Trzy lata po katastrofie ekologicznej na Odrze
naTemat extra

"Świat się zawalił"

Reportaż jest częścią redakcyjnej akcji naTemat "Oda do Odry". To nasz hołd wobec rzeki, która przed trzema laty doświadczyła największej katastrofy ekologicznej. I dalej jest niszczona przez przemysł i człowieka. Nikt nie dał jej czasu na regenerację, mimo że dwa rządy obiecywały. Ta rzeka jest tykającą bombą, kolejna katastrofa w każdej chwili może się powtórzyć. Znów na naszych oczach.  Chcemy Was zatrzymać i pokazać, że bez rzeki, bez wody, nie będzie też nas. O tym, jak bardzo jesteśmy powiązani przeczytacie w najbliższych tygodniach na łamach naTemat. Oddajemy głos: hydrologom, biologom, ichtiologom, prawnikom, ale przede wszystkim ludziom, którzy są blisko rzeki od dawna.
I bronią jej praw. Teraz walczą o nadanie Odrze osobowości prawnej, by móc reprezentować ją w sądach. Wy też możecie dołączyć, tu 
zostawiamy link. Podpisów nie złożycie online.
Pojechaliśmy jej się przyjrzeć.
Zobaczyć, jak bardzo jest poraniona.
Wsłuchać się w głosy tych, którzy ją kochają. 
Tych, którzy zrobią wszystko, żeby ją uratować.
Górzykowo (woj. lubuskie, gm. Sulechów). Stare domy, pensjonaty, zakurzone strychy i zapomniane piwnice. Słynny dworek. Winnice.  
Jest i ona. Jeszcze niedawno tętniąca życiem. Serce Górzykowa i innych okolicznych miejscowości. Część tożsamości mieszkańców. Ukojenie turystów szukających spokoju.
Odra.
Nigdy samotna. Latem jej brzeg był pełen ludzi, śmiechu dzieci, rozmów. Wędkarze w skupieniu zarzucali spławiki z nadzieją na leszcza czy okonia. Jej spokojny nurt koił.
Zimą skuta lodem, popękana, skrząca się w słońcu.
Teraz opustoszała.
Piotr i Małgorzata Twarowscy otwierają przed nami swój dom, leżący u jej stóp. Z okien widzimy srebrzystą taflę wody. Dziś jest wyjątkowo spokojna. Gospodarze zapewnią nas, że Odra nigdy nie jest taka sama. Codziennie zaskakuje – światłem, kolorem, ruchem wody.
Małgorzata uwielbia ją zatrzymywać w kadrze. Na ścianach domu wiszą fotografie: zachód słońca nad rzeką, uchwycony ze starego mostu w Cigacicach – w złotym świetle dryfuje mała łódka zmierzająca w stronę Szczecina. 
Gdzie indziej – ujście Obrzycy do Odry, na tle nowego mostu na S3. Na zdjęciu ich syn. 
A potem Odra spowita mgłą. Milcząca, tajemnicza, skrywająca swoje historie. 
Twarowscy od początku byli jej wierni. 
 – Zamiast jechać do Grecji, woleliśmy spędzać cały tydzień nad Odrą, pływać na kajakach. To był nasz świadomy wybór. Nagle, trzy lata temu, w brutalny sposób zostaliśmy tego pozbawieni – mówi Piotr.

Fot.Maciej Stanik

Dobrze pamięta Odrę z dawnych, dziecięcych lat. Tak przejrzysta, że jak człowiek spojrzał, to sięgał wzrokiem na dwa, trzy metry w głąb. Inni mówią, że rzeka kiedyś też była brudna, ale on im wiary nie daje. Skoro żyły w niej różne gatunki ryb i raki, nie mogło być tak źle. Poziom wody był wtedy wyższy, po tafli sunęły barki. Brzegi Odry były czyste, bez stert śmieci, bez plastikowych butelek i puszek.
Była pełna ryb. Pełna życia.
Piotr Twarowski tłumaczy, że po powodzi w 1997 roku ekosystem się zmienił. Przedtem było dużo szczupaka, potem pojawił się sum – duży, drapieżny. Wyjadał mniejsze gatunki.  
Zawsze lubił wędkować. W przedpokoju wisi zdjęcie z ostatniej wyprawy. Teraz spławik leży nietknięty. To, co zobaczył, nie chce zniknąć z jego głowy. Ogromne ryby o martwych oczach wyrzucone na brzeg. Wystarczyło kilka minut, żeby wszystko się skończyło. 

