Internetowa wyszukiwarka wypluwa odpowiedź na zapytanie o warsztaty tantry – kilkanaście albo i kilkadziesiąt ofert. Jest coś dla par i dla singli, są hasła typu przebudzenie, multiorgazmiczna relacja, czuła obecność albo przepływ energii.
Nie mam pojęcia do kogo zadzwonić, kto byłby najlepszym przewodnikiem po tym świecie. Zaglądam na kilka stron, zapisuję kilka numerów, ale mam coraz więcej wątpliwości. Nie wszystkie opisy wzbudzają moje zaufanie, choć o tantrze wiem niewiele. I to właśnie dlatego kontaktuję się z dwiema seksuolożkami i dlatego podążam za ich wskazówkami.
– Tantra może pomóc w wielu przypadkach, ale trzeba świadomie wybierać prowadzących, nauczycieli, przewodników, bo to jest praca na najsubtelniejszych emocjach i na naszych najbardziej bolesnych ranach – usłyszę później od jednej z uczestniczek warsztatów.
Ale wtedy, na początku, jeszcze tego nie wiem. Przypuszczam, że Dawid Rzepecki musiał być zdziwiony, gdy zadzwoniłam do niego i zapytałam, czy mogłabym przyjrzeć się warsztatom, bo chciałabym o tym napisać. Chciałam być gapiem podczas tak intymnego procesu…
Usłyszałam, że nie ma takiej możliwości, by ktoś z zewnątrz wszedł na zajęcia i z boku obserwował, co się dzieje. Podstawą jest poczucie bezpieczeństwa uczestników, szacunek do nich i ich zaufanie do prowadzących i grupy.
Dlatego istnieje też zasada, której wierni są wszyscy zainteresowani – nie wynosimy z warsztatów czyichś historii, nie opowiadamy szczegółów, nie mówimy, co dokładnie robimy.
Wszystkiego opowiedzieć nie można, ale wszystkiego nie trzeba, by zrozumieć, czym jest tantra…
Tantra to świadomość
Nie będzie przymusu nagości, nie będzie nauki pozycji seksualnych, które wyniosą tę część życia na zupełnie inny poziom, a już na pewno nie będzie żadnej orgii. Jeśli ktoś liczy na pikantne kawałki, może się rozczarować.
Jednak ci, którzy debiutują na warsztatach tantry dla par prowadzonych przez Zosię i Dawida Rzepeckich, muszą zderzyć się z czymś, co być może jest dużo trudniejsze niż nagość. Muszą poczuć samych siebie, dostrzec swoje emocje i przestać odwracać się od swoich cieni i swoich potrzeb, bo tantra oznacza świadomość.
– Pracujemy nad całym spektrum rozwoju świadomości. Najpierw indywidualnie, a potem patrzymy na relację. Wiele osób sądzi, że związek jest fajny, jeśli spotkamy fajnego partnera albo fajną partnerkę, a jeśli przestaje być fajny, to zmienimy na kogoś innego i wtedy będzie dobrze – mówi Dawid.
Słyszę, że takie podejście jest infantylne, niedojrzałe, bo to, jak wygląda relacja, zależy od tego, co każda ze stron w nią wkłada.
– Odpowiedzialność leży po twojej stronie. Ty masz swoje 50 proc., druga osoba ma swoje 50 proc. I dopiero z tego wkładu powstaje "my". Nasze kilkunastoletnie doświadczenie pracy z parami podpowiada, że aby ta tantra w seksie była tak święta, jak mówi tradycja, trzeba być do tego naprawdę przygotowanym. Jeśli jesteśmy w jakichś wewnętrznych rozsypkach, to wnosimy to również do łóżka. Żeby tantra zasilała relację na długo, musimy się cofnąć do podstaw – podkreśla nauczyciel tantry.
Pary, które przyjeżdżają na takie spotkanie, mogą nie mieć pojęcia, jak będzie wyglądał ten proces, co akurat nie dziwi – przecież tantra większości z nas kojarzy się z seksualnością – dlatego niejednokrotnie przywożą na warsztaty swoje oczekiwania.
Zosia Rzepecka: – Kiedy pary pytają nas, jak to w tym seksie zrobić, żeby było wow, to mówimy, żeby odłożyły orgazm na półkę. Możemy się kochać tak, jak lubimy i przeżywać orgazm, to jest super sprawa, ale od czasu do czasu warto włączyć praktykę, która polega na spotkaniu.
