Są sytuacje, których zapomnieć się nie da. Są doświadczenia, które kształtują. Zwłaszcza jeśli mówimy o tych, które były naszym udziałem w dzieciństwie. Pod tym stwierdzeniem podpisują się bohaterowie tego reportażu, reportażu o przemocy rówieśniczej. Choć dziś to osoby dorosłe, wciąż pamiętają tamten wstyd i upokorzenie, lęk przed byciem sobą.
***
To jest akcja Grupy naTemat, która ma zwrócić twoją uwagę na problem przemocy rówieśniczej wśród nastolatków. Doświadcza jej co trzecie dziecko w wieku szkolnym. Publikujemy serię tekstów, w których dotykamy tego problemu z wielu stron, rozmawiamy z ofiarami i oprawcami, specjalistami czy rodzicami. Do akcji zaprosiliśmy także osoby znane, które opowiedziały o swoich trudnych doświadczeniach z czasów szkolnych. Wszystkie materiały można znaleźć tutaj.
***
Kamila: Czasami zastanawiam się, jaka bym teraz była i gdzie bym była, gdyby nie to, co się wtedy działo. A przecież działo się tyle lat temu...
23 lata wcześniej
Powiedzmy, że jest początek wiosny, że dzieje się to w czwartek, że trwa właśnie lekcja języka polskiego. Nauczycielka chwali Kamilę za plakat, który przygotowała. Dziewczynka powinna się cieszyć, ale jest zawstydzona. Nie lubi, gdy uwaga klasy skupiona jest na niej. Wolałaby być niewidzialna.
Na plakacie trzeba jednak coś poprawić, dodać jakąś literę albo słowo. Potrzebny jest marker koloru czarnego. Nauczycielka pyta, czy ktoś z uczniów ma taki, bo chce go pożyczyć. Na chwilę.
Zgłasza się jedna z dziewczynek – Asia. Nie ma pojęcia, do czego marker był potrzebny. Gdy koleżanka z ławki uświadamia ją, że chodziło o poprawki na pracy Kamili – tej Kamili, z której pośmiewisko robią od kilku tygodni – ostentacyjnie, trzymając marker z obrzydzeniem w dwóch palcach, wyrzuca go do śmietnika.
Asia najwyraźniej jest z siebie zadowolona. Niektórzy się śmieją. Nauczycielka nie zwraca na to uwagi. A Kamila?
Kamila walczy ze sobą. Walczy, żeby się nie rozpłakać. Czy jest aż tak obrzydliwa? Czym sobie na to zasłużyła? Do oczu napływają jej łzy. Wie, że wystarczy, żeby przełknęła ślinę, żeby mrugnęła, a tego nie powstrzyma. Mimo starań nie daje rady. Łzy spływają po jej policzkach.
***
Jest coś, czego Kamila się boi. Wyśmiewana i upokarzana była już wiele razy, ale w głowie 11-latki jest scena, w której za nic nie chciałaby wystąpić. Dlatego, kiedy to się dzieje, uginają się pod nią nogi.
Po dzwonku na przerwę wyszła z sali ostatnia. Asia i Aneta stały przy schodach. Zawołały ją. Pierwsza odezwała się Asia. Powiedziała, że przepraszają, że to wszystko trwa już za długo, że nie tak miało być, po czym wyciągnęła rękę na zgodę. Kamila była zaskoczona i szczęśliwa. Poczuła ulgę. A one? One uśpiły jej czujność, bo dziecko, które jest gnębione, spodziewa się ciosu w każdej chwili.
Gdy i ona wyciągnęła rękę, Asia zabrała swoją i zaczęła się skręcać ze śmiechu. To tylko żart. Zakpiły z niej. Jak mogła pomyśleć, że one chciałyby się z nią znowu zadawać?
