja już czuję się dobrze ze swoim
ciałem. Mój figura już mi się podoba – zaznacza Katarzyna.
Dla
niektórych osób jej figura jest najwyraźniej zbyt fajna, bo
zarzucają kobiecie, że metamorfoza, którą pokazuje, nie jest jej,
że na zdjęciach przed i po to nie ta sama osoba. Chcą,
aby przesłała im zdjęcia z "brakiem
blizn po usunięciu skóry czy po operacji biustu", bo te, które
publikuje, są pewnie kradzione.
Są
też tacy, którzy twierdzą, że wymyśliła to po to, aby
sprzedawać suplementy na odchudzanie, ale trzeba wiedzieć, że
Katarzyna podkreśla, że nie istnieją magiczne specyfiki, które
spalą tłuszcz. Ona sama niczego takiego nigdy nie stosowała i
często rozprawia się z mitami typu dieta sokowa, krytykuje głodówki
i rezygnację z jedzenia tego, co się lubi – jeśli nie ma ku temu
przeciwwskazań zdrowotnych – bo wiele lat temu ktoś, gdzieś
powiedział, że tak trzeba. Mówi natomiast, że trzeba nauczyć się
komponować posiłki i zdrowo się odżywiać.
– Ludzie
mnie pytają, czy dalej liczę kalorie, a ja odpowiadam, że będę
je liczyć przez całe życie. Nie wrócę do tamtego momentu. Nigdy
też nie mówię, ile kalorii spożywam,
ponieważ
każdy z nas jest inny, mamy inny wiek, wzrost, wagę, współczynnik
aktywności. Trzeba się nauczyć elementarnych zasad. Mnie wolno
jeść wszystko, ale muszę być
świadoma,
na
ile mogę sobie pozwolić.
Muszę sobie to wyliczyć. Zdarzały się dni, kiedy sobie
pofolgowałam, ale od początku wychodziłam z takiego założenia,
że nie jestem na diecie, ja zmieniam życie. Gdyby mi ktokolwiek
powiedział, że nie mogę do
końca życia
jeść lodów… Nie ma takiej opcji – żartuje kobieta.
Zresztą jej
profil nie namawia do odchudzania.
To
historia, która, jak
mówi,
może zainspiruje innych lub da im nadzieję.
– Nigdy
nie powiem, że chciałabym, żeby moje życie wyglądało wtedy
inaczej. To
nie
tak, że byłam nieszczęśliwa przez ostatnich 20 lat.
Robiłam
to, co robić uwielbiałam. W wielu kwestiach waga mnie nie
ograniczała. Jedyne, co mnie blokowało, to inni ludzie
– wyjaśnia.
Katarzyna
nie bawi się ani w psychologa, ani w psychodietetyka, chociaż
skupia się na emocjach, na porządkach, które warto zrobić, ale w
głowie. Wszystko to jednak jej doświadczenia. I choć ona sama nie
korzystała z pomocy specjalistów, to zaznacza,
że o taką pomoc także warto poprosić, że czasami jest na to już
ostatni dzwonek.
– Zdaję
sobie sprawę, że porządek najpierw trzeba zrobić w głowie i że
od głowy wszystko się zaczyna. Dopóki
sama ze sobą nie będziesz szczęśliwa, ciężko będzie ci być
szczęśliwą z innymi ludźmi. Chciałabym uświadomić ludziom, że
powinni dobrze się zastanowić, czego chcą od życia, dlaczego chcą
schudnąć i czy w ogóle chcą. Czy im te kilogramy w ogóle przeszkadzają?
Bo może nie jest to problemem. Nie musisz chudnąć. Niczego nie
musisz. A już na pewno nie dlatego, że inni tak mówią –
wyjaśnia rozmówczyni.
Katarzyna
mówi też o tym, jak wygląda codzienność osób otyłych i jak
wiele muszą znosić. Mówi o walce o godność, szacunek i – jak
zaznacza – o życie, o jakim zawsze marzyła, a do czego sama przed
sobą bała się przyznać.