Dawid Rzepecki: – Czasami pary mówią, ale jak to, jak ma nie być tego orgazmu? Jeśli mamy do tego nie dążyć, to o co chodzi? No właśnie chodzi o bycie. Bądź w seksie, a nie uprawiaj go. Seks to nie jest tylko jakieś działanie, jakaś aktywność. Pełnia seksu jest wtedy, kiedy wyrasta z obecności. Jestem obecny duchem, ciałem, emocjami. W tantrze chodzi o świadomość. Nie o przyjemność, nie o pozycje, tylko o świadomość.
W warsztatach tantry może wziąć udział każdy – przepustką nie jest staż związku, ale chęć rozpoczęcia wspólnej podróży, która pozwoli budować relację na zdrowych fundamentach.
– Choć zdarza się i tak, że zapisują się na nasze warsztaty osoby, które jeszcze nie mają partnera czy partnerki. Czekają na nie, licząc na to, że do ich rozpoczęcia kogoś znajdą – opowiada Zosia.
Państwo powinni się rozstać
W życiu człowieka są dwa stany, które popychają go do zmian – inspiracja albo desperacja. – Nas dotyczyło to drugie – przyznaje Kinga Wójcicka. Kilka lat temu jej małżeństwo przechodziło ogromny kryzys. Rozpad związku wydawał się nieunikniony.
– Jesteśmy parą z 25-letnim stażem. Właściwie mieliśmy się rozstać. Nawet doradzało nam to kilku terapeutów – wspomina kobieta.
Mimo wszystko ona i jej mąż nie chcieli się poddać. Koło ratunkowe, na które początkowo Kinga spoglądała nieufnie, rzucili małżeństwu internauci.
– Pamiętam jak dziś, siadłam do Facebooka i napisałam na pewnej grupie samorozwojowej: "Proszę, polećcie dobrego terapeutę par - takiego od spraw beznadziejnych". Zajrzałam następnego dnia i byłam oszołomiona, bo pod tym wpisem było dokładnie 176 odpowiedzi. Ponad 80 z nich brzmiało: jedźcie do Rzepeckich. Sprawdziłam więc, kim są "Rzepeccy" i byłam bardzo sceptyczna. W moim wyobrażeniu tantra była ostatnią rzeczą, którą chciałabym w takim kryzysie robić z moim mężem. Jednak ostatecznie uznałam, że 80 osób, czyli całkiem konkretna próba statystyczna, nie może się mylić – żartuje rozmówczyni.
Porozmawiała z mężem, zgodził się. Wpisali się na listę rezerwowych, myśląc, że poczekają przynajmniej rok na wolne miejsce, ale telefon zadzwonił tydzień później.
– Gdzieś z tyłu głowy były obawy, był jakiś wyobrażony obraz tantry związany z kamasutrą, może z poliamorią. Zasięgnęliśmy więc języka u osób, które uczestniczyły już w warsztatach U Zosi i Dawida. Wszyscy wypowiadali się o tym w samych superlatywach, więc uwierzyliśmy, że możemy się tam poczuć bezpiecznie – stwierdza Kinga.
Kinga: – To, co robią Zosia i Dawid, jest unikalne, nieporównywalne z niczym innym. Jest po prostu, jak sami mówią, "Tantrą Rzepeckich". Wyróżnia ich to, że żyją w zgodzie z wartościami, których nauczają. Przekazują tylko te nauki tantryczne i psychologiczne, które okazały się cenne w budowaniu ich długoterminowej monogamicznej relacji partnerskiej. Ich warsztaty porównałabym do bardzo, bardzo dobrej terapii dla par. Zarówno dla par na zakrętach, ale i dla tych, które mają się dobrze i chcą wzmocnić więź.
Rozbierzmy się
Ilu nauczycieli, tyle różnych podejść. Dlatego ktoś, kto wybiera się na warsztaty tantryczne, powinien sprawdzić, kim jest prowadzący/prowadząca, jakie wartości wyznaje. Tantra może mieć te same narzędzia i wspólną ogólną narrację, natomiast sposoby przeprowadzania przez proces mogą być odmienne.
– Np. takie, że na pierwszym warsztacie, pierwszego dnia wszyscy się rozbierają. Jest to wręcz wymagane przez prowadzących, bo jeśli przyjeżdżasz na warsztaty tantry, to oznacza, że jesteś na to w jakimś stopniu gotowy, a jeżeli tego nie chcesz zrobić, to nie jest miejsce dla ciebie. Jest to uczciwe podejście, bo można pracować z ludźmi, którzy już przepracowali temat wstydu. My podchodzimy do tej kwestii inaczej. Zapraszamy każdego, ponieważ bardzo powoli, uważnie, krok po kroku, przeprowadzamy przez proces akceptacji swojego ciała, bez porównywania się, bez oceny – przekonuje Dawid.