OBEJRZYJ TAKŻE WIDEOREPORTAŻ:

Cmentarz

Lato 2022 roku. Odrą dryfują śnięte ryby. Tysiące duszących się jeszcze albo już obumarłych stworzeń. Woda wyrzuca na brzeg truchła. Rozkładają się w upalnym słońcu.  
W powietrzu unosi się odór, który świdruje w nozdrzach. Chciałoby się o nim zapomnieć, ale to niemożliwe. 
Rzeka doznaje krzywdy, nie ma już w niej życia. Jest zatruta. Odra staje się symbolem zniszczenia. 
Małgorzata nie potrafi mówić o tym bez emocji. 
– To była niedziela, cały dzień spędziliśmy nad Odrą. Dosłownie tutaj, po drugiej stronie, z okna widzimy to miejsce. To jest moja córka, to mój mąż. Płynie galar, którym kieruje nasz kolega – prezentuje zdjęcie, które zrobiła 7 sierpnia 2022 roku.
– Tego dnia kąpaliśmy się, moczyliśmy nogi, spacerowaliśmy ze stopami w wodzie. Nie byliśmy świadomi zagrożenia. Dopiero później usłyszeliśmy, że Odra jest zatruta. Teraz wiemy, że pojawiła się przyducha. Dwa dni później, we wtorek, pierwsze śnięte ryby zaczęły spływać do Cigacic – mówi Małgorzata. Zaczyna płakać. 
 – Baliśmy się zejść nad Odrę. Stała się cmentarzem.
Piotr podkreśla, że ktoś, kto nie widział tych obrazów, nigdy tego nie zrozumie. Sam nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył.
– Myślałem, że świat się zawalił. Jak w ciągu kilku dni pozwolono zabić to wszystko, co było w rzece? Nie przekonuje mnie tłumaczenie, że wody było za mało. To nie brak wody był problemem, tylko ludzka ingerencja, która trwała przez lata. To nie było tak, że ktoś po prostu wysypał sześć wagonów soli do rzeki. Ta sól musiała być wlewana do Odry przez długi czas, gdzieś się osadzała. A woda spadała. 
Najbardziej boli go to, że nikt nie zareagował. Gdyby instytucje odpowiedzialne za ochronę rzek pilnowały Odry, być może udałoby się wstrzymać dopływ soli, dotlenić wodę, uratować życie, które w niej tętniło? Nie rozumie, dlaczego w XXI wieku, w kraju, który dysponuje monitoringiem, dronami i technologią pozwalającą kontrolować stan rzek, tak późno podjęto działania.  
Dlaczego ktoś pozwolił tysiącom ryb i całemu ekosystemowi po prostu umrzeć? 
– Czy ci, którzy podejmują decyzje, kiedykolwiek byli nad rzeką? Czy widzieli, jak żyje? – pyta. 
I dodaje, że Odrę kochali zwykli ludzie. Ci, którzy nie potrzebowali dalekich podróży, egzotycznych kurortów i zdjęć z drugiego końca świata. Dla nich Odra była wystarczająca. 
Doceniali to, co mieli tuż obok.  
– Nie mówię tylko o jednej wiosce czy jednej miejscowości. Mówię o Zielonej Górze i wszystkich osadach w promieniu 20-30 kilometrów. Każdy, kto miał jakikolwiek związek z Odrą, był jej częścią – podkreśla.
I szybko dorzuca: – Nie odkryliśmy nagle Ameryki, że Odra jest piękna – ona zawsze taka była. Jednak w czasach komunizmu niewiele się z nią działo. Pływały po niej jedynie barki. Przez ostatnie 20 lat Odra stopniowo wracała do świetności. Aż nadszedł rok 2022. I myślę, że zabrał ludziom ogromną część ich życia.
 *** 
Twarowscy się boją. Że po całym tym hałasie, protestach, działaniach garstki ludzi próbujących nawet uznać osobowość prawną rzeki, wszystko ucichnie.
Że nic się nie zmieni.
Że miejsce, które kochają, będzie znów skażone i martwe.
Że zabraknie interwencji. 
– Jeśli tak się stanie, jaki sens będzie miał dla nas ten dom? Chciałaby pani mieszkać nad ściekiem? – pyta Piotr.