–
Chciałabym
nauczyć ludzi, którzy są u mnie na profilu, że wszystko przyjdzie
z czasem. Po pierwsze, że oni się bardzo zmienią. Chciałabym ich
też nauczyć, żeby zawsze stawiali siebie na pierwszym miejscu i że
nie jest to ani egoistyczne, ani złe. Ja nie byłam na wszystko
przygotowana, choć miałam właściwą motywację. Warto
spisać
sobie, dlaczego chce się zmiany, bo za tydzień przyjdzie moment
zwątpienia i wtedy można do tych notatek wrócić – dodaje.
"Jako
otyła nastolatka, ponieważ w tym terminie masz akurat bardzo
wiarygodne i szalenie ważne wydarzenie rodzinne, nie możesz
wyjechać na szkolną wycieczkę w góry. Bo perspektywa kilku godzin
marszu jest tą, na myśl o której oblewa cię zimny pot. Wiesz, że
ominie cię wiele fajnych momentów, którymi twoja klasa będzie
żyła przez kilka kolejnych tygodni, ale jesteś świadoma, że nie
będziesz w stanie za nimi nadążyć. A sił wystarczy maksymalnie
na kwadrans".
Dziecko z tego wyrośnie
– Myślę,
że można zaryzykować stwierdzeniem, że byłam taka od zawsze,
czyli od dziecka. Nie chciałabym nikogo obwiniać – babci,
rodziców – o to, jak wyglądałam. Wiedza dotycząca żywienia
dzieci nie była wtedy tak powszechna. Teraz świadomość problemu
otyłości jest zupełnie inna. Wtedy raczej nie prowadziło się
dziecka do dietetyka, choć lekarz mówił, że trzeba je odchudzić.
Mówiło się, że dziecko z tego wyrośnie – wspomina Katarzyna.
Katarzyna
zdawała sobie sprawę,
że wyglądała inaczej, niż większość jej rówieśników. Była
tego świadoma. Zastanawia się jednak, na ile wtedy blokowała pewne
myśli.
– Uważałam,
że nie
potrzebuję tego robić, nie potrzebuję chodzić po ogrodzeniach,
wchodzić na drzewa, skakać przez gumę z dzieciakami. Nie wiem, na
ile wmawiałam sobie, że tego nie chcę, a na ile naprawdę tego nie
chciałam. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek płakała,
dlatego, że ktoś robi coś, czego ja nie mogę. Nie byłam w stanie
usiąść na wszystkich huśtawkach. Tylko czy było mi przykro z
tego powodu? Nie jestem w stanie sobie tego przypomnieć, co oznacza,
że prawdopodobnie nie – wyjaśnia rozmówczyni.
Nigdy
nie
nienawidziła swojego ciała. Nie
głodziła się.
Nie miała zaburzeń odżywiania, anoreksji, bulimii. Miała
poczucie,
że jest wartościowym człowiekiem. Większy problem z jej wyglądem
mieli inni.
– Podejrzewam,
że być może za plecami tak, ale prosto w oczy nikt mnie nie
wyzywał. Nie miałam też przezwiska związanego z moim wyglądem,
nie, tak nigdy nie było. Nigdy nie odmówiłam chodzenia do szkoły,
bo bałam się, że będę prześladowana. Byłam radosnym dzieckiem,
które chętnie nawiązywało kontakt z innymi dziećmi. Sądzę,
że problem
zaczął się dopiero w życiu dorosłym – słyszę.
"Muszę
dodać, że wilgotna od deszczu ziemia (czy po prostu grząski grunt)
nie wybacza nadwagi. Idąc po raz pierwszy w nowe miejsce
zastanawiasz się, czy impreza odbędzie się bezpośrednio w
ogrodzie czy na betonowym tarasie. W drugim przypadku czujesz ulgę.
W pierwszym przez całą imprezę stoisz, lub – by uniknąć
zapadnięcia się razem z krzesłem – starasz się siedzieć tak
delikatnie, że przez kilka kolejnych dni ból rozrywa Ci mięśnie
ud".