Zosia: – Wiele osób boi się przyjeżdżać na tantrę, bo obawia się takich sytuacji. Naprawdę trzeba podchodzić do tego procesu ostrożnie, powoli, z gotowością, bo jest to delikatny, wrażliwy temat związany z ciałem, ze wstydem, poczuciem winy, czasami z jakimiś nadużyciami, przekroczeniami. Dla nas ważne są praca i pogłębianie relacji w poczuciu bezpieczeństwa. Nam nie zależy na tym, żeby ludzie się rozebrali, nam zależy na podnoszeniu świadomości. Nie chodzi o to, żeby pokonywać to, co w tobie się dzieje. Uczymy ludzi przyglądać się temu i dbać o siebie.
Dawid: – Podstawą naszego BHP jest zasada: nic na siłę. Jeśli nie chcesz się rozbierać, to w ogóle się nie rozbieraj. Mało tego, dbamy o to, że jeżeli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, niech rozstrzygnie je na korzyść poczucia bezpieczeństwa, a nie na korzyść przeskakiwania jakiegoś progu, wychodzenia ze strefy komfortu. Nie chcemy, żeby ludzie wychodzili poza strefę komfortu, tylko ją poszerzali.
Bywa i tak, że do Zosi i Dawida zgłaszają się pary, które zetknęły się już z tantrą gdzieś indziej, ale to doświadczenie tylko ich od siebie oddaliło.
– Mówią: "Tantra to chyba nie dla nas. Ostatnim razem tylko się poraniliśmy i nie wiemy, jak wrócić" – opowiada Zosia. – Są ludzie, którzy szukają szybkiego seksu, ale to nie u nas – dodaje Dawid.
Wieść o tym, że u Rzepeckich jest inaczej, że u nich jest bezpiecznie, rozchodzi się pocztą pantoflową, dlatego czasami na spotkanie z nimi trzeba trochę poczekać – kilka, a nawet kilkanaście miesięcy.
"Chcesz się rozstać czy budować relację? Jeśli budować, to jedź do Rzepeckich" – żartują niektórzy.
Warsztaty czas rozpocząć – rozluźnijmy się
Wiadomo, że na zaawansowanych warsztatach atmosfera będzie kameralna, a przynajmniej taka jest obietnica. Kolejne pary pojawiają się na miejscu, więc uczestnicy zaczynają się poznawać, jak mówią niektórzy, krążyć wokół siebie – w pozytywnym znaczeniu. To ważne, bo będą tworzyć grupę, z którą będą się dzielić jakąś częścią swojej intymności. Oczywiście taką, na jaką pozwolą.
Warsztaty rozpoczynają się rozmową, wyjaśnieniem, co, jak i dlaczego. Niektórzy właśnie w tym momencie oddychają głębiej, wiedząc, że nikt nie będzie ich tu oceniał, zmuszał do czegokolwiek, że każdy będzie zaopiekowany.
Niektórzy są pospinani. Zabrali ze sobą na ten wyjazd swoje codzienne stresy i napięcia. Nie tak łatwo się tego pozbyć. Dobrze wiedzą o tym Zosia i Dawid.
– Pracujemy nad przekonaniami, mówimy, po co to robimy, co to nam da, a jednocześnie pracujemy z ciałem po to, żeby je rozluźnić, żeby tych napięć trochę zrzucić. Nieraz spotykaliśmy się z tym, że ktoś do nas przyjechał i od razu zaznaczał, że chce się tutaj nauczyć przeżywać kosmiczne orgazmy, chce wiedzieć, gdzie wcisnąć, co zrobić, żeby jego partnerka też ich doświadczyła. Już, teraz – opowiada Zosia.
Jednak teraz jest czas na ćwiczenia, które pomogą się rozluźnić. Nauczyciele wyjaśniają, że to pozwoli naszej życiowej energii, seksualnej, swobodnie krążyć w ciele. Do pracy z ciałem Zosia i Dawid wykorzystują różne metody, choćby metodę Lowena. Pojawiają się też techniki medytacyjne.
Dawid: – Krok wstępny to rozluźnienie ciała, po to, by można było poczuć to, co jest głębiej. Dajemy na to miejsce i akceptację. Jeśli jesteś w stanie spotkać się ze sobą, to wtedy prowadzimy równoległy wątek – spotkanie z partnerem. Mówimy, że pracujemy na 3 poziomach, każdy ze sobą samym, na poziomie relacji i na poziomie grupy.
Tantra to nie tylko seksualność, ale akurat ona została wyeksponowana, ponieważ w naszej kulturze – i nie tylko naszej – temat seksu wciąż jest tematem tabu. Ile jest miejsc, przestrzeni, gdzie można pracować nad rozwojem seksualnym? Odpowiedź jest prosta, niewiele.
