nt_logo

"Królik po islandzku", czyli dużo gołych bab i pieprzne poczucie humoru autorów książek dla dzieci

Helena Łygas

20 sierpnia 2022, 12:17 · 4 minuty czytania
Nieładnie mówić z pełnymi ustami. A śmiać się przy jedzeniu? Chyba można! Na ucztę - wyłącznie dla dorosłych - zapraszają tym razem Grzegorz Kasdepkę i Hubert Klimko-Dobrzaniecki. Nakładem wydawnictwa Wielka Litera ukazała się właśnie ich książka "Królik po islandzku" - 30 łajdackich anegdot i sporo żarcia w tle.


"Królik po islandzku", czyli dużo gołych bab i pieprzne poczucie humoru autorów książek dla dzieci

Helena Łygas
20 sierpnia 2022, 12:17 • 1 minuta czytania
Nieładnie mówić z pełnymi ustami. A śmiać się przy jedzeniu? Chyba można! Na ucztę - wyłącznie dla dorosłych - zapraszają tym razem Grzegorz Kasdepkę i Hubert Klimko-Dobrzaniecki. Nakładem wydawnictwa Wielka Litera ukazała się właśnie ich książka "Królik po islandzku" - 30 łajdackich anegdot i sporo żarcia w tle.
"Krolik po islandzki" - książka autorstwa Grzegorza Kasdepkego i Huberta Klimko-Dobrzanieckiego ukazała się nakładem wydawnictwa Wielka Litera ilustracja autorstwa Aleksandry Cieślak

To nie jest historia o jedzeniu, choć na pierwszy rzut oka może tak wyglądać. Ani też książka kucharska, mimo że przepisów tu nie brakuje. Czym więc jest "Królik po islandzku" autorstwa Grzegorza Kasdepkego i Huberta Klimki-Dobrzanieckiego? Przede wszystkim kompilacją pierwszych razów. Te zaś mają to do siebie, że bywają różne, ale zawsze emocjonujące. 


Konstrukcja jest prosta. Anegdota Sz.P. Autora nr 1, anegdota Sz.P. Autora nr 2, a do każdej przepis gratis. Myliłby się jednak ten, kto uznałby "Królika po islandzku" za ckliwy zbiór receptur ciotek (no, oprócz tytułowego królika).

Przykładowo. Oto Grzegorz Kasdepke przywołuje wyjazd z Ochotniczym Hufcem Pracy na zbiory papryk w Czechach. Jak na lata nastoletnie przystało, towarzyszyło mu żywe zainteresowanie "gołymi babami". Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło:

- Co sprzyja, pana zdaniem, rozwojowi wyobraźni? - pytają często specjaliści od literatury dla dzieci i młodzieży. "Onanizm" - ciśnie mi się na usta.

Czesi nie są zachwyceni cwaniakowaniem kwiatu młodzieży Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, więc ostatniego dnia dają im do szypułkowania dziwnie małe papryki. Chilli. 

Ostatnią noc bohater anegdoty spędzi pod gołym niebem z ówczesną sympatią. Może i dłonie przestały go już piec, wkrótce jednak to i owo zaczyna palić dziewczynę. Chce mu się płakać, ale chłopaki nie płaczą, nie?

Umiarkowanie upojna noc wraca dziś do Grzegorza Kasdepke przy okazji przyrządzania ulubionego sosu do serów – rzecz jasna na bazie chilli.

"Papryczki Boys don't cry" smakują nawet dzieciom, ale po co się dzielić – niech smarkacze dorosną do własnych smaków i wspomnień – konkluduje Kasdepke.

(ilustracja przepisu "Papryczki Boys Don't Cry" autorstwa Aleksandry Cieślik)

Na inskrypcję "Łajdackie opowieści z żarciem w tle" przewróciłam oczami, węsząc tu poklepywanie się po plecach facetów w kryzysie wieku średniego (wybaczcie, panowie). Tymczasem dostałam nie tylko łajdactwo, ale i czarny, a momentami też absurdalny humor. Fakt – momentami może i niewybredny, ale przez to nie mniej zabawny.

Poza tym jest też obiecane żarcie i to nie byle jakie. Co wolelibyście zjeść? Naleśniki Elvisa (na mące z kasztanów i mleku migdałowym)? Syrenę w sosie maślano-cytrynowym (seksowny smak polskiego wybrzeża)? A może Orgazm o północy na rozdrożu (do orgazmu niezbędny jest granat i rum)?

