Śmierć przychodzi, kiedy chce. Niespodziewanie. Choć zdarza się jej zapowiedzieć. Tak mówią ludzie. Opowiadają, że można zobaczyć ją w lustrze. Że jeśli nieboszczyk się w nim odbije, to śmierć szybko nie opuści tego miejsca.
To dlatego ludzie zakrywają wszelkie zwierciadła czarnym materiałem. Myślą, że to coś da, że tak lepiej, że wtedy śmierć nie zapatrzy się na kogoś jeszcze, że nikt inny nie zajrzy w jej oczy za wcześnie. Ale jej nie da się przechytrzyć.
Ciemną nocą potrafi cierpliwie czekać na rozstaju dróg, przy krzyżu w lesie, dokładnie przy tym, do którego odprowadza się ciało zmarłego. Potrafi zrzucić zegarek z półki, zatrzymać wskazówki, kiedy się pojawi. A nawet jeśli ona tego nie zrobi, uczynią to bliscy nieboszczyka. Niech śmierć wie, że od tej pory aż do pogrzebu czas w tym domu się nie liczy.
Ale śmierć łapie za rękę, kiedy chce i kogo chce. Nie wolno wchodzić jej w drogę. Choć można poprosić, dać jej znak. Śmierć na pewno zrozumie. Można podnieść trumnę ze stołków, na której stała w jednej z izb domu, i wszystkie te stołki przewrócić. Po to, by szybko kolejna trumna na nich nie stanęła.
Co jednak z tymi, których łaskawie wypuszcza ze swoich objęć? Dlaczego pozwala im wrócić albo ich omija? Jaki układ z nią zawarli? Co z wampirami, ze strzygami, wiedźmami, czarownicami? Co z tymi, których posądzano o konszachty z diabłem? Co z tymi, którzy posądzali i takich powrotów się bali?
Pochówek antywampiryczny
Małgorzata Bartoszyńska, mieszkanka Dąbrowy Chełmińskiej: Od dawna było słychać, że tu mógł być jakiś cmentarz. Mój kolega opowiadał mi, że jak była ulewa, to z tej górki spływały kości, czaszki. Po drodze pływały. Gdy wracałam z pracy, jechałam z Fordonu rowerem tędy lasem, to sama się bałam, że może coś wyskoczyć w nocy.
Na tej górce – niewielkim wzniesieniu, którego najwyższym punktem jest cmentarzysko – prace miały trwać do 31 sierpnia, ale niespodziewanie skończyły się dzień wcześniej. Archeolodzy znaleźli ją, a właściwie jej szczątki, dokładnie 30 sierpnia 2022 roku, dokładnie przy starorzeczu Wisły w miejscowości Pień nieopodal Ostromecka, między Toruniem a Bydgoszczą. Znaleźli ją, czyli kobietę uznaną za wampirzycę.
– Tej osoby się obawiano, dlatego pochowano ją w taki sposób, żeby uniemożliwić jej powrót zza grobu, komunikację ze światem żywych. Świadczą o tym przedmioty, które w tym grobie zostały znalezione – mówi prof. Dariusz Poliński z Instytutu Archeologii UMK w Toruniu, który z zespołem badaczy prowadził wykopaliska w Pniu.
Gdy kobieta zmarła, a stało się to w XVII w., gdy złożono ją do grobu, nad jej szyją umieszczono żelazny sierp. Wierzono, że gdyby postanowiła wrócić, wstać, ostrze najpewniej by ją zraniło albo odcięło głowę. To jednak nie wszystko, bo na palcu lewej stopy zmarłej zawieszono trójkątną kłódkę. Można przypuszczać, że symbolizować miała zamknięcie pewnego etapu. Z czymś podobnym, z tymi dwoma elementami jednocześnie, naukowcy nie spotkali się nigdy wcześniej.
– Według naszej wiedzy, według źródeł dzisiaj dostępnych, prawdopodobnie jest to pierwszy tak zabezpieczony, jak to archeolodzy ujmują, pochówek antywampiryczny. W tej chwili możemy powiedzieć tylko tyle, że jest to pochówek stosunkowo młodej kobiety, która została złożona do grobu z dużą pieczołowitością, dbałością – podkreśla badacz biorący udział w ekspedycji archeologicznej dr Łukasz Czyżewski.
Kobieta, o czym świadczyć może choćby uzębienie zachowane w dobrym stanie, mogła mieć około 20 lat. Najpewniej pochodziła z dość majętnej rodziny, co można wnioskować po pozostałości nakrycia głowy, czepku wykonanym z jedwabiu.