Kamila złapała plecak, zbiegła piętro niżej i schowała się w łazience. Zaczęła płakać. Płakała tak, jak jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się poza domem, w miejscu, w którym ktokolwiek mógłby zauważyć. Zresztą w domu płakała też tylko wtedy, kiedy była sama. Nie chciała, żeby ktokolwiek widział – inne dzieci, bo chciała być twarda, bliscy, bo nie chciała ich zasmucać, obciążać. Mama, tata i siostra mieli wierzyć, że jej dzieciństwo jest beztroskie.
Poza tym, gdyby mama cokolwiek zauważyła, pewnie poszłaby do szkoły i zrobiła aferę, a ona za nic nie chciała, żeby uznano ją za donosicielkę, skarżypytę. Zaciskała zęby i chroniła osoby, które ją krzywdziły. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu...
Blizny zostają
Dziś Kamila jest już dorosła. Przez lata nie umiała walczyć o siebie. To znaczy walczyła, jednak stawiała raczej na ciężką pracę i pokorę, a to nie zawsze się sprawdza. Zdecydowanie za dużo energii poświęciła na strach, na lęk przed tym, co wydarzy się jutro, co powiedzą ludzie, co pomyślą. Bała się oceny, odrzucenia.
– A przecież mogłam skupić się na sobie, na nauce, która sprawiała mi przyjemność, na rozwijaniu pasji. To jednak trudne, kiedy ciągle się boisz... – wspomina Kamila.
Po tamtych doświadczeniach zostały blizny. Pamiętała wydarzenia z dzieciństwa, ale żeby aż tak? Tak. Kiedy terapeuta tak to określił, poczuła, że ma rację, że to dokładniej o niej.
Wtedy chciała tylko przetrwać. Dokładnie pamiętam swoje myśli. – Panie boże proszę cię, niech to się już skończy, niech to się jak najszybciej skończy. Proszę, proszę, proszę pomóż mi, bo dłużej nie dam rady – przypomina swoje błagania Kamila.
Nie skończyło się, a ona dała radę. Robiła tak jeszcze bardzo długo, ukrywając emocje. Wreszcie organizm się zbuntował, nie miała siły na codziennie, normalne funkcjonowanie. Dlatego trafiła na terapię.
– Do dziś pęka mi serce, gdy myślę o tej dziewczynce, którą byłam. Chciałabym ją przytulić. Moje koleżanki były okrutne, a ja nie umiałam się temu przeciwstawić. Znosiłam wszystko po cichu. Udawałam radość i beztroskę. Bardzo potrzebowałam akceptacji. Uczyłam się dobrze, byłam dla wszystkich uprzejma, ale szczerze, a nie bo tak wypada. Nie rozumiałam, dlaczego mi dokuczają, obgadują mnie, wyśmiewają. Przecież nie robiłam niczego złego – przyznaje.
– Później nie chciałam się wychylać. Nie chciałam się z nikim kłócić, bo bałam się odrzucenia, bo bałam się, że ktoś oskarży mnie o coś niesłusznie. Bałam się głośno wyrażać swoje zdanie. Nawet jeśli nie ja byłam winna, robiłam wszystko, by naprawić sytuację – podkreśla.
Beata: Chyba najgorsze jest to, że za to, co się działo, zawsze obwiniałam siebie. Nadal tak jest. Uważam, że to moja wina i tak naprawdę bronię osób, które się nade mną znęcały.
21 lat wcześniej
Pierwsza szkolna wycieczka, pierwszy wyjazd integracyjny. Beata stoi przed lustrem w łazience i już wie z czego przed chwilą śmiały się dzieciaki, które rano przyszły do jej pokoju. Ma na twarzy pastę do zębów. Ktoś musiał wysmarować ją tym w nocy. Beata nie ma złudzeń... Nic z tym nie zrobi. Nie umie. Po prostu zmyje pastę, nic nikomu nie powie i będzie udawała, że nic się nie stało.