Fot. Maciej Stanik

Mówią, że nie widać żadnego światełka w tunelu. Nie pojawiły się nowe przepisy, nie wprowadzono regularnych kontroli. Nie ma łodzi monitorujących stan rzeki.
– Po prostu nic się nie dzieje. Sprawa ucichła. Temat zamknięty. Może w tym roku woda znowu będzie niska. I znów będziemy mieć śnięte ryby... – Piotr mówi o tym najczarniejszym scenariuszu. 

Terapia

Beata Zientarska jest mieszkanką Górzykowa od dwóch lat. Wbiega do domu Twarowskich na chwilę z wizytą. Energiczna, roześmiana.
Zdąży nam powiedzieć, że zakochała się w Odrze i otaczającej ją przyrodzie. Widziała w życiu wiele miejsc, ale przygnało ją właśnie tu. Już na zawsze. Dla niej Odra to nie tylko część krajobrazu. To przestrzeń dająca ukojenie i odpoczynek. 
– Rzeka pełni rolę terapeutyczną. Po długim, intensywnym dniu pracy z radością wracam tutaj. Idę na spacer nad rzekę. Zachwycam się wszystkim wokół: trawami, drzewami, wodą. O każdej porze roku Odra ma w sobie coś magicznego – uśmiecha się.

Fot. Maciej Stanik

Beata latem wsiada w kajak albo wybiera się na przejażdżkę rowerową wzdłuż wałów. 
 – Dla mnie Odra to harmonia – cisza, spokój, woda. Czego chcieć więcej? – pyta.
Wie, że Odra to nie tylko natura, ale też atrakcja turystyczna, która przyciąga ludzi do Górzykowa. Jeśli będzie zdrowa, znów stanie się w wizytówką regionu. Jeśli martwa – wymrze i turystyka. Ludzie nie będą chcieli pływać po ścieku, spacerować nad ściekiem i kąpać się w ścieku.

Czuć niepokój

Druhowie z OSP Cigacice urzędują w skromnym blaszaku w Górzykowie. Kiedy dojeżdżamy, część z nich prowadzi zajęcia dla dzieci i młodzieży na świeżym powietrzu. Uczą ratować ludzkie życie.
Marzą o nowym wozie strażackim, który pozwoliłby im lepiej pełnić swoją misję. Dysponują za to łodzią ratowniczą. Musi im to wystarczyć, żeby samodzielnie patrolować wodę. Sprawdzają podejrzane miejsca, uważnie obserwują taflę Odry.