– Jedwab na owe czasy był materiałem cennym. Niewątpliwie w pochówku osoby o niskim statusie społecznym, co do której nie odczuwano pewnego szacunku, tego typu znaleziska byśmy nie odnotowali. Świadectwem tych relacji ze zmarłą jest znalezisko koronki klockowej, czyli jedwabnej tkaniny z metalową, prawdopodobnie srebrzoną lub po prostu srebrną owijką wokół nici, która mogła się składać na fragmenty czepca, czy też była sama w sobie ozdobą głowy tej dziewczyny – dodaje dr Czyżewski.
Odmieńcy
Wszystko, co inne, budziło grozę, co niewytłumaczalne - wywoływało lęk. Za szerzące się choroby, epidemie dżumy i cholery dziesiątkujące społeczeństwo Europy, za tragedie dotykające lokalne społeczności, za śmierć dzieci, musiała być odpowiedzialna jakaś mroczna siła. Dlatego trzeba było znaleźć winowajcę – na przykład wampiry.
Nie trzeba było wiele, by zostać posądzonym o kontakty z siłami nadprzyrodzonymi. Zarówno w średniowieczu, w epoce oświecenia, jak i nowożytności, wystarczyło być choćby niewierzącym, chorym, starym, chromym, rudym, wyglądać inaczej niż pozostali. Za wampiry uznawano także tych, których mordowano lub samobójców.
I to właśnie wobec takich osób, po ich śmierci, stosowano pochówki antywampiryczne. Obrzędy i zabezpieczenia, które miały powstrzymać przed powrotem zza grobu. Tak czyniono na ziemiach polskich jeszcze w latach 30. XX wieku.
– W przypadku takich pochówków możemy często mówić o osobach, które wyróżniały się, były nietypowe dla danej społeczności. Mogły być to osoby z różnego typu fizycznymi lub psychicznymi defektami, które nadawały im niejako status odmieńców w danej grupie. Również z przekazów etnograficznych wiemy, że do XIX wieku tego typu ostracyzm mógł dotknąć na przykład starsze kobiety i osoby obarczone różnego typu chorobami psychicznymi - z defektami umysłowymi, wówczas przysłowiowych "wioskowych głupków" – wyjaśnia dr Łukasz Czyżewski.
Bano się także powrotu tych, którym za życia wyrządzono krzywdę. Obawiano się zemsty. – To nie tak, że ta osoba musiała koniecznie szkodzić, wręcz przeciwnie, mogła być po prostu zwyczajnie inna z wielu względów. Natura człowieka jest taka, że do kogoś takiego podchodzi z dużą rezerwą. Często wyrzuca odmieńca poza nawias społeczeństwa – zaznacza prof. Dariusz Poliński.
Prof. Dariusz Poliński: – Po śmierci takich osób mogło pojawić się przeświadczenie, że teraz tej osoby nie ma, ale nie wiadomo, czy w kontekście ówczesnej sytuacji - a przecież wierzono również w czarownice - nie będzie jakiegoś problemu. Uznawano więc, że może lepiej wykonać jakiś rytuał lub zrobić coś, co pozwoli się zabezpieczyć.
O inności trudno dziś jednak dyskutować, chyba że jej ślady znajdą się na kościach. Najczęściej nie ma opisów odpowiadających na pytanie, dlaczego akurat tej osoby się obawiano.
Niektórzy naukowcy przekonują, że wampirami najpewniej określano także ludzi chorych na wściekliznę lub porfirię. Objawami pierwszej choroby są m.in. światłowstręt, wodowstręt, ale i agresywne zachowanie, drugiej – blada cera, przekrwione oczy, obkurczanie dziąseł, przez co uwydatnienie zębów oraz nadwrażliwość na światło słoneczne.
Gryźć ziemię
Ludzie umierali, trafiali do grobu, a chwilę później grób ten otwierano. Dopiero wtedy zwłoki poddawano antywampirycznym procedurom. Niejednokrotnie z jamy grobowej dochodziły krzyki, jęki, hałasy wydawane przez nieszczęśnika, który obudził się w trumnie, a którego złożono do niej w wyniku pomyłki – wciąż żył. To jeszcze bardziej przerażało żywych i upewniało w słuszności podjętych działań.
Strach przed wampirami był tak ogromny, że bywało też i tak, że zwłoki na wszelki wypadek kaleczono od razu. Zabezpieczano się na wiele sposobów np. poprzez przebicie głowy, nóg, lub ich odcięcie.
– Głowę odcinano i układano w takim miejscu, żeby zmarły nie mógł po nią sięgnąć, czyli najczęściej przy stopach albo nawet za stopami. Czasami również między kośćmi udowymi. Jednak zdarzają się groby, gdzie były ślady dekapitacji, ale głowa jest blisko kręgosłupa. Prawdopodobnie dotyczy to pochówków skazańców, którym wymierzono karę. Nie obawiano się jednak, że oni wrócą – mówi prof. Poliński.