To one nauczyły szacunku
Na
profilu Kasi na Instagramie znajduję takie słowa: "Choć we
wcześniejszych zdaniach używałam formy "oni", długo
wahałam się, czy nie zamienić jej na "one". Bo to
właśnie kobiety miały kluczowy wpływ na to, jak wygląda dziś
moje życie. I gdybym miała możliwość ponownie spotkać je
wszystkie, z pewnością podziękowałabym im za to.
Kobietom,
które mierząc mnie wzrokiem, obnosiły się przy mnie swoim ciałem.
Bo to one nauczyły mnie szacunku do każdego człowieka, bez względu
na jego wady i słabości. I
w końcu kobietom, które od zawsze we mnie wątpiły, bo to one
uczyniły mnie Wojowniczką. I choć wszystkie sytuacje kosztowały
mnie sporo cierpienia, to właśnie one dały mi najcenniejsze
lekcje".
Pod
innym wpisem ktoś zostawił komentarz z pytaniem, jak to możliwe,
że po tym wszystkim, co przeszła, nadal tak lubi ludzi? Ona
odpowiedziała, że gorsza niż ból była dla niej myśl, że
mogłaby stać się taka sama jak oni. Oni, czyli ci, którzy z taką
łatwością krzywdzą innych, ci, którzy doprowadzają innych do
łez.
–
To
zawsze byli obcy ludzie, np. na ulicy, w sklepie, w kawiarni.
Oczywiście nie podchodzili do mnie i nie mówili mi tego prosto w
oczy, ale jeśli dwie osoby rozmawiają, szepczą i patrzą w moją
stronę, to łatwo się domyślić, że mówią o mnie. W
takich momentach wstydzisz
się zamówić ciasto do kawy – przyznaje bohaterka tego tekstu.
Przeszłość
oznacza też tę Katarzynę,
która pragnie, by ludzie ją lubili – bezwarunkowo, by była dla
nich ważna. Chciała, by spędzali z nią czas, bo jest osobą
wartościową, a nie dlatego, że w czymś tej osobie może pomóc, a
bywało, że czuła się wykorzystywana. Chciała, żeby inny
poświęcali jej i czas i uwagę. Przecież na to zasługiwała, jak
zresztą każdy.
–
Jest
to problem wielu ludzi, którzy walczą z otyłością - szukają
akceptacji i miłych słów. Czeka
się na komplementy, czeka się na to, że ktoś powie, ładnie
wyglądasz. Dla innych to norma, dla nas nie. Jesteśmy widoczni, ale
nie zauważa się, kim jesteśmy. Ocenia się nas, ale w wielu
istotnych momentach pozostajemy niedoceniani. Wymaga się od nas
wsparcia, ale ze swoimi problemami pozostajemy sami. Czasem nawet
wydawało mi się, że ludzie sądzą, iż otyli nie mają uczuć.
Przecież niemożliwe jest, by przez tak grubą warstwę ochronną
słowa trafiały w serce – mówi kobieta.
Katarzyna
jednocześnie zrzucała kilogramy i pracowała nad swoją psychiką.
Dziś jest pewną siebie, silną kobietą. Wie, jak stawiać ludziom
granice. Potrafi reagować. Nie stara się też, aby wszyscy ją
lubili. Ma swoich przyjaciół, kilka osób, na których zawsze może
polegać.
"Jako
otyła kobieta wstydzisz się poznawać znajomych swojego chłopaka.
Unikasz spotkań, nalegasz, by sam poszedł na imprezę pracowniczą
lub wesele swoich znajomych. Oddalasz się, udając obcą osobę, by
nie zapoznawać się z przypadkowo spotkanym na mieście kolegą z
pracy. A każda próba zapoznania kończy się cichymi dniami. I nie
chodzi o to, że będą się śmiać z ciebie. To jemu chcesz
zaoszczędzić przykrych słów.
Boisz się, że będą się dziwić,
że jest z kimś takim. Przecież jest tyle pięknych kobiet, które
chciałyby być na twoim miejscu. Kobiet o wąskiej talii i bez
drugiego podbródka. Kobiet, które mogą założyć na spotkanie z
jego kolegami dopasowaną sukienkę lub bardzo krótką spódniczkę.