Fot. Maciej Stanik

Muszą być czujni. Mieszkańcy coraz chętniej pojawiają się nad rzeką.
– Zaufanie do rzeki powoli wraca, pewnie dlatego, że w ciągu ostatnich dwóch lat sytuacja się nie powtórzyła. Jeśli jednak coś takiego wydarzyłoby się ponownie, sądzę, że ludzie na długo chcieliby zapomnieć o tej rzece. Myślę, że dziś są już bardzo wyczuleni na wszelkie niepokojące sygnały – zauważa Dawid Krawiec, druh ratownictwa wodnego OSP Cigacica. 
Jak wspomina katastrofę na rzece? 
– Z racji tego, że jesteśmy na dalszym kilometrze, spodziewaliśmy się, że problem dotrze także do nas. Pierwsze zgłoszenia od wędkarzy, którzy łowili w tej okolicy, dotyczyły pojawiających się śniętych ryb. Mieszkańcy, działając w czynie społecznym, zaczęli odławiać ryby. Po kilku dniach akcja została już dobrze zorganizowana przez straż pożarną. Centralnym punktem na naszym odcinku była przystań w Cigacicach, gdzie zjawili się również aspiranci szkół pożarniczych – z Częstochowy, Poznania i innych miejscowości. W sumie codziennie w akcji uczestniczyło około 120-130 osób – druhowie ochotniczych straży pożarnych, aspiranci szkół pożarniczych oraz zawodowi relacjonuje – opowiada Krawiec.

Fot. Maciej Stanik

W rękawicach i maskach, które chroniły przed nieznośnym smrodem gnijących ryb, odławiali je i przekazywali do utylizacji. Ilości były ogromne. 
– W tamtym momencie najważniejsze było, aby zwierzęta, które korzystają z rzeki i mogłyby zjeść martwe ryby, nie były już narażone na truciznę. Do dziś niektórzy wciąż czują niepokój, nawet gdy łowią ryby rekreacyjnie – przyznaje. 

Oderka

Tak jak Tadeusz, mieszkaniec Zielonej Góry, którego spotykamy na łowisku w Cigacicach (gm. Sulechów), urokliwej wsi na wzgórzu wzdłuż środkowego odcinka Odry. W oddali, w nieśpiesznie zachodzącym słońcu połyskuje wieża neogotyckiego Kościoła Świętego Michała Archanioła.
Tadeusz zarzuca wędkę i z cierpliwością czeka na ruch spławika. Jest tu od 9 rano. Pierwszy raz od katastrofy na Odrze.  
Mimo że ma bliżej jezioro Paklicko Wielkie i własną łódkę, coś go nad tę rzekę jednak ciągnie. Mówi o niej z czułością: Oderka.  

Fot. Maciej Stanik

– Jeszcze krótko przed katastrofą wędkowałem na Odrze – często wpadałem tutaj po pracy, żeby się zrelaksować. Ale po tym, co się stało, przestałem. Dopiero dzisiaj zdecydowałem się wrócić, tak spontanicznie, żeby zobaczyć, czy coś się zmieniło. Teraz trochę się waham, ale obserwuję grupy wędkarskie, widzę, że inni łowią, więc pomyślałem: "Pojadę, zobaczę". Dzisiejszy dzień to taki test – przyznaje Tadeusz.
Złowił płotki i jednego leszcza. Nie zależy mu na wielkich połowach i biciu rekordów. Tadeusz lubi posiedzieć nad wodą, nacieszyć się naturą. Mówi, że wędkuje dla spokoju ducha.  
– Człowiek się wyłącza, odrywa od wszystkiego. Nawet jeśli tylko szczytówka lekko drgnie – to już cieszy. Żona się śmieje, że ja to tylko jadę, żeby sobie posiedzieć. I ma trochę racji – siedzę do późna, ale dla mnie to jest najlepszy odpoczynek – mówi.