Bardzo dziwne groby, opowiada archeolog, odkryto podczas badań w Fordonie, czyli naprzeciwko miejsca – po drugiej stronie Wisły – w którym znaleziono szczątki kobiety uznanej za wampirzycę. Tam w XVII i XVIII wieku na stosach miały płonąć czarownice.
– Na cmentarzu było kilka pochówków, gdzie pierwotnie zasłonięto dachówkami głowy zmarłych, tak, by nie mogli niczego zobaczyć. Musiał być jakiś cel tego zabiegu. Jaki? Do końca nie wiadomo. Na naszym stanowisku w Pniu były szczątki osoby, która nie miała śladu dekapitacji, ale wokół głowy ułożone kamienie. Ciężko to zinterpretować, bo możliwości jest wiele – podkreśla naukowiec.
Kamienie służyły także do uszkadzania ciała, do miażdżenia głowy lub kości stóp. Natomiast kołkiem przebijano serce, brzuch. Podcinano ścięgna. Na klatce piersiowej kładziono ciężki głaz. W opracowaniach etnologów, kulturoznawców, ludoznawców, pojawiają się także przedmioty z żelaza.
Na wszelki wypadek trumnę zabezpieczano metalowymi obręczami. Zmarłych odwracano twarzą do ziemi, aby wgryzali się w ziemię. Układano ich również w pozycji embrionalnej. Takie znalezisko archeolodzy odnaleźli w 2008 roku pod płytą Rynku Głównego w Krakowie – sześć szkieletów kobiet z XI wieku, w tym cztery pozbawione głowy.
Na pochówek antywampiryczny badacze natknęli się również w Sanoku. Na nekropolii w pobliżu cerkwi pogrzebano człowieka, którego pozbawiono kości strzałkowych i skokowych. Człowieka tego obawiano się najpewniej dlatego, bo był hermafrodytą.
Jednocześnie, mimo tak okrutnych praktyk, w wielu miejscach modlono się za duszę zmarłego. Gdyby wrócił jako upiór, mógł przecież nie tylko straszyć, zabijać, ale i, jak wierzono, wykorzystywać seksualnie tych, którzy żyli.
Kontakty z diabłem
Nic nie wskazuje na to, by kobieta, której szczątki archeolodzy znaleźli na cmentarzysku w Pniu, była uśmiercona lub by ktoś próbował zbezcześcić zwłoki.
– Sam fakt, że ciało zostało złożone do grobu w obrębie cmentarza, na którym spotykamy pochówki innych osób tej społeczności, zdecydowanie świadczy o tym, że pod tym względem pochówek był standardowy – podkreśla dr Łukasz Czyżewski.
– Na tym szkielecie nie ma śladów jakiejś ingerencji, gwałtownej śmierci, nie odcięto jej głowy. Nie ma śladów, które wskazywałyby na to, że jest to osoba, która została skazana, pozbawiona życia przez ówczesną jurysdykcję karną, pochowana w niedbały sposób. Zachowana była również stosowana wtedy orientacja na osi wschód-zachód, z głową od strony zachodniej – wyjaśnia prof. Dariusz Poliński.
Nie można mówić o braku szacunku również dlatego, że kobietę tę pochowano z ogromną dbałością, na dość dużej poduszce, której zarys został odsłonięty podczas badań. Gdyby doszło do jakiejkolwiek napaści, pochówek wyglądałby inaczej. A to nie zdarzało się znowu tak rzadko.
Skazywane, zabijane, a wcześniej poddawane najbardziej wymyślnym, niewyobrażalnym torturom, były osoby oskarżane o czarną magię – głównie kobiety. Tu też wystarczyła plamka na ciele, znamię, aby spłonąć na stosie. Czarownicami nazywano te kobiety, które wiedziały więcej (stąd określenie wiedźmy).
Zawadzały one niektórym mężczyznom, wchodziły im w drogę, a raczej ich interesom. Oskarżenie o pakt z diabłem wystarczyło, by kobietom przypisać wszelkie, nawet wyimaginowane winy, odpowiedzialność za pożary, śmierć, nieszczęścia.
– Czarownice najczęściej były palone na stosie, więc trudno mówić o jakichś specjalnych grobach. Wiemy o tym, co się działo, raczej z relacji pisanych. Owszem, są znane cmentarze lokowane przy szubienicach, miejscach związanych z wymierzaniem kar, ale to są innego rodzaju nekropolie. Osoby, które zabito wyrokiem ówczesnych sądów, były traktowane w inny sposób. Najczęściej po prostu chowane na osobnych cmentarzach albo poza cmentarzami, poza strefą sepulkralną – podkreśla prof. Poliński.