Jeśli ktoś udaje się do seksuologa, zwykle robi to, bo boryka się z jakimiś problemem, może z jakąś patologią, deficytami. Tantra też nie omija deficytów, pracuje nad nimi, ale jednocześnie eksploruje zupełnie nowe obszary.
Zosia: – Tantra to doświadczenie, które może być dla nas bramą do obudzenia się tu i teraz. Moje ciało, moja zmysłowość, seksualność rzeczywiście mogą być dla mnie czymś, co pomoże mi doświadczyć tego momentu, tej chwili, tego, o czym tak dużo się mówi.
– Tantra oznacza pewną alchemię, która jest skutkiem spotkania dwóch biegunów. Możesz sobie wyobrazić dzień i noc, wdech i wydech, kobietę i mężczyznę, aktywne i receptywne. Tantra pracuje w ten sposób, że te bieguny harmonizuje, by mogły one wejść ze sobą w rezonans, by powstała z tego trzecia wartość, która jest poszerzeniem. Wszystko to zaczyna się indywidualnie w każdym z nas, czyli moja wewnętrzna praca tantryczna polega na zbalansowaniu mojego wewnętrznego kawałka męskiego i żeńskiego, albo inaczej mówiąc, aktywnego i receptywnego – wyjaśnia Dawid.
Kontakt ze swoim ciałem
Kinga i jej mąż ocalili swoje małżeństwo. Zrozumieli, że brakującym ogniwem do sukcesu w ich relacji jest bliskość. – Im jesteśmy bliżej ze sobą na poziomie ciała, niekoniecznie seksualnie, tym bardziej to służy naszemu związkowi – zaznacza.
Dzięki tantrze zrozumiała także, że jej największym afrodyzjakiem jest to, że niczego nie musi, że zawsze może powiedzieć "nie". I to "nie" zostanie przyjęte.
– Byłam jedną z wielu kobiet, które uważają, że kiedy zgadzają się na bliskość, to automatycznie otwierają partnerowi drogę do zbliżenia seksualnego. Prawda jest taka, że kobiety często potrzebują więcej czasu niż mężczyźni aby "poczuć chęć" aby ich "nie wiem" mogło zmienić się w "chcę". Jeśli nie są pewne, czy ich odmowa spotka się z akceptacją i brakiem odrzucenia, każde ich "nie wiem" będzie a priori zamieniać się w "nie" lub co gorsza będą się jednak zgadzać, udawać i przekraczać siebie – przyznaje Kinga.
Kinga: – Tantra pozwoliła mi rozbroić ten schemat. Nauczyła nas jako parę spotykać się w tym, co jest bez oczekiwań i dążenia do czegokolwiek. Zamieniła nasze wyścigi po orgazm w czułą obecność. Dała przestrzeń na moje – ale również mojego partnera – "nie" bez poczucia winy, zranienia czy odrzucenia. I paradoksalnie, z tego miejsca, moje "nie wiem" dużo szybciej i częściej zaczęły zmieniać się w autentyczne "chcę!". Dzięki Tantrze zrozumieliśmy, że dobra satysfakcjonująca intymność rodzi się w miejscu, gdzie oboje czujemy się bezpiecznie, przyjęci przez partnera w pełni, tacy, jacy jesteśmy.
Kinga i jej mąż nie poprzestali na jednych warsztatach. Wzięli udział w kolejnych poziomach zaawansowania. – Chcieliśmy wracać, bo doświadczyliśmy tam bliskości i otwartości na siebie jak nigdzie indziej. Myślę, że mogło to się wydarzyć dzięki bezpiecznej przestrzeni, którą tworzą Zosia i Dawid. Tu nigdy nikt nie przekracza twoich granic, do niczego cię nie zmusza. Jeśli są ćwiczenia, które są bardziej intymne, robi się je w pokojach. Dzięki temu ten proces jest uleczający również na poziomie indywidualnym, w akceptacji i kontakcie ze swoim ciałem – słyszę.
Cienie z przeszłości
– Myślę, że wiele osób jest zaskoczonych. Jadą odkrywać nowe przestrzenie w seksualności, jakieś klucze do rozkoszy, a to od czego zaczynają tę podróż, to tak naprawdę spotkanie ze swoimi cieniami z przeszłości. Ale to jest jedyna właściwa droga – mówi Iwo Ina Łaźniewska.
W tę drogę ona i jej mąż Jerzy wyruszyli 8 lat temu. To miał być prezent na 25 rocznicę ślubu. W ich relacji wszystko układało się dobrze. Byli ze sobą blisko, byli dla siebie wsparciem, byli oddanymi sobie ludźmi.