Ja się w tę Odrę zapatrzyłem

Marcowe ciepłe południe. Jesteśmy w porcie w Cigaciach. Za plecami Romana Włocha, bosmana i kierownika portu, woda spokojnie szemrze.
Cisza i spokój.  
– Proszę spojrzeć – wskazuje ręką na zapuszczone tereny.  
– To wszystko, co tu widzimy, powinno być wodą, a jest zarośnięte i zaniedbane. Żeby Odra odżyła naprawdę, trzeba zrozumieć, że rzeki nie da się zostawić samej sobie. Mówią: "Nie ruszajmy, bo ślimak fosforyzujący zginie!". To jest jakaś paranoja. Widzę, jak w Niemczech dba się o rzeki. Mówi się, że tam jest betonoza, ale jednak żyją łabędzie, przychodzą sarenki. Da się to pogodzić. Ale trzeba działać. Gdyby oczyścić pola międzyostrogowe, woda naturalnie zaczęłaby się pogłębiać. Odra by się sama oczyściła, a my nie musielibyśmy martwić się o sytuację, w której, przy poziomie wody 6,40 m, zostalibyśmy nagle zaskoczeni – mówi Roman.
Włoch nad Odrą się urodził. Odra to dla niego więcej niż rzeka. Choć kiedy miał sześć lat, omal go nie zabrała ze sobą. Ale on jej wybaczył. Bo potem dała mu już tylko dobre wspomnienia.
– Pamiętam, były żniwa, miałem dziesięć lat. Strasznie chciało mi się pić, ale nie miałem skąd tego picia wziąć. To napiłem się wody z Odry. Tu się i na raki chodziło, na ryby, kąpało się i z mostu skakało. Fakt, Odra niosła ze sobą muł i jakieś dziwne osady, które oblepiały skórę. Zanim dotarło się do miejsca, gdzie można było się porządnie umyć i opłukać, człowiek sztywniał – wspomina.

Fot. Maciej Stanik

Cigacice niegdyś tętniły życiem jako miejscowość wypoczynkowa. Przed II wojną światową były znane jako Luftkurort – uzdrowisko słynące z czystego powietrza, malowniczego portu i letniskowego charakteru. Okoliczne wzgórza zdobiły rozległe winnice, które nadawały krajobrazowi niepowtarzalny, sielski urok. 
– Po 1945 roku osiedlili się tu żołnierze, w tym mój stryjek, który był pełnomocnikiem armii i rozsyłał osadników na te ziemie. Ojciec też tu trafił – w 1946 roku, a rok później ja się urodziłem. Ale potem wszystko zaczęto rozbierać, a miejscowość podupadła. Winnicami nikt się nie zajmował, więc stopniowo zniknęły. Ludzie, którzy tu pracowali, to albo byli chłoporobotnicy, albo urzędnicy z chłopskim rodowodem – typowych rolników praktycznie nie było. Część pracowników portu miała swoje krowy – pasło się ich od pięćdziesięciu do sześćdziesięciu, a po drugiej stronie wsi było ich jeszcze więcej. Jako chłopak, w czasie żniw i wakacji, musiałem je wypasać. Każdy właściciel krowy był zobowiązany odpracować jeden dzień za każdą sztukę bydła, więc ile ojciec miał krów, tyle dni trzeba było spędzić na pastwisku. Zdarzało się, że przypadało mi cztery, pięć dni pasienia, zależnie od liczby krów w gospodarstwie – wspomina.

Fot. Maciej Stanik

Tęskni za dawnym życiem nad Odrą. Głośnym, tętniącym.
– Widziała pani te winnice na południowych zboczach? Uprawa zanikła. Restauracje? Zniknęły. Było tu siedemnaście restauracji, dziś nikt nawet nie pamięta, że kiedyś przyjeżdżali tu ludzie z Berlina i Hamburga na wypoczynek. A żegluga? Gdy opowiadam, że w latach 60. i 70. rzeka była jak Marszałkowska – w jedną i w drugą stronę coś płynęło – ludzie nie chcą wierzyć. Teraz Odra jest martwa. Woda za płytka, żegluga prawie nie istnieje. W 1998 roku postanowiłem coś zmienić. Wróciłem do Polski i tak się w tę Odrę zapatrzyłem. Chciałem, żeby mieszkańcy znów spojrzeli na rzekę. Bo wie pani, ludzie tutaj przez lata żyli tak, jakby tej Odry w ogóle nie było.
– I udało się? – pytam. 
– W dziewięciu zrobiliśmy za własne pieniądze przystań. To był początek. Teraz mamy marinę po drugiej stronie rzeki, od 17 lat tam bosmanuję. Ludzie zaczynają wracać do Odry. Przykład? W Nowej Soli, Bytomiu Odrzańskim, Krośnie – wszędzie zaczęły powstawać przystanie. Dzisiaj mam 42 miejsca w marinie, a zgłoszeń na ten sezon jest 56. Nie mam już gdzie pomieścić łodzi! To znak, że ludzie znów dostrzegli rzekę – cieszy się.

