Na stronie internetowej Rady Społeczeństwa Obywatelskiego i Praw Człowieka przy prezydencie Federacji Rosyjskiej, przez moment opublikowane były prawdziwe wyniki marcowego referendum na Krymie. Według dotychczasowych informacji za przyłączeniem półwyspu do Rosji głosowało aż 96,8 proc. mieszkańców Krymu. Wedle nowych danych, było ich jedynie 50 proc. - w przeliczeniu na ogół uprawnionych do głosowania, to jedynie 15 proc. wyborców. Kontrowersyjne informacje zniknęły już ze strony internetowej Rady.
Do szokujących wiadomości dotarł dziennikarz Paul Roderick Gregory z amerykańskiego "Forbesa". Choć dane na stronie Rady Społeczeństwa Obywatelskiego i Praw Człowieka nie widniały długo, to zostały w porę wychwycone.
Z raportu, który opublikował wyłaniają się wyniki rażąco odbiegające od tego, co podawały rosyjskie i krymskie źródła. Wedle dotychczasowej wiedzy w referendum wzięło udział 83,1 proc. Krymczan. Okazuje się, że rzeczywista frekwencja wyniosła jedynie 30 proc.
Podobne rozbieżności są w przypadku liczby głosujących za przyłączeniem do wschodniego sąsiada. Rosjanie podawali, że za aneksją głosowało 96,8 proc. wyborców (82 proc. uprawnionych do głosowania). Gregory przekonuje, że mieszkańcy Krymu nie byli tacy skłonni do wchłonięcia przez Rosję.
Tylko 50 proc. głosujących poparło przyłączenie Krymu do Federacji Rosyjskiej, co stanowi jedynie 15 proc. wszystkich uprawnionych do głosowania. Dane te potwierdzające to, co władze ukraińskie i wielu zagranicznych obserwatorów podkreślało już wcześniej – referendum na Krymie pod rosyjskimi bagnetami zostało sfałszowane.
Na 11 maja w separatystycznych okręgach na wschodzie Ukrainy zaplanowano przeprowadzenie kolejnych głosowań. Po takiej wpadce jak na Krymie, do ich wyniku będzie należało podejść z dużym dystansem.