
Sztuka już dawno wyszła z muzeum i weszła do salonów. I nie chodzi o salony w stylu wersalskim, tylko nasze codzienne, małe saloniki w bloku. Kolekcjonerem może dziś być każdy. Nie potrzeba wielkich pieniędzy, ale odrobiny wyczucia i chęci. Sztuka leży na ulicy.
REKLAMA
A nawet więcej. Czeka na nas w internecie. Dziś za pomocą jednego kliknięcia można stać się posiadaczem dzieła sztuki. Nie potrzeba pośrednika, a jedynie przewodnika, bo świat „młodych obiecujących” pęka w szwach. Najlepszym miejscem do zakupów jest portal Artvolver, gdzie znajdziemy wielu młodych grafików, fotografów i malarzy. Strona ułożona jest w bardzo przystępny sposób. Nazwiska twórców można tu sobie nawet posegregować wiekiem. Kupujemy tylko trzydziestolatków? Nic prostszego. Trudne są tylko same zakupy, bo jak to w internecie bywa, nie da się przed transakcją, naszego przedmiotu pożądania, dotknąć. Jeśli więc nie umiemy kupować bez dotykania, to na Etsy.com czy Artvolverze możemy się tylko rozeznać a z transakcją poczekać na targi sztuki.
W Warszawie raz do roku odbywa się Salon Zimowy, gdzie można spotkać twórców, kuratorów i galerzystów. Dotknąć więc można nie tylko samego dzieła, ale także jego autora, który na pewno chętnie opowie o swoich pracach. Innym miejscem, gdzie zakupy są łatwiejsze niż w internecie, jest odbywający się w różnych miastach Art Yard Sale, gdzie oprócz grafik i obrazów znajdziemy również modę i sztukę. Adresem obowiązkowym dla początkujących kolekcjonerów jest oczywiście galeria Raster, gdzie co pewien czas odbywają się targi sztuki, galeria fotograficzna Czułość, gdzie kupić można na miejscu, czy BWA Warszawa, która słynie z wyłapywania młodych talentów. Po prace młodych ilustratorów można się przejść na Targi Rzeczy Ładnych – cyklicznie odbywające się w Domu Towarowym Braci Jabłkowskich, czy na Och!Bazar!. Miejsc i okazji jest sporo. Pytanie tylko kogo kupować i jak nie zgubić się w gąszczu sztuki. Nie wiesz? To zobacz nasz MINI subiektywny przewodnik po „młodych zdolnych”.
Zrób mi foto
Trudno kupuje się fotografię. Trudno ze względów psychologicznych. W końcu dlaczego mamy płacić konkretne pieniądze za zdjęcie, które można odbić miliony razy. Jeśli chcemy jednak kolekcjonować sztukę, a naprawdę warto, to trzeba zapomnieć o takim myśleniu. Z resztą większość dzieł fotograficznych sprzedawana jest w seriach i jeśli ufać autorowi, a ufać trzeba, to na rynek trafia jedynie kilka lub kilkanaście odbitek. Do nazwisk, które trzeba mieć na celowniku na pewno należy Przemek Dzienis, który specjalizuje się w sterylnych portretach, które badają zależności jakie wynikają z konfrontacji człowieka z przedmiotem i Bownik, którego fotograficzna kompozycja martwych roślin zaaranżowanych przy pomocy pinezek, szpilek i drutów przyprawia o dreszcze. Piękne dreszcze. Warto wpadać też co pewien czas do wspomnianej już galerii Czułość, gdzie szczególną uwagę należy poświęcić Kamilowi Zacharskiemu czy Pawłowi Eiblowi. Miejskie i modowe zdjęcia to specjalność Kuby Dąbrowskiego, który ostatnio wystawiał się w Zachęcie. Nie jest to może „młody obiecujący” artysta, bo sporo już swoimi pracami udowodnił, ale śledzić i kupować zawsze warto. Dobra okazją do poznania „świeżych i zdolnych” jest coroczny Miesiąc Fotografii w Krakowie, gdzie w sekcji Show OFF zaprezentowani są młodzi twórcy. Ceny można negocjować w krakowskich kawiarniach.
Pomaluj mi świat
Malarstwo jest dla koneserów. Nie ma jednak co się bać. Żeby być w miarę na bieżąco na pewno warto zajrzeć co pewien czas do magazynu „Art&Buisness”, który w przystępny sposób opowiada i pokazuje także młodą sztukę, i chodzić do galerii. Naszym skromnym zdaniem warto mieć na oku Mikołaja Moskala, Cezarego Poniatowskiego i Ewę Juszkiewicz. Pierwszy z nich to artysta minimalistyczny. Jego rysunki i obrazy skupione są na formach. Utrzymane w jednolitej tonacji prace są harmonijne i mocne w wyrazie. Nie co bardziej ozdobne, ale wciąż skromne warsztatowo są obrazy Cezarego Poniatowskiego, który tak jak Moskal jest absolwentem Wydziału Grafiki. Jego mroczne, utrzymane w ciemnej kolorystyce prace przypominają powstałe na murze plamy czy uliczne graffiti. Zbudowane z kresek, obłych kształtów i plam kompozycje rozpychają się na obrazach tworząc dziwnie nieuchwytny wzór. Zupełnie inaczej rzeczywistość odbiera Ewa Juszkiewicz, której znakiem szczególnym są klasyczne, portretowe obrazy pozbawione twarzy. Jej prace przypominają renesansowe obrazy, gdzie zamiast oczu, nosa i ust widzimy wnętrze ostrygi albo zwinięty materiał. Bardzo tajemnicze i działające na wyobraźnię.
Zilustrowani
Prasa może i umiera, ale ilustracja żyje i ma się nad wyraz dobrze. Czego dobrym przykładem może być fakt, że popularny magazyn o gotowaniu Kukbuk ,w każdym numerze zamawia oprawę graficzną u innego ilustratora. Jeśli więc lubicie sztukę i jedzenie, to szukajcie tam inspiracji bo redakcja ma oko na najlepszych. Bez jedzenia też można dobrze trafić. Arobal, Jan Bajtlik, Ola Niepsuj, Dawid Ryski, Daria Malicka czy Ola Cieślak to tylko kilka nazwisk, które są jak najbardziej w modzie. Każdy ma inny styl i każdy do perfekcji opanowaną kreskę. Tu wybór zależy od naszej fanaberii. Czy ma być bardziej retro, jak u Arobala, czy może graficznie jak u Bajtlika a może słodko a la Cieślak. A może wszystko na raz, bo przecież dobrej sztuki nigdy za wiele. Nawet tak ekstrawaganckiej jak książka, bo okazuje się, że ona też może być dziełem sztuki. Nie wierzycie? To odwiedźcie stronę wydawnictwa Mundin, stworzonego przez Grażynę Kulczyk i Honzę Zamoyskiego. Tam to dopiero jest sztuka!