Fot. Maciej Stanik

Winowajca: człowiek

Z Odry i jej dopływów usunięto co najmniej 350 ton śniętych ryb, w tym 250 ton po polskiej stronie. Niektórzy naukowcy szacują jednak, że straty mogły być nawet dwa-trzy razy większe – liczba martwych ryb mogła sięgnąć 1 000 ton, a aż 80 proc. organizmów oczyszczających rzekę mogło wyginąć.
Nie ma wątpliwości – to nie był naturalny proces. Za tym, co się stało z Odrą, stoi człowiek. Tak wynika z raportu ekspertów przy Polskiej Akademii Nauk.
Wskazali oni, że jedną z przyczyn mogły być ścieki zawierające azot i fosfor. Te substancje sprzyjają rozwojowi fitoplanktonu, co mogło doprowadzić do niekontrolowanego procesu eutrofizacji. Dodatkowo do Odry trafiały zasolone odpady z przemysłu i kopalń, które stworzyły idealne warunki do masowego rozwoju tzw. złotych alg. Te mikroskopijne organizmy produkują toksyny śmiertelnie groźne dla ryb i innych organizmów wodnych oddychających skrzelami.

Fot. Maciej Stanik

Naukowcy zauważyli też, że niski poziom wody i prace na rzece mogły uwolnić metale ciężkie, biogeny i inne szkodliwe substancje nagromadzone przez lata na dnie. Nawet niewielkie poruszenie osadów mogło poważnie zatruć Odrę.
Ważnym czynnikiem był też wzrost temperatury wody – im cieplejsza, tym szybciej rozwijają się glony i inne procesy biologiczne.
To dodatkowo destabilizuje ekosystem. 
Naukowcy ostrzegają: jeśli zmiany klimatyczne będą postępować w takim tempie, w przyszłości możemy spodziewać się coraz częstszych i coraz poważniejszych katastrof ekologicznych.
Tomasz Włoch, syn Romana, przedsiębiorca, pamięta, jak media i politycy się zbiegli, kiedy doszło do katastrofy ekologicznej na Odrze.
A potem wszystko ucichło. Są komisje, działania wokół rzeki, ale nie dotykają one głównego problemu.  
– A problem jest ogromny: wody kopalniane, w których płynie sól. W 2023 roku i na początku 2024 mieliśmy trochę szczęścia – stan rzeki był wyższy, lata mniej gorące niż w 2022. To nas uratowało. A co będzie w tym roku? Dziś mamy marzec (wtedy rozmawiamy – red.), a temperatura jak w czerwcu. Sytuacja może się w każdej chwili powtórzyć. Jeśli dojdzie do takiego trucia jak w 2022, to Odra przestanie istnieć. Wtedy wyginęło 50 proc. ryb – mówi Tomasz Włoch.
Wyjaśnia, że problem dotyczy samego dna rzeki – wszystkich skorupiaków, małż i szczeżujów, które stanowiły fundament oczyszczania wody. To one, przez filtrację, dbały o czystość Odry. 
– W momencie, gdy te organizmy wyginęły, rzeka straciła swoją naturalną zdolność do samooczyszczania. A to, co wyginęło, nie odnowi się od razu – to proces na lata, jeśli nie dekady. Woda bez tych organizmów staje się martwa, niezdolna do samooczyszczania się.

