Czyli naukowcy pomylili się i zamiast ocieplenia będzie ochłodzenie? Nic z tych rzeczy! Po prostu zespół pod wodzą prof. Stefana Rahmstorfa z Poczdamskiego Instytutu Nauk o Klimacie potwierdził, że skutkiem aktualnie obserwowanych zmian klimatu – wzrastających średnich temperatur, zmieniających się przepływów mas powietrza i podnoszącego się poziomu oceanów może być "nowa epoka lodowcowa".
Doprowadzić do wielkiego ochłodzenia mogą zauważalne już zmiany przepływu wód oceanicznych. Niemieccy naukowcy gruntownej analizie poddali prądy AMOC (ang. Atlantic Meridional Overturning Circulation), które odpowiadają za kształtowanie warunków atmosferycznych na świecie. W uproszczeniu chodzi o to, gdzie i kiedy masowo pojawiają się ciepłe lub zimne wody.
Przez 12 tys. lat były one dość niezmienne i przewidywalne. Dlatego tak długo półkula północna była jednym z najbardziej przyjaznych miejsc do życia. Eksperci z Niemiec zauważają jednak, że aktualne ocieplenie klimatu prowadzi do możliwego załamania dotychczasowego schematu AMOC.
Niepokój budzi nasilenie się zjawiska, w którym przy wschodnim wybrzeżu Ameryki Północnej gromadzą się duże ilości ciepłej wody, a jednocześnie u południowego krańca Grenlandii skoncentrowane są masy niezwykle zimne. To powoduje, że finalnie chłód pchany jest w kierunku Wielkiej Brytanii i kontynentalnej Europy.
Utrzymanie tego stanu naprawdę istotnie może zmienić klimat naszej części świata. Mowa tu o sytuacji, w której Anglicy musieliby przywyknąć do aury północnoskandynawskiej, zaś Norwegowie, Szwedzi i Finowie na południu swych ojczyzn żyliby w warunkach znanych dziś z Nowosybirska. W skrajnym przypadku średnia temperatura może spać nawet o 30 stopni względem aktualnej wartości.
Prasa bulwarowa ustalenia Poczdamskiego Instytutu Nauk o Klimacie zdążyła już przedstawić jako zapowiedź ziszczenia się scenariusza z hollywoodzkiego hitu "Pojutrze", ale w rozmowie z "Die Tageszeitung" prof. Stefan Rahmstorf nieco uspokaja.
– Jeśli chodzi o punkt krytyczny cyrkulacji północnoatlantyckiej, mówimy o ryzyku, a nie o pewnej konsekwencji zmian klimatu. Jednak najważniejsze jest to, że w świetle katastrofalnych konsekwencji, jakie miałoby takie zdarzenie, uważam to ryzyko za niedopuszczalnie wysokie – wyjaśnił.
Straszenie historią z filmu "Pojutrze" ekspert jednak mediom odradza. – Ten scenariusz był zdecydowanie przesadzony. Kiedy film ujrzał światło dzienne, rozmawiałem z Jeffreyem Nachmanoffem. Wiedział o tym i mówił: Gdybyśmy kręcili filmy dla kilku milionów widzów, przestrzegalibyśmy praw fizyki. Jednak robimy filmy dla kilkuset milionów widzów, obowiązują prawa Hollywood – wspominał Rahmstorf.