Nie tak Beata wyobrażała sobie naukę w gimnazjum. Izolować zaczęła się bardzo szybko. Błyskawicznie zrozumiała, że nie pasuje ani do tej elitarnej szkoły, ani do klasy pełnej prymusów, ani do koleżanek, które wyglądały inaczej niż ona – dojrzałej.
Nie przypuszczała, że tu zacznie się jej koszmar, że przerwy będzie spędzała zamknięta w łazience. Że będą jej zabierać telefon, a raz specjalnie wcisną trzy razy błędny PIN, żeby nie mogła odblokować komórki.
Nie przypuszczała, że weźmie udział w konkursie piękności i że zdobędzie tytuł najbrzydszej osoby w klasie, że będą się z niej śmiać, nawet nie ukradkiem, a zupełnie otwarcie. Idąc do tej szkoły, nawet przez chwilę nie pomyślała, że będą mówić, że ma wielką dupę, że będą stawali w przejściach, żeby jej to przejście zablokować.
Tak robił Patryk, popularny dzieciak, bananowy chłopak. Korzystał z każdej okazji, aby jej dokuczyć. Tamtego dnia też nie mógł się powstrzymać. To tylko chwila, jedno zdanie, ale Beata pamięta je do dziś...
"Jesteś potwornie brzydka" – stwierdził. "Dziękuję" – odpowiedziała.
***
Wreszcie jest w domu. Tu jest bezpieczna. Myśli tak aż do tamtego dnia, kiedy przychodzą na jej osiedle. Wiedzieli, gdzie mieszka. Stanęli pod oknami i krzyczeli... Znowu drwiny, znowu wyzwiska. Potem robili tak jeszcze wiele razy.
Mama zapytała, kto to, co się dzieje? A ona wymyśliła, że to nic takiego, takie tam żarty kolegów. Nie mogła powiedzieć prawdy. Za bardzo się tego wstydziła, tego, że nikt jej nie lubi.
Przez pewien moment myślała, że coś się zmienia. Grupa dziewczynek otworzyła się na nią, przyjęła ją do siebie. Cieszyła się, że jest częścią tej paczki. Ale radość nie trwała długo. Okazało się, że to też żarty, że robią sobie z niej "jaja". Znowu była pośmiewiskiem.
Pękło jej serce, ale o tym też nikt się nie dowie. Doszła do wniosku, że zasługuję na to, że inne dzieciaki mogą się tak zachowywać, mogą jej dokuczać, bo jest dziwaczna, bo wygląda dziecinie, bo tata odwozi ją do szkoły, bo była trzymana pod kloszem.
Żal mi tamtej dziewczynki
– Żal mi tamtej mnie. Byłam zupełnie sama, byłam wytykana palcami. Każda lekcja i każda przerwa była dramatem. Choć była taka Matylda, która nawet mnie lubiła. Artystka, strasznie egzaltowana i być może dlatego nie przejmowała się tym, co mówią inni, a mówili. Ktoś jej powiedział, że znajomość ze mną oznacza jej upadek, że ludzie stracą do niej resztki szacunku – mówi Beata.
Trudne szkolne doświadczenie ukształtowały ją. Tego nie da się zostawić w tyle. To przecież nie była jednorazowa sytuacja. – To zawsze w tobie siedzi. Wtedy nie mówiło się o takich rzeczach, jak znęcanie się w szkole. Albo pasowałeś, albo nie. Wiedziałam, że jestem w tym sama. Nauczyciele też jakoś szczególnie mnie nie szanowali, bo nie byłam najlepszą uczennicą. Nie wiem nawet, jak dostałam się do tego gimnazjum. Lata tam spędzone były tragedią – przyznaje kobieta.
W liceum było inaczej. Beata wiedziała, jak ma się zachować. Poza tym nowa szkoła nie była już tak prestiżową placówką, jak znienawidzone gimnazjum. Gimnazjum do którego poszła, bo marzył o tym jej tata. Nie ona.