Fot. Maciej Stanik

Tomasz Włoch obawia się, że jeśli sytuacja powtórzy się, to Odra nie odzyska swojej biologicznej równowagi.
Mówi też, że kiedyś wiedziano, jak dbać o rzekę: w latach 80. Odra była regularnie pogłębiana, oczyszczano pola ostrogowe, usuwano nadmiar mułu i żwiru w newralgicznych miejscach.
Teraz wszystko zarasta, muł odkłada się przez lata, nikt nie wie, co z tym zrobić. Wydobycie tego mułu i żwiru mogłoby się nawet opłacać. Kiedyś Odra była pogłębiana, a wydobyty żwir sprzedawano. Teraz? Prace na rzece zamieniły się w biznesy, w których pieniądze krążą, ale rzeka na tym nie korzysta.

Fot. Maciej Stanik

Zdaniem Tomasza, Wody Polskie powinny zająć się oczyszczaniem rzeki, a nie "budowaniem betonowych ostróg i grodzi za miliardy". 
Tomasz Włoch
Najpierw czysta rzeka, potem infrastruktura – taka powinna być kolejność. Ekologowie i ludzie zajmujący się rzeką wiedzą dobrze, że normą dla bezpiecznego poziomu zasolenia rzeki jest 850 mikrosiemensów w litrze wody. A my? My mamy 2400, czasem 2700.  
I dalej: – I smutne jest to, że tyle naobiecywano. Miała być ustawa, miała powstać stacja odsalania, miało się coś zmienić. I co? Zamiast o odsalaniu usłyszeliśmy, że KGHM (KGHM Polska Miedź S.A. to jedna z największych polskich spółek wydobywczych i hutniczych, specjalizująca się w produkcji miedzi oraz srebra – red.) zamierza budować największą tamę w Polsce – by powiększyć Żelazny Most, czyli jedno z największych na świecie składowisk toksycznych odpadów kopalnianych. 
Według ustaleń Radia Wrocław, nowe kierownictwo KGHM stanie przed wyzwaniem związanym z sytuacją w kopalni Polkowice-Sieroszowice. W kopalni tej, położonej zaledwie 15 km od Głogowa, codziennie wydobywa się miedź. Podczas eksploatacji dochodzi do napływu wód podziemnych, które są odpompowywane do zbiornika Żelazny Most. Kiedy zaczyna brakować w nim miejsca, nadmiar wody jest kontrolowanie odprowadzany do Odry. 
To, zwłaszcza w okresach niskiego stanu wody w Odrze, może prowadzić do kolejnej katastrofy ekologicznej na rzece.

Fot. Maciej Stanik

Od lutego trwa zbiórka podpisów pod obywatelskim projektem ustawy, która ma uznać osobowość prawną Odry. Dzięki temu rzeka zyskałaby konkretne prawa oraz miałaby specjalny komitet upoważniony do jej reprezentowania, na przykład w postępowaniach sądowych. Inicjatorzy projektu dążą do zapewnienia Odrze skuteczniejszej ochrony niż dotychczas.
 – Wspaniała idea, ale w polskich realiach trudna do zrozumienia. Bo ci, którzy żyją z rzeki – wodniacy, ludzie transportu rzecznego – błędnie interpretują to tak, jakby ktoś chciał im rzekę zabrać – ocenia Tomasz.
I zaznacza: – A chodzi przecież o coś innego: o to, by dużo trudniej było ją truć, by firmy odpowiedzialne za katastrofy ponosiły konsekwencje. Dziś bardziej opłaca się płacić kary za zrzuty solanki do rzeki niż rozwiązać problem. Tymczasem technologia do odsalania wód kopalnianych istnieje – Kanadyjczycy dysponują rozwiązaniami, które pozwalają na oczyszczanie tych wód. Trzeba tylko chcieć.
Tomasz jest zdeterminowany w walce o rzekę. 
– Zrobimy paraliż Głogowa – zapowiada. – Zamkniemy jedyny most. Jedyną metodą jest rozprzestrzenienie informacji, że firma o zasięgu światowym nie radzi sobie z wodami kopalnianymi. A to właśnie ona jest głównym powodem zatrucia Odry. 