Smaki mają do siebie to, że skutecznie wekują wspomnienie. Taka tam magdalenka (tu: chleb z sosem pieczeniowym) i nagle wracają z pozoru dawno zapomniane szczegóły. I nie chodzi wcale o to, kto siedział z nami nad galaretką z nóżek w Sylwestra 1993. 

To, co na talerzu, jest osadzone wśród ludzi, miejsc, ale i czasu - tego prywatnego, ale i społecznego. Przygody parakulinarne Klimki-Dobrzanieckiego i Kasdepkego, może i są dwóch znanych pisarzy, choć nieznanych nam facetów, ale mimowolnie odsyłają i do własnych wspomnień.

Bo i kto nie ma w odmętach pamięci upchniętego bieda-studenckiego obiadu czy dziwacznego dziecięcego upodobania (chleb pieczony z masłem i cynamonem jedli?). 

Z autobiograficznymi opowiadaniami/anegdotami jest ten problem, że fala nostalgii porywa niekiedy nie tyle czytelnika, ile piszącego. W efekcie nie mamy już żywej opowieści, ale wspominki. Bywa, że w ciężkostrawnym sosie a la "kiedyś to były czasy". 

Tymczasem w “Króliku po islandzku” fakt, że gros historii dzieje się za tzw. komuny, nie ma większego znaczenia. Zamiast bajdurzenia przy ognisku, dostajemy raczej “ej, opowiem ci historię”. I to od tych dwóch znajomych, którzy historie zawsze mają najlepsze.

Mimo to, da się u Kasdepke i Klimko-Dobrzanieckiego wyczuć nostalgię - to nostalgia "mimochodem", czy też może nostalgia jako pewnego rodzaju postawa filozoficzna. Poszukiwanie straconego czasu pozbawione ckliwizny. 

Poszatkowanie “Królika…” na 30 historii ma też w sobie aspekt praktyczny. Rzecz w przypadku książki może i drugorzędna, ale w przypadku lektury bardziej rozrywkowej niż wiekopomnej - warta odnotowania. Rozdzialik można sobie przekąsić między przystankami tramwajowymi, w kolejce albo na leżaku między lodami a dyskusją ze współleżącymi.

No i nie ukrywajmy - ludzie wolni od ekranozy występują dziś w naturze na tyle rzadko, że powinni mieć własny rezerwat. Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto jest w stanie w minutę wciągnąć się i skupić na sążnistej powieści dotykanej ostatnio przed tygodniem (ach - i spamiętać jeszcze, co zdarzyło się na przedostatniej stronie).

Pisząc o “Króliku po islandzku” nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednej osobie - Aleksandrze Cieślak, która odpowiada za projekt graficzny, ale przede wszystkim ilustracje i kolaże. Wielokrotnie nagradzana (podobnie zresztą jak koledzy Kasdepke i Klimko-Dobrzaniecki) absolwentka warszawskiej ASP zrobiła z książki estetyczną perełkę - a to, w przypadku tego typu publikacji (raczej popularnych niż niszowych) jest rzadkością.

“Królik...” jest nie tyle “książką z obrazkami”, co spójnym projektem graficznym. W kolażach Aleksandry Cieślak pojawiają się elementy PRL-owskiej fotografii, ale też sztuki klasycznej i oczywiście “gołych bab”.

Przy czym poczuciem humoru artystka w niczym nie ustępuje kolegom. I nie obrażę tu chyba nikogo porównując to trio do zespołu starego “Przekroju” (tego Mariana Eilego). 

“Królik po islandzku” nie jest lekturą zmieniającą życie, nie ma też raczej szans zostać niczyją “nową ulubioną książką”. To po prostu 307 stron rozrywki. Napisałabym “inteligentnej rozrywki”, ale zawsze kojarzy mi się to z jakimś tyle snobistycznym, co nudnym zlotem fanów krzyżówek z “New York Timesa”.

Oczywiście anegdota anegdocie nierówna, ale jak z suto zastawionym stołem - każdy znajdzie coś dla siebie. I gdybym nie uważała wyświechtanego sloganu "idealna książka na wakacje" za obelgę - tak bym właśnie napisała. Smacznego!

Grzegorz Kasdepke i Hubert Klimko-Dobrzaniecki - autorzy książki "Królik po islandzku"

Czytaj także: https://natemat.pl/426400,olga-tokarczuk-maja-stasko-i-literatura-nie-jest-dla-idiotow