I podkreślające piękne nogi szpilki, a nie obszerne balerinki".
Delikatna i krucha w środku
– Zawsze
byłam tą brzydszą, przypisana była mi rola obserwatorki – mówi
Katarzyna
i dodaje od razu, że mimo tego nie czuła złości, a już na pewno
nie względem koleżanek, które dobrze się bawiły.
– To
było przyzwyczajenie. Wiedziałam, że jeśli idę z koleżankami na
imprezę i że jeżeli ktokolwiek wyjdzie z tej imprezy z facetem, to
nie będę to ja. Nie miałam oczekiwań, wiedziałam, jaka jest
rzeczywistość. Wiedziałam, że nie będę najładniej ubrana, że
nie założę butów na obcasie. Nie szłam tam z myślą, a może
kogoś poznam. Przywykłam do tego. W
sumie nawet nie było mi przykro. Nie znałam innej rzeczywistości –
przyznaje rozmówczyni.
Katarzyna mówi, że najpierw
mamy to, co widzimy na zewnątrz, a ją trzeba było poznać, trzeba było z nią porozmawiać, posiedzieć, spotkać się, zobaczyć,
jakim jest człowiekiem.
– Nie
jest tak, że osoby otyłe odpuszczają sobie swój wygląd, nie. Nas
tylko więcej ogranicza. Dziś kwestia ubioru jest, powiedzmy,
najmniejszym problemem. Osoba otyła często wygląda dużo starzej,
co też widać po moich zdjęciach. Zdarzało mi się, że byłam
brana za matkę moich chłopaków. Pewien mężczyzna powiedział
kiedyś do mojego chłopaka: słuchaj mamy. Nie wiedziałam jak
zareagować – wspomina Katarzyna.
W
środku była delikatna, krucha. I chociaż pragnęła, żeby ktoś
to dostrzegł, to dla własnego dobra – chciała oszczędzić sobie
rozczarowań – wolała być tą obojętną, oschłą dla innych, a
nawet arogancką. Sądziła, że skoro inni ranią, to może robić
to i ona. Taka reakcja obronna. Mur, który miał uchronić ją przed
cierpieniem. Płakanie na filmie? To nie ona. Przepuszczanie jej w
drzwiach? Wolne żarty.
"A
nawet gdybym wykrzyczała to światu, to kto by zareagował? Były
momenty, kiedy przestawałam wierzyć, że jeszcze ktoś dostrzeże
we mnie tę kobiecość. Mówi się, że liczy się wnętrze. Tylko
że ja wiele razy nie dostałam szansy na lepsze poznanie" –
napisała.
– Podchodziłam
do ludzi z dystansem. Bywałam dla nich szorstka. Nie chcę
powiedzieć, że nie było we mnie dobroci dla ludzi, ale zakładałam,
że chcą mnie skrzywdzić, że
lada
moment powiedzą mi coś, co mnie zrani. Zdaję sobie sprawę z tego,
że po takich przejściach mogłabym mieć zupełnie inny stosunek do
ludzi, bo naprawdę mnie krzywdzili i to jeszcze nie tak dawno. Dziś
uwielbiam ich,
potrzebuję i w nich wierzę – zaznacza Katarzyna.
–
Wszystko,
co przeszłam było bardzo bolesne, ale proszę mi uwierzyć, jestem
szalenie wdzięczna losowi za to, że kiedyś tak mnie traktowano.
Dzięki takim ludziom jestem tu, gdzie zawsze chciałam być. Jestem
też bardzo empatyczna, ale paradoksalnie nauczyli mnie tego ludzie,
którzy nigdy nie mieli w sobie empatii – dodaje.
"Przemieszczanie
się po mieście transportem publicznym może być dla osoby otyłej
trudnym przeżyciem. Ale zamówienie taksówki również wiąże się
ze stresem. Co zrobię, kiedy Pan kierowca każe się zapiąć, a pas
nie będzie wystarczająco długi?