Archeolog wyjaśnia, że w Polsce znane są tego typu obiekty, szczególnie na terenie historycznego Śląska. Istnieją również relacje dotyczące uśmiercenia całych rodzin podejrzanych o kontakty z diabłem lub niedozwolone praktyki.
Z ciałem skazańca postępowano w sposób niedbały. Zwłoki były czasami okaleczane, szkielety niekompletne, wrzucane byle jak do grobu, jeśli w ogóle tam trafiały.
– Szczątki były także rozczłonkowane, choćby poprzez tortury, którym byli poddawani skazańcy, czy też osoby podejrzane o czarostwo. Tym ludziom łamano kości kołem, wieszano ich, ścinano im głowy, a potem niedbale chowano lub po prostu zasypywano w grobach – wyjaśnia dr Łukasz Czyżewski.
Dwa cmentarze
Radosław Ciechacki, wójt Dąbrowy Chełmińskiej: – Takie legendy o specyficznych miejscach krążyły, jak w każdej gminie. Mieszkańcy nam opowiadali, że podczas prac polowych, spacerów po lesie, znajdowano jakieś szkielety, kości, czaszki.
– A co mówiło się o tym miejscu?
– To miejsce objawiało się taką tajemniczością, niezbadanym terenem. Mówiło się, że coś się pojawia, że gdzieś tam coś straszy, że gdzieś coś chodzi, coś znika…
To miejsce to pozostałość po dwóch cmentarzach, o czym świadczą efekty pracy archeologów z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Pierwszy raz w Pniu pojawili się w 2004 roku. Profesor Poliński został poproszony o sprawdzenie terenu, na którym w tym roku odnaleziono pochówek antywampiryczny.
– Sprawdziliśmy to za zgodą konserwatora i okazało się, że jest kilka poziomów grobów oraz są pozostałości dwóch cmentarzy. Nie tylko siedemnastowiecznego, ale również z drugiej połowy X i początku XI wieku. Groby z tego starszego okresu znajdowały się głębiej i w sumie odsłoniętych zostało jedenaście, często z bardzo bogatym wyposażeniem – jaskrawo innym niż w przypadku nekropolii z XVII w. - z biżuterią, srebrną z kamieniami, z kolią paciorków z lapis lazuli, z przedmiotami luksusowymi – mówi prof. Poliński.
Badania prowadzono w Pniu w latach 2005- 2009. Po przerwie archeolodzy powrócili tu latem tego roku, by zająć się nekropolią siedemnastowieczną, najprawdopodobniej protestancką, choć nie można mieć co do tego 100 proc. pewności, gdyż ówczesna ludność była mieszanką etniczną i wyznaniową – mowa choćby o mennonitach, luteranach i katolikach. Tegoroczne prace miały mieć charakter weryfikacyjno-ratowniczy.
– Przez wiele lat był to nieużytek, ale od pewnego czasu trwają tam prace rolne. Stwierdziliśmy, że czaszki są już uszkodzone, jamy zniszczone, więc dalsza eksploatacja tego terenu spowoduje wyorywane tych kości, niszczenie grobów. Nie powinno dochodzić do takiej sytuacji. W końcu jest to miejsce spoczynku tych osób, więc nie można pozwolić, żeby te kości były rozwleczone – podkreśla szef ekspedycji archeologicznej.
Pojawiła się również szansa, o czym poinformował wójt Dąbrowy Chełmińskiej, by w Pniu koło Ostromecka stworzyć skansen archeologiczny. Gmina zapowiedziała podjęcie działań, które pozwolą pozyskać działkę. Teren należy do Skarbu Państwa, zarządza nim Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa, a dzierżawi osoba prywatna.
Prof. Dariusz Poliński: Wstępny ogląd już był. Natomiast teraz potrzeba czasu, by dowiedzieć się czegoś więcej, bo trzeba by do tego wykorzystać różne specjalistyczne metody. Będziemy starali się pozyskać środki, żeby można było pewne badania przeprowadzić. Taka najbliższa czynność to poddanie szkieletu tomografii. W planie są też badania genetyczne, które mogą wiele wyjaśnić.
Dr Łukasz Czyżewski: Jeśli chodzi o sam pochówek, antropolog będzie w stanie określić wiek zmarłej, ewentualne przebyte choroby, czy niedoskonałości, które mogły sprawić, że była ona uznana za osobę wyjątkową w tamtej populacji. Być może uda się określić, na co chorowała, co sprawiło, że była w taki, a nie inny sposób, odbierana przez tę społeczność.