– Do liceum, które było połączone z tamtym gimnazjum, się nie dostałam. I całe kurwa szczęście. W liceum znowu byłam lubiana. To sprawiło mi radość i miałam powera do nauki – dodaje rozmówczyni.
– Nie lubię wracać do mojej przeszłości, nie lubię o niej mówić, wolałabym, żeby jej nie było, więc jest to smutne, bo jestem trochę bez przeszłości. Wypierałam różne emocje. Kontakty z ludźmi też nie należały do najłatwiejszych. Musiałam chodzić na terapię – opowiada Beata.
Beata musiała mieć twardą skórę. Twarda skóra oznaczała jednak także emocjonalny pancerz. – Nic do siebie nie dopuszczałam. To wszystko zaowocowało depresją, stanami lękowymi, byłam zagubiona i nadal jestem, ale już zupełnie inaczej, bo siebie znam. Takie rzeczy pokutują. Czasem dzieciaki nie mówią o tym, czego doświadczają, bo się wstydzą. Ja się wstydziłam – zaznacza.
Michał: Często zastanawiam się, czy szkoła lub rodzice w ogóle są w stanie systemowo bronić dzieci i młodzież przed nękaniem.
10 lat wcześniej
Michał ma dwa lata, gdy jego mama odchodzi od ojca chłopca. Kobieta poznaje innego mężczyznę. Matka i syn trafiają, jak będzie mówił dwudziestojednoletni Michał, z deszczu pod rynnę. Ojciec był alkoholikiem, ojczym hazardzistą.
Bieda, awantury i rękoczyny – tak wygląda codzienność dziecka. Dziecka, które nie jest przebojowe, nie ma zadatków na gwiazdę, na przywódcę grupy. Żle jest już w przedszkolu, gdzie Michał jest popychadłem dla 5 i 6-latków.
Dziewczynki go szczypią, chłopcy szturchają. Nikt nie zaprasza go do zabawy, a jeśli już tak się zdarzy, otrzymuje role osób, którymi inni mogą zarządzać. Weźmy na przykład taką zabawę "w pracę". Koleżanki to kierowniczki, on to sprzątaczka. Michał będzie przekonany, że wszystko to dzieje się dlatego, że był słabszy. Nadzieją na zmianę jest szkoła podstawowa, ale nie zmienia się nic. Jest nawet gorzej. Specjaliści diagnozują u chłopca zaburzenia koordynacji ręką-oko. A co to oznacza? Brak kolegów, bo przecież kopnięcie piłki do bramki, jest poza możliwościami Michała. Nawet dziś pamięta, co wtedy czuł, co słyszał podczas każdej lekcji WF-u: "Ku***a, co ty odpie***sz", "Ty debilu jeb***y", "No ku***a kopnij te piłkę".
***
Bierność, znieczulica i ślepota. Tym według Michała "wyróżniają" się jego nauczyciele. Co gorsza, do krzywdy chłopca potrafią dołożyć kolejną cegiełkę.
Całą trzecią klasę szkoły podstawowej Michał przesiaduje w gabinecie pedagoga, słuchając uwag na swój temat – to klasa donosi o jego błędach. Błędach, które, jak utrzymuje chłopak, nie miały miejsca. W piątej klasie wychowawca obniża mu ocenę z zachowania. To przekreśla jego szansę na czerwony pasek mimo wysokiej średniej.
W klasie 6 zaczynają się problemy ze zdrowiem psychicznym. Tu czarnym charakterem jest wicedyrektorka i jednocześnie nauczycielka języka polskiego. Michał czuje, że kobieta nastawia klasę przeciwko niemu. Głośno komentuje jego nieobecności, wciąż mówi o konsekwencjach, które trzeba wobec niego wyciągnąć.
W szkole podstawowej na stres jego organizm reaguje biegunką, w gimnazjum trzeba już mówić o depresji, zaburzeniach lękowych, zaburzeniach odżywiania. Nim skończy liceum popadnie w alkoholizm.