Albo sygnał dźwiękowy da mu
znać, że pas jest tylko trzymamy przy ciele by sprawiał wrażenie
zapiętego? Jak bez wstydu wytłumaczyć mu, że nie jestem w stanie
naciągnąć go bardziej? Do dziś, za każdym razem kiedy wsiadam do
auta, rozwijam pas w całości i sprawdzam, jak duży mam zapas".
Rzeczy, które zakrywają brzuch
Katarzyna
wchodzi do sklepu. Ledwo zdąży przekroczyć próg, a już słyszy
głos ekspedientki, która chce jej przekazać, że nic tu dla siebie
nie znajdzie… To tylko wspomnienie, ale takie sceny rzeczywiście
zdarzały się w przeszłości. Niejednokrotnie. 10-15 lat temu
kupienie ubrań było dla niej problemem. Choć wiele kobiet plus
size przyznaje, że i dziś nie jest to najłatwiejsze.
– Dziś
sieciówki mają już większe rozmiary. 56-58 można znaleźć
spokojnie. Oczywiście nie wszędzie. Jednak kiedyś rozwiązaniem
było po prostu szycie ubrań u krawcowej. Materiał szeroki na 150
cm wystarczał normalniej dziewczynie na uszycie z tego sukienki lub
spódnicy, więc ja musiałam kupować dwie długości materiału,
czyli tyle, ile potrzeba na dwie standardowe osoby – opowiada
kobieta.
Szycie
na wymiar, czegoś tylko dla niej, nie było luksusem, tylko
przymusem. Choć koszt takiej usługi do luksusowych można by
zaliczyć. – Nie byłam w stanie kupić sukienki za 150 zł. Za
materiał plus szycie płaciłam około 700 zł. Podobnie ze
spodniami. Jeansy zamawiałam z katalogów dla osób otyłych. Ich
cena było sześciokrotnie, a nawet ośmiokrotnie wyższa niż para
dla standardowej osoby. Dlatego, jeśli był we mnie jakiś kompleks,
to związany z tym, że nie mogłam ubrać się w sposób, w jaki bym
chciała – przyznaje.
– Ktoś
mnie kiedyś zapytał, skąd we mnie taka miłość do różu? To
proste. Od dziecka marzyłam o tiulowych sukienkach, o spódnicach z
falbankami, marzyłam o koronkowych bluzkach. Marzyłam o tym, żeby
mieć takie sukienki, jakie powinny nosić dziewczynki, ale nie byłam
w stanie. Musiałam szukać ubrań na dziale dla chłopców. Moje
ubrania przedtem nigdy nie były ładne. Nawet gdybym chciała, nie
mogłam kupić butów na obcasie. Teraz chyba trochę sobie odbijam
te wszystkie lata noszenia rzeczy, na które byłam skazana, kiedy
nie miałam wyboru – dodaje.
Zdarza
się, że z przyzwyczajenia zamawia coś większego. Jednak szybko to
odsyła, bo nie włożyłaby na siebie nic luźnego. – Mam potworną
blokadę, bo kojarzy mi się to z czasami, kiedy musiałam kupować
rzeczy, które zakrywają brzuch, zakrywają pupę, a najlepiej, żeby
były do połowy uda. W tym momencie wolę mieć rzecz za ciasną i
wolę, żeby mnie to gniotło, niż miałabym ubrać coś, co do mnie
nie przylega. Poczucie
kobiecości było we mnie zawsze. Jednak mój wygląd zewnętrzny nie
był spójny z tym, co mam w sobie
– mówi Katarzyna.
W
przeszłości Katarzyna
stworzyła w telefonie folder, w
którym zapisywała
w zdjęcia eleganckich
kobiet
w taliowanych płaszczach. Kobiet, które jej zdaniem były dla niej
nieosiągalnym ideałem. Mimo zmiany i mimo tego, że w jej szafie
wisi wiele dokładnie taki płaszcz jak na
fotografiach,
folder pozostał. Pozostawiła
sobie jeszcze
coś…
spodnie, które kiedyś nosiła, a w których jednej nogawce mieści
się dziś cała.