Święta Odra

Najpierw jest Wisła, a potem od razu ona: druga najdłuższa rzeka w Polsce. Ma źródło w Czechach, ale przepływa też przez Niemcy i Polskę. Nasz kraj ma dla siebie aż 742 km jej długości.  
W dawnych czasach rzeka nie była tylko ciekiem wodnym, częścią krajobrazu czy źródłem wody pitnej. 
Była święta. Odrę traktowano jak bóstwo, magiczną wodę, która ma moc i życiodajne właściwości. Mogła oczyszczać, uzdrawiać, dawać, ale też i zabierać. 
Była łącznikiem między światem ludzi a siłami natury. Symbolem odrodzenia i mocy. Żywiołem, wobec którego trzeba się pokłonić, podchodzić z pokorą, mieć szacunek. 
Wierzono, że Odrę zamieszkują rusałki i inne postaci nadprzyrodzone, których nastrój mógł przesądzić o ludzkim losie. Słowianie, chcąc zapewnić sobie ich przychylność, składali im ofiary. To miało zapewnić im urodzaj, dobrobyt, ochronę przed nieszczęściem i pomyślność. 

Fot. Maciej Stanik

W średniowieczu Odra stała się ważnym szlakiem transportowym: łączyła Śląsk, Wielkopolskę i Pomorze z Bałtykiem. Wzdłuż niej rozkwitały ważne miasta, np. Wrocław, Głogów, Szczecin czy Kostrzyn nad Odrą. Była także częścią potężnej sieci – Hanzy, czyli związku miast kupieckich Europy Północnej. 
Po II wojnie światowej Odra wyznaczyła nową rzeczywistość – stała się granicą między Polską a Niemcami. Ludność niemiecka została wysiedlona, a w ich miejsce przybyli Polacy – głównie z Kresów Wschodnich, ale też z innych zakątków kraju. Na Ziemie Odzyskane, w tym Śląsk, Pomorze Zachodnie i ziemię lubuską mówiono "Dziki Zachód". Wynikało to z panującego tam chaosu, braku stabilnej władzy, ciągłych ruchów ludności i niepewności jutra. 

Fot. Maciej Stanik

Odra dla nowych mieszkańców była obca. Nie mieli z nią więzi. Przybyli znad rzek, które znali od urodzenia – znad Wisły, Dniestru, Niemna, Bugu. Tu, nad Odrą, wszystko było inne. Musieli nauczyć się funkcjonować w zupełnie nowym środowisku.
Odra była dla nich przede wszystkim rzeką użytkową – wspomagała handel, dawała pracę, była źródłem wody. 
Z biegiem lat stała się ofiarą zanieczyszczeń.
Była pełna toksyn. 
Dopiero po transformacji ustrojowej w latach 90. zaczęliśmy poważniej przyglądać się temu, co dzieje się z Odrą – pojawiły się pierwsze realne działania na rzecz ochrony środowiska i poprawy stanu rzeki.
Niestety, tragiczne wydarzenia z 2022 roku brutalnie przypomniały, jak krucha potrafi być odbudowa ekosystemu. I jak łatwo można wszystko stracić.
Nie zapominajmy, że Odra bywa też żywiołem i groźnym przeciwnikiem. Przez wieki ludzie próbowali ją okiełznać, ale ona potrafiła przypomnieć o swojej sile, przynosząc straty, zniszczenie i śmierć.
Tak było choćby w 1997 roku, gdy tzw. "powódź tysiąclecia" wdarła się do domów i zabrała ze sobą całe dobytki.

Aleksandra Tchórzewska
Maciej Stanik





Autorzy artykułu:

Aleksandra Tchórzewska

Dziennikarka

Podobają Ci się moje artykuły?
Możesz zostawić napiwek

Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.

Sprawdź, jak to działa

Kwota napiwku

Wiadomość do autora (opcjonalnie)

Twój adres e-mail

Kod BLIK znajdziesz w aplikacji swojego banku