Iwo Ina: – Wydawało nam się, że naprawdę niczego nam nie brakuje, ale szukałam czegoś dla wsparcia duchowego naszej relacji. Wtedy jeździłam już na kobiece warsztaty, na kobiece praktyki duchowe, sama też prowadziłam kręgi kobiet. Czułam, że duchowo osadzam się w kobiecym świecie. Chciałam głębiej, chciałam więcej, bardziej, dlatego uznałam, że albo będę kontynuować tę ścieżkę sama i po prostu zaczniemy przestawać się rozumieć, bo będziemy mówili innymi językami, albo znajdziemy sposób, żeby podróżować przez życie razem na takiej głębokości, do której już tęskniłam.
Jerzy: – Nie miałem kontaktu z takimi rzeczami, ale pomyślałem, dlaczego nie? Oczywiście tantra kojarzyła mi się z seksualnością, więc ten temat mnie interesował. Myślę, że taka była moja motywacja z męskiego punktu widzenia. Dopiero potem dowiedziałem się, że to nie jest tylko o tym. Te warsztaty bardzo mnie zmieniły, moje podejście nie tylko do relacji, ale i do patrzenia na świat.
Ina i Jerzy weszli w miejsce, gdzie nie ma oceny, gdzie mogli być ze sobą szczerzy, gdzie dali sobie możliwość usłyszenia siebie nawzajem, zobaczenia siebie. – Na warsztatach mogą wyjść pewne rzeczy i to jest trudne. Sam tego doświadczyłem. Też mieliśmy takie historie. Okazało się, że żyłem w nieświadomości, bo czegoś nie wiedziałem z przeszłości mojej partnerki. Poznanie tego jest uleczające, ale często niełatwe – przyznaje mężczyzna.
Para zapisała się na warsztaty u Zosi i Dawida – staż składający się z 3 tygodniowych wyjazdów. Już pierwszego wieczoru dowiedzieli się, że w trakcie prawie całego pierwszego pobytu obowiązuje zakaz seksu. Jednak nie była to ostatnia wiadomość, która ich zaskoczyła. Kolejna – na tym warsztacie nie będzie nagości.
– Dopiero w toku bardzo świadomego wchodzenia, krok po kroku, w zbudowaną na poczuciu bezpieczeństwa swoją nową seksualność, nie nawykową, tylko odnalezioną, będziemy wchodzić w te kuluary tantryczne, samemu decydując na jaką głębokość i na jakich zasadach. Poczułam się od razu bardzo bezpiecznie, bo przyjechałam na staż jako kobieta po poranieniach, po nadużyciach, po gwałcie. Ten komunikat, że będę się najpierw uczyła granic, odkrywała, czym jest bezpieczeństwo w intymności, bez presji, spowodowało, że się odprężyłam i mogłam zaufać prowadzącym. Wiedziałam, że w żadnym momencie nie poczuję się do niczego przymuszona. To ważne, bo ja z przymusem raz w życiu musiałam się już spotkać – podkreśla Iwo Ina.
Ina przyznaje, że wcześniej sama wielokrotnie karała się za to, co się wydarzyło w przeszłości, wnosząc poczucie winy do sypialni. Tamta historia powodowała, że czuła się gorsza jako kobieta, a to z kolei powodowało, że w różnych sytuacjach pozwalała się "delikatnie nadużywać". Nie rozpoznawała, że to robi.
– Tu uczyłam się tego, że aby ta intymność mogła się wydarzać w spokojny, święty, jak to określa tantra, sposób, pierwszym krokiem jest nauczenie się swoich granic, uszanowanie ich, oraz rozpoznawanie granic drugiego człowieka, z którym wchodzimy w taką niezwykle subtelną przestrzeń, jak choćby sam kontakt w nagości, ale jeszcze nie seks – mówi kobieta.
– Szybko poczułam: Wow, to jest to, na co czekałam, a nawet nie wiedziałam, że po to jadę – dodaje.
Jerzy: – Nie można mówić szczegółowo o ćwiczeniach lub procesach, ale wszystko to, co się tam wydarza, jest na miejscu. Jest rozmowa, jest wymiana myśli, emocji w grupie. Natomiast jeśli chodzi o sferę intymną, to jest to wyłącznie praca ze swoim partnerem, partnerką. To jest proces. On się toczy i jeśli człowiek uczestniczy w kolejnych stażach, to tam są kolejne elementy, z którymi możemy się spotkać. I jednym z nich jest np. kwestia akceptacji swojego ciała. Jeśli stworzy się przestrzeń, gdzie nie ma oceny, porównań, to nie trzeba nawet żadnych warsztatów, żeby być nago z kimś innym, nawet z osobami, których się nie zna, np. na plaży.