Przed
zmianą nosiła rozmiar 64, 66, a nawet 68. Nie chciała przypominać
sobie o tym codziennie, dlatego wycinała metki z ubrań. Wtedy nie
przypuszczała, że kiedyś odważy się założyć obcisłe legginsy
na siłownię.
– To,
czego dziewczyny najbardziej się boją i o czym do mnie piszą, to
spojrzenia innych osób. Boją się iść na siłownię, boją się,
że ludzie będą na nie patrzeć i
oceniać:
ona jest gruba i przyszła tutaj? Nie wygląda, jakby ćwiczyła. No
nie wygląda, bo dopiero zaczyna. Jest na początku swojej drogi –
podkreśla Katarzyna.
Ona
na siłownię też nie pobiegła od razu po przebudzeniu tamtego
ranka trzy lata temu. Nie miała na to ochoty. Uznała też, że to
za dużo wyzwań naraz. Na początku po prostu spacerowała.
– Kiedy
ludzie słyszą, że się nie katowałam, a jednak udało mi się
schudnąć, schodzi z nich napięcie, bo dowiadują się, że tak też
się da. Niektórzy nic nie robią, bo uważają, że spacer to żadna
aktywność fizyczna. A przecież można ściągnąć sobie
krokomierz, wpisać aktualną wagę, pójść na półgodzinny
spacer, żeby przekonać się, ile kalorii się spali. Gdy ważysz
dużo, to naprawdę schodzi się bardzo szybko z wagi, nawet jeśli
się tylko spaceruje – podpowiada rozmówczyni.
"To
nie autobus czy taksówka są największym problemem, a samolot.
Pierwszy stres pojawia się przy przydzielaniu miejsc. Jeśli
otrzymasz miejsce A, wciskasz się w okno i próbujesz siedzieć
bokiem. Jeśli zostaje Ci przydzielone miejsce C, za każdym razem,
gdy jedzie personel pokładowy z wózkiem, musisz się przesuwać,
ponieważ część Ciebie znajduje się na ich drodze. Miejsce B to
tragedia.
Twoi współpasażerowie nie są w stanie spuścić
podłokietników, a ich ruchy są mocno ograniczone. A jeśli osoba
przed Tobą będzie chciała się położyć, cały lot siedzisz
nieruchomo. Dlatego na odprawie prosisz o nieprzydzielanie miejsca po
środku. No i oczywiście - co jest kolejnym stresem - musisz
poprosić o dopinkę, ponieważ pasem w samolocie też nie jesteś w
stanie się zapiąć.
Takie wyrzucić na śmietnik
–
Chudniemy
z tego powodu, który dla nas jest na tyle ważny, że wytrwamy w
postanowieniu pół roku, rok, dwa lata, a potem będziemy umiały
się do końca życia pilnować, bo to nie jest proces, który
kończy się wraz z dojściem do wymarzonej
wagi. Naprawdę
nie
ma złych powodów. Oczywiście
zdrowie
jest bardzo ważne,
ale jeżeli ktoś nie choruje, czuje się dobrze i ma dobre wyniki
badań, to
oznacza, że
nie ma żadnego innego logicznego powodu,
dla którego chciałoby
się
podjąć tę walkę? – pyta retorycznie kobieta.
Choć
najczęściej argument zdrowia
podają
ci, którzy namawiają do zrzucenia wagi, to nie
zawsze
jest on w stanie zmotywować do zmiany.
Waga
a zdrowie – osobom, które unikają konfliktowych sytuacji, nie
poleca się poruszania tego tematu, zwłaszcza w sieci. Po dwóch
stronach barykady ustawiają się ci, którzy nie są skłonni do
choćby najmniejszej weryfikacji swoich poglądów. Zresztą jedna i
druga strona ma swoje argumenty, są też wyniki badań i oczywiście
doświadczenia.
Gdy
jedni twierdzą, że waga nie ma znaczenia, gdy mówimy o zdrowiu, bo
przecież osoby w tzw. normie też chorują (a czasami nadmiernie
eksploatują swoje organizmy), inni przytaczają dowody na to, że
jest odwrotnie. Konsensusu najczęściej próżno tu szukać.
Są
jednak i ci, którzy tak radykalni nie są, którzy podkreślają, że
liczą się akceptacja i szacunek do siebie, bo właśnie to sprawia,
że jesteśmy dla samych siebie ważni i chcemy dbać o siebie.
Wszystkiego
na wagę zrzucać jednak się nie da, a z tym spotyka się na co
dzień wiele osób. Historie, którymi z Katarzyną podzieliły się
kobiety, czyta się z zaciśniętym żołądkiem. Historie, które w
wielu przypadkach, zostały opowiedziane po raz pierwszy.
"W
wieku 18 lat poszłam na wizytę do ginekologa, który cały czas
komentował mój wygląd. Co gorsza, podczas badania obok niego
siedział kolega, inny ginekolog. Musiałam słuchać ich wymiany
zdań na temat mojego wyglądu. Jeden z nich powiedział mi, że
jeśli będę tak wyglądać, to o dziecku mogę pomarzyć. Płakałam
na fotelu w trakcie wizyty. Przez 3 lata bałam się iść do lekarza
w obawie przed krytyką".
"Jeden
profesor ginekolog powiedział mi w wieku 25 lat, że takie jak ja
powinno się na śmietnik wyrzucać. Stare, grube, niepłodne".
"Wytłumaczeniem
każdego mojego problemu była waga. Od pani ginekolog usłyszałam,
że jak mogę w takim wieku być taka gruba…".
"Miałam
lekką nadwagę, ale po wprowadzeniu deficytu kalorycznego krwawiłam,
więc poszłam do ginekologa na kontrolę. Co usłyszałam? ‘W
obozach koncentracyjnych nie było grubych, polecam mniej żreć’.
Na temat krwawienia oczywiście niczego się nie dowiedziałam".
"Poszłam
z dziećmi do lekarza i przy okazji poprosiłam o skierowanie na
wszystkie możliwe badania, bo nie mogłam zrzucić nadwagi, a on mi
przy dzieciach powiedział, że mam mniej żreć (tak dosłownie).
Okazało się, że u mnie poziom kortyzolu był przyczyną… Ale
mina moich dzieci wtedy była niefajna".
"Kiedy
straciłam dziecko i pojechałam do szpitala z dzidziusiem, który
umarł mi w brzuchu, usłyszałam od lekarza ‘nie rycz, twoje
dziecko nie żyje, bo jesteś gruba’. To mnie tak zabolało, że
nie powiedziałam o tym nikomu. Do teraz".
"Skoro
wspomniałam już o podróży samolotem, to jeszcze kilka słów o
wyborze wakacyjnego hotelu. Dwoma, bardzo istotnymi kryteriami są
leżaki i rodzaj wejścia do basenu. Leżak musi cię utrzymać, więc
wszystkie z cienkimi, metalowymi rurkami (lub, o zgrozo, z
przeplecioną przez nie siatką) nie wchodzą w grę.
Podobnie jak
strome, tradycyjne schodki do basenu. Szukasz zatem takiego hotelu,
który zaoferuje basen do którego wchodzi się stopniowo, po
spadzie. Zaczynając od wody po kostki. I potężne, drewniane leżaki
na grubych nogach. Na szczęście są portale, na które wraz z
opiniami o obiekcie ludzie dodają zdjęcia. Więc spędzasz godziny
analizując rzeczy, na które inni w ogóle nie zwracają uwagi".
Łatwiejszy dostęp
–
To
dla mnie szokujące komentarze. Nie wiem nawet, jak mam zareagować.
Oczywiście
zdarzało się, że czasem i ja słyszałam nieprzychylne słowa, ale
istotne jest to, jak silną ktoś ma psychikę, czy jest w stanie to
udźwignąć, zareagować. Wiele z tych dziewczyn do końca życia
będzie się obwiniać. Pamiętam
też historie dziewczyny, która miała wrodzoną, poważną wadę
serca, a lekarze mówili jej, żeby schudła – słyszę od
Katarzyny.
Rozmówczyni
naTemat nie uważa jednak, że wszyscy dyskryminują osoby otyłe,
nie oburza się na zasady, które obowiązują wszystkich. Przykład?
Ważenie w szpitalu.
– Jeśli
ktoś kazałby mi się zważyć, kiedy idę na operację, to nie
miałabym poczucia, że ten ktoś chce być złośliwy. Raczej
miałabym poczucie, że wie, co robi i że ta moja waga jest po coś
potrzebna – podkreśla.
– Nigdy
nie byłam roszczeniowa. Ludzie otyli nie chcą być traktowani w
sposób wyjątkowy.
Nie
wyobrażam sobie, że poszłabym do restauracji, a kelner przyniósłby
z innej sali krzesło i powiedział proszę sobie usiąść na tym
krześle, bo będzie pani wygodniej, tamte będzie na panią za małe,
albo gdyby kelner mnie zobaczył i powiedział, tu mamy taki
specjalny stolik, proszę za mną – dodaje.
Jednak
11 lat temu za drzwiami gabinetu lekarskiego zdarzyło się coś, co
sprawiło, że kobieta przez wiele lat unikała wizyty u ginekologa.
To miało być rutynowe badanie,
cytologia. W
jego trakcie lekarz
co chwilę podkreślał, że woli zajmować się szczupłymi
pacjentkami, bo ma "łatwiejszy dostęp".
"Jeśli
kiedykolwiek kupowaliście krzesła ogrodowe, to być może
zwróciliście uwagę, że większość z nich dostosowana jest do 90
kg. Jeśli dobrze poszukacie znajdziecie wersję do 110 lub 120 kg.
Chciałabym zatem, abyście wiedzieli, że człowiek wielkiej wagi na
samą myśl o krześle ogrodowym ma w głowie trzask pękającego pod
nim plastiku".
Prawie 100 kg później
– Gdy
patrzy pani dziś w lustro, kogo pani widzi? – zadaję ostatnie
pytanie podczas naszej rozmowy.
– Przede
wszystkim widzę najsilniejszą wersję siebie. Nie byłam świadoma,
do czego dążę, a tak naprawdę o to właśnie chodziło od samego
początku, żeby stać się najsilniejszą i najszczęśliwszą
wersją siebie. Wiem, że sama siebie nigdy nie zawiodę. Jestem z
siebie szalenie dumna – przyznaje Katarzyna.
Kiedy
jednak później wejdę na jej kontro na Instagramie, przeczytam taki
wpis:
"Dziś,
kiedy od wczorajszego popołudnia myślę o tym pytaniu dodałabym
jeszcze, że kobietę absolutnie świadomą swojej kobiecości. I nie
mam na myśli jedynie cielesności (chociaż nabrała ona zupełnie
nowego wymiaru), ale przede wszystkim, w końcu, sama traktuję
siebie jak jedną z tych kobiet, które zawsze podziwiałam.
Kobietę
z potężną siłą do działania, ale też z cudowną delikatnością
i eterycznością, na którą zawsze zwracałam uwagę u innych. I
nawet nie wstydzę się powiedzieć tego na głos. Tak, w końcu
jestem taką kobietą, jakiej obraz miałam w głowie od lat. Bo
dziś, jak nigdy wcześniej, czuję, że to co mam w sercu współgra
z tym, co pokazuje odbicie w lustrze".
"O
czym jeszcze nie powie otyła kobieta? Że zostając na noc u
chłopaka chciałaby obudzić się w jego koszulce. Albo, że
chciałaby móc założyć jego bluzę, kiedy jest jej zimno. Albo
tęskni. Ale jeśli Twój chłopak nie jest naprawdę potężnym
mężczyzną, możesz o tym zapomnieć".
Katarzyna Guzik swoimi przemyśleniami i doświadczeniami dzieli się z ludźmi na swoim profilu na Instagramie 100 kg lżejsza.