Wiele wydarzeń wyparłem
– W gimnazjum przeszedłem przez piekło. Trafiłem do okropnie patologicznego środowiska, gdzie zioło, alkohol i papierosy były grane już od pierwszej klasy. To, co wbrew pozorom bolało mnie najbardziej, to nie teksty "wyj***ć ci pedale", tylko to, że wszyscy chłopacy w klasie podawali sobie dłonie na powitanie, a do mnie mówiono tylko "siema", ewentualnie witano mnie wrogim spojrzeniem – przyznaje Michał.
– "Nie jesteś mężczyzną tylko chłopcem", "zero to dla ciebie za wysoka ocena", "zamilcz, idioto", "jak ci się nie podoba, to zmień szkołę", to akurat były teksty ze strony nauczycieli. Wielu z nich przez wzgląd na sam brak sympatii do mnie zaniżało mi oceny końcoworoczne. Może nie robiłoby to na mnie większego wrażenia, gdyby nie fakt, że byłem strasznym kujonem. Ślęczałem nad książkami do 4 rano, żeby przyjechać na 7:25 na poprawę klasówki z fizyki, bo dostałem 3+ a nie 5 – dodaje.
Sytuacja zaczęła uspokajać się dopiero w liceum. Nie oznacza to jednak, że wtedy przyszła ulga. Nie. Oznacza to, że Michał zmienił taktykę. – Te wszystkie traumatyczne wydarzenia sprawiły, że w liceum nie było już tak strasznie. Przede wszystkim dlatego że po prostu przestałem się uczyć, a na wszelkie zaczepki reagowałem agresja – wspomina.
Mimo tego jego rówieśnicy kilkukrotnie robili podchody, by go upokorzyć. – Jednym z bardziej dosadnych przykładów był moment, kiedy do klasy wyciekło zdjęcie na którym widać mnie w intymnej pozie. Moja krzywda była dla nich na tyle zabawna, że fotkę zobaczyła nawet jedna z nauczycielek – mówi Michał.
– Ciężko jest mi zebrać i wymienić wszystkie przykłady nękania i krzywdy jakich doświadczyłem w szkole. Wiele wydarzeń już wyparłem, o innych próbuje zapomnieć. Bolesne jest tylko to, jak bardzo doświadczenia, na które nie zasłużyłeś, wpływają na twoje późniejsze dorosłe życie. Nie mogę zrozumieć tego, że przez tyle lat nikomu nie przyszło do głowy, żeby wyciągnąć do mnie rękę i zapytać, jak się czuję? – podsumowuje rozmówca.
***
Agnieszka Nawarenko: Historie, które mnie osobiście poruszają, mają wspólny mianownik – brak reakcji ze strony dorosłych. Nie mówię tylko o szkole, mówię też o rodzicach, o dalszej rodzinie. Poruszające są próby zawalczenia o siebie, próby, które się nie powiodły. Wtedy taka osoba rzeczywiście traci poczucie sensu, jest w bezsilności, bezradności. Po prostu się zapada. Przychodzą do mnie osoby po próbach samobójczych, z kilkuletnim doświadczeniem samookaleczania, bo miały takie okropne doświadczenia rówieśnicze.
***
Znajdujesz się w trudnej sytuacji, przeżywasz kryzys, masz myśli samobójcze?
– Telefon interwencyjny dla osób w trudnej sytuacji życiowej Kryzysowy Telefon Zaufania – wsparcie psychologiczne: 116 123 czynny codziennie od 14.00 do 22.00
– Całodobowe centrum Wsparcia dla osób w kryzysie emocjonalnym: 800 70 22 22
– Bezpłatny kryzysowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111
– Jeśli w związku z myślami samobójczymi lub próbą samobójczą występuje zagrożenie życia, w celu natychmiastowej interwencji kryzysowej zadzwoń pod numer 112 lub udaj się na oddział pogotowia do miejscowego szpitala psychiatrycznego.