Długo czekaliśmy na taki film: „Obywatel roku” w kinach od 16 maja. Obecność obowiązkowa
Monika Przybysz
15 maja 2014, 13:17·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 15 maja 2014, 13:17
Obywatel Roku to film do zobaczenia w kinie i tylko w kinie, bo tylko duży ekran pozwoli docenić jego klimat. Zbudowany z fantastycznych kadrów które sprawiają, że widz niemal czuje mróz skandynawskiego powietrza, a biel śniegu bije w oczy. Nasycony poczuciem humoru klimat, który pamiętamy z najlepszych filmów braci Coen. Reżyser traktuje widza jak partnera, co i raz puszczając do niego „oko”, co czyni z oglądania filmu wyjątkową zabawę. Wydaje się, że twórca „Obywatela roku” działa według zasady: Ty wiesz, a ja wiem, że Ty wiesz – może pobawimy się razem?
Reklama.
Polacy kochają skandynawskie kino i kryminały. Zwłaszcza moda na te ostatnie ma się doskonale. Po Stiegu Larssonie i jego bijącej rekordy popularności serii "Millennium", bestsellerach z księgarni czy mrocznym "Wallanderze" przyszedł czas na "Obywatela roku", film Hansa Pettera Molanda.
Nils, nieco introwertyczny operator pługo - śnieżarki, za zasługi dla lokalnej społeczności i przepustowości dróg zostaje uhonorowany tytułem „Obywatela roku”. Wkrótce potem dowiaduje się o śmierci syna. Nils nie wierzy policji, która jako przyczynę śmierci chłopaka podaje przedawkowanie narkotyków. Postanawia sam rozpocząć śledztwo i wymierzyć sprawiedliwość.
"Obywatel roku" to pełna czarnego humoru komedia kryminalna. Sceny, utrzymane w stylu „Fargo” braci Coenów, wywołują salwy śmiechu. Wiem, bo byłam na pokazie przedpremierowym. Przykład, jeden z wielu: monolog gangstera, który z zapałem wylicza zalety norweskiego systemu więziennictwa: zęby wyleczyli, nakarmili, a czas pracy jeszcze wliczą do emerytury. Śmiech widzów to jednak nie bezmyślny rechot: doceniają „drugie” dno, krytykę społeczeństwa, które zasadę przestrzegania praw człowieka zmieniło w jej karykaturę.
W tytułową rolę "Obywatela roku" wcielił się Stellan Skarsgård, którego nie zdążyliśmy jeszcze zapomnieć ze świetnej roli w "Nimfomance" Larsa von Triera. W skandynawskiej produkcji gra twardego mściciela i pokazuje maksimum emocji, przy użyciu minimum mimiki twarzy, która przez cały czas pozostaje kamienna. Świetnie kontrastuje z nim szalony i nieprzewidywalny Hrabia (Pal Sverre Hagen).
Komedia absurdów, jeden z konkursowych filmów tegorocznego MFF w Berlinie, wchodzi na nasze ekrany w piątek 16 maja. Koniecznie idźcie do kina!