Jakość dotyku
Trzy filary, trzy stopnie, które prowadzą do intymności – tak wygląda tantryczny proces, przez który przechodzi się u Zosi i Dawida. Co jest początkiem? Komunikacja. Pary uczą się rozmawiać, zarządzać konfliktem. Uczą się mówić o swoich potrzebach, nazywać je. Nie zawsze jest łatwo, ale nauczyciele mają na podorędziu techniki wykorzystywane w terapii.
– Co komunikacja ma do seksu? Dlaczego od razu nie możemy przejść do seksu? Jeżeli pojawiają się emocje, jeśli coś nie do końca odpowiada naszym potrzebom, a nie wiemy, jak o tym mówić, to rzeczywiście bardzo często się ranimy. Natomiast jeśli potrafimy rozmawiać, budujemy poczucie zaufania i bezpieczeństwa. Słyszysz mnie, przyjmujesz mnie z tym, co mówię, nie zaprzeczasz temu. Proponujemy specjalne rozmowy, żeby pary mogły poczuć, że się słyszą – wyjaśnia Zosia.
Jeśli udaje się nawiązać porozumienie i otworzyć, możemy zejść do kolejnego etapu – do bliskości. To też stanowi wyzwanie, zwłaszcza dla par, które są długo razem.
I tu muszę się zatrzymać. Zamykam oczy i próbuję, próbuję, ale nie potrafię przywołać obrazu żadnej pary z dłuższym stażem, dojrzałej, która bez skrępowania trzyma się za ręce, przytula się. Może ci, których znam, wstydzą się to robić w towarzystwie, bo sądzą, że nie wypada, a może zapomnieli, że tak też można? Może większość z nas z czasem się tego wyzbywa, bo tak się przyjęło...
– Pokazujemy jak pracować z dotykiem, jak dotykać, nie stymulować. Uczymy jakości, a nie tylko techniki. Mamy dużo masaży, które są konkretne. Pracujemy z przestrzenią G, pracujemy nad uzdrowieniem miejsc intymnych poprzez głębokie masaże powięziowe, ale to dzieje się na zaawansowanych warsztatach. Wszystko przychodzi z czasem – przekonuje Dawid.
Dawid: – Są techniki tantryczne, by ponownie, z uwagą wejść w bliskość. Pracujemy z technikami wschodnimi, ale i zachodnimi. Dzięki temu mamy narzędzia, by zajmować się emocjami. Na wschodzie tego nie było, tam jest tylko medytacja, a to jednak jest za mało.
Bliskość to i emocje, i ciało – dotyk, czułość. W tej pierwszej przestrzeni musimy odpowiedzieć na pytania, czy potrafię być ze swoimi emocjami, czy przyjmuje emocje, takie jak smutek, złość? Czy umiem je wyrażać, nie krzywdząc siebie i drugiej osoby? I w końcu, czy potrafię być z partnerem, który przeżywa swój smutek, swoją złość?
Rzepeccy uczą, że tu fundamentem jest akceptacja siebie samych takimi, jakimi jesteśmy, również kiedy jest nam trudno. Łatwo jest przecież być dumną/dumnym z siebie, gdy inni mnie podziwiają, ale gdy pojawiają się porażki, niekoniecznie.
Reguła wydaje się więc prosta, jeśli jestem ze sobą blisko, to jestem w stanie dać tę bliskość mojemu partnerowi, mojej partnerce, czyli zaakceptować jej/jego stany emocjonalne.
Zosia: – Uczymy pary, że bardzo ważnym etapem, zanim dojdziesz do seksualności, jest umiejętność bycia ze sobą w czułości bez dążenia do aktu seksualnego. To jest wielki problem, wielka czarna dziura relacji. Unikamy czułości, czując się zobowiązanym do tego, co później, dlatego nagle ucina się przestrzeń bliskości, nie ma dotyku, nie ma bycia przy sobie. Mówimy o dotyku więziotwórczym. Dotyku, który tworzy silne, zdrowe, fajne relacje. Dopiero z tego miejsca można pójść dalej.
Dawid: – Jeśli potrafimy być w czułości, potrafimy ze sobą spędzać czas, nie oczekując od siebie niczego, akceptując swoje stany emocjonalne, umiejąc o tym rozmawiać, wtedy dopiero możemy bezpiecznie zanurzyć się w życie seksualne. Tam czyhają różne wyzwania.
Poza seksualnością
Iwo Ina przyznaje, że była szczęśliwa, że menopauzę przechodziła już po doświadczeniu tantry, czyli jako kobieta świadoma swojej kobiecości i seksualności, świadoma swojego ciała, naturalności procesów i tego, że to nie jest żaden koniec, a jedynie kolejny etap. Dzięki temu było to dla niej dużo łagodniejsze doświadczenie.
Iwo Ina: – Tantra dała mi nową kobiecość, nową świadomość siebie w ogóle. Tantra rzeczywiście jest ścieżką duchową, ścieżką samoświadomości. Skontaktowała mnie z moim ciałem, z moimi potrzebami intymnymi. Tak naprawdę koło pięćdziesiątki odkryłam siebie jako kobietę seksualną, koło pięćdziesiątki świadomie zaczęłam doświadczać pierwszych orgazmów. Odkryłam, jakie są moje prawdziwe pragnienia w naszej relacji. Ale tantra wyszła daleko poza to, co kojarzymy z nią, czyli poza seksualność.
Ina i Jerzy pojechali na warsztaty nie jako para, która się ratuje, ale jaka para, której wydaje się, że nie ma sobie nic do zarzucenia, jako para, która chce się nagrodzić za 25 lat bycia razem. A jednak zaczęli odkrywać siebie na nowo.
– Odkrywaliśmy na kolejnych etapach, ile niewypowiedzianych, nienazwanych, nieodkrytych kawałków stoi między nami. Każde z nas skądś przyszło, każde ma swoją historię i każde wniosło ten pakunek cienia do relacji. Pakunek, który był chowany, żeby nie urazić partnera albo siebie, a tutaj się okazało, że możemy go bezpiecznie rozpakowywać przy sobie – przyznaje rozmówczyni.
– Teraz wiemy, że niezależnie od tego, co się wydarza, czy to radość, czy smutek, nam po prostu jest ze sobą dobrze. Nie mamy lęku, że jeżeli jakieś nieszczęście przyjdzie, to tego nie uniesiemy – dodaje.
Jerzy: – Okazało się, że jest bardzo dużo rzeczy, które potrzebujemy sobie zakomunikować. Często było to niełatwe, ale później się okazywało, że na tym można budować relację. Wcześniej nie miałem żadnego doświadczenia związanego z rozwojem osobistym, a tantra pozwoliła mi dotknąć tego świata, tej przestrzeni, co spowodowało, że się zainteresowałem. Dziś sami prowadzimy warsztaty dla par.
Doświadczenie komunii
Dopiero, gdy komunikacja i bliskość są – nazwijmy to – ogarnięte, nauczyciele tantry prowadzą ludzi do spotkania w seksualności. – Podstawą dla nas jest zatrzymanie się nad tą energią seksualną, żeby nie wejść w to rutynowo z tym, co znamy do tej pory, tylko żeby zatrzymać się i zobaczyć, że w drugim człowieku jest tajemnica, jest świętość, jest istota, która jest jakimś zjawiskiem, jest cudem życia – mówi Dawid.
– Niezależnie, czy warsztaty trwają weekend, czy tydzień, czy dłużej, to i tak zawsze jest praca z ciałem, z rozluźnieniem, ze zrzucaniem napięć, z pobudzaniem energii w ciele. Jest praca z oddechem, bo oddech jest podstawowym narzędziem pracy w tantrze. Jest praca energetyczna, wizualizujemy sobie różne rzeczy. Praca z dźwiękiem, umiejętność otwarcia się na dźwięczenie, bo na seks to się bardzo przekłada – dodaje Zosia.
Dawid: – A jeśli chodzi o intymność, to na sali będą inne rzeczy, takie, które nie powodują dyskomfortu, a w pokojach jeszcze inne. Później pary wracają do nas i rozmawiamy. W pokojach mogą już zrobić wszystko, czego chcą, ale to są naprawdę najbardziej zaawansowane warsztaty. My proponujemy spotkanie seksualne w jakiejś określonej formie i uczestnicy mogą to zrobić, ale dbamy o to, żeby czuli się komfortowo.
Zosia: – Jeśli czuję, że mogę być w bliskości i w prawdzie ze sobą i przy tobie, to wtedy w tym seksie nie muszę odgrywać lepszej wersji siebie. Nie muszę być super kochanką, nie muszę sprawić czegoś w 3 minuty, żebyś dosięgnął gwiazd. Swoboda, poczucie bezpieczeństwa, luz, który możemy mieć w seksie, naprawdę są bardzo ważne, ponieważ jesteśmy w łóżku, żeby się rzeczywiście ze sobą spotkać. Nie wchodzimy do łóżka z jakimś zadaniem, np. zróbmy sobie dobrze, zrzućmy napięcie.
Zamiast dążyć do realizacji celu, jakim jest orgazm, szukajmy spotkania – uczą Rzepeccy. Owszem, można stosować techniki tantryczne, ale nie ma magicznego guzika, który pozwoli szczytować.
– Nie ma takich rzeczy, że ktoś powie: tu przyciśnij, tam dotknij i jest orgazm. Nie ma. Za dużo jest do połączenia kropek, żeby to tak działało. Jeżeli jednak ten orgazm odłożymy na półkę i będziemy cieszyć się tym, co jest, to okaże się, że to połączenie seksualne nabiera wartości. Możemy się tym delektować, możemy zwolnić, przyspieszyć. Wtedy pojawia się doświadczenie komunii, to, co w tantrze jest takim diamentem – zjednoczenie. Dwoje staje się jednym. Nie ma Zosi, nie ma Dawida, pojawia się jeden świadomy, czujący organizm, który doświadcza tej synergii, o której mówiłem, tego czegoś więcej – zaznacza Dawid.
– Łącząc się, łącząc te bieguny w nas, rzeczywiście możemy wrócić do tego doświadczenia miłości, jedności – podsumowuje Zosia.
Zosia i Dawid Rzepeccy, czyli jak to się zaczęło?
Dawid: –Kiedy się spotkaliśmy, od razu poczuliśmy, że jest nam niezwykle blisko do siebie. Ja byłem wtedy po rozstaniu z moją poprzednią żoną. Czułem, że mam nagromadzonych sporo rzeczy do przepracowania z poprzednich relacji, a że nie chciałem przenosić tego do kolejnej relacji, postanowiłam być w celibacie.
Zosia: – Chciałam zbudować przyjaźń i zaufanie, zanim do tego łóżka wskoczymy. Czas celibatu był dla nas wyjątkowy, był błogosławieństwem. Mogliśmy po swojemu odkrywać bliskość w intymności. Nasze ciała robiły różne rzeczy, my za tym podążaliśmy, a później, gdy trafiliśmy na warsztaty, mieliśmy takie "zobacz, my to robiliśmy, ale nie wiedzieliśmy, że to się nazywa tak i tak". Nie poszliśmy znaną ścieżką, dlatego odkrywaliśmy mnóstwo rzeczy dookoła.
Dawid: – Zaczęliśmy się bawić energią seksualną, bo pojęcie energii było już nam znane, więc pracowaliśmy z tym, ze swoimi ciałami, ze swoim spojrzeniem, z oddechem. Jednocześnie nie finalizując tego w stary sposób. W tym czasie znajomi powiedzieli, że pojawia się w Polsce ktoś z Zachodu, kto będzie prowadził warsztaty tantry, i że według nich to coś dla nas. Rzeczywiście to było coś dla nas. Już po jakimś czasie nauczyciele, u których praktykowaliśmy, powiedzieli, idźcie i nauczajcie. Zosia jest psychologiem, ja filozofem, mamy szkoły terapeutyczne, z tego miejsca zobaczyliśmy, jak olbrzymie deficyty mają ludzie w relacjach i jak narzędzia, którymi my dysponujemy, są w stanie im pomóc. Jesteśmy pewni, że to działa, bo 18 lat jesteśmy razem, a i warsztatów zrobiliśmy już kilkaset.
Zosia i Dawid Rzepecki - terapeuci relacji zajmujący się związkami i ich intymnym rozwojem. Nauczyciele tantry. Zosia z wykształcenia jest psychologiem, Dawid filozofem. Autorzy książki pt. „Życie seksualne rodziców. Jak budować długoterminowe związki partnerskie”. Wyd. Natuli oraz kursu online dogranapara.pl Prowadzą zajęcia od 2004 roku (Dawid od 1999) w Polsce i kilkunastu krajach świata.
Zosia z wykształcenia jest psychologiem, Dawid filozofem. Ukończyli także Dwuletnie Studium Psychoterapii metodą Psychologii Zorientowanej na Proces, Klasę Counselingu – „Wzajemnego pomagania” (Reevaluation Counseling) metodą Harveya Jackinsa, staż zawodowo szkoleniowy z Terapii Krótkoterminowej BSFT – „Brief Solution Focus Therapy”, Szkolenie SAR – Trening Ponownej Oceny i Restrukturyzacji Postaw wobec Seksualności (Sexual Attitude Reassessment and Restructuring Training), akredytowany przez American Association of Sexuality Educators, Counselors and Therapists. Dawid uczestniczy w stałej psychoterapeutycznej grupie superwizyjnej prowadzonej przez Wojciecha Eichelbergera. Współpracowali także ze znanymi i cenionymi w świecie nauczycielami tantry i seksualności, m.in. z Diane i Kerrym Riley autorami światowego bestsellera „Rytuały więzi małżeńskich”, ze szkołą Tantra Essence Mahasatvaa Ma Anandy Sarity oraz z Deborą Sundhal autorką światowego bestsellera „Kobieca ejakulacja i punkt G”. Rodzice dwóch (Dawid